Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

ujrzałam przepaść

tak głęboką

że trudniej ją objąć słowami

niż poczuć

 

i wtedy zdjęło mnie zimno

i poczułam

kwaskową cierpkość wstęgi smrodu

ciepłego stolca

płynącego

wzdłuż lewej nogi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ten nagły przeskok na "niższą płaszczyznę" odbioru był dla mnie tak zaskakujący, że zareagowałam śmiechem, pomimo grozy wypowiedzi. :) Odważny i niezwykły wiersz, który nie daje pewności, jak go potraktować: poważnie, czy żartobliwie. Ale to właśnie czyni go dla mnie ciekawym. Pozdrawiam :)

Opublikowano

Też mam problem z interpretacją utwory. Nie ukrywam, że również zostałem rozbawiony. Z drugiej strony taka reakcja fizjologiczna, nie jest czymś niezwykłym przy spotkaniu z niewyobrażalnym strachem...

 

Pozdrawiam :)

Opublikowano

25 minut temu, Marlett napisała:

Właściwie wiersze można pisać o wszystkim :)

PL zawiesił się na prawej ręce? - na to wygląda.

Tymczasem tyle dedukcji :)

PozdrawiaM.

-------------------------------

A kto go tam wie :D

Dzięki Marlett :)

 

Pozdrawiam :)

 

Opublikowano

Kurczę ,ale mnie zaskoczyłaś:D
Po przeczytaniu pierwszej strofy nastawiłam się na zupełnie coś innego, mianowicie na delikatną lirykę:) a tu? niezłe Zawieszenie:P

Pomyślałam że będzie to wiersz o tym jak trudno zmierzyć się człowiekowi z samym sobą. Każdy kto stał nad jakąś przepaścią zapewne inaczej ją widział, odczuwał. Doznania i emocje są skrajnie różne, jak różni jesteśmy my. Tyle po pierwszej strofie, a tu nagle...

 

druga i ogromne zdziwienie jak z takiego w miarę stonowanego sposobu wypowiedzi,  a co za tym idzie emocji można wpaść w złość, kąśliwy sarkazm ( bo tak odbieram tę drugą cząstkę) Podmiot jest wściekły, ale na co? Może na to co zobaczył wokół? 
Może ta przepaść wcale nie oznaczała jakiejś wewnętrznej katastrofy, tylko wręcz przeciwnie. Może przed oczyma peela rozpościerały się piękne widoki (przepaści mają swoje uroki) i może  sam się zawiesił... dopóty, dopóki nie uzmysłowił sobie jak zanieczyszczone jest środowisko i tu nasuwa się drugie znaczenie przepaści, ten gorszy kontekst, czyli skażenie środowiska, jego niszczenie, a najgorsze jest to że sami za tym stoimy.
Może to wiersz z gatunku ekologicznych? ;)
Pozdrówka Deonix.

Opublikowano

"Samo życie", jak zaznaczyłaś, choć właściwie już po; chociaż poprzez fizjologię uchwyciłaś stan pomiędzy. Tragiczne i mocne, jak na Autorkę, zaś peelce zdecydowanie bym odradzał ten sposób, pomijając fakt, że drzemie we mnie wielka afirmacja życia. 

Pozdrawiam Deni.

s

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nieznane.

Fizjologiczne objawy strachu przed zmianą, utrata kontroli.

Tytuł nadaje moment w procesie. Już ciało zaskoczyło strach i nieuchronność, ale skok/zmiana to następny etap. 

 

Deo - fajny tekst, klasycznie Twój, nie jestem zdziwiona, ściskam, bb

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ciekawie na to spojrzałaś

i w dużej mierze mogę się z Tobą zgodzić.

Sarkazm - jak najbardziej. Wściekłość też, ale przede wszystkim - przerażenie.

Nie nakreśliłam sytuacji, chciałam dać czytelnikowi pewną swobodę,

więc i ekowymiar ma tu rację bytu, zwłaszcza jeśli chodzi o poczucie bezpieczeństwa związane z rodzimym środowiskiem.

Podoba mi się Twój tok myślenia :)

Wielkie dzięki za pochylenie się nad tekstem :)

 

Pozdrawiam :))

 

D.

 

Opublikowano

Podmiot Lir. się zawiesił i balansuje nad przepaścią, ani to życie ani śmierć.

Albo się uratuje albo nie.

PL. niewątpliwie doznał ztrucia z wiadomego sobie powodu (zatrucie słowem?)

Po przesycie potrzebne jest oczyszczenie - reset.

zdrówka;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Poczułem się podobnie gdy wychodziłem dziś do roboty i zobaczyłem, że jakiś zjeb zesrał się na klatce zaraz za drzwiami wejściowymi do bloku. Czasami życie jest za blisko poezji i albo nie rozumie, co to jest przenośnia, albo ma na to wydalone.

 

Pozdrawiam.

 

PS. "Wstęga" w drugiej strofie trochę mnie odrzuca - stolec nie tak bardzo, już mi się dziś opatrzył ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Życie i poezja to jedność, czasami dosłowna i radykalna :)

 

Mnie też chyba ta wstęga bardziej :)

Dzięki za przeczytanie i ciekawy komentarz :)

 

Pozdrawiam :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...