Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Ach, ten brak weny


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pamiętam jak nieraz wychodziłem w piękne, słoneczne dni do lasu. Wspaniałe widoki, wszędzie zieleń i ta cisza. Często robiłem to z myślą o napisaniu czegoś ,,unikatowego", ale jak na złość nic nie wpadało do głowy. Dopiero w domu, po paru miesiącach zostawał mi urok tamtych miejsc. Nie wiem czy graniczy to z upośledzeniem, że tak wolno muszę to trawić, ale bardzo rzadko skrobię coś poza domem ;p 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Napisałem kiedyś całkiem dobrze odebrany utwór (chyba o tytule ,,samotność") w szkole na okienku. Dziewczyny z grupy puściły durne musicale, których nienawidzę, ale powstał nawet niezły wiersz pod rytm jednej piosenki. Kompletnie nieświadomie... :D

A! Miałem też kiedyś taki nagły napad potrzeby pisania (właściwie bez konkretnego pomysłu) w klubie na palarni...Napisałem dziesięć i dalej podziwiam moje skupienie w tamtejszej sytuacji (ale o tym wstyd tak publicznie ;).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Też tak robiłem! Największą głupotą, którą znało chyba całe liceum, był ,,Żonkil dwulistny" :DD Wiersz prawdziwa poezja, tylko nie bardzo było wiadomo, co ,,autor" miał na myśli. Ale pytania mojej wychowawczyni polonistki, kto zmalował od nas taki ,,wierszyk", że szepczą go w innych klasach po ławkach... ( bo chyba tylko nasza klasa była taka artystyczna przez małe ,,a") :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A może to wstępna i konieczna faza - to "stwarzanie" białego szumu, białej przestrzeni w nas, białej kartki, białego ekranu..? Może wena najpierw wymiata z nas nasze własne zachcianki, pragnienia, żądze, czy podpowiedzi innych, żeby potem sama przemówić - dzwięcznie, lekko i czysto... Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @agfka gdybym mieszkała na wsi, też bym sobie chodziła do drewnianego kościółka, od czasu do czasu czegoś wysłuchała:)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A skąd Ty to wszystko wiesz, hę? Jaka znów elita. Kto my żyjemy?  Proszę nie narzucaj swojej propagandy i swojego wymiaru dla tego wiersza, chcesz to go skomentuj albo nie, ale daj sobie go czytać na innych poziomach, a nie tylko przez jakąś socialmedialną pararzeczywistość. Jeśli byś tam była, są tam groby moich bliskich. Dziwnie stromo jak na cmentarz. Pozdrawiam serdecznie.  
    • Ładny wiersz. Bieszczady przechowują wiele tajemnic, o których już nikt nie napisze. Pzdr
    • Przedzieram się przez gąszcze traw. W słońcu padającym z ukosa. W zarysie obłoku… W deszczu. Idę.  przemieszczam się jak cienista, senna mara…   Wszędzie wokół radioaktywny pył… Nie zmyły go deszcze. I nie zmyją.   Zbyt głęboko wryła się straszliwa śmierć.   Tam, w tej kępie krzewów, wątłe korzenie. Ostre liście raniące do krwi.   Jestem jak ta barowa ćma, co się miota ze skrzydłami oblepionymi błotem.   To już się działo tyle razy. I dzieje nadal. I wciąż…   Jak te przechadzki wzdłuż żeliwnych rur w podziemiach jakiegoś dawnego życia.   W tej pustej ziemi całują mnie czyjeś lodowate wargi.   Kto tu jest? Czy jest tu kto?   Znowu te same majaki. Mrugają do mnie w oparach absurdu.   Jakbyśmy się znali od lat.   Wlecze mnie po bezdrożach mojej podświadomości cała flotylla niestrudzonych widm.   (Dla nich to żaden mozół)   I mimo powtarzalnych do znudzenia chwytów wciąż daję się na to nabierać.   Bolą mnie już te słowa wypowiadane z metalicznym zgrzytem, w stukocie żelaznych kół.   Kto go wystukuje?   Nie wiem.   W przedziale wagonu, obok, przytula się do mnie pusta przestrzeń.   Skrzydła zasłon omiatają w pędzie skronie…   Dokąd tak jadę w tym szale podróży i gubiąc samego siebie?   Szepty w półmroku. Jakieś ciche westchnienia…   Ktoś coś pisze, próbując ułożyć z rozsypanych fragmentów spójną całość. Pod dyktando sennej zjawy zakutej w mżącą szarymi pikselami zbroję. O twarzy jakoś dziwnie znajomej.   Kto tu jest?   Ja? Ty?   Czy może ktoś jeszcze? Wiesz, nie mam siły wstać.   Przetacza się w tę i z powrotem, po podłodze,  pusta butelka po alkoholu.   Więc leżę, patrząc jak przepływa nade mną to sine oblicze pełne obojętności.     Mówi do mnie, poruszając w milczeniu obrzękłymi ustami.   Tato, to ty?   Nasłuchuję…   Lecz nic. Jedynie pulsująca w uszach cisza. Jakby odkupywał w ten sposób winę za sprowadzenie mnie na ten padół.  Spętany światłem.   I rozpraszał się stopniowo, zamieniał w jednostajny biały szum…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-30)      
    • kwiaty nie mają dla kogo kwitnąć lody pękać ogłuszone świtem szczyty wypiętrzają się nienazywane w szczelinach skał zaciśnięty czas śnieg przemijania opuszczony cmentarz nie dziwi się przywykł boli gdy piękno umiera niepotrzebne
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...