Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zły jestem….

 

Zły jestem na kota, co się z myszką bawi,

Do czasu, aż jej życia na koniec nie pozbawi.

I zły jestem na wilka, co gardło przegryza barankowi,

Chociaż ten dla niego zagrożenia, żadnego, nie stanowi.

 

I zły jestem na jemiołę, co soki z drzew wypija,

I jak podły pasożyt, ofiarę swą zabija.

Zły jestem na leśnika. I zły jestem na drwala.

Zły jestem na Naturę, co na to pozwala,

Albowiem bez niej by tego nie było,

 Lecz nie ma czegoś, co by to wszystko mi wreszcie wyjaśniło.

 

Jestem zły! Po ludzku normalnie wkurwiony,

Bo wiem, że los mój już z dawna jest przesądzony,

Że dla kosmosu gówno znaczy moje istnienie,

I że po ludziach nie zostaną nawet ich cienie.

 

Zły jestem, że mi nie dano o niczym zdecydować:

W jakim kraju się urodzę? Na co mam chorować?

Jakimi językami będę mówił? Jaką pisał prozę?

Jakie szczyty zdobędę? W czym mi Bóg pomoże?

 

Zły jestem na Boga. I to nie jednego,

Ale, z tych wymyślonych – dosłownie – na każdego.

I chociaż wiem, że innych nie ma, że nie istnieją,

To zły jestem, że jako dzieciak, żyłem tą nadzieją.

 

Zły jestem, że od dziecka mnie ludzie okłamują,

Że za mnie decydują. I na mnie pomstują,

Że mnie osądzają, chociaż jestem bez winy,

Jak wszyscy. Bo przecież na świat, przyjść, się nie prosimy.

 

W kłamstwie wychowany i kłamstwem otoczony,

Czuję się jak owoc, robactwem toczony,

Które zatruwa radość mojego istnienia,

I zabija nadzieję. Bo nic się nie zmienia.

 

Ileż mógłbym napisać tutaj o rojeniach,

Które miast radości, przyniosły mi cierpienia,

Które takie bliskie, realne się zdawały,

Nim ból i udrękę, realną, mi zadały.

 

Więc to nie my jesteśmy winni temu sami,

Że jesteśmy w to życie tak kompletnie uwikłani.

I żadnej z tego tytułu nie możemy ponosić odpowiedzialności,

I stąd nieważne, co ten czy ów, też uwikłany, kaznodzieja głosi.

 

Obserwując to przeciwieństw się ustawiczne ścieranie

Zdaje mi się, że nic nie jest uratować ludzi w stanie,

Albowiem jesteśmy tylko wydarzeniem, zjawiskiem we Wszechświecie

Po którym – być może – inne się pojawią. Lecz i te przecież  zmiecie,

Ewolucja. Proces, którego nic i nigdy nie powstrzyma

Albowiem z niej się bierze każdy skutek. I każda przyczyna.

 

Czy po takim zrozumieniu lżej na duszy się dzieje?

Czy lepsze to jest niż to, co głoszą kaznodzieje?

Nie wiem. I nawet trudno mi tego dociekać,

Uspokoję się chyba. I przestanę się wściekać…

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kładę się bezwładnie jak kłoda, droga z żelaza, czarna owca pod powierzchnią bałagan, para, hałas. Stukot setek średnic, mimikra zjełczałego stada, przedział, raz dwa trzy: nastał dusz karnawał. Chcą mi wszczepić swój atawizm przez kikuty, me naczynia, czuję dotyk, twoja ksobność, krew rozpływa się i pęka, pajęczyna przez ptasznika uwikłana- dogorywam. Stężenie powoli się zmniejsza, oddala się materia. Rozpościeram gładko gałki, błogosławię pionowatość, trzcina ze mnie to przez absynt, noc nakropkowana złotem, ich papilarne, brudne kreski, zgryz spirytualnie wbity na kość, oddalają mnie od prawdy, gryzą jakby były psem! A jestem sam tu przecież. Precz ode mnie sękate, krzywe fantazmaty! Jak cygańskie dziecko ze zgrzytem, byłem zżyty przed kwadransem, teraz infantylny balans chodem na szynowej równoważni latem.
    • kiedy pierwsze słońce uderza w szyby dworca pierwsze ptaki biją w szyby z malowanymi ptakami pomyśleć by można - jak Kielc mi jest szkoda! co robić nam w dzień tak okrutnie nijaki?   jak stara, załkana, peerelowska matrona skropi dłonie, przeżegna się, uderzy swe żebra rozwali się krzyżem na ołtarza schodach jedno ramię to brusznia, drugie to telegraf   dziury po kulach w starych kamienicach, skrzypce stary grajek zarabia na kolejny łyk wódki serduszko wyryte na wilgotnej szybce bezdomny wyrywa Birucie złotówki   zarosłe chwastem pomniki pamięci o wojnie zarosłe flegmą pomniki pogromu, falangi ze scyzorykami w rękach, przemarsze oenerowskie łzy płyną nad kirkut silnicą, łzy matki   zalegną w kałużach na drogach, rozejdą się w rynnach wiatr wysuszy nam oczy, noc zamknie powieki już nie płacz, już nie ma kto słuchać jak łkasz i tak już zostanie na wieki
    • @Migrena to takie moje zboczenie które pozostało po studiach fotograficzno-filmowych. Patrzę poprzez pryzmat sztuki filmowej i w obrazach fotograficznej - z moim mistrzami Witkacym i Beksińskim. 
    • @Robert Witold Gorzkowski nie wiem nawet jak zgrabnie podziękować za tak miłe słowa. Więc powiem po prostu -- dziękuję ! A przy okazji.  Świetne są Twoje słowa o Hitchcocku. O mistrzu suspensu. "Najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie narasta." Czasem tak w naszym codziennym życiu bywa :) Kapitalne to przypomnienie Hitchcocka które spowodowało, że moja wyobraźnia zaczyna wariować :) Dzięki.
    • @Robert Witold Gorzkowski myślę, że masz bardzo dobre podejście i cieszę się akurat moje wiersze, które nie są idealne i pewnie nigdy nie będą - do Ciebie trafiają. Wiersze w różny sposób do nas trafiają, do każdego inaczej, każdy co innego ceni, ale najważniejsze to do siebie i swojej twórczości podchodzić nawzajem z szacunkiem. Myślę, że większości z nas to się tutaj udaje, a Tobie, Ali czy Naram-sin na pewno. Tak to widzę :) Dobrej nocy, Robercie :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...