Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia bardzo prawdziwa. Świat iluzji


Jacek_Dyć

Rekomendowane odpowiedzi

Urodził się chłopiec i gdy miał dwa miesiączki zmarła babcia, która miała dość liczną od niej uzależnionych gromadkę dzieciaczków. Ich lament po stracie matulki, nie dopuścił do tego by dusza odgrywająca rolę matki odeszła ku karmicznemu przeznaczeniu. Wrota reinkarnacji zatrzasnęły się, dla duszy odcieleśnionej. Ale w ciele astralnym ubywało i ubywało energii, jednak ciągle nie mogła uświadomić sobie tego, że ciało umarło, więc wciąż próbowała żyć jak dalej przy swojej gromadce, ale nikt jej nie dostrzegał, chociaż potrzebowali ją, jednak ignorowali, czego nie mogła pojąć.
Do dwóch lat niemowlęcego rozwoju ciała, dusza będąca w owym rozwijającym się ciele wie, że się wcieliła i jaką rolę grała przed reinkarnowaniem, później ten stan zanika w wyniku kontaktu z nowym otoczeniem i skutkami życia materialnego. Dusza, która opuściła ciało babuni postrzega, iż jedyną osobą, która ją postrzega i może z nią relacjonować, jest dwumiesięczne dziecię. Z czasem postrzega, iż przebywając koło niemowlaka jakoś dostaje życiowego kopa przy utracie energii, i choć nie zupełnie się trawią te dwie astralne postacie, to jednak babunia trzyma się niewzruszenie przy wnusiu. Nagle wpada do wewnątrz tego małego ciałka, z którego nie potrafi już znaleźć wyjścia, dzieciak rośnie, a rodzina dowiaduje się, iż ono jest dzieckiem z autyzmem. Babuszka bez pardonu zaczęła jako sublokatorka narzucać swoje rządy w ciele, ale lokator ciała nie dopuszczał do tego, zatem ona o silniejszym fałszywym ego, zdominowała go. Siedząc sobie w tym ciele i znając głównego najemcę owej cielesnej parceli, postanowiła jakoś przeczekać, więc zagłuszyła lokatora na głucho na długie lata, co z zewnątrz określono chorobą autystyczną dzieciaka. A wystarczyło wezwać egzorcystę i wykurzyć dzikiego sublokatora, ale rodzice najczęściej nie znają przyczyny, w której znalazło się ich dziecko. Najczęściej ukrywają ten fakt, wstydząc się przed ludźmi, że mają niedorozwoja. Kiedy mężczyzna miał już cztery i pół dychy, staruszka mama, gdy przyszli po nią wysłannicy pana śmierci, okrutnie wrzeszczała. Tylko ona widziała owe straszne transcendentalne postacie, które przyszły ją zabrać za jej przewinienia kwalifikujące się na pobyt na planetach piekieł. Przy okazji zamieszania, zasiedziała sublokatorka ciała wnuka, została poinformowana, przez yamadutów, że powinna opuścić te żyjące ciało i przyjąć swoje ucieleśnienie, którego nie dokonała przed czterdziestu pięciu laty. Wraz ze śmiercią matki, dorosły do tych pór autystyczny mężczyzna, z chwilą opuszczenia jego ciała przez ducha babki, zaczął normalnie rozmawiać i opowiadać z detalami historie, które aż jeżyły na głowie włosy, mianowicie, czego był świadkiem i co wyprawiała na nim i z nim matka, i jej gachowie. Dusza grająca rolę matki i odcieleśnionej babci, przyjęła narodziny po dziewięciu miesiącach z ciała prawnuczki, a wnuczki owej zabranej na planety piekieł, a jej córki. Owa dusza w niemowlaku, grająca teraz rolę pra prawnuczki dokładnie zna swoją wędrówkę z ciała do ciała. Z biegiem dni i lat to pamiętanie będzie coraz bardziej mgliste, aż zaniknie całkowicie. Kiedy ciało się zestarzeje i nastąpi jego śmierć, ta dusza, jak i każda inna będzie wiedziała, to, że choć ono umiera, ona, chociaż tego nie pojmuje, nadal żyje. Dusze po opuszczeniu ciała przez okres siedmiu miesięcy pozostają w tak jakby stanie stagnacji, po tym okresie dostają przydział na wcielenie drogą seksualnego zapłodnienia.
Dusze odcieleśnione powstrzymane rozpaczą osób bliskich przed następnym ucieleśnieniem, najczęściej przebywają w miejscach zagrzebania ich ciał, w kościołach i w miejscach, w których doszło do tragicznego rozstania z powłoką cielesną. Są miejsca skrzyżowań cieków wodnych i są to miejsca energetyczne, które poniekąd służą niczym stacje paliw do załadowania energii dla ucieleśnionych. Często i gęsto są to odcinki dróg asfaltowych oznaczone, jako czarne punkty śmierci. Ciężko jest wyjaśnić owe zjawisko, ale ciężej zrozumieć niekumającym zjawisk paranormalnych. Odcieleśniony widząc zmasakrowane ciało, z którego został wyrzucony jakąś niezrozumiałą dla niego siłą podczas katastrofy ulicznej, przestaje mieć pociąg do niego, a wręcz odrazę. Ciało zostaje zabrane z miejsca wypadku, a odcieleśniony z powodu utraty rachuby czasu, pozostaje w tym miejscu zagubiony. Energię czerpie ze skrzyżowania cieków wodnych, jedyne czego mu brak, to towarzystwa, z czasem dochodzi do wprawy i powodując kolizje, powiększa grono odcieleśnionych w czarnym punkcie wypadkowym.

poniedziałek, 18 listopada 2013 g 03:27:27

Świat iluzji

Egzystując w świecie materii pasiemy swój umysł skrajnościami takimi jak; gorąco -zimno, narodziny - śmierć, szczęście - rozpacz, przyjaciel - wróg, święta osoba – i zdemoralizowana do ostatniego stopnia granic, itd. itp. są to dualności świata materialnego. Równolegle ze światem materialnym istnieje świat poza zjawiskowy - astralny i jest to świat o odbiciu materialnym - materialny acz subtelny, w którym odcieleśnieni nie mogą korzystać z uciech ucieleśnionych. Jest także realny, rzeczywisty świat duchowy - wieczny, bez owych cech dualnych dla świata materii.
W świecie materii są istoty, które poznały owe zależności zachodzące między światem materialnym, a światem astralnym, acz także materialnym. Są to jogini i pomniejsi jogini, najczęściej przez niepojmujących ucieleśnionych, zwani iluzjonistami. Ucieleśnieni – ludzie patrząc na sztuczki owych iluzjonistów i nie mogąc uzmysłowić sobie owych wyczynów, więc zaszufladkowali to pod nazwą - iluzja. Otóż, czemu nikt nie chce i nie może zrozumieć, iż cała egzystencja opierająca się na dualizmach życia materialnego, to nic innego jak iluzja? Taki wielki jogin jak Saibaba, potrafił tworzyć i rozdawać złoto, inni na oczach publicznych zmieniają aplikacje na koszulkach, przetransponowują przez grube betonowe ściany elementy materialne i tworzą inne nieprawdopodobne wyczyny ku nieukrywanemu zaskoczeniu publiki, która owe niezrozumiałe czynności zwie iluzją. Jeżeli więc zwiecie to iluzją, to czemu nie możecie pojąć, iż cała egzystencja materialna w której przyszło wam egzystować, jest wielką niezrozumiałą i nierzeczywista iluzją dla materialnych zmysłów słuchu, wzroku, dotyku, smaku i węchu, którą potrafią się bawić i manipulować nią wtajemniczeni jogini? Ci jogini, pomimo, iż mogą stworzyć olbrzymie akweny wodne na piaskach pustyni, jednak najczęściej nie znają i nie rozumieją realnego świata duchowego, dla nich duchowy świat jest tak samo niewyobrażalny jak dla ucieleśnionych świat astralny, a dla odcieleśnionych niebyt w świecie materii. Księża, zwani dusz pasterzami również, jak owi, a od nich stojący wyżej w rozwoju duchowym jogini, nie znają realiów świata duchowego, do którego wszyscy przynależymy, jako niematerialne istoty duchowe. Jednak umysł pochłaniający wszystkie zjawiska zachodzące wokół nas, nie dopuszcza do głosu inteligencji duchowej i sugeruje miernej inteligencji, że jesteś tym, czy tamtym Toteż, gdy ktoś znający owe zależności głosi i publikuje owe rzeczywistości, to rozbija się o mur niewiedzy i kpin ze strony tych o zawężonym światopoglądzie.

2013 grudnia 01 10:49:47


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Urodzić się w stajni czyż władcy przystaje Trzech Króli Go wita on Panem zostaje i cokolwiek byśmy o tym nie myśleli nie ma władcy większego na pięknej naszej ziemi   Trzej Królowie do niego z darami przychodzą mimo swej godności pokłon Mu składają i nam wszystkim ludziom dobry przykład dają   więc i my się pokłońmy Hołd oddajmy jemu naszemu Władcy Panu Niebiańskiemu   2022/2025 andrew
    • Tajemniczy perscy magowie … Znali gwiazd niedosięgłych sekrety najskrytsze…   Niegdyś przed wiekami w starożytnej Persji, Starzy siwobrodzi uczeni mędrcy, Pracując wytrwale długimi latami, Nad rozwikłaniem świata tajemnic, Meandry starożytnej astronomii, Zgłębili swymi dociekliwi umysłami, Śledząc bacznie zawiłe planet ruchy, Wytrwale kreśląc gwiazdozbiorów mapy…   Przez lata w starożytnych obserwatoriach, Spędzali niemal cały swój czas, Starając się nieustannie swą wiedzę poszerzać, Robiąc zapiski na glinianych tabliczkach… By starożytna astronomiczna wiedza, Owoc pracy dziesiątków ich lat, Przetrwała przez przyszłe pokolenia, Dziś będąc przydatną także i nam…   Tajemniczy perscy magowie… Poświęcili swą ciekawość jednej gwieździe szczególnej…   Gdy jedna tylko gwiazda na niebie, Jaśniejąc bardziej niż wszystkie inne, Przełomowych zdarzeń była zwiastunem, Mających nadejść z kolejnych dni biegiem Nie były już kwestią lat, Spełnienie prastarego proroctwa, W tygodniach należało odmierzać czas, Narodzin przepowiedzianego przez proroków króla…   Trzy planety ustawione w jednej linii, Mars, Saturn i Jowisz, Uwagę bacznych magów przykuły, Rozniecając zarzewia domysłów niezliczonych… trzech planet tajemnicza koniunkcja, Nowa gwiazda na firmamencie nieba, Oznaczać miały narodziny królów króla, Przed którym pokłoni się cały świat…   Tajemniczy perscy magowie… Wyruszyli w daleką pełną niebezpieczeństw drogę…   Pośpiesznie objuczywszy wielbłądy, Wszystkim co niezbędne do dalekiej podróży, Ku rozległej pustyni śmiało wyruszyli, Na kres świata zawędrować gotowi… Za skrzącym blaskiem niedosięgłej gwiazdy, Urzeczeni pięknem jej niewysłowionym, Oni niestrudzenie wciąż wędrowali Ku dalekiego Izraela ziemi…   Nie straszna im była naga pustynia, Mimo dojmującego długą drogą znużenia, Ani na chwilę nie osłabła ich wola, Ujrzenia nowonarodzonego wszystkich królów króla… Czyhające w łańcuchach gór niebezpieczeństwa, Nie zdołały osłabić hartu ich ducha, By za wszelką cenę dotrzeć do miejsca, Które wskaże ta mała skrząca gwiazda…   Tajemniczy perscy magowie… Mędrcy starożytnego świata, ducha monarchowie…   W cieniu wielkich wydarzeń przełomowych, Mających wnet odmienić oblicze ludzkości, By nic nie było już takim samym, W historii świata biegu dostojnym… Ich wspaniałe orientalne szaty, Wyszywane pieczołowicie złotymi nićmi, Nocą w świetle betlejemskiej gwiazdy, Tak tajemniczo się skrzyły…   A kiedy tej chłodnej nocy, Głośny niemowlęcia krzyk, Zarzewiem był nowej ery, Dając początek nowemu dziejów biegowi… Zwieńczenie dalekiej pełnej trudów podróży, U progu lichej, mizernej stajenki, Odzwierciedleniem było ich wiary i pokory, W drodze do wytyczonego celu niezłomności…   Tajemniczy perscy magowie… Oddali swe uniżone pokłony w lichej stajence…   Widząc niedbale zbity żłóbek, Słysząc dobiegające z niego cichuteńkie kwilenie, Zebrawszy prędko myśli rozproszone, Padli na twarz przed maleńkim dziecięciem… Ubodzy pastuszkowie odziani w owcze skóry, Z dalekiego kraju uczeni mędrcy, Tej jednej cichej a świętej nocy, Spotkali się w wnętrzu ubogiej stajenki…   Choć pochodzili z dalekiej krainy, Studiowali latami najstarsze w świecie księgi, Nurzając się w oceanach starożytnej wiedzy, Nie danej nigdy zwykłemu śmiertelnikowi… Będąc między wzgardzonymi przez świat biedakami, Nie zawahali się ni chwili, By kwilącemu z zimna nowonarodzonemu malcowi, Oddać z czcią hołd uniżony…   Tajemniczy perscy magowie… Ofiarowali maleńkiemu dziecięciu dary wyszukane…   Najczystszego złota blask skrzący, Z uniżoną czcią ofiarowany, Królowi nad wszystkimi królami, W oczach niemowlęcia się odbił… Kadzidło w wnętrzu ozdobnej szkatuły, Którego przez wieki tajemniczy dym, Symbolem był zanoszonych do Boga modlitw, Złożyli w darze kapłanowi nad wszystkimi kapłanami…   Wonna i gorzka mirra, O konsystencji skrystalizowanego miodu żywica, Ze wszystkich darów najbardziej tajemnicza, Lecz w symbolice swej szczególnie poruszająca… Choć symbolizowała śmierć, Przypominała i o wcielonego Boga ludzkiej naturze, W starożytności zaś będąc lekiem, Obrazowała świata duchowe uzdrowienie…   Tajemniczy perscy magowie… Wlali w swe serca niegasnącą Nadzieję…   Choć wnętrze lichej stajenki, Dalekim było od wspaniałych pałaców Persji, Z ociekającymi złotem ścianami, Posadzkami zdobionymi przez kunsztowne mozaiki… Będących siedzibami szachów możnych, Władających swymi rozległymi ziemiami, Jednym tylko skinieniem dłoni, Wydającym rozkazy zastępom sług wiernych…   To tam potężniejszy od wszystkich szachów, Narodził się w ubóstwie król wszystkich królów Wzgardziwszy przepychem ziemskich pałaców, By wywyższyć pogardzanych i biedaków… By oczytani w wszelakich księgach mędrcy, Tej świętej nocy sercem pojęli, Iż z przedwiecznego Boga woli, Każdy w Jego oczach jest ważnym…   Tajemniczy perscy magowie… Co powiedzieliby o współczesnej nauce…   Nam tak bardzo dziś zabieganym, Ślepo zapatrzonym w postęp technologiczny, Ci tajemniczy ze wschodu mędrcy, Na kartach Biblii na wieki unieśmiertelnieni, Dali ponadczasowy przykład pokory, Którego tak brakuje naukowcom dzisiejszym, Dążącym zawzięcie by z pomocą nauki, Podstawy Chrześcijaństwa zuchwale obalić…   Lecz to z biblijnej historii o mędrcach, Ponadczasowa płynie nauka, Że ludzka mądrość nie wystarcza, Wobec tajemnicy wcielenia Boga… Nie wystarczy dziś badać obce planety, Z pomocą teleskopów zaawansowanych, Trzeba spojrzeć w serc ludzkich głębiny, A szeptu Boga poszukać w swej duszy…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Mozaika bizantyjska Trzej Magowie, bazylika Santi Apollinare Nuovo, Rawenna
    • Nie ma ciebie. Nas. Choć słońce świeci w oczy. .. Co to. Co to? Coś tu leży napisane na pożółkłej ze starości kartce… Jakiś początek do czegoś. Prolog? Albo zakończenie... Taak. Pisarz nie musi się wszystkim podobać, albowiem nie musi. Ale, gdzie tu pisarz? A, leży pijany pod stołem. Nie! To sterta zapleśniałych gazet, tobół z przemoczonych, podartych łachmanów. Dziurawych szmat...   Przesyca mnie jakieś wirowisko planet, nasyca. Wiruje wszytko. Wiruje. I nie może przestać, choć staram się to zatrzymać. Uchwycić… Lecz wiruje to coraz szybciej. Zdaje się, że z prędkością światła. Więc i ja lecę z prędkością światła rzucony w przestwór wszechświata. Spadam gdzieś po spirali aż do zapadnięcia się w sobie. Do całkowitego zmiażdżenia. Unicestwienia. A gwiazdy, a gwiazdy… Te wielkie kule wodoru. Te kule miażdżone przez grawitację przy jednoczesnej nukleosyntezie... Kiedy leżę, gdy leżę w stosie papierów, fruwających na wietrze szeleszczących gazet, które przyklejają się do mojej twarzy. Do nagiego ciała. Omiatających mnie liter pachnących drukarską farbą i kurzem. Zdania, zdania… Cała plejada zdań. Ciągnących się znikąd donikąd bezsensownych treści. Cała litania nie wiadomo czego. Kiedy leżę. Kiedy czołgam się do światła. Do tej odrobiny blasku. Do tej iskry. Do tego płomienia. Do tej drgającej poświaty miotającej się w podmuchach wiatru. W podmuchach oddechu… Czyjegoś. Bliskiego zwymiotowania…   Chyba umarłem albo umieram, ponieważ widzę we wszystkich płaszczyznach, mimo że są mikroskopijnej wielkości. Widzę jakieś tunele, czarne dziury, zderzenia subatomowych cząstek, kłębowisko strun w tym nadmiarze wymiarów… Ale to tylko część rzeczywistości. Jednak część. Fragment jedynie. Albowiem reszta jest ukryta pod nieodgadnionym całunem milczenia. Matka przychodzi. Przybywa. Ale o jedną noc za daleko. O jeden dzień. Aby powiedzieć. Coś powiedzieć. Coś… Lecz nic. Odchodzi. Przechodzi… Porusza się pomiędzy warstwami czasu i przestrzeni w formie wolnej od siły ciążenia. Przenika ściany tym swoim dziwnym przechodzeniem. Ojciec idzie za nią krok w krok. Idą oboje. Przechodzą, zostawiając po sobie piskliwy szum gorączki, który nie zmienia natężenia. Który trwa wciąż na tym samym poziomie głośności. Jak szumiący szmer radiowego głośnika, co jest ustawiony pomiędzy kanałami. Choć czasami wydaje się, że pulsuje jakiś stukot w odmętach sennej maligny. Że coś się kolebie za ścianą. Za ścianami. Wszędzie… Ze włącza się i wyłącza jakaś maszyna w nikłej woni fabrycznych smarów.   Dotykam palcami podłogi. Gładzę jej powierzchnię, wyczuwając najmniejszą nierówność, okruch. Jakąś najmniejszą rzecz… Pełno tu tego. Lśnią rozsypane wokół opiłki żelaza. Lśnią wśród migoczących płomieni świec. Wśród drżących motyli na suficie i ścianach. Wśród zrywających się do lotu puszystych ciem… Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ach, znowu to pytanie rzucone w przestwór nicości. W nic… Idę ogrodem, którym szliśmy. Idziemy… To ja mówię ustami ojca. I mówię słowami ojca. I mówię to, co on mówi do matki, żony swojej… I mówię wszytko, co i on mówi tym mówieniem niewyraźnym i cichym. Takim jakim można mówić jedynie we śnie. Nasłuchuję odpowiedzi. Ciii… Nicość rozsadza czaszkę nawałą pulsującego szumu. Ciii…Wytężam zmysły… W żeliwnych rurach jęki i zgrzyty. Jakieś bulgotania. W rozgałęzieniach rur. W tej całej plątaninie hydraulicznego krwiobiegu jakieś przymilania i szepty. Czyje? Niczyje. To tylko żeliwne synapsy, aksony, włókna… Wszystko to nieskończone i wieczne… Żywe to? Martwe? Nie wiadomo co tu umarło. Wydaje się, że wszystko stało się już tylko symbolem. Niczym więcej.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-06)    
    • @aff @affkobiety puch marny- no cóż - pozdrawiam ślicznie i dziękuję z uśmiechem

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Jacek_SuchowiczSą Poeci wrażliwi i są tacy jak łza....pomyślałam czytają odpowiedz jakkolwiek  po szkolnemu zbyt wybrzmiała teraz moja myśl.No i  Ładnie  tylko ''ja ten poeta''  co reaguje na Małpy.....i uczymy się choć różnie to wychodzi...potykając się o siebie.Czasami właśnie to dziecka słowo uświadamia nam że ''jak to tak; to na prawdę ma miejsce......i wtedy piszemy z dziecinną łatwością bawiąc się słowami.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...