Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

cholerna


Oxyvia

Rekomendowane odpowiedzi

Wiersz napisany pod wpływem wypadku, któremu uległ czternastoletni uczeń naszej szkoły. Żyje, ale jest od kilku tygodni w śpiączce. Wpadł pod samochód pod swoim domem. Jest cały połamany, łącznie z czaszką. Jego stan lekarze określają jako bardzo poważny.

A taki wesoły, fajny dzieciak! Żywy jak iskra, rozbiegany, figlarny, zawsze uśmiechnięty.

I nagle... :(((

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oxy,

bardzo ładny wiersz.

 

Ale przyznam,

że od początku jakoś nie pomyślałam,

iż to może być tekst o śmierci,

bardziej spodziewałam się narzekania na samotność lub bezradność.

To drugie się poniekąd sprawdziło,

bo wobec śmierci wszyscy jesteśmy bezradni.

 

Nie do końca wiedziałam też, dlaczego piszesz,

że śmierć może okaleczać na chwilę.

Ale dzięki Twojemu komentarzowi chyba wszystko rozumiem,

dziękuję.

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Fakt szkoda młodzieńca - przeważnie jest tak że coś dobrego jest skrzywdzone przez los - a fałszywe i złe chodzi dalej.

                                                                                                                                                                                                Spokojnej nocy ci życzę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ładny i smutny zarazem ale prawdziwy.

 

nie wiemy gdzie, kiedy i o jakiej porze

często zaskakuje bo nagle przybywa,

kosi bezlitośnie biednych i bogatych

a mawiają o niej że jest sprawiedliwa.

 

Serdeczności Oxyvio.

Edytowane przez Bolesław_Pączyński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Może Cię hamuje, może Cię pognębia

ale pisząc wiersze będziesz nieśmiertelna

 

                                                                                                                  pozdrawiam

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś Joanna Kulmowa napisała wiersz o chodzącej po pokojach śmierci. Niewidocznie skutecznej: ścierającej kurze, zaścielającej posłania, kwiatom zmieniającej wodę w wazonach.

Treść pamiętam, wiersza jednak nie mam. Pamiętam też, iż został on wydrukowany w antologii "Strofy z dreszczykiem" pod redakcją Roberta Stillera.

:( 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oxyvio, tak,śmierć - mamy świadomość jej istnienia, nie mamy świadomości, kiedy nastąpi. Fakt, że czasami czujemy to, iż idzie. Gdy nadejdzie - pozostawia nicość i pustkę. Smutny wiersz, acz prawdziwy.  Pozdrawiam, J. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dopiero ostatni wers upewnia, że mowa o śmierci. Niestety ten chłopiec nie jest jedyny, który doświadczył tak przykrej sytuacji. Gdy zna się dziecko, boli jeszcze bardziej. Ocieramy się o dziesiątki takich sytuacji każdego tygodnia, ale dopiero gdy dotknie kogoś kogo znamy, wyzwala to w nas pewną zadumę nad krótką chwilą, jaką tu spędzamy. 

Myślę, że dobrze oddałaś zachłanność głupiej, w takich przypadkach, śmierci. Oczywiście chłopiec żyje i życzę mu jak najlepiej. Może jedno porównanie.. "jak małpa daktyle".. zastąpiłabym jakimś innym.
Pozdrawiam, Oxyvio.

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję, Deonix.

Dlatego na końcu napisałam, o co mi chodzi. Ja nie jestem zwolenniczką poetyckich zgaduj-zgaduli ani tekstów z przesłaniami wielokrotnego wyboru. ;)

W moim wierszu śmierć jest przedstawiona jako drapieżna bestia, która czyha na żywe istoty i poluje na nie. Jednak nie zawsze udaje się jej zabić ofiarę, czasami doprowadza tylko do choroby, okaleczenia lub stałego kalectwa. Tak ja to widzę.

 

Bardzo Ci dziękuję za pochylenie nad wierszem i przemyślenia na jego temat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie jest sprawiedliwa, skoro bierze dzieci,

a zbrodniarzy wojny często na ostatku.

Nie dla wszystkich równie długo słońce świeci,

a kto prędzej zginie - dziełem jest przypadku.

 

Dziękuję za wierszowany komentarz, Bolku, i za miłe słowa przed nim.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dokładnie.

We mnie wyzwoliło to także złość: dlaczego ta cholerna śmierć "zapolowała" akurat na Krzyśka? Taki fajny chłopaczek! :(((  Dobrze, że jej się nie udało do końca. Ale lekarze walczą o jego życie, dziecko jest od kilku tygodni na OIOM-ie w śpiączce i jeszcze nie wiadomo, czym się to skończy... :(((((

Tak? A mnie się wydawało, że właśnie to porównanie najtrafniej oddaje zachłanność i "łakomstwo" śmierci.

A dlaczego zastąpiłabyś je czymś innym?

 

Dzięki za obszerny komentarz i zrozumienie wiersza oraz sytuacji, Nato.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • deddykuję Befanie   Odkręcić wiatr, zmechacić zieleń, przytulić grzmot ostatniej burzy. Pozbierać deszcz - to jest niewiele. Lecz ważne jest, by ludziom służyć.   Swojego ja poświęcić trochę, uśmiechu ciut zostawić czasem, lub pomóc w czymś - jakie to proste. Zobaczyć Go - w stroskanej twarzy!
    • @befana_di_campi   Jako były pracownik Archiwum Akt Nowych pracowałem z Krzysztofem Naimskim, a jego ojciec wtedy pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy świętej pamięci Lechu Kaczyńskim - byłem na samym szczycie - wyżej już nie było można, więc: czego pani ode mnie tak naprawdę chce?   Łukasz Jasiński 
    • –– Przyznam Barmanko, że i jadło smakowite upichcić potrafisz, oprócz innych zalet, jakimi cię los obdarzył. Jam Dodup, z zacnego rodu Dodupów i w sprawach kiszek żołądkowych, rozeznanie posiadam, od dziada prababki. Dobrą przekąskę uszykowałaś. A i piwo me lico pianką spienia, lecz jam nie wściekły, więc płochą być nie musisz. Rad jestem wielce z tej pożywki, lecz wyznać muszę, że raz po raz różowinka gorzka jak diabli była. Z której to dostawy, że zapytam?   –– Ze słusznej. A co? Coś nie pasi? –– Ze słusznej powiadasz. Wiesz zapewne, iż to mój ulubiony specjał, przeto z kostnej miseczki, wyjadać lubię wielce. Rzekłem ci wtedy przecież. A zatem po próżnicy gadałem? –– Gadałeś, srałeś… jedz co gęby kładziesz i nie stękaj. Jam tylko z tego co było, posiłek dla wszystkich przygotowała. ––Ano. Skoro tak prawisz. A wiesz co… może dostawcy wyjedli?   –– Ha ha ha. Akurat. Gdyby wyjedli, to by mądrzejsi byli. –– Zależy co by wyjedli. Znaczy czy z mądrego czy z głupiego, odcięte łby pochodzą. Tak sobie myślę. –– Myślisz? Sądzę, że to nie oni. Jeden wrzasnął, że mu falującymi cyckami gałki oczne seksualizuje. A on w pracy i nie może. –– Seksu… co? U nas za dnia, tak nie powiadają. My kulturalnością obyczajną spowici. Nie ważne… pokaż który. Podejdę i w mordę przywalę.   –– Nie musisz. Już odcięłam. –– Odcięłaś? To o czym w myśleniu błądzę? –– To. –– Wierzę. Właśnie zauważyć mi przyszło. Mokro tu jakoś i harmider biologiczny, czerwienią zdobiony. Pozwól, że precz pójdę. –– A ja przyrządzę obiad na jutro. Czcigodny Okazały z Okazałym Mieczem przybędzie. –– Naprawdę? To tym bardziej oddalę członki swoje.   ***   Strugi krwawej weny, smagają nielitościwie dach jedynej karczmy na rubieżach czegokolwiek. Wściekłe, skrzepłe w locie krople, stukają zajadle przepowiednią o dachówkowe nosy. Czyżby ktoś szykował niespodziankę?   A w środku harmider jak diabli. Bywalcy nieświadomi tego, co ich czeka, mieszają swoje członki, na różne możliwe sposoby, ku uciesze kamerzystów z przychylnej telewizji→Płynnym Obrazem Po Oczach.   Na stole stoi władczy, Don Seppuku herbu Włochaty Miecz. A zatem mieczem wywija, zaganiając do zabawy, bacząc by głowy nie ściąć i w kłaki swojej spoconej postury nie zaplatać, gdyż podłoga świeżo umyta.   Aż tu nagle słychać grzmot rozległy, aż świece przygasają, zatem pająki pajęczyny pełne much, gubią gdzie popadnie, a kamerzyści uciekają ze sprzętem, nie bacząc na to, że zostaną wywaleni poza film.   Wtem okiennice samoczynnie otwierają szklane podwoje, przeto przeciąg jak jasna cholera, zacnym zgromadzeniem pomiata.   Nagle cisza jak śpiącym makiem zasiał. To ze zgrozy. Drzwi zostają zamaszyście otwarte, by białą postać, słusznej postury, ze srogim błyskiem w słusznym oku, zgromadzonym objawić. Popatruje zjawa jeno na prawo. W żadnym wypadku na lewo. W trwożnej ciszy słychać słowa:   –– Jam Prabida, Prawa Biała Dama. Przybywam, by was postraszyć lub nawet w lewe część dupy przywalić i we wszystkie niewłaściwe części szubrawe, nie pasujące do całości. Za dobry moment, odpowiecie za wasze złe uczynki, lecz najprzód srać w gacie z trwogi, będziecie.   –– Ej Przybladła. Przestań nam banialuki ze skruszałych szczęk, poprzez niewygolone zęby, wypuszczać. Za dobry moment, prawisz? A do tego czasu, to co mamy robić? Nudę niańczyć na braku zajęcia? – pyta odważnie Don Seppuku, herbu Włochaty Miecz.   Nagle cały bar zaczyna drgać w posadach. Wszyscy na podłogę padają jak jeden mąż lub więcej. To zjawie nie bardzo pasuje, gdyż zamiast ją błagać o litość, to pokotem leżą trwogą przyduszeni, a niektórzy nawet dechy wstrzymują. Już chce dalej kontynuować karne straszenie, lecz nagle cała gawiedź spoziera zniesmaczona w kierunku sufitu.   A to Dodup zrozumiał przeciwnie imię swoje. Szybuje pod sklepieniem, niczym dupolot nad wychodkiem. Lecz widocznie zestrachany najbardziej, bo przez porcięta przepuszcza, cosik luźnego, aż głowy w dole przemoczone, skunksem zalatują.   –– Ten popierdoleniec gorszy od zjawy –– wyjawia ktoś opinię swoją. –– Ale chyba nie gorszy nas? – pyta ktoś z matką głupich.   Prabida z radością przytakuje i ucieka w diabły, a reszta za nią, do innych czortow. Karczma pustoszeje, a Dodup spada na struchlałą dupę obolałą. Na dodatek drzazga mu wchodzi, a gryzoń mysiozombia, między zwieńczenie nóg.   Lecz po jakimś czasie goście wracają, a Dodup pełznie, stękając. W pewnym oddaleniu od karczmy, bierze gałązkę i zaczyna nerwowo wyrywać listka. Przebaczą, nie przebaczą, przebaczą, nie przebaczą…   Nagle słyszy głos z wysoka, o dziwacznej treści, w nie tubylczym stylu:   "Ty lepiej w swojej chałupie, spójrz na przestrzeń między tobą a sufitem i jakby co, to wyrównaj. Umiesz fruwać, lecz nie potrafisz szybować"      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...