Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Dlaczego każda wiosna

młoda, świeża, pachnąca

mimo że milion razy

patrzyła w oczy słońca?

 

Niebu nadaje jasność,

drzewa tuli i głaszcze,

użycza swej radości

z wiatrem po polu skacze.

 

Dlaczego każde lato,

które po wiośnie gości

ciągle jest takie samo,

nie widać w nim starości?

 

Upałem ziemię wita,

deszczem obmywa twarze,

dzierga po łąkach, parkach

sierpniowe tatuaże.

 

Przynosi owoc życia

w roślin zalążkach młodych

i mimo że odchodzi

ciągle młodością stoi.

 

Napiszę do jesieni

i szczerze ją zapytam:

kojarzy się z minionym

czy stara to kobieta?

 

Czy upływ lat przeżytych

odcisnął piętno czasu,

czy taka jest i będzie

cykliczność złotych lasów?

 

Szaruga, plucha, słota,

deszcze, wiatry, kałuże

jesieni młodość tylko 

przynosi to w naturze.

 

Oziębła, chłodna zima

wodę w kryształ zamienia,

śniegiem sypie po głowach,

też nigdy się nie zmienia.

 

Już tyle zim przeżyła 

katarem nie zakicha,

starości w niej ni śladu

młodzieńczo wciąż oddycha.

 

Świat biegnie i umyka

ale się nie starzeje

szkoda, że upływ czasu

ludzkim nieprzyjacielem.

 

27.01.2018r. 

 

 

 

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

1.        Też się starzeje MaksMaro tylko dużo wolniej .Przyjrzyj się górom te stare pochyliły się do ziemi zwietrzały młode zaś drapią niebo szczytami ostrymi niczym stal. a w kawałkach skamienielin można odnaleźć minione życia. Nasz czas to tylko sekundy kosmosu. Piękny wiersz

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zgadzam się z Tobą, takie elementy natury jak góry, skały, drzewa, doliny, wąwozy, półwyspy, .... wiadomo, że ulegają upływowi czasu, ale dużo wolniej niż człowiek. Ich zmian nawet nie zauważamy. Natomiast świat, kosmos, Ziemia, inne planety, cyklicznośc w przyrodzie istniała jeszcze przed pojawieniem się człowieka, dalej istnieje, a człowiek tak szybko przemija, na dodatek widzimy jak się zmieniamy- starzejemy.

Ps. Powiem Ci w sekrecie, że wcale nie czuję się na lata, które mam.

pozdrawiam :)))))

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pierwsza zwrotka najfajniejsza dla mnie. I wiem, że chodzi aby ukazać cały obieg, to Twój wiersz, ale mi by wystarczyła taka miniatura, te 4 wersy plus jakieś jedno, dwuwersowe podsumowanie. Pozdrawiam:)

Opublikowano (edytowane)

Bardzo ładny wiersz, ale jeszcze warto przy nim popracować i myślę, że można go nieco skrócić, przynajmniej wizualnie, nie robiąc mu żadnej szkody (z góry przepraszam za naprawdę małe zmiany w tekście i usytuowanie rymów) np. tak:

 

dlaczego każda wiosna młoda świeża pachnąca

mimo że milion razy tuli drzewa i chaszcze

niebu jasności doda słońcu odbitym w oczach

użyczy swej radości gdy w polu pląsa z wiatrem

 

W ten sposób będzie o 4 strofy mniej ;) Pozdrawiam

 

Edytowane przez jan_komułzykant (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Witam -  fajny wiersz  a zwłaszcza te złote liście.

                                                                                                                                                      Udanego dnia życzę i słońca

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

dlaczego każde lato które po wiośnie gości

starości w nim nie widać jest ciągle takie samo

upałem ziemię wita obmywa twarze deszczem

dzierga po łąkach parkach sierpniowe tatuaże

 

napisze do jesieni i szczerze ją zapytam

z minionym się kojarzy czy stara to kobieta

czy upływ lat przeżytych odcisnął piętno czasu

czy taka jest jesienna cykliczność złotych lasów

 

Coś w tym rodzaju?

Opublikowano

Bardzo fajny wiersz,

też od razu pomyślałam o erozji,

gdy przeczytałam, że świat się nie starzeje.

 

A z tą cyklicznością to też tak nie do końca się zgadzam,

klimat na Ziemi bywał różny,

teraz póki co mamy jeszcze zarysowaną tę cyklikę,

ale zmiany klimatyczne postępują,

kto wie, czy to nie jest właśnie takie starzenie się Ziemi ?

 

Pozdrawiam :))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...