Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dziś, po raz ostatni przyszłaś do mnie we śnie
Twe oczy się śmiały zielonym błękitem
Jadłaś rozsypane, dojrzałe czareśnie
Potem pobiegliśmy, raźno, bladym świtem

Chwyceni za ręce pobiegliśmy boso
Ku skrzącej się złotem nieopodal łące
Ustrojonej mleczami, posrebrzanej rosą
Płochliwe przed nami czmychały zające

Wiatr rozwiewał Twe włosy, wplatał w nie promienie
Złotym runem rozwinął miękki mech pod stopami
Stanęliśmy ,zdyszani, przed wielkim kamieniem
Nad wyrytymi na nim płakałem słowami

"Głupi, kto drwi z cudzej miłości
Zamykając oczy na innych cierpienie
Solą posypuje rany bez litości
W samotności wyda ostatnie swe tchnienie"

Ja płakałem, Twój wyraz nie zmienił się wcale
Ten sam uśmiech ironii błądził na Twych ustach
Ja cierpiałem, Ty wciąż czułaś się wspaniale
I pojąłem że to, com kochał, to wydmuszka pusta

Że widziałem, com chciał, całymi latami
Bielmem zwanym miłością przesłoniwszy oczy
Twe żadania wolności mej były katami
Lecz czas naiwności i baśni się kończy

Ujrzałem że tam, gdziem widział ogrody
Tam jeno pustynia i szarość bez miary
Gdziem szukał mądrości tam tylko głupoty
Gdziem szukał uczucia tam złość i brak wiary

I umarłaś we mnie cichutko tej nocy
Zostawiając we mnie i pustkę i zawód
Ku nowemu światu będę teraz kroczył
Barwny przede mną jeszcze dni korowód.

Opublikowano

@Waldemar_Sikorski
temat raczej nie dla mnie ale widać że autor włożył trochę pracy w ten wiersz i efekt jest i chwała mu za to. bo i rymy niczego sobie, i płynnie.
jak dla mnie naj przedostatnia strofka.

Opublikowano

@Waldemar_Sikorski
już tytuł (choć wieloznaczny) ukierunkowuje ku przesłaniu - Peel bardzo mocno zawiódł się na kimś, kim był "oślepiony"... kiedy "przejrzał", zobaczył, że złudzenia brał za prawdę i okazał się "głupcem"; podoba mi się, że zakończenie niesie nadzieję pomimo porażki:

"Ku nowemu światu będę teraz kroczył
Barwny przede mną jeszcze dni korowód."

przyznaję, że nie przepadam za inwersją, ale tu ... przymykam oko :)

serdecznie pozdrawiam :)

Opublikowano

Ależ Panowie, dziękuję za pozytwny odbiór i opinie ale naprawdę nie kosztowało mnie to aż tak wiele. Biorę długopis, kładę zeszyt na kolanie i przelawam na papier to, co rodzi się w mojej głowie. Trochę pokreślę, trochę pododaję po jakimś czasie i to wszystko:) Co do Pani Penelope_Coel to bardzo proszę nie uzurpować sobie prawa do monopolu na rację bo zwyczjnie Pani jej nie ma. Wiersz niesie przesłanie że miłość jest głupia?! Nic bardziej mylnego! Ale zwyczajnie nie chce mi się wdawać w dywagacje i tłumaczyć czegokolwiek. Nie życzy Pani nikomu miłości od kogoś takiego jak ja? Proszę się nie obawiać - jest Pani bezpieczna. Pani Teresie zaś dziękuję za konstruktywną krytykę i pozdrawiam również.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...