Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

„Możecie nazwać to jak chcecie”


Rekomendowane odpowiedzi

Możecie nazwać to jak chcecie. Załamanie, depresja, schizofrenia, a nawet pozerstwo. Całe życie wydawało mi się, że jestem sztuczny, nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia. A może po prostu nigdy nie byłem tym, kim zawsze chciałem być. Tylko, że ja właściwie to nie wiem kim chciałbym być. Jest tego zbyt wiele. Ot... przemyślenia dziewiętnastowiecznej duszy. Wkładam maski jak aktor w antycznym teatrze. Raz jestem zły, to znów dobry; smutny lub wesoły... Czasem jestem nikim... Dobrze jest mieć chociaż po co żyć. Albo dla kogo. A co jak ten ktoś odchodzi? Co, kiedy Twoje skrajne dobro, kryte tylko dla tej jednej okazuje się być złem? Co, gdy wszystko już całkiem traci sens i logikę? Gdy rzeczywistość staje się gorsza niż sen, a czas i miejsca zacierają się jak czerń i biel tego w co wierzysz? Tak naprawdę, nie wiesz czy żyjesz. Niby pada deszcz, ale to przecież może być i sen. A jeśli to tylko mara, to co jest prawdą? Jestem przecież dziewiętnastowieczną duszą. Idę ulicą. Czyli kim jestem? Pionkiem w przestrzeni i czasie? Spotkał mnie dziś ktoś spacerującego w parku? I czy w dziewiętnastym wieku jest tu park? Może był kiedyś, ale dziś? Którego właściwie dziś mamy? Odkąd odeszła, wszystkie dni są takie same... sztuczne... znów sztuczność... łazi to za mną jak jakiś smród... jak swąd. A przecież się myję. Dziwi mnie to czasem... Czasem wszystko mnie dziwi. Jak małe dziecko, chodzę z wybałuszonymi oczami i dziwię się. Ale naprawdę ciągle dzieje się to samo. Dni zlewają się w jedną ciągnącą się szarą maź... No może prawie to samo. But mi się dziś rozwalił. Schowałem go do torby i poszedłem dalej w jednym. Co za różnica? I tak zaraz wlezę w to żelastwo. Kto to wymyślił w ogóle?... zbroja, też coś. Ale przecież zawsze chciałem zostać rycerzem, żyć prosto jak średniowieczny chłop, zabijać smoki i ratować księżniczki z wież... Znów sztuczne... jak schemat... to chyba z jakiegoś filmu. A może jakaś pieśń trubadura. Która godzina? Mam wrażenie, że żyję od wieków... taki nieskończony... Dziś znów mamy się bić z germanami. Nie lubię ich. Zabili mi matkę i zgwałcili siostrę. Dziwne to czasy. Ale pracę mam dobrą – wielu mi zazdrości. Straż przyboczna księcia. Nie byle co. Pytają o co mi jeszcze chodzi... No nie wiem... O nic... Tylko czasem czuję się, jakbym widział kiedyś Egipt, budował piramidy. A może tylko z plakatów go znam i zdjęć z gazety? Tylko z jakiej? „Monitor”? No tak, przecież nie ma jeszcze prasy i mediów. Trzeba by jakiś pergamin od franciszkanów pożyczyć i poczytać... Która to może być godzina?... Może choć słoneczny zegar? Te już chyba wcześniej wymyślili? Tylko, że słońca dzisiaj nie ma. Jakoś tak bardzo chce mi się spać... Głodny byłem ostatnio. Ale przeszło mi. Po czterech dniach organizm się przyzwyczaja. Mógłbym coś zjeść. Te hot-dogi wyglądały pysznie... i jak pachniały... mniam... Jak tak siedzę bezczynnie i czekam aż dojadę, zawsze o głupotach myślę i gapię się w to okno. Zupełnie jakbym miał coś za nim zobaczyć. Coś nowego. Czasem migną mi jakieś oczy. Tylko czyje? Jej? Chyba nie raczej. Zresztą tak naprawdę to, powinienem tylko własne oczy widzieć... Jak idę chodnikiem i mijam przechodniów, to czasem poczuję jej zapach. Przeszła chyba tędy. Tylko kto? Ta która mnie zabiła, czy ta której jeszcze nie spotkałem i raczej nie spotkam z powodu śmierci mojej? I po co mi właściwie jej oczy?... eee... pomyliło mi się chyba. To były światła samochodu. To już się ciemno zrobiło? Nawet nie zauważyłem kiedy. Ależ ten czas szybko leci. Ciekawe która godzina? W sumie to mi się nie spieszy. Bo i gdzie? Ach tak... miałem do sklepu z książkami iść. Mickiewicz wiersze wydał. Może będzie już tomik... gdzieś już go czytałem... Czasem przeżywam takie wielkie dejavu. Że moje życie już się zdarzyło kiedyś. Tylko gdzie ja wtedy byłem, kiedy ono się działo? Chyba w tym Egipcie. Te kamienne bloki pchałem. A może to było później? Najpierw chyba mieszkałem w lesie. Też zawsze chciałem. Jadłem jagody i grzyby. Jak Tarzan. Nie pamiętam skąd go znam. Ale zawsze mi się podobało, że był takim naturystą. Tak na lianach przemierzać odległość i rozmawiać ze zwierzętami. Fajnie było. Albo Robin Hood. Strzelał z łuku i zabierał bogatym a dawał biednym. Ktoś by mnie lubił przynajmniej. A tak. Jakoś tak dziwnie na mnie patrzą. Może to przez ten but?... Tylko czy im zimno w nocy nie było? Bo mi było jak spałem na kamiennych blokach – tych nieociosanych jeszcze. A wczoraj to chyba już mróz był. Dziwne bo październik dopiero. Ciekawiło mnie zawsze, skąd oni je tu przytaszczyli. Ktoś kiedyś powiedział, że piramidy zbudowali kosmici... tego kamienia chyba kosmita nie pchał. Jak taki mały, chudy, szarozielonkawy ludek o dużych oczach i głowie mógłby wepchać taki głaz? Chyba, że było ich więcej niż nas przy jednym bloku. Ale nie widziałem ich tu... Ktoś mnie „szturcha”. Nie lubię być „szturchany”. Denerwuje mnie to. Zwłaszcza jak się na mnie pchają w autobusie czy tramwaju. Mógłbym mieć w końcu samochód... Dalej mnie „szturcha” – mógłby się odczepić... aaa... końcowy już. Dalej pieszo. No daleko nie mam. Pięć minut drogi. Kiedyś się dalej wędrowało. Jak trzeba było jakąś pocztę dostarczyć. Tygodniami w górę Nilu dreptałem. A czasem i biegłem bo wielu było takich, którzy tylko czekali na kogoś takiego jak ja. Może i dziś dostanę jakąś pocztę do dostarczenia. W sumie to spacer dobrze by mi zrobił. Powietrza trochę bym zażył. Może i opalę się przed zimą jeszcze. Jak tak maszeruję sobie z tymi listami, to czas nawet mi się na chwilę nie dłuży... dziwne to. Kiedyś wyobrażałem sobie czas jako taki długi tunel albo korytarz w kształcie rury czy czegoś takiego. Potem jako wstążkę w kształcie znaku nieskończoności. A dziś?... hmm... sam nie wiem. Czas przecieka mi jak woda między palcami. Jak u Daliego. A jednak czuję w sobie tą setletniość... Jestem duszą dziewiętnastowieczną. Często wydaje mi się, że się zgubiłem gdzieś, że nie pasuję do tego świata. Może Bóg się kiedyś pomylił? A może w szpitalu się pomylili? Która jest teraz godzina? Mam wrażenie jakby była już północ. A przecież niedawno było południe... Dobrze, że mieszkam sam. Mogę spokojnie wejść do domu, zamknąć drzwi i nie martwić się, że ktoś wejdzie niespodziewanie. Może gaz sobie odkręcę? Tak zasnąć to całkiem przyjemne. Ale mógłbym wybuch spowodować. A przecież to ja chcę się zabić a nie pół bloku... No bo po co żyć? I kiedy? Gdzie? Położę się po prostu i poczekam na śmierć. W końcu przyjdzie. Nie dziś to jutro. Tylko okno najpierw okno otworzę, bo duszno tu... Dzwoni telefon... zawsze drażni mnie ten dzwonek. Zawsze go zmieniam i zawsze mnie wkurza.
- Tak? ... Co? ... A? Dobrze... Może być.... nie narzekam.... Jak dziwnie?... heh.... Jak mówią „bywa”... nie, jakoś sobie poradzę... Nie, naprawdę nie trzeba.... Ale ja lubię izolację.... A tam zwariować... znasz mnie trochę.... wiesz przecież, że taka już moja natura... No... No tak... Tak, czas... hehe.... Dobra, muszę kończyć bo obiad się przypala.... No... dzięki, że zadzwoniłaś... Miłej pracy.... Dzięki... na razie...
No i znów trzeba się tłumaczyć i opowiadać... po co oni to robią? Nie mogą dać mi spokoju? Przecież istnieją póki ja istnieję. Jeśli umrę, znikną i oni. To dobrze. Nie będą łazić za mną. Wczoraj pies za mną chodził. Śmieszny był, zwłaszcza jak go w czołgu woziliśmy... Ale na wojnie taki pies to tylko kłopot. Wróg tylko czeka na jakiś hałas. Znów Niemcy. Uparli się czy co? Co ja im przeszkadzam. Mam wrażenie, że czyhają właśnie na moje życie. Nie lubię ich. Nie podoba mi się ich język. Wczoraj krzyczał jakiś SS-man jak granatem dostał. Urwało mu nogi... Zawsze chciałem wygrać jakąś bitwę z Niemcami. Ale ich zawsze było więcej. Pan Kapitan mówi, że może jest ich więcej ale w nas duch silniejszy... Może i ma rację. Ale mi już całkiem ręce przemarzły od deszczu i karabin przemókł. Nie ma co się dziwić, że się potem zacina... Jak ja nie lubię stać na warcie... Ciekawe która godzina. Jeszcze chyba trochę czasu zostało do końca... Czasem słychać krzyki jeńców zabijanych. Dobrze jak zabiją. Zdarzało się, że jednemu odcięli żywcem dłonie i stopy i wypuścili. A ten czołgał się do nas przez front i krzyczał. Nie mogliśmy po niego pójść bo Niemcy tylko na to czekali. Dziwny to naród. Cała ta wojna jakaś taka dziwna. Wydaje mi się sztuczna... Wydawało mi się, że słońce już zachodziło. Może drugi raz zachodzi? Tylko po co?... Może jutro coś namaluję. Jak się skończy nareszcie noc... Zresztą nocą strach trochę... Jak byłem dzieckiem to zawsze bałem się ciemności. Zwłaszcza jak horror jakiś obejrzałem. Nawet do piwnicy bałem się zejść. A teraz proszę... sam po pustyni chodzę z listami. Mama byłaby dumna... Ale widząc leżącego z nożem w ręku na podłodze chyba by się wkurzyła. Cały dywan we krwi. Przecież to by się nie sprało. Zresztą kto to widział tak na podłodze leżeć i czekać na śmierć. Dobrze, że jej tu nie ma. Tylko przykrość bym jej sprawił.... Gdzie ja mam zegarek? Jasno się już robi. A mi się spać chce... Taki niewyspany znowu... Trochę tu zimno... Ale na bruku zwykle jest zimno... Latarnik latarnie gasi. Może choć mnie kopnie przechodząc. Zawsze tylko spluwają wzrokiem. Ale czy mi wypada leżeć na ulicy. Miałem jakiś obrazek namalować. Może wyjdę dziś poza miasto. Do jakiejś wsi się wybiorę. Taki ładny dzień się zapowiada... Ale nie mam siły wstać... Nie mogę się ruszyć... To chyba z głodu... A może męczy mnie już ta wieczność. Jest jej we mnie tyle, że nie sposób się jej pozbyć. Może razem z krwią wypłynie? Razem z duszą uleci? Muszę odpocząć od tego. Może jutro się prześpię dłużej. Albo złapię samolot na Florydę i zostawię to wszystko... Dziś jednak się przespaceruję do wsi. Tylko muszę wstać. Ten nóż mi przeszkadza... Ale już zimno przynajmniej nie jest...
Mam nadzieję, że teraz nikt w ostatniej chwili nie wejdzie, jak na jakimś amerykańskim filmie. Gotowi pomyśleć, że chcę kogoś nastraszyć czy uwagę zwrócić. A po co mi ich uwaga? Telewizor patrzy na mnie z uwagą... wystarczy chyba... A ja bardzo chciałbym iść dziś na ten spacer do wsi... Jak ona się nazywała? Wahlheim? Jakoś tak. To chyba jakaś Niemiecka nazwa. Ale wieś ładna... Znów ciemno się zrobiło... A przed chwilką było jasno. Dziwna ta pogoda... Wszystko to jakieś dziwne. Ale wieś jak w dziewiętnastym wieku... I te drzewa... Więc jednak wybrałem się na spacer...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

genialne!
czytałam z zapartym tchem!
heh, moja druga w prozie 20 :) (znaczy się punktowa)

no, Panie poeto, wspaniałe wejście, sobie Pan napisał :)

błędy? oj nie dziś, chyba zresztą nie było? może raz "wydawało mi się" się powtórzyło obok siebie.

rewelacja, wciąż jestem pod wrażeniem, chyba sobie jeszcze kiedyś przeczytam, a przyznaję, że rzadko wracam do raz czytanego tekstu, musi być wyjątkowy, a ten jest!

szczerze? to nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy i tytuł i pierwsze zdania, a tu proszę..
hmm, mam nadzieję, że nie tylko mi przypadnie do gustu :)

witam na forum i zapraszam częściej!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

po pierwszym czytaniu, wnioski podobne jak natalia - jutro na swiezszym umysle przeczytam raz jeszcze... a teraz tylko jedno pytanie: wahleheim? co to znaczy, wszystkie inne aluzje chyba zlapalem a tego nie moge... (z braku lepszych pomyslow stawialem na valhallie, - ze jednak chlop sie skonczyl od tego telewizora :) ale nie wiem czy dobrze, a mnie to zaciekawilo...)

pozdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic tak nie drażni nie czytającego jak milion siedemset tysięcy sześćset czternaście wielokropków; istnieje mnóstwo innych sposobów odwzorowania swobodnego przepływu myśli. Nie podoba mi się też, że zestawiłeś bodaj najbardziej konwencjonalne i oczywiste postaci i nawiązania: Mickiewicz, Tarzan, Robin Hood; zgoda, taka już może być uroda narratora, ale skoro już wstawiłeś odniesienia biograficzne (nie zaprzeczysz, do pewnego stopnia tak jest) to mogłeś się nieco bardziej wychylić, a tekst mógł nawiązać dialog z nieco szerszym wachlarzem utworów, osób itd.

Z czasu wywiązałeś się ładnie, przejścia są płynne i często zaskakujące, walka z Germanami, potem walka z Niemcami etc. etc.; samobójstwo mnie nie urzekło, może po prostu tekst "zza grobu" wydaje mi się ogranym patentem.

Naturystą zamiast naturystom - bezwzględnie do poprawy.

Czołem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tekst prowadzi dialog z utworami i bohaterami mającymi w mniejszym lub większym stopniu wpływ na życie bohatera. Wielokropki to moja forma pokazania przepływu myśli. Być może Ty masz inną. Zresztą to tekst o myśleniu chyba. A umieszczenie kilkunastu sposobów pokazania przepływu myśli byłoby śmieszne i niejako "pstrokate". A tak zachowuje spójność. Przynajmniej jak dla mnie. Samobójstwo nie wszystkich porusza. Ale pytanie tylko czy porusza (lub nie) inaczej gdy się czyta a inaczej gdy próbuje się wniknąć w psychikę samobójcy. Za błędy ort. przepraszam ale nie jestem w niej najlepszy. Ogromnie dziękuję za krytyczne uwagi i pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehe ale koniec koncow i tak dobrze wykombinowalem ze bohater zakonczyl zywot :))
(nigdy nie mialem glowy do nazw - zwlaszcza miejscowosci :))

Freney - bohaterem utworu jest koles, ktory spedza pol zycia przed telewizorem i z czasem pomieszaly mu sie swiaty, w dodatku filmy uksztaltowaly jego pojecie o szczesciu... czyli wszystko czym jest, chce byc, o czym marzy, a nawet sposoby w jaki jest w stanie myslec, to sceny czy "algorytmy" z fimów...
w dodatku skoro juz mowa o werterze, czy innych mickiewiczach, bohater romantyczny to takowy co to sie na romansidlach wychowal i stracil poczucie rzeczywistosci... a wiec mozna zaryzykowac ze to celowo autor zrobil... i ze jest to przyklad xxi wiecznego wertera i lotty marki sony...

innymi slowy tekst serio genialny...
pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli księgi zbójeckie część osiemset czwarta ;) o takim odczytaniu nie pomyślałem.

Pozwolę sobie zdradzić, dlaczego kolega Poeta2000 napisał ten tekst: niejaki Marcholt Czyścizadek zainicjował czwartkowe (ćwiartkowe) spotkania, na których złazimy się w osób kilka i czytamy co też tam kto wypłodził przez tydzień. Moje koniuchy i co niektóre próby Marcholtowe powstały w podobny sposób. Na ostatnim spotkaniu umówiliśmy się na temat "manipulacja czasem". Dlatego nie pomyślałem o powyższym odczytaniu. Tym bardziej zatem je cenię :)

Tak jak powiedziałem Poeta wywiązał się z przepływu czasu zupełnie zadowalająco; dla mnie jednak nie jest to wystarczające kryterium genialności. Wirtuozerii tu nie widzę, psze państwa, ani formalnej (a tę da się chyba zmierzyć w miarę obiektywnie?), ani też w wyrażaniu. Co nie oznacza, że uważam tekst za nieudany.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No do formy koniucha to z pewnością się nie umywa ale mnie Grochowiak nie pociąga wybacz :)...
A tekst powstał bo ja tak chciałem i czwartkowe spotkania (obiady) nie mają nic do rzeczy...
Czas ma tu znaczenie ale drugorzędne. Ale o tym jeśli pozwolisz porozmawiam z Tobą w czwartek osobiście i wszystko szerzej wyjaśnię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

po pierwsze primo:
panie Klaudiuszu! jeżeli bohater "spędziłżycie przed telewizorem" to skąd u diabła wie o werterze cokolwiek? Pegazy oglądał? Dobre Książki? Teatr telewizji? bez przesady! TVP - KULTURA rusza dopiero w kwietniu. On sobie raz usiadł chyba...
po drugie primo:
co do wielokropkowego przepływu myśli, chopie (poeto2000) co to za przepływ myśli: "Pytają o co mi jeszcze chodzi... No nie wiem... O nic..." a potem "Ale nie widziałem ich tu... Ktoś mnie „szturcha”." W pierwszym przypadku moglyby być naprawdę śmiało kropki. Bo w drugim widać jakiś przeskok, niech więc tam bedą. Ale u ciebie wielokropki to i przeskok, i płuynne przejście, i chwila zastanowienia. Jakbyś nie znał interpunkcji poza tymi wielokropkami. Szarża to jest, bezsensowna... tak myślę... chyba...
po...trzecie... primo:
To jest nieciekawe jak dla mnie. Nie ma "klimatu", nawet. Nie ma nic przyciągającego uwagę czytelnika. Ględzenie dla ględzenia. Flaki z olejem. Płytkie (i nie chodzi o to, ze tematu samobójstwa nie lubię) w treści, nieciekawe w formie. Nawet łzawe nie jest! Jest nijakie. I zdecydowanie zadługie jak na nijaki tekst.
Aż przykro pisać. Mnie to nie rusza. A już na pewno nie powala, panie kolego. A słowo na g... które można by wypowiedzieć, to napewno nie genialność.
Reaguję ostro, pewnie się zaraz kto obruszy znów, że za ostro, ale że cię znam to walę bez ogródek. Tym bardziej, panie kolego, że Ci tu nasłodzili i od geniuszów nakadzili.
Że co, jak poeta, jak w tekście romantycy się pojawiają, to już zalążków geniuszu się dopatrywać trzeba?

Acha - panie kolego, jak to na warsztaty tekst, to chyba się zabiję.

Ale nie zniechęcaj się, następnym razm będzie lepiej, pisz, trening czyni mistrza, fajnie że lubisz literaturę, tu chodzi tylko o zabawę, niektórym się podobało, nie jest najgożej, pozdrawiam, etc.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż panie M. Ty jak mnie krytykujesz (by kolokwialnie "pojedziesz" nie powiedzieć) to zawsze pisać się odechciewa. Ale cóż... nie ja wygrywam nagrody lecz Ty. A tak na marginesie to pragnę zauważyć, że nie zawsze tekst musi mieć bohatera (a nawet -ów) i akcję wartką... by zwyczajnie w tym miejscu przywołać "Dzień Świra", w którym chyba po niekąd można doszukiwać się wzoru.

Interpunkcja jak i gramatyka jak i ortografia są mi obce owszem. Piszę na tyle poprawnie na ile mózg mi pozwala i słownik w Wordzie. Staram się jak mogę nie robić błędów ale zasad nie znam i błędy robię niestety często... Ale uczę się robić ich jak najmniej.

A i owszem. Tekst ten przedstawię na spotkaniach... i to będzie moje ostatnie tam wystąpienie. Nie przystaję ani do grona liderów (jak i ich światopoglądu), ani nie mogę doświadczyć tam nauki pisania (a tak to chyba miało wyglądać). A po waszej ostatniej próbie bojkotu tematu Samuela naprawdę już nawet śmiać mi się nie chce... Ale pewnie powiesz teraz, że krytyki nie zniosłem. Cóż... idea jak zawsze okazała się inna niż rzeczywistość.
Teksty nadal będę pisał... a jakże. I będziecie mogli je sobie w swoim czteroosobowym gronie wykpiwać czy co tam chcecie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marcholt to potrafi mieć własne zdanie. No i dobrze! Ja się nie czepiam technik narracyjnych, czy czegoś podobnego, ale ta genialność to naprawdę przesada! Przecież wybór czasów, epok, bohaterów jest schematyczny, jakby ktoś otworzył "Cogito" i przygotowywał się do matury.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mirmiłuj poeto2000. Przejdzie ci jeszcze. (a ja nie zasadzę orchideii na twym grobie).
Dramatyzujesz w malignie.
Tekst nie musi mieć bohatera ani akcji. Oczywiście. Ale wtedy MNIE się nie podoba. To chyba jasne, że mówię onli za siebie, a nie wytyczam tu dróg rozwoju współczesnej literaturze polskiej.
A po za tym - z "dniem świra" to twój tekst ma tyle co... no, co nic.

I nie stawiaj mnie, prtagmatyka, w takiej sytuacji, żebym musiał ciebie, idealistę, przekonywac, że jednak warto (pisać, chodzić na wary, - chocby po to, aby zwalczać moje chore antyidealistyczne wizje!).
no.
to pojechalim.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyta się jak sen lub jak majaczenia kogoś bardzo sennego. Forma, owszem, jest ciekawa, jednak text trochę za długi. Jako studium może być, jako część większej całości - dobre. Jednak będąc kompletnym dziełem okazuje się nużące. Właściwie moja opinia pokrywa się z tą wyrażoną przez Marcholta - trzeba ją tylko trochę rozmydlić, rozwodnić, załagodzić. Bo coś jednak w tym tkwi, jakiś potencjał, jakaś zapowiedź przyszłyszch dobrych, bardzo dobrych dzieł. Po tym utworze powiedzieć mogę, że będę czytał kolejne.

I mimo wszystko tytuł by się przydał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...