Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

.

Idąc kochaj

te stopy

i te skrawki drogi pod nimi

a ślady ich pocałunków zakwitną i ogród

miłości zostawisz

za sobą

 

rozdawaj pocałunki

idąc.

 

.

.

Edytowane przez Gość
Przestawienie kolejności słów (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Dziękuję Alexandro, Waldemarze i Czarku za pozytywne reakcje  pod moim wierszykiem :) Każdą odrobinę inną i każdą sprawiającą mi radość :) Miłego dnia, niech kwitnie!

Opublikowano

Dziękuję Ci, Polman, za miłe słowo dla mojego wiersza i za podzielenie się ze mną twoim. :) Podoba mi się jego bezpośredniość i szczerość, bo zwracasz w nim uwagę na to, że nasz zachwyt światem i miłość do niego oraz do siebie i do ludzi wymaga naszej pracy nad sobą i świadomego kształtowania czy wybierania do tego warunków. Ja do tego w moim wierszu tylko nawołuję, a ty pokazujesz, jak możemy to spełnić. To dobre uzupełnienie :) Serdecznie pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Jeśli już tak było, to nie można się tego oduczyć, najwyżej na chwilę zapomnieć. :) Bardzo się cieszę, że Ci o tym moim wierszem przypomniałam. Dziękuję, że o tym wiem :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dziękuję za nie i za te słowa :) Pozdrawiam miło.

Opublikowano (edytowane)

Duszko, to mini jest bardzo fajne, rzekłabym... 'kreatywne'... ;) zostawiać pocałunki pod stopami,

świetny pomysł, ale... dla mnie, niekoniecznie powtórzenie "idąc" w pierwszym wersie.

Drugie "te", można by wyciąć, bez szkody dla 'reszty'.  W kolejnym wersie natomiast, zasugeruję wyrzucenie "a",

plus maleńka zamiana.. "za sobą".. o wers niżej, a słowo.. "zostawisz".. dać wers wyżej. 

To drobiazg, ale 'zniknie', zostawisz - rozdawaj.  

Mini Twoje... :) moje czytanie poniżej, bo treść 'magicznie' zatrzymała.

Proszę o wyrozumiałość za moje 'tasowanie'. Pozdrawiam.

 

Idąc

 

kochaj te stopy 
i skrawki drogi pod nimi 
ślady ich pocałunków zakwitną i ogród 
miłości zostawisz
za sobą

 

rozdawaj pocałunki
idąc
 

 

 

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Oj, czuję, że polubiłaś ten wiersz, bo twoje propozycje rzeczywiście poprawiają jego brzmienie i wymowę! Natychmiast przejmuję przestawienie "za sobą" o wers niżej, a "zostawisz" - w jego miejsce, a nad resztą jeszcze pomyślę. Ślicznie dziękuję za dobre rady i motywującą mnie życzliwość :)

Opublikowano

A napisałam szczerze :) To dla mnie radość, gdy ktoś tak obchodzi się z moimi wierszami, wtedy tez stają się trochę jego,  w taki dobry właściwy sposób. Pozdrawiam :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...