Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wypisuję karmelowe hasła na murach portali
by później pokryć je niebieskim sprayem
a częściej zgodnie z nastrojem rozwalam granatem

wszystko bez ciebie
byłoby normalne:
ciemny stół tylko do posiłków z rodziną
kanapa w deseniu milczenia wgapiona w serial
i żal że czasu za szybko ubywa
ciągle nowymi strużkami na twarzy

nie słuchaj gdy mówię
że włazisz mi bez pardonu w drogi
bo lubię kurz który wzbijasz

Opublikowano

Hmmm, te "mącidrogi" wbrew pozorom są jednak drogie :)...tak bez powodu nie potrafimy godzić się z milczeniem czy strużkami na twarzy.
Ważne i dobrze rokujące jest to, że peelka lubi jeszcze kurz który on wzbija.
Spodobało mi się :)

Opublikowano

"mącidrodze" - neologizm, który konsekwentnie spina klamrą tytuł z puentą, wszystko ma swoje miejsce i jest przemyślane. Działania peelki można porównać do miotania się w przestrzeni, szukania odpowiedniego wyjścia, co objawia się działaniem pod wpływem emocji, zmianą zdania i z punktu widzenia czytelnika (mojego) podmiot liryczny mógłby odpowiedzieć na pytanie zadane mu przez zaistniałą sytuację - "tak, nie, nie wiem".
Pozdrawiam:)

Opublikowano

TYTUŁ wiersza wskazywałby adresata, a jest nim sama droga opatrzona takim a nie innym przymiotnikiem;
- pierwsza zwrotka jest wypowiedzią peela i gdyby ją powiązać z tytułem, otrzymujemy informację (my - czytelnicy) o zmiennych sposobach "wędrowania" ale i o samej drodze, gdyż drogą okazuje się "mural portali";
- kolejny fragment wiersza opowiada o warunkowaniu "normalności" w sposobie bycia/życia, bo gdyby nie możliwość wędrowania po portalach i zostawiania na nich śladów swojej obecności ("haseł") - "normalne" życie toczyłoby się "przy stole" albo "na kanapie" przed serialem; trudno zgadnąć skąd zatem wzięła by się świadomość upływu czasu i "żal" z tego powodu...bo owe "strużki na twarzy" można już przypisać jako łzy wyciskane przez serial...
- zagadką dla mnie jest trzeci fragment: kto jest tym adresatem, który ma być głuchy na uwagi peela, że ktoś włazi mu "bez pardonu w drogi", bo lubi zadymiarzy grasujących w internetowych mediach...Internauci? Blogerzy? Czy zbuntowani przeciw rzeczywistości poeci...Pewnie oni wszyscy...Ale nie oni są bohaterami wiersza, tylko jak wskazuje tytuł, "mącidroga" - sama możliwość internetowych spotkań, potyczek i wymiany myśli...Ok!

Opublikowano

Pierwszy trop odnośnie tytuły był trafny - dedykowany "mącidrodze", któremu podmiot zawdzięcza huśtawkę emocji, utrwalanych w "portalowych" wierszach.
Natomiast "strużki" odcinamy od świata seriali - to upływ czasu, który rzeźbi kolejne kanaliki na twarzach, zwłaszcza rozczarowanych...

Opublikowano

Na mój słaby gust poetycki, prymitywny i zwyczajny odchodzisz zbyt daleko od liryki, stawiając na logikę, konsekwencję i bezbłędność formalną.

Ale to nie zarzut, to moje widzimisię. Wspominam Twoje teksty do piosenek...

Uściski. E.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Nie zarzucam Ci braku wierności sobie. Absolutnie! Lubię Twoje klimaty.
Może jestem zbyt prostacka, kiedy czytam wiersze. Na pewno.

Może zbyt często szukam czegoś, co mnie wzruszy niż każe myśleć:-)
Myślenia mam i tak zbyt wiele:-).

Pisz! Uściski.
E.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Noc. Ta noc obskurna. Noc, w której ja… W pokoju. W tym właśnie pokoju, w płomieniach świec ustawionych na stole, na krzesłach, na podłodze. W tych drżących blaskach wielokrotnych spojrzeń skrzydlate cienie wokół. I wszędzie…   Cisza szumiąca w uszach. Piskliwa cisza i szmer jakiś daleki, jakby ukrytego strumienia płynącej w żyłach krwi.   Na stole. Na blacie stołu. Na stole zastawionym świecami. Krople wosku spływają powoli. Nawarstwiają się w zaschnięte strupy.   Na stole, na krzesłach. Na dłoniach… Muskam palcami ściany. Opukuję je lekko.   Tępe odgłosy mieszają się z rezonującą pustką między cegłami. A za nimi. Za białym tynkiem. Nie. To nie tak.   W migoczącym półcieniu, między fotelem a zasłoną. Tutaj. Tu w kącie. W samym złączeniu ścian. W rogu… Idę. Spójrz, jak idę! A idę wolno, stawiając kroki, jakby w wielkiej zadumie. W wielkiej hipnozie zagubionego czasu.   Świeca... Jej płomień migocze, jakby z większą werwą. Coś go omiotło, bądź omiata tchnieniem przeszłości. Po mnie. Po mnie idącym. Przechodzącym obok. Podążającym. I rozsuwającym na boki sześciany powietrza.   Ramionami. Ramionami rozwartymi szeroko, jakby na powitanie… I jej płomień… Jej płomień kołacze się, próbując się wyrwać, odłączyć od reszty pełnej martwego życia.   Przede mną kąt.   Sam róg pokoju.   Płomienie kładą się i prostują w milczeniu niczym trawy w nagłym powiewie.   Dotykam dłońmi ściany.   Jednej, drugiej, unosząc wysoko głowę. I moje spojrzenie ulatuje w przestwór. W sam punkt całkowitego skupienia.   Nade mną. Tam wysoko. Sufit zbiega się ze ścianami w maleńką osobliwość. Chciałbym jej dotknąć, lecz nie mogę dosięgnąć, mimo że ręce wyciągają się ku niej, wyciągają tak bardzo…   Wiesz… Nie. Nic nie wiesz   W całkowitym uspokojeniu... Dosięgam językiem tego rowka w złączeniu ścian. Całuję i liżę. Namiętnie.   W tej chłodnej strukturze cementu wyraźnie czuć napięte ciało od powierzchniowego czuwania.   Ciało wchodzące w unisono od wspólnego oddechu.   Jakby mnie tak mógł teraz ktoś zobaczyć nagiego, podczas osobliwego tańca bez grama pruderii w tej ciszy.   I bez naruszania żywota płonących istnień.   Spójrz. No, popatrz na mnie!   Nie odwracaj tej obojętnej bieli martwych od dawna oczu, choć widzących wciąż we śnie.   Tego zimnego spojrzenia marmurowego posągu.   Tu jest wyjście z tego bunkra ziemskiej egzystencji. Jak go znalazłem? Och, pytanie. Nie wiem. Ale wiem, że na szczęście jest już daleko za mną.   Masz. Czytaj.   Zostawiam za sobą przerwane w pół słowa rozsypane myśli. Wiatr kartkuje je strona po stronie. Przebiega po nich niewidzialnym wzrokiem.   Ja jestem już pomiędzy. W nocy. W ciszy utkanej z westchnień.   Podczas gdy za oknem księżyc wywija się gwiazdą z drzewa topoli. Ze smukłej strzelistości nieba.   Ale już beze mnie.   Ponieważ w tej właśnie chwili, w tym momencie, w tej ekstazie przepływam między cegłami jaskrawym potokiem archaicznego blasku.   Albowiem pomiędzy nimi historyczna przestrzeń, dawna dziura po pocisku.   Dalej. Dalej!   Póki jest jeszcze możliwość przejścia. Stąd -- dotąd. Albo donikąd… Póki jeszcze można...   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-07-03)    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Robercie, przecież wiesz, że wiersze mojego autorstwa zawsze zaczynają się albo kończą linkiem muzycznym — nic się w tej kwestii nie zmieniło. Natomiast tematem staje się 'nic', istniejące w formie bezosobowej.   Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję
    • @Marek.zak1 Wszystkie trzy świetne i z klasą 
    • Dziękuję za wyjaśnienia no i oczywiście Marcin nie do podrobienia aranżacja boska. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...