Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zanim zapadną policzki
i potworzą się bruzdy,
jak na czole,
tak i na twarzy,
jeśli Bóg na to zezwoli,
bo los na pewno
na to nie przystanie.

I wiek stary nim nadejdzie,
i grzbiet schyli ku kolan.

Trzeba radować się dniem codziennym:
sen budzić przed świtem,
słuchać śpiewu ptasząt,
który z gęstej jedliny przychodzi!...

Gdy dzień wywidnieje,
posłać oczy tam,
gdzie horyzont daleki.

I czy nieboskłon przyśle krajobraz,
czy głosy żywiołu Natury,
przyjąć z wielkim wyróżnieniem należy.

Bogu i Miłouczyńce zakomunikować:
[ kiedy już oczy podniesie
do dnia następnego ]
że już ze świtem się przywitałem,
ptaszęczy śpiew był w domu,
oczy z horyzontem się spotkały,
nieboskłon dostarczył widokówkę,
odgłosy Natury utkwiły w sercu -
aż z tego wierszem się stałem.

A Tyś spała tak serdecznie.

Opublikowano

byłby z tego nawet niezły miłouczyniec, Patrioto. Po dopracowaniu oczywiście. Na razie tylko ten fragment, trochę "przycięty" co prawda i o nieco zmienionej wymowie, ale tylko taka wydaje mi się zgodna z duchem pokory.
Pozdrawiam.

zanim zapadną się policzki
potworzą bruzdy
tak na czole,
jak i na twarzy
to Bóg dobry
by los pogodzić
pozwoli też

Opublikowano

Podoba mi się...wiersz ten jest prosty i przez to pełen osobliwego uroku, rzekłbym wręcz: sielankowy.
Kim/czym jest "Miłouczyniec"? Ciekawy neologizm, ale nie wiem jak to rozumieć.
I w czwartym wersie od końca powinno być chyba "widokówkę", chyba że to również neologizm :)
Pozdrawiam

Opublikowano

Jeśli pytasz, to odpowiem: Miłouczyńce, Miłouczynka to moja żona. Jest ze mną na dobre i złe, więc wymyślonym przeze mnie takim miłym określeniem nazywam Ją w moich wierszach. "wiodokówkę" poprawiłem na widokówkę. Zwykły błąd. Serdecznie pozdrawiam.

Opublikowano

Lubię kiedy wiersze mają w sobie tak delikatną i spokojną aurę. Dźwięcznie i sympatycznie. Kojąca symfonia dla oczu, a kiedy tak czyta się na głos - to i dla uszu. Bardzo ładnie.
Pozdrawiam serdecznie!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar dzięki   jesień owszem zadowoli jeśli ładna jest i młoda słodko może cię ukoić ale kasy potem szkoda :)))       @violetta od czego jest kobietka tego nie wie sam Bóg raz wściekła raz kokietka nieobliczalna i już :)))  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      To przepiękna zwrotka warta najlepszych poetów ! I ostatnia też złota warta. Gdyby udało się dotrzymać kroku pozostałym ... 
    • @Poezja to życie Dobrze prawisz i rym jest...  
    • @Jacek_Suchowicz Piękny wiersz o zbliżającej się jesieni. Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • W koszulce pirackiej i mycce z czaszką, Pochylony nad balią z praniem, Pianę wzbijałem ku niebu – chlup, chlup, Wiosłem szarpałem ocean zbyt spokojny.   Wichry w koszulę łapałem na kiju, Kurs obierałem – ahojj! – wołałem. Ster trzymał mój język, nie ręce, Żagiel inspiracją: tam, gdzie wiatr dmie!   Świat zmierzyłem bez lunety i bez map, Z oceanem biłem się z tupotem i krzykiem. Gwiazdom nie wierzyłem, bo mrugają okiem. Ja wam dam, wy żartownisie, dranie!   Na Nilu mętnym, wezbranym i groźnym, Szczerzyłem kły z krokodylem rozeźlonym. Ocean zamarł, gdy dryfem szedłem – skarpetki prałem, Rekin ludojad nad tonie morskie skoczył i zbladł.   Na prerii mustang czarny jak moje pięty, Ogonem zamiótł mi pod nosem – szast! Wierzgnął, kopytem zabębnił, z nozdrzy prychnął, Oko puścił i w cwał – patataj, patataj!   Na safari gołymi przebierałem piętami – plac, plac! Słoń zatrąbił, nie uciekłem, w miejscu trwałem. W ucho dostał, ot tak – i odstąpił: papam, papam. Został po nim tylko w piasku ślad i swąd.   Lew zaryczał – też nie pękłem, no nie ja! W pierś bębniłem – bim, bam, bom – uciekł w dal. Ciekawskiej żyrafie, mej postury chwata, W oczy zaglądałem – z dumy aż pękałem.   A na kontynencie płaskim i gołym, Jak cerata w domu na stole świątecznym, I strusia na setkę przegoniłem – he, he! Bo o medal z kartofla to był bieg.   Aż tu nagle: buch, trach, jęk – strachem zapachniało! Coś zatrzęsło, coś tu pękło – to nie guma w gaciach... Łup! okrętem zakręciło, bryzg mi wodą w oko, Flagę z masztu zwiało i na tyłku cumowałem.   Po tsunami pranie w błocie legło, Znikły skarby i trofea farbą plakatową malowane, Z lampy Aladyna duch też nawiał – łotr i tchórz, Kieł mamuta poszedł w proch, złoto Inków trafił szlag.   Matka w krzyk „Ola Boga!” – ścierą w plecy chlast! Portki rózgą przetrzepała jak to dywan. Aj, aj, aj, aj! chlip, chlip! to nie jaaaa... Smark, smark, łeee – nawyki to z przedszkola.   Z domku, skrytym w kniejach dębu, ot kontrola lotów. Słyszę łańcuch jak klekoce, rama trzeszczy. Dzwonek – dzyń! błotnik – dryń! szprychy aż pękają. Kłęby kurzu w dali widzę – nie, to nie Indianie.   To nie szeryf z gwiazdą pędzi na rumaku, To nie szalik śwista (z klamrą...? e tam) Ojciec w drodze z wywiadówki – coś mu śpieszno. Aż mnie ucho swędzi, no to klapa, koniec pieśni...  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...