Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wszystkie drogi prowadzą do miejsca spoczynku
z gładkimi poboczami albo w natłoku
niespełnionych próśb

- zostają i męczą spadkobierczo
jak niechciane nagrody za więzy
choćby o wątłej nici
a ty

wiesz o mnie więcej niż one
bo zechciałaś być końcem
- zieloną wierzbą wśród zmierzchu
której nie potrafię skojarzyć inaczej
niż z bliskością zamkniętą na słowo
żegnaj

Opublikowano

@Waldemar_Talar_Talar
drogi Panie Waldku - rzecz chyba nie w tym że jak ja Pana nie skomentuję to nie mam co oczekiwać na Pana komentarz. nie mam takich pokus :)
cóż, jest jak jest - mam na myśli całokształt portalowy.
dzięki za obecność - zaraz się zrewanżuję.

Opublikowano

@Waldemar_Talar_Talar
przepraszam - nie zrozumiałem, faktycznie.
z zasady odpowiadam na komentarze ale być może Twój przeoczyłem (teraz lub kiedyś może). i czasem jednak zdarzają mi się opóźnienia w odpowiedzi.
jeszcze raz przepraszam Waldemarze.
wszystkiego dobrego.

Opublikowano

Wiersz uważam za ciekawy. Podobnie do poprzednich.
Zastanowienie się jest dobrą reakcją na cudze pisanie, jak każda refleksja.
Z drobniutkich niczym koraliki uwag... a właściwie zapytań..
Dlaczego użyłeś myślników w dwóch miejscach? Sprawiaja wrażenie przypadkowych...
Ładnie ujęta myśl dotycząca związku..( bo zechciałaś być końcem..)

PS. Jeśli chodzi o komentowanie cudzych wierszy, to raczej rzecz nie polega na rewanżu ( przymusowym..) ale na ciekawości innych wierszy i innych twórców. A skoro zadałem( am) sobie trud przeczytania to skomentuję.
Portale poetyckie pulsujące życiem tak mają.
Może nasz tez nabierze rozpędu, jeśli zaczniemy nie tylko wstawiać ale i czytać a nawet komentować. Tak tu dawniej bywało...
Pozdrawiam

Opublikowano

@Lilka_Laszczyk
oj bywało bywało.
a na Fb powstała nawet grupa (nie wiedzieć czemu zamknięta) użytkowników tego portalu, którzy zdaje się jednak w większości już tu nie bywają... hm.

co do myślników - to taki nawyk, ma w zamiarze "ułatwić" pauzę czytającemu ale okazuje się że może bardziej piszącemu bo ktoś mi już zwracał uwagę że jego zdaniem niepotrzebne. kto wie, może nie :)

pozdrawiam.

  • 2 lata później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.
    • Witam - super - lubię takie klimaty -                                                                    Pzdr.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...