Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

rotmistrzu
było tak, że jednych bili
innych drukowali
tak było
że jedni szli na śmierć
inni na piedestały
metafor

czerwone szmaty w majowych pochodach

i nawet kiedy się nawrócili
zapomnieli
bo naszym grzechem nie jest pijaństwo
naszych grzechem jest miłosierdzie
dla katów
i brak miłosierdzia
dla ofiar

spotkałem uśmiechniętą staruszkę
Herminę Braunsteiner
bardzo pomocna i kochająca psy
pogroziła mi palcem
"nie wolno nam o tym wspominać"
i rozmarzona odeszła w dal

jak ty
rotmistrzu
poszedłeś do piekła i uciekłeś z piekła
walczyłeś w piekle i wyjechałeś do Włoch
wróciłeś do piekła

zanim zagrają syreny
niech zamilkną ci
miłosierni
nic nie wiedzący

bo kto miał wiedzieć
ten był usuwany

spotkałem miłą staruszkę
Ilse Koch
jadła pomadki...

Opublikowano

Syreny zagrają ,to jedyne, na co nas jeszcze stać.
Coś mi tam "nie zagrało"przy pierwszym czytaniu ,ale czytałem dalej i dalej i ...........jakby autor używał tych samych środków co zwykle ,ale nie po to ,by napisać wiersz ,ale po to by go opowiedzieć.
Naprawdę poczułem.
Mam w dupie ,że to banał ,bo .................................to piękny wiersz.
tyle
powroty wskazane
pozdr

Opublikowano

Mariusz Sukmanowski - czas zweryfikuje, aczkolwiek ja po prostu na nowo uczę się historii i jestem coraz bardziej, hm, w szoku...

Sylwester Lasota - jak najbardziej, to ta pani,aczkolwiek to jedna z wielu bohaterów z szopki norymberskiej...

Opublikowano

w temacie historii...
ostatnio na wp.pl było coś takiego:
http://ksiazki.wp.pl/gid,15841180,tytul,Powstanie-warszawskie-bylo-bezsensowna-rzezia-i-zbiorowym-samobojstwem-najlepszych-Polakow-Szokujaca-ksiazka-mlodego-historyka,galeria.html

trudno to wszystko przetrawić.

Opublikowano

Wiele gorzkich, ale prawdziwych słów. Historię przekłamują na naszych oczach i nic na to poradzić nie można. Szlag mnie trafia, gdy na to patrzę.
Dobry wiersz jak zwykle.
Pozdr.

Opublikowano

Akurat bohater tego wiersza, Witold Pilecki, był i w obozie (gdzie sam "wpadł" chcąc organizować ruch oporu) i brał udział w powstaniu. Po wojnie dostaje wyrok śmierci w rejonowym sądzie w Warszawie. Po czym wykreślono go z historii (a w tym samym czasie nasi dzisiejsi idole rozpisywali peany na cześć Stalina, ot, sprawiedliwość dziejowa).
A co do historii, to bywało różnie. Po pierwszym podrygu "sądu" w Norymberdze (a jednocześnie trwał w Dachau proces zbrodniarzy z tego obozu, ale mało kto o tym wie, sądzono tylko 40 osób), naziści byli grupowo zwalniani i spokojnie wracali do domów, sowieci hulali w najlepsze, a po wielu, wielu latach po prostu okazuje się, że nie za bardzo wypada o tym wspominać (czytaj - nie uczyć się historii najnowszej). Sądzeni zeznawali jak jeden mąż, że żadnej zbrodni nie popełnili, że nikt nikogo nie zabijał (np. Ilse Koch zeznawała, że przez 6 lat nie wychodziła z domu!), że to Polacy byli antysemitami (a w Polsce, w odróżnieniu od np. Francji i Belgii nie było profaszystowskiej partii pomagającej Niemcom. Ciekawostką są walki angielsko-francuskie na morzach w 1940 r., gdy rząd Vichy zaczął współpracować z rządem Niemieckim).
Robert Faurisson napisał pracę naukową, że żadnych pieców krematoryjnych nie było, że to Polacy zbudowali ją po wojnie. Związek Przesiedleńczy (w 1970r.) ogłosił, że jedyną zbrodnią wojenną było wysiedlenie Niemców przez Polaków. Dalsze procesy ruszają sądy w sprawie Majdanka w Stanach (gdzie sądy potrzebują twardych dowodów, co jest karykaturą procesu). Działają organizacje pomagające byłym SS-manom (założone m. in. przez biskupa Alojza Hudala). Naziści ujawniają się: Kurt Lischke, Klaus Barbie, Erich Pietsch, i wielu, wielu innych... i nic się nie dzieje. Z sejfów giną zeznania, dowody, prokuratorzy wypadają z okien (Robert Morse), zbrodniarzy się ułaskawia i udowadnia, że ludobójstwa nie było, tylko zwykłe przestępstwa, już przedawnione (bo ludobójstwo nie ulego przedawnieniu.) Hermina żyła sobie spokojnie, ale wyczaił ją "na pewno nietolerancyjny dziennikarz i wpadła. Biedactwo, oczywiście... Świadkowie (byli więźniowie) wspominają, że na procesie oskarżeni mieli wygodne krzesełka, a świadkowie siedzieli na twardych ławach, ech... Szczegół, ale ciekawy. Dzisiaj dzieje się podobnie. Jak któs trafia na byłego ubeka, szczeka się na niego, wyklina, że tak nie wolno, bo to tacy mili panowie i panie (i takie wiersze czasem piszą, że posrać się można...) Można to ciągnąć, ale już czasu nie ma...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tego "tłustego" z początku zdecydowanie bym się pozbył.
Opublikowano

Michale , czytając ostatnie Twoje wiersze , uczę się historii od nowa , z wielkim zainteresowaniem , czytam co piszesz w post komentarzach!
Moja rodzina za nazwisko kończące się na ...wska została postawiona pod płotem do ,,,rozstrzelania , babcia tylko miała zgodzić się na zmianę jednej litery ,,,czego nie uczyniła,,,Niemcy zdumieni - o dziwo nie rozstrzelali jej i dzieci ,,,,
Dzisiaj rankiem w TV usłyszałam rozmowę , starego powstańca z redaktorem , - padło pytanie
-czy pan ma koszmary , lęki ,,
on- nie dobrze sypiam itd...
Mój wujek (ojca brat ), był w ruskich łagrach , uwierz krzyczał noc w noc do samej śmierci!Przeżył piekło!
I wiem ,,że dla reszty rodziny ,która jeszcze pozostała wspomnienia są wielką tragedią !

Z poważaniem!

Za wiersz dziękuje!

Opublikowano

maria bard - a to też jest swoistą ciekawostką, bo reżimy - i ten i ten) wręcz wymagały, żeby poeci nie zajmowali się zbyt dociekliwie historią i polityką :)

oscari valtteri - o nie!

aluna - dlatego wg mnie trzeba o takich rzeczach przypominać, bo kto wie, czy coś takiego się nie powtórzy w Europie (bo gdzie indziej już się powtórzyło). Teraz młodzi ludzie mają tępy obraz Spielberga plus tępą telewizje i widzą, że bycie katem tak naprawdę popłaca.

Opublikowano

Michale , dlatego dziękuje za wspomnienia , a raczej ich odnawianie , nie jestem historykiem , ale mój ojciec -nauczyciel (jeszcze żyjący opowiada takie historie ,że nikt by nie uwierzył, ba koszmarów nie ma takich !!!
Och , jak bym opisała koleje wojennej zawiei mojej rodziny(z obojga stron) -ojca , matki , to jak piszesz :

" dlatego wg mnie trzeba o takich rzeczach przypominać, bo kto wie, czy coś takiego się nie powtórzy w Europie (bo gdzie indziej już się powtórzyło). Teraz młodzi ludzie mają tępy obraz Spielberga plus tępą telewizje i widzą, że bycie katem tak naprawdę popłaca."

Kiedyś wstawiłam(leżakuje w prozie) , fragment "
Skrócona prawdziwa historia życia ", potem zrobiłam wiersz, do konkursu , ale tak na prawdę chciałam ,aby poczytano , co spotkało ludzi , co jest bólem do dziś!

Pozdrawiam!

Opublikowano

Prawda dojrzewa. Trzeba jej pomóc słowem rozkwitać.

Ktoś powiedział, że historia to nie to, co zdarzyło się naprawdę, ale to, co ludzie pamiętają.

Nie wszyscy chcą pamiętać ("nie kocham rozmówek z przeszłością. Zwykle mam wrażenie nadprodukcji. I polityki. Ona zwykle się przyczepia i ssie. Pozdrawiam. E. Dnia: 2013-08-01 11:13:49 napisał(a): maria bard").

Domagają się cenzury ("rotmistrzu było tak, że jednych bili innych drukowali tak było że jedni szli na śmierć inni na piedestały metafor czerwone szmaty w majowych pochodach i nawet kiedy się nawrócili zapomnieli bo naszym grzechem nie jest pijaństwo naszych grzechem jest miłosierdzie dla katów i brak miłosierdzia dla ofiar". Tego "tłustego" z początku zdecydowanie bym się pozbył. Dnia: 2013-08-01 11:50:43 napisał(a): oscari valtteri").

Ale większość potrzebuje wiedzieć i pamiętać. Nie tylko o sobie.

Dobry wiersz o byłych.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




No, parę chwil minęło i już się stało;-). jest moja opinia i natychmiast...staję się tą "historią" - nazistką, albo komunistką. Ciekawe.

Poeci, kiedy piszą o historii, to muszą być Poeci:-). Samozwańczy "wychowawcy narodu" czynią rozgardiasz i szkodzą. Tak nie było jeszcze nie tak dawno, ale ostatnimi laty czara się przelewa...Skutki mogą być złe.
To nieprawda, że młodzi ludzie mają tępy obraz rzeczywistości, historii bądź jej fragmentów. To prymitywne uogólnienie. Podobnie można powiedzieć, że piszący na tym forum są analfabetami nieznającymi zasad polskiej pisowni. Ale przecież to też uogólnienie;-)
Opublikowano

aluna - też mam takie wrażenie

tuz - też mam takie wrażenie. No, chyba, że w salonach jakaś moda/trendy zapanuje, ale na to nie liczę...

maria bard - acha, to moja wina, że tak było... Ale jak ktoś się poczuwa...
A co do "samozwańczych wychowawców", to nie bardzo łapię sugestii, ale jak Poeci mogą jeszcze pisać o historii, to bardzo mnie to cieszy.
A co do tego tępego "obrazu rzeczywistości", to trzeba czytać ze zrozumieniem, bo nie napisałem, że młodzież jest tępa, co mi się tutaj implikuje, tylko, że są karmieni tępotą. Wystarczy zresztą pooglądać TVN.
A to, że na naszym forum są analfabeci, to wiem.

Opublikowano

Trochę off-owy tematycznie, ale może przez to treść zaciekawia. Brak mi trochę flow i wersyfikacja kuśtyka. Ale to raczej współcześnie nie jest wadą. Pozdrawiam ;-)

Opublikowano

Panie Michale! Podobnie jak Aluna dziękuję Panu za ten wiersz. Nawet na "głośne" tematy słów nigdy nie za wiele (jeśli są mądre i dobrze złożone). A ten wiersz z pewnością taki jest. Sięgnąłem też do innych Pana wierszy. Może kiedyś będę się czuł na siłach pisać o rzeczach wielkich. Nam to jest potrzebne. Żeby w innym duchu wychowywali się młodsi. Zaniedbania są wielkie. Jest wiele istniejących pereł polskiej poezji patriotycznej zapomnianych (jakby celowo). Czy zna Pan wiersze-pieśni "Orlątko" zapomniane tak jak i autor albo "Pieśń o Pułkowniku Kuli Lisie" zapomnianą jak jej bohater. Co więcej dodać? Niech Pan nie przestaje? Jeśli mogę życzyć: Proszę nie popadać w styl mentorski jedynego sprawiedliwego co może Panu nie grozi; i nie popadać w zgorzknienie co czasem da się odczuć. Nie ze wszystkimi przemyśleniami się zgadzam. Naszym grzechem nie jest miłosierdzie. Potrafiliśmy wieszać zdrajców. To te dzisiejsze czasy. II wojna Niemcy i Rosjanie planowo wymordowali nasze elity żeby móc kierować motłochem. Formalnie odeszli. Ale zostały poruskie pseudoelity, a teraz ich potomni, którzy trzymają się ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dla tych wszystkich co nie chcą zrozumieć ostatnia strofa " Do przyjaciół Moskali". Pozdrawiam MM

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...