Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję Ci, Waldemarze - za przymiotnik "super" i za życzenia życia, pisania oraz dużo dobrego.

Życzę Ci tego samego z całego serca.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję najserdeczniej za tę wspaniałą recenzję!

Ale piszmy sobie na "Ty" - wszyscy tutaj jesteśmy na "Ty", bo w jednym klubie pasjonatów poezji. :)

To nie jest sylabotonik, bo wersy nie są zbudowane według identycznego schematu - są pewne przesunięcia akcentów. Jest to wiersz sylabiczny, gdyż zgadza się ilość sylab w każdym wersie. Ale akcenty już się różnią.

Jednak nie ma to wielkiego znaczenia, oczywiście.

Ważne, że wiersz ma melodię, którą wyczuwasz. Dziękuję Ci za to.

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz poczytać inne moje wiersze. Gdybyś miał ochotę coś skomentować, to proszę o zacytowanie mnie - choćby jednego wybranego wersu - bo wtedy dostanę powiadomienie systemowe, że czeka nieprzeczytany komentarz. Natomiast bez cytatu system nie wysyła takich powiadomień.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Deonix, bardo dziękuję za miłe słowa i za pochylenie się nad wierszem.

Zacznę od końca.

W wersie, który zacytowałaś, jest celowe powtórzenie: Ziemia jest żywa, więc ja będę żyła nadal jako jej część (nawiasem: nie tylko część jej prochów, ale i nastrojów, i uczuć, które są udziałem całej przyrody, nie wyłącznie człowieka). Powtórzenia są na ogół błędami stylistycznymi, ale nie wtedy, kiedy służą świadomemu podkreśleniu czegoś, uwypukleniu.

 

Co do poglądu, że po śmierci już nie żyjemy, można się do niego przyzwyczaić. :)

Jesteśmy od dziecka karmieni przeświadczeniem, że nasze życie się nigdy nie skończy. Dlatego bardzo trudno jest nam rozstać się z ta myślą.

Ale ja już dawno przyjęłam do wiadomości, że po śmierci się nie żyje - i wcale nie jest to dla mnie katastrofalne. Już nie.

Bo widzisz: gdybym żyła wiecznie, to nic nie miałoby wartości. Po prostu wszystko byłoby wieczne razem ze mną.

W dodatku gdybym zmieniła postać i wymiar na jakiś niematerialny i tam musiałabym wiecznie egzystować, pamiętając wszystko, co kochałam tutaj, czym tutaj byłam i co tutaj zostawiłam - to dopiero byłby dla mnie katastrofalny koniec! Pamiętać to wszystko i Tych wszystkich - i nie móc tu nigdy wrócić! Nie mogłoby dla mnie istnieć gorsze piekło. Nawet wtedy, gdyby kochane przez mnie istoty też "tam" były - ale przecież w zmienionej postaci, bez ciał, bez twarzy, które pokochałam, bez wieku, bez ziemskich ról: mojego dziecka, mojej matki, ojca, męża, babci, dziadka, siostry - kim oni byliby dla mnie? i kim ja byłabym dla nich?...

Nie chcę być teleportowana do innego świata niż ten, który tu kocham i w którym żyję jako ja - materialna i śmiertelna. I dlatego właśnie ten ulotny świat ma dla mnie tak ogromną wartość, tak niezwykłe, jednorazowe piękno.

Naprawdę, Deonix - nie ma w tym nic katastrofalnego. Przeciwnie.

 

Pozdrawiam Cię serdecznie i jeszcze raz dziękuję. :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nato, dziękuję serdecznie za pochwałę wiersza i pochylenie się nad nim.

Idąc za Twoja radą, poprawiłam wers z mgiełką i usunęłam zaimek, bo faktycznie był niepotrzebny. mam tendencję do "zaimkozy", muszę na to uważać. Dzięki.

Ale pozostałe słowa zostawiam tak, jak były.

Bo to jest mgiełka smutku moich wierszy, a nie wyliczenie, że mgiełka oraz smutek wierszy.

Bo nie chodzi o to, żeby miłość przeniknęła każdego, a właśnie tych, których kocham - moich najbliższych, którzy najmocniej będą mnie pamiętać.

Bo "niewiele mi trzeba" - to całkiem co innego, niż ja powiedziałam w poincie - to całkiem inny sens.

Nie mniej jeszcze raz dziękuję.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W całym wierszu jest jeden i ten sam pomysł, a nawet - cały wiersz to jeden pomysł.

Ale rozumiem, że nie musi być w Pana guście.

Fajnie, że fotka w nim jest. :))) Dziękuję.

I może piszmy sobie na "Ty", jak wszyscy tutaj?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Cześć, Oxyvio. Ładnie napisałaś, Określałaś czas, stan, w którym Peelka będzie - maleńkie części (kurz i popiół  zawsze składają się z maleńkich części).

 

Wolę przedstawiłaś Peelki, ale dla mnie w taki roszczeniowy sposób. 

Piszesz o niebie, o aniołach o zbędności Pellki w tymże niebie, wśród tychże aniołów. Czyli Pellka pojmuje, czym jest niebo. Musi zatem i pojmować, czym jest piekło, choć o piekle nie wspomina. 

 

Piszesz też o tęsknocie, smutku - uczuciach - skąd wie Pellka, że owe tak piękny będą miały los, czyli, że "wtopią się" w przyrodę? 

A i piszesz też, ze Pellka się "rozleci" - to" rozpadnie się", czy "rozleci się"? Chyba, ze w tym drugim przypadku masz na myśli taki rozpad, aby się rozlecieć, bo inaczej, jakże by tęsknota mogła wpaść  "w  trele..."? 

 

Jest też "rozproszenie", czyli proch - ciekawe, powracasz do wcześniejszych zwrotek i do stanów "kurzu" oraz "popiołu". Wg mnie kurz, popiół, proch - łatwo zdmuchnąć, pozostanie nicość, czyli nie rozumiem, a raczej rozumiem, po wierszach pozostanie nicość. 

 

"Kurzawa" - to kłęby, tumanu, kurzu - straszna sprawa. Może b. dużo szkód narobić. No tak, dotyczy przecież "niespełnionych marzeń" - wywalić Peelka chce, rozumiem, 

 

W przedostatniej zwrotce jest słowo "jeśli" - czyli domysł Peelki. A zatem wszystko to, o czym o czym napisałaś wcześniej - też domysłem być może? Bo jest też o "prochach uczuć" - nicości, tak to rozumiem, co napisałam wcześniej. Nicość może trwać? Może pozostać "cząstką tego świata"?

 

I ostatnia zwrotka. Prawdziwa zagadka dla mnie - jest śmiech, jest "pamięć istnienia" - jak to się ma do nicości? 

"Śmiechem się zaniosę" - dobre. Tylko dla mnie to ma z lekka zabarwienie ironiczne. 

 

I "słoneczna miłość" - ona nie przeminie, rozumiem, ona pozostanie - czyli niebo, wg mnie. A to Peelka ma trudne zadanie - zostawić czystą miłość pozbawiona wszystkich innych uczuć - bo wcześniej napisałaś, że rozpadną się, rozproszą, itp.

 

Trudna taka miłość - pusta, a i narzucająca się. Jak może dawać być pamiętana współbrzmieć z pamięcią istnienia - radosnego? 

 

Samotna miłość - tak zrozumiałam, a chce by otaczały ją uczucia? 

 

Dwa ostatnie wersy wiersz - też dla mnie nakazowe. Niby dobro, a jednak jest słowo "niech" - rozkaz. 

 

Zabawa w Boga - jakkolwiek Go pojmujemy. To widzę w Twoim wierszu. 

 

I to jeszcze dość przewrotnego - dać i odejśc, a wy róbcie, co chcecie. Niekonkretna ta scheda. 

 

Scheda to – wg słownika języka polskiego – odziedziczony po kimś majątek. 

 

Serdecznie Cię pozdrawiam Oxyvio   -   Justyna. 

 

 

 

 

Opublikowano

@Justyna Adamczewska Dziękuję Ci za wizytę i próbę dokładnego przeanalizowania mojego wiersza. Włożyłaś w to dużo pracy i wysiłku. Jest mi z tego powodu bardzo miło.

Niestety muszę uczciwie powiedzieć, że Twoja interpretacja całkowicie mija się z moim przesłaniem.

Nie wydaję nikomu żadnych rozkazów ani nie wyrażam wobec nikogo roszczeń - piszę o swoich uczuciach i cechach, które chciałabym pozostawić w pamięci moich najbliższych , kiedy sama stanę się kurzem, prochem, jak wszyscy po śmierci  - stąd słowo "niech".

Nie ma tu też nic o nicości.

Piekło dla mnie niej istnieje, zresztą niebo też nie - użyłam tu nieba jako symbolu: tam, gdzie wszystko jest doskonałe i o nic nie trzeba walczyć, człowiek nie jest potrzebny ze swoją miłością i wszelkimi zaletami, dlatego moja "wola" jest taka, że chcę się wtopić w przyrodę Ziemi i stać się jej prochem, zamiast "iść do nieba".

Tak, scheda to spadek. W moim wierszu zostawiam w spadku bliskim swoją miłość, wesołość, radość życia, a także smutek (wierszy i nie tylko).

Myślę, że wiersz jest prosty i zrozumiały. Może za bardzo się zapatrzyłaś w tę rzekomą "nicość" i dlatego zamazał Ci się sens? Ale tam nie ma nicości, a tylko wieczna przemiana wszystkiego. Nic w przyrodzie nie ginie, Justyno, ale wszystko bez przerwy się zmienia i staje się ciągle czymś innym.

Opublikowano

Dziękuje Oxyvio, tak po prostu zrozumiałam przesłanie Twojego wiersza. Miłe, ze wyjaśniłas, to dla mnie ważne. 

 

Może, rzeczywiście, jak piszesz:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dobrze, że:

Uspokoiła i wyciszyła mnie Twoja odpowiedź. Poczytam jeszcze Twój wiersz. Popatrzę z innych perspektyw, dziękuję. :)) Pozdrawiam Justyna. 

Opublikowano

Witaj, Oxy:) pięknie, jak dla mnie, namalowałaś ten wiersz. Nie wgryzając się w dosłowność, bo nie o nią tu chodzi, zaś w smak poetyckiego szeptu, metafor i nadziei, którą podzielam jak Ty (idąc za wizją m.in. wschodu), że odchodząc stąd - zostajemy. I nie tylko komuś jako wspomnienie, np. trel ptaka, widok tafli jeziora, czy zapach lasu - choć jest to strasznie romantyczne, a ja się w takich tkliwościach rozpływam, jak mnie najdzie heh Więc mnie to bardzo podpasowało, że akurat taką wizję przedstawiłaś i do tego tak ładnie:) pozdrawiam

Opublikowano (edytowane)

Czym jest scheda?

Za Słownikiem języka polskiego:

«idee, tradycje, dobra kultury itp. przejęte z przeszłości i wywierające wpływ na teraźniejszość»

 

Jedyną schedą po nas będzie zapomnienie ...

 

O równoległe drogi bez końca,

po których idziemy osobno

zapatrzeni w niepisane prawa

strzegące naszej samotności.

  

Szukamy tych najlepszych,

po których coraz prędzej

pędzimy na przydrożne złomowiska.

 

Pozostawiamy nasze nazwiska

wyryte w kamiennych tablicach,

raniących roześmiane oczy.

 

A świat nam zapłaci szczodry

jedną jesienną

kartką z kalendarza.

 

Czy czytałeś kiedyś ten wiersz Jana Lechonia:

 

Pytasz co w moim życiu...

Pytasz co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną...
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej się oczu czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.

Przez niebo rozgwieżdżone, wśród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.

Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia -
I jedno wiemy tylko i nic się nie zmienia
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.

 


 

Tak genialne słowa, a kto o nich dziś pamięta.

Jedyną schedą po nas będzie zapomnienie ...

 

Edytowane przez Polman (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wróciłam jeszcze, Oxyvio. Próba nieudana zatem? 

Wiesz, myślę sobie, że warto próbowac, a wiersz jest wierszem, zatem każda jego interpretacja to nie próba, jak napisałaś, ale sposób postrzegania treści wiersza przez czytającego. 

 

No cóż ja tak zrozumiałam przesłanie wiersza, Czytamy wiele utworów, których Autorów nigdy nie poznamy, zatem, nie wyjaśnią nam oni, co Autor miał na myśli, pisząc swoje dzieło. 

 

Pył, proch, itp. to dla mnie nicość. W myśl zasady, bo tak pojmuję słowa:

 

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz

 

Dziękuje i pozdrawiam serdecznie, Oxyvio. Justyna. 

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pył, proch - to "nicość", czyli dokładnie właśnie: pył i proch, z którego powstaliśmy i w który się obrócimy. Dobrze zrozumiałaś. Chyba nie da się inaczej.

Wiersz jest komunikatem, przekazem myśli, idei, uczucia. To nie jest bełkot, który można sobie dowolnie interpretować. Kiedy piszę wiersz, chcę coś konkretnego powiedzieć ludziom.

Oczywiście, że każdy Czytelnik inaczej odbierze KAŻDĄ wypowiedź - odniesie ją do własnych doświadczeń, co innego poczuje, wyciągnie inne wnioski... Ale przekaz językowy zawsze jest ten sam. Kiedy ktoś mówi: "Widzę czarno tę sprawę", to nie można sobie zinterpretować, że on mówi: "Widzę różowo tę sprawę". :)  Trzeba rozumieć, co się czyta.

A mój wiersz naprawdę nie jest skomplikowany.

Myślę, że od początku poszłaś jakimś złym tropem. Tak się czasem każdemu zdarza.

Pozdrawiam Cię serdecznie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...