Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Sielskość

 

Był w moim życiu oprawca,

ot, taka szara owca.

Robiłam swetra kawał,

gdy wełnę mi oddawał.

 

Zimą przy kominku,

wypijał po drinku.

Szumiało mu w głowie,

ja leżałam sobie.

 

Za oknami hulał wiatr,

nasz bardzo przedziwny swat.

Zapraszał do łożnicy,

przy pomocy kłonicy.

 

Oprawca wtedy działał,

a jam się oddawała.

Wełną byłam zwykłą

i wypruwaną nitką.

 

 - Po co o tym mówię?

 - Aby być na luzie.

 

Justyna Adamczewska.

 

 

 

 

 

Edytowane przez Justyna Adamczewska (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Witaj Justynko ten wiersz to codzienność bardzo wielu osób, ukryta w kącie za szafą, zamknięta w czterech ścianach nie oglądająca światła dziennego. Najsmutniejsze jest to, że często osoba krzywdzona myśli, że tak musi być. Bardzo smutny temat.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A może - a ja nie protestowałam  lub nie przeszkadzałam,  milczałam ...

Jakoś nie wyobrażam sobie jak można  się oddać komuś tak "uroczemu ".

Dobrze opisany kawał ludzkiego cierpienia i poniżenia. Ja tak to odbieram.  Pozdrawiam

Opublikowano

Witaj Justynko - wstyd mi za takie sytuacje mimo że nie mam z nimi  nic wspólnego.

Trudny wiersz o prawdzie która musi zaboleć.

                                                                                                         Spokoju ci życzę

Opublikowano

Pomysł z wełną ciekawy, ale cały wiersz napisany na luzie, brak dramatyzmu i nawet to porównanie z 

kłonicą trochę śmieszy.

 

"Za oknami hulał wiatr,

nasz bardzo przedziwny swat"

A ten fragment to chyba tylko po to aby się zgadzały rymy.

Dawno temu napisałem wiersz na podobny temat, zaraz go zapodam dla porównania.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tego nie rozumiem, wybaczy Pani,

cytat:

Był w moim życiu oprawca,

ot, taka szara owca.

koniec cytatu.

oprawca to rodzaj męski,

a owca to rodzaj żeński.

 

Nie można cech męskich przypisywać kobietom.

Tak przy najmniej mi się wydaje.

 

Po stokroć

Bardzo Serdecznie

Pozdrawiam.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Cytat.

A jak się zamiata ulice, latając i to jeszcze w kapeluszu? Ciekawe zajęcie, jeżeli w ogóle możliwe. J.

Koniec cytatu.

 

Pozazdrościłem swego czasu Merlinowi, tych jego umiejętności robienia porządków i tak mnie naszło, a ulice, no cóż

w wielkim mieście bez przerwy je trzeba by było sprzątać.

A tak na poważnie

cztery ulice odnoszą się do całego życia człowieka.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

I tu jest sedno. Zazrdość - ogólnie się przyjmuje - jako coś b. złego, a tu konstruktywnie. 

 

Taka busola życia. Dziękuję za rozmowę. Nie poznaliśmy się jeszcze do tej pory, oczywiście na org. Tzn. nie "dialogowaliśmy", Panie zamaiataczu_ulic.   No to na razie, zmykam. bo czas mi umyka. ;) J. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tyle złamań to rzadkość. Ja po czołowo - bocznym zderzeniu z ciągnikiem miałem tylko 4, a samochód był do kasacji:). Pozdrawiam. 
    • Wieczór kawalerski, czyli jak wędzenie zamieniło się w ortopedię   Nic nie jest trwałe. Na pewno nie żebra, nie obojczyk i - jak pokazuje życie - nie małżeństwo. Moja przyjaciółka Hania może to potwierdzić. Miała męża, Jana. Już go nie ma. Jak śpiewają Rosjanie: „paszoł k drugoj”. Jego strata. Próżnia długo nie trwała - pojawił się Marcin. Gość w porządku, choć formalista.  A jak formalista, to wiadomo - ślub. A jak ślub, to i wieczór kawalerski.  A jak wieczór kawalerski, to... ortopedia. Ten wieczór zapamiętam na długo. I nie tylko dlatego, że karkówka była tak dobra, że można było ją opatentować jako broń masowego rażenia. Ale też dlatego, że od tamtej pory moje żebra grają na zmianę z obojczykiem koncert bólu, który zna tylko ten, kto próbował zasnąć z klatką piersiową w wersji origami. Wieczór był połączony z wędzeniem - taki kulinarny multitasking. Produkty miały trafić na stół weselny. Trafiły. Ja natomiast trafiłem na SOR. Następnego dnia. Złamanych dziewięć żeber i obojczyk. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale też nikt nie ostrzegał, że będzie aż tak... dramatycznie. Wszystko zaczęło się klasycznie: chłopaki ze wsi, kilka piw, rozmowy o sporcie, narzekania na politykę, grill, karkówka, steki, kiełbasa z nutą dymu i testosteronu. Po kilku godzinach - piątka na pożegnanie. Do domu miałem niedaleko, z górki. I właśnie ta górka okazała się zdradliwa.  Spadł deszcz, droga śliska, a mój telemark wyglądał bardziej jak taniec godowy pingwina. Padłem. Usłyszałem chrobot żeber. Zakląłem. Nie mogłem wstać - ból jakby Chuck Norris kopnął mnie w klatkę piersiową z orbity. Wstałem, zrobiłem kilka kroków i… znów gleba.  Kolejny chrobot. Tym razem obojczyk. Ale o tym dowiedziałem się dopiero na SOR-ze. Proces wstawania przypominał narodziny żółwia z betonu, ale udało się. Ból nieziemski, ale cóż to dla młodego mężczyzny 60+? Dałem radę. Do domu miałem 300 metrów. Zakomunikowałem żonie, że wszystko wyjaśnię rano, umyłem zęby i poszedłem spać. Rano - konsternacja.  Nie mogę wstać z łóżka.  Po kilku godzinach prób, okraszonych przekleństwami i jękami godnymi opery, zrezygnowałem. Rodzina wezwała posiłki - czyli karetkę. Ratownicy po wstępnych oględzinach uznali, że kręgosłup jest cały, i pomogli mi usiąść, używając siły, której nie powstydziłby Hulk. Nie było to przyjemne, ale przetrwałem i nawet nie zawyłem z bólu. Jak już usiadłem, okazało się, że mogę też chodzić - czyli do karetki doszedłem sam, jak bohater filmu akcji klasy B. Kilka godzin oczekiwania na swoją kolej. Indywidualny spacer do RTG, zdjęcie i potem zdziwienie personelu: siedem żeber z prawej, dwa z lewej, obojczyk z przemieszczeniem. Dostałem zakaz chodzenia, więc dalsze procedury już na wózku, pchanym przez pielęgniarza, który wyglądał jakby właśnie wrócił z maratonu. W końcu wylądowałem na sali, gdzie leżało dziesięciu takich połamańców jak ja, czekających na decyzję, co dalej. Obok mnie turysta z Tajlandii z pęknięciem czaszki -pobity przez turystów z Chin. W pierwszym odruchu przeprosiłem go za Polaków, bo myślałem, że to nasi pokazali „gościnność”. Tak zaczęła się moja rehabilitacyjna przygoda.  A wieczór kawalerski?  Cóż... niech będzie przestrogą dla wszystkich, którzy myślą, że po piwie z górki to tylko zjazd do domu.  Czasem to zjazd do ortopedy.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      On jest nie tylko tutaj. On jest w wielu miejscach. Zapytaj go, czy ma tego świadomość...  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Gąska Balbinka ;-)   Pzdr :-)
    • No ja mam inny pogląd ;-)   (Czy on wie, że jest tutaj?)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...