Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@bazyl_prost

Powłóczysta szata nadziei
Oblekła moje zziębnięte serce
Zbyt mroźny ten świat
Może uda się go jeszcze ogrzać
Napełniając je ideałami
Nim do reszty skuje go lód

Wszystkie Boże drogowskazy
Połamała śnieżyca
A ja tak chcę
Odnaleźć swoje miejsce
Pośród zasp
Jakie powstały
Przez całe moje życie

Ale wierzę że dopóki
Czas nie rozpłynie się w wieczności
Nastanie wiosna
I odrodzi się nadzieja
Na patrzenie
Z najwyższej perspektywy
Miłości










Opublikowano

@Paulina_Murias
przytłaczające to dla mnie więc nie zgadzam się , znam prostszy świat. Kobiety spaja moc żelaza albo wręcz przeciwnie , mężczyźni tez walczą i leje się krew, to kalijuga człowiek człowiekowi wilkiem, jest ścieżka do życia bezkrwawego tylko trzeba odmówić sobie pewnych zbyt wielkich wrażeń, znaleźć się nie w okrutnym nadmiarze tylko tam gdzie Bóg wyznaczył bytowanie, Szatanśki byt jest niepewny i kruchy

Opublikowano

@bazyl_prost

Świat za Styksem
Ograniczasz
Ludzkim umysłem

Wznieś się wyżej
Od istot
Co wraz z nami
Do królestwa zwierząt
Należą

Bo nie tylko częścią
A głównym eksponatem
Przyrody jesteśmy

Dotknij świata
Każdym zmysłem
Znajdź bramę
W murze co otacza
Życia iluzję

I poprzez piękno
Odnajdziesz prawdę
Ukrytą w każdym
Atomie świata


Opublikowano

@bazyl_prost

Miłość kluczem
Co otwiera wszystkie drzwi
Do zrozumienia świata

Kiedy kochasz
Piękne twoje dłonie
Co rozdzielają dobroć
Jak chleb
Pomiędzy wszystkich
Swoich braci

Miłości szukasz
Na wszystkich
Swoich drogach

A miłością Bóg
W najczystszej postaci





Opublikowano

Dziękuję, za wiadomość, w wiadomościach osobistych, trochę pokrętnie, lecz,
Tak mam, że przeczuwam Ludzi, od pierwszego spojrzenia na tytuł, wiersza,
Przeczuwałem, dziękuję, że Pani to Potwierdziła.
I, jeżeli mogę, to coś jeszcze powiem, lubię, gdy forma nie wyprzedza treści,
Harmonia, w Świecie mnie pociąga, lubię, gdy drzewo z wiatrem, rozmawia,
A wiatr, drzewu opowiada, o lądach, jeszcze nie odkrytych, gdzie był, a gdzie
Jego, jeszcze nie było, ot tak specjalnie, by było naturalnie,
Drzewo, bardzo lubi te opowieści, lecz nawet dla nich, nie wyrzeknie się,
KORZENI.
Podróżuję z wiatrem, razem z nim, z ptakami wzbijam się w czyste niebo,
W szumie wody rzeki, słucham opowieści, o Wiośnie, o Nadziei,
Opowiedz mi WRÓŻKO, kim jestem, bom się chyba pogubił.

Opublikowano

@zamiatacz_ulic

Uczucia to sedno naszego człowieczeństwa, boimy się odsłaniać nasze wnętrze z obawy przed reakcją. To ludzkie. Całe życie człowiek szuka czegoś, czego mu brakuje - Miłości. Często jest to podświadome. Gdy kochamy czujemy że spełnia sie do głębi przeznaczenie człowieczeństwa. Nie uświadamiamy sobie, że dopiero ta czysta bezinteresowna miłość wypełnia naszą pustkę, bo człowiek został stworzony aby bochać i być kochanym. Nie mówię tu o miłości romantycznej, mówię o tzw. caritas - miłości do bliźniego.

A co do upodobań literackich, nie mógłby pan lepiej określić moich preferencji literackich:

"Harmonia, w Świecie mnie pociąga, lubię, gdy drzewo z wiatrem, rozmawia, A wiatr, drzewu opowiada, o lądach, jeszcze nie odkrytych, gdzie był, a gdzie Jego, jeszcze nie było, ot tak specjalnie, by było naturalnie, Drzewo, bardzo lubi te opowieści, lecz nawet dla nich, nie wyrzeknie się, KORZENI. Podróżuję z wiatrem, razem z nim, z ptakami wzbijam się w czyste niebo, W szumie wody rzeki, słucham opowieści, o Wiośnie, o Nadziei".

Niesamowite, jakby pan czytał w moich myślach... Więc jeśli ja jestem wróżką, to pan jest czarodziejem... :)

Opublikowano

Jeżeli, mógłbym coś powiedzieć, a
Mam nadzieję, że mogę, pisałem
O tym aspekcie SPRAWY, wcześniej,
W "Teoria Splątania" , a tak po za tym,
To w tym, co zamieściłem, jest pewna
Myśl, przewodnia, która pojawia się, gdy
Wszystko się przeczyta, ważna jest treść,
Ważna jest kolejność, dlatego proponuję,
Czytanie zacząć, od "SŁOWO",
Życzę przyjemnej lektury.

Opublikowano

@zamiatacz_ulic

"Przypadkowo, dobrane cząstki, nie wiadomo,
Czemu i poco, oddziaływują na siebie, w
Ten, niezbadany sposób, jedna na drugą,
Druga na Pierwszą, są w tym samym czasie,
I tym samym czasie,ich nie ma, krążą po orbicie,
Lecz orbity, też nie ma, jest tylko nasze złudne,
Przeczucie, tyle na ten temat,
By się wydawało, że można, powiedzieć, ale
Czy jest to prawdą,
Dwoje ludzi, innych, Kobieta i mężczyzna,
SPLĄTANI, ze sobą, przypadkowo, przy najmniej,
Na To wygląda, też krążą po orbicie, w tym wypadku,
SŁOŃCA, razem z Księżycem, i, nagle,może się obudzili,
Może zasnęli, byli i nie byli,
Obrazy, jedynie w nich samych zostały,
Obrazy, które przetrwają SŁOŃCE,
Splątani ze sobą, z Ziemią, Księżycem i
BOGIEM."

I znów zaczarował pan rzeczywistość:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija kupiłam sobie karmelowe botki i w pięknej sukience jestem:)

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Migrena A gdybym się wyzbył tej kurtuazji?, nie popisałeś się, nie wyjaśniłeś cyt. 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      bo przecież pisząc, wiem, że "że wszystko to wiedziałeś bez mojego " marudzenia"", to nie wiem tego; Gdybym widział, zakładając to, na pewno nie obarczył bym Cię tym kolejnym pytaniem o zrozumienie Twojego cytatu. Jeśli jest Tobie zbyt ciężko, to mnie też. Myślę że chcemy wiedzieć, nie tylko my obaj. Pozdrowienia ślę.
    • @Wiesław J.K.   dzięki wielkie Wiesławie :)
    • Nie umiem powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Czy wtedy, gdy usłyszałem w środku nocy zgrzyt furtki, czy gdy znalazłem pod wycieraczką zardzewiały gwóźdź – długi, wygięty na końcach, jakby czekał na dłoń. A może wcześniej – kiedy się wprowadził, a jego córeczka, może z rok młodsza od mojej, biegała po ogrodzie i krzyczała do nikogo, w puste powietrze: – Nie ruszaj mamy! Nie ruszaj mamy! Robert był sąsiadem idealnym. Zawsze punktualny. Zawsze pomocny. W piątki śmieci, w soboty grill, w niedzielę po kościele – dzieci na rowerkach. Uśmiech miał gładki, jak wypolerowane szkło. Ale oczy… gdy patrzyłem w jego oczy, czułem, jak zimno rozlewa się po moim kręgosłupie, jakby w środku zamiast źrenic coś się w nich poruszało. Niektórzy ludzie chowają coś pod skórą. On chował to głębiej – jak larwa drgająca pod celofanem. Czasem, gdy stał na balkonie, jego cień do niego nie pasował. Był o ułamek sekundy spóźniony. Ale była też inna rzecz. Kiedy mówił, jego odbicie w szybie… jakby nie otwierało ust. Pierwsze ciało znaleźli we wrześniu. Drugie w październiku. Trzecie w grudniu, tuż przed Świętami. Kolejne w marcu. Zawsze zatłuczone młotkiem. Zawsze kobiety. Zawsze noc. Ostatnia trzynaście lat. Dziewczynka. Media pisały o „fryzjerze”, bo ofiarom wkładał do dłoni wyrwane z ich głów włosy. Ale ja wiedziałem wcześniej. Bo widziałem go, jak wychodził nocą. Z czarną torbą. Bez pośpiechu. Z tą jego twarzą – spokojną jak po spowiedzi. Zacząłem prowadzić dziennik. Zanotowałem każdy jego krok. Kiedy wychodził. Kiedy wracał. Co niósł. I coś we mnie pękało z każdą nocą. Zacząłem śnić o nim. Ale nie tak, jak człowiek śni o kimś. Śniłem jakby za niego. Widziałem jego oczami. Czułem chłód żelaza. I jego ciężar w dłoni. Puls drugiej osoby. Zanim ucichł. Czasem, przeglądając dziennik, nie wiedziałem, czy czytam swoje notatki, czy dopiero mam je napisać. W grudniu wysłałem anonim do policji. Potem zdjęcia – jego, wychodzącego z torbą. Cisza. A potem dostałem list. Bez treści. Bez znaczka. W środku – zdjęcie mojej córki. Plac zabaw. Zrobione z daleka. Jej buzia zamarznięta w półuśmiechu. Na odwrocie – odcisk buta, błotnisty i ciężki. Tego wieczoru córka długo nie zasypiała. Chodziłem po domu, zapalałem i gasiłem światła, sprawdzałem zamki. Już miałem wychodzić z jej pokoju, gdy powiedziała: – Tato? Zatrzymałem się w drzwiach. Odwróciłem głowę. Siedziała na łóżku, z nogami podciągniętymi pod brodę. Na palcach – czerwone plamy. Mogła to być farba. – Nie śpisz? – spytałem. Skinęła lekko głową. Jej oczy błyszczały. Ale nie jak u dziecka. Jak u kogoś, kto coś przeczuwa. – Coś się stało? Zawahała się. Jakby słowa były za ciężkie. – Po prostu... miałam sen – wyszeptała. – Zły? Nie odpowiedziała. Tylko spojrzała na mnie długo. Uważnie. Jakby próbowała zobaczyć, kim jestem pod skórą. Jakby patrzyła... przez szybę. A potem zapytała: – Tato... czy to coś, co patrzy przez twoje oczy, też śni? Nie pamiętam, jak wyszedłem z jej pokoju. Pamiętam tylko, że drzwi zamknęły się za mną same. I że przez długą chwilę nie miałem odwagi ich dotknąć. Poszedłem do Roberta. Otworzył jak zawsze – w kapciach, z dzieckiem przy nodze. W tle cicho grała kolęda. Czuć było jabłka z goździkami. – Potrzebujesz czegoś? – zapytał. – Nie. Chciałem tylko… porozmawiać. Uśmiechnął się. Nachylił się lekko, jakby mówił z odbicia w lustrze: – Trudno jest być tylko niewinnym, prawda? I zamknął drzwi. Bez pożegnania. Zasuwka zaskoczyła cicho. Zbyt cicho. Od tej nocy nie śpię. Moja żona pyta, czemu znowu palę. Nie potrafię odpowiedzieć. Może dlatego, że zapach dymu zagłusza coś słodkiego, mdłego – jak zepsute jedzenie w ustach. Czasem czuję to coś obcego na dłoniach. W szafie trzymam młotek. Nie pamiętam, żebym go kupował. Obok niego leży dziewczęcy bucik. Różowy, z zerwaną kokardą. Nie od mojej córki. Nie od nikogo, kogo znam. W dzienniku znajduję zapiski, których nie rozpoznaję: „Nie krzyczała.” „Skóra pod paznokciem.” „Kolor włosów: ciemny blond. Zbyt młoda.” Pismo wygląda jak moje. Ale ja nie czuję, że jest moje. Jakby ktoś pisał mną. Wczoraj znalazłem pod poduszką pustą kartkę. Z tyłu przypięty – pukiel włosów, związany dziecięcą gumką w kształcie serca. Nie od mojej córki. Za jasne. Za idealne. Dziś w nocy śniłem, że śpię, a we śnie śniłem, że wstaję. Gdy się obudziłem – stałem w łazience. W ręce miałem nóż do tapet. Nie ciąłem. Tylko patrzyłem. Lustro było zaparowane. Ale ktoś zdążył w nim palcem narysować dziwny symbol. Jakby odwrócona trójka. Za mną... Coś się poruszyło. – Tato? Odwróciłem się. Córka stała w drzwiach. Na jej palcach – wciąż te czerwone plamy. Ale już nie wyglądała na przestraszoną. Jej oczy patrzyły na mnie spokojnie. Jakby już wszystko rozumiała. – Nie wychodź – szepnęła. Rano wyjąłem z kieszeni młotek. Zardzewiały. Ciepły, jakby jeszcze oddychał. Nie pamiętam skąd. Ale trzymałem go w dłoni jakby był mój od zawsze. Na ścianie w korytarzu zawisło nowe lustro. Nie wiem, kto je powiesił. Pewno żona. Ale to odbicie nie moje. Kiedy przechodzę obok… … moje oczy patrzą na mnie, jakby znały coś, czego ja jeszcze nie znam. Moją przyszłość.      
    • @Wiesław J.K. - dzięki - 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witam - dokładnie tak jak w komentarzu - dotykają głęboko to prawda -            - dziękuje za tą refleksje -                                                             Pzdr.serdecznie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...