Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

noc osowiała w siwym gorsecie,
za oknem ledwo dwanaście stopni,
gdy ciała marzą sennie o lecie,
my tak osobni, tacy roztropni.

dawniej ciekawy każdego kroku,
każdego słowa, które wypowiem,
dziś własne klechdy snujesz o zmroku,
o cudzym szczęściu, jak drgnienie powiek.

nie umiem znaleźć słowa, melodii,
żeby się zakraść bez fałszu frazy
w mrok własnej duszy, jeśli pozwolisz,
zniknę bez śladu i bez urazy.

4.06.2012.

  • Odpowiedzi 53
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Niestety, mnie także, po trosze, ten wiersz opisuje. Jednak nie z tego powodu plus, a w uznaniu dla Twoich umiejętności, Anno. Mogłabym powtórzyć poprzednie komentarze, że rym, że rytm etc. Więc dziękuję za bis :)

[Trzecią zwrotkę czytałam na różne sposoby (czegoś mi tam brakowało): z domyślnym przecinkiem lub kropką na końcu drugiego wersu; z przecinkiem po drugim wersie i kropką po duszy w trzecim lub tylko z dodaniem kropki po duszy, przy zastanym kształcie. Znaki przestankowe zmieniają troszkę odczyt, choć generalnie sens pozostaje taki sam.]

pozdrawiam serdecznie, Anno,
in-h.
Opublikowano

Wiersz można chwalić, bo napisany bardzo poprawnie, ale ze stanem peelki,
chyba coś trzeba zrobić... żal mi jej, to niemal odrętwienie, tkwienie
w jednym punkcie.. tak nie można.. wiosna darzy słońcem i tyle zieleni
za oknami.. o nocnym niebie nie wspomnę, ale tylko wtedy, gdy gwieździste.
Pozdrawiam... :)

Opublikowano

jesteś wprawną poetką, (choćby warsztat i ilość utworów to potwierdza), ale w tym wierszu nie ma emocji. jest suchym przekazem wyrachowanej Peelki. wiem, narażam się na lincz zachwyconych, ale to właśnie odbieram w wierszu.
w paru miejscach rym jest dobrany nieco na siłę, np dwa ostatnie wersy drugiej zwrotki. w treści pojawiają się klechdy- to opowieści nie na drgnienie powiek, a jeśli ten zwrot odnosi się do cudzego szczęścia to drgnienie powiek też nieadekwatne. wszyscy ubolewają tu nad losem Peelki utożsamiając się, a trzecia zwrotka pokazuje, że jej aż tak nie zależało, wręcz było na rękę, czuje się nie bez winy, zagląda w mrok własnej duszy, za pozwoleniem chce zniknąć bez urazy.
widzę tu wiele sprzeczności..
dobry wiersz powinien oddawać emocje i mieć dobrą podstawę warsztatową. tego się nie produkuje, a czuje.
pozdr.

Opublikowano

Bajadero,

kto miałby Cię tu "zlinczować"? Co Ty pleciesz?
Wiersz Ci się nie podoba - i ok. Nie musi.
Nie zarzucaj wierszowi "kłamstwa". Tego nie możesz.
Czytaj: "bez fałszu frazy", "jeśli pozwolisz";)

Cenię każdy głos pod wierszem. Byle konstruktywny i rzeczowy. Twój taki jest, więc dzięki.

Pozdrawiam,

Para:)

Ps. nieadekwatne ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tego nie słychać kiedy serce pęka. Zimne ukłucie, jakby w środku coś się zerwało. Nie widać nic, lecz oczy ciemnieją. Ciężki oddech. Głos słabnie. Czas i powietrze staje. Co ty robisz. Noc. I tylko cień zaczyna mówić w twoim imieniu. Jak mogłeś! Bracie. No jak? A ty, dlaczego mu na to pozwalasz - Dlaczego?
    • Sąsiedzkie smaki tianguis między blokami rodzinny piknik grają w Dobble ona wierci ognistym ciałem madrytczykom za trzy lata umrze jej matka na pogrzebie wpatrzę się w jej przyschniętą twarz resztkami melona na Kijowskiej ulicy czy mam współczuć wiedząc jak żyła ojciec trząsł się kładąc wieniec na kratę jest mi przykro że cierpisz powiem tak każdemu szpikulcowi bo to broń przeciwko sobie a ksiądz niech się lepiej już zamknie nie ma ładnych pogrzebów.
    • oglądam nieśmiałe  dawne marzenia  które nie ujrzały światła dziennego    gdyby… tak czasami myślę    jaka byś była  w bliskim spotkaniu    tam wtedy  czarowałaś  byłaś niezachodzącym  słońcem  a ja  ja chmurami na niebie    bawiłaś się  moim cieniem    6.2025 andrew 
    • w niej masz drogi mleczne pokłosiem wydeptane - tu historia z korzeni w niepewność wyrasta. w niej masz ścieżki dopiero co w rosie skąpane - nie minie nawet chwila, a czas je zawłaszcza.   jest tak wyjałowiona (krucha, ślepa, głucha) monokulturą pragnień i błędów tętniących, pusta leży w bezruchu, milczy i nie słucha cichych szeptań i krzyków w koronach szumiących.   choć tak bardzo zmęczona, zasnąć nie potrafi, wciąż zakochana w niebie, z gwiazd wzroku nie spuści, będzie mu czule śpiewać przyziemne piosenki - może ją pokocha, tym marzenie jej ziści.   podszyta marzeniami bladoróżowymi, jedwabnymi nićmi i słodkim wiciokrzewem, użyźni swe zmysły, rozsieje uczuciami, odurzy zapachami i wilgotnym ciepłem.  
    • (Ojcu)   Wiesz, stoję tutaj. W tej trawie wysokiej. W słońcu. W tym rozkwieceniu bujnym i tęsknym.   W tej melancholii rozległej jak czas. W tym ogromie cichym sen głęboki otwiera powieki. I śnię tym snem potrójnym zamknięty. Tą duszną godziną upalnego lata.   Chwieją się wiotkie gałęzie. Łodygi. Źdźbła łaskoczące łydki.   I wszystko to szumi, gęstnieje. Oddycha niebem rozległym. Kobaltowym odcieniem przeciętym smugą po odrzutowcu i z białą gdzieniegdzie chmurą, obłokiem skłębionym …   W powietrzu kreślę tajemne symbole, znaki. Lgnę ustami do kory drzewa. Całuję. Namiętnie. Jak usta kochanki niewidzialne, drzewne. Liściastą boginię miłości.   Wnikam w te rowki słodkawe i lepkie od soku, czując na końcu języka tężejące grudki.   Układam zdania zapadnięte do środka, zamknięte a jednocześnie przeogromnie rozległe jak wszechświat. Jak unicestwienie. Zaciskam powieki. Otwieram… Mrugam w jakimś porywie pamięci.   Widzę idącego ojca, poprzez odczuwanie w nim tej powolności elegijnej (taką jaką się odczuwa we śnie)   Idzie powoli w wysokiej trawie. W łanach rozkołysanego morza z dłońmi złączonymi mocno i pewnie.   I rozłącza je nagle w mozaice szeptów, rozsuwając w tym złotym rozkłoszeniu zbożność i wiatr. I znowu w słońcu, i w cieniu. Za tym dębem, za kasztanem.   Za samotną w polu topolą. Chwieją i smukłą. jak palec na ustach Boga.   Idzie powoli, odchodząc. I pojawia się na chwilę, by zniknąć znowu za jakimś krzewem, co mu zachodzi znienacka drogę.   I znowu, ale w coraz większym oddaleniu. Za kępą pachnącą, za tym drżącym ukołysaniem maleńkich kwiatków, które mu spadają na głowę białym deszczem. Za jaśminem, który tak kochał za życia.   Twarz przesłaniam dłonią, szczypiące oczy, bowiem uderza mnie oślepiający promień słońca. Znienacka.   Otrząsa się w prześwicie z szeleszczących liści w powiewie. Lecz po chwili robi się duszno i cicho. Jakoś tak tkliwie. Ojciec zniknął, zapadł się. Rozpłynął, gdzieś w rozkojarzeniu sennej melancholii.   Na piaszczystej ścieżce pociętej cieniami gałęzi. A jednak był tu kiedyś i żył jeszcze. I żyje...   Jestem jedynym świadkiem tej manifestacji. Tego przemknięcia niematerialnego zrywu zakamuflowanego przed światem.   I mimo że jestem bez miejsca i przeznaczenia, notuję każdy błahy kształt. Każdy nawet zarys, który jest w czyimś zamyśle jedynie nic nieznaczącym szkicem.   W chmurze spopielałej. W nadciągającym snopie deszczu.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-06-24)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...