Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

pod palmą Polak leży
w swoje szczęście nie wierzy

kiedyś takie czasy były
że nad Wisłę się wozili
albo w góry lub nad morze
to już luksus był że boże

teraz Polak jeździ wszędzie
jeśli tylko kasa będzie
no bo powiedz co mu zrobią
kiedy sam dziś rządzi sobą

Opublikowano

Hen pod palmą Polak leży
w swego pecha nie chce wierzyć
wczoraj luksus piękny hotel
dziś modlitwa by z powrotem
do kraju swego przylecieć
no bo teraz jest się śmieciem
na bruku jak kiepski towar
bo dziś Sky Club* zbankrutował

*Takie biuro podróży

Opublikowano

z przymrużeniem oka ;)


hej pod palmą Polak leży
ja herezji nie chcę szerzyć
powiem tylko co wiadomo
że uciechę ma znikomą

dwa tygodnie na wywczasie
samo w sobie podobasię
lecz czy wróci to jest troska
może lepsza polska wioska

gdzieś w ogródku pogrillować
wymyślić zabawę nową
nadmuchane palmy kupić
przecież Polak nie jest głupi

tanim kosztem wyspa w domu
lecz nie mówcie już nikomu
bo to obciach sami wiecie
pływać w wannie - nie na Krecie!


pozdrawiam, Nowo!
in-h.

Opublikowano

Ha ha, fajny wierszyk, wesoły i w wakacyjnym tonie. :-)
Tak po prawdzie, to ja wolę jeździć nad morze lub w góry, a najlepiej na jeziora, byle poslkie... Ale to taka moja fanaberia. :-) Dobrze jednak, że nam juz [u]wolno[/u] jeździć wszędzie, gdzie się nam spodoba.

Opublikowano

A niech jeżdżą
niech się darzy
dla mnie leżak
pod orzechem
nie jest wcale
żadnym pechem
jest wygodą
i ochłodą
w letni upał
z zimnym sokiem
w bok wyskokiem
Nakręciłaś NATO nasz Polaków wakacyjny czas na lato !
Pozdrawiam!
Hania
+

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję Jonhy, że zajrzałeś do mnie i poświeciłeś czas, aby odpowiedzieć mi wierszykiem. Z tego wniosek, że teraz łatwiej wyjechać, niż wrócić, ale to już inny temat, może coś kiedyś mi się ułoży i na ten temat.
Pozdrawiam serdecznie:)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Miło mi Oxi, że mój wierszyk wzbudził u Ciebie wakacyjny uśmiech.
Zgadzam się z Tobą, że to bardzo ważne dla nas, że możemy jeździć wszędzie i robić co chcemy, chociaż nie wszyscy to doceniają.
Pozdrawiam z uśmiechem:)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję Haniu za odwiedziny, masz racje, właśnie doświadczam takich wczasów, jak w Twoim wierszyku. Pozdrawiam cieplutko:)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


no i drugie biuro
poleciało z wielką furą,
POlak się po pięcie drapie,
bo nie leży na kanapie,
pod hotelem jego bagaż
a on jak tragaż,
dźwiga brzemię straty
wszak kto będzie spłacał raty????
Pozdrawiam Nowa!!!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


no i drugie biuro
poleciało z wielką furą,
POlak się po pięcie drapie,
bo nie leży na kanapie,
pod hotelem jego bagaż
a on jak tragaż,
dźwiga brzemię straty
wszak kto będzie spłacał raty????
Pozdrawiam Nowa!!!

Dziekuję Sławko za wierszyk, w tych czasach tak często bywa.
Pozdrawiam serdecznie:)))


Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...