Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Młodość, kiedy była wczesna
i dopiero co odrosła od zielonego dzieciństwa,
uwielbiała zachwycać się głupio
motylkami, kwiatkami, księżycem
i tym podobnymi eko-kiczami.
Łatwo wpadała w entuzjazm
i bunt,
odkrywała niesłychane mądrości własne
i niebotyczne głupoty przebrzmiałe,
radowała się niebywale
każdym zalotnym gestem
młodości przeciwnej płci,
planowała ogromne, zwykłe szczęścia
w miłości
oraz w życiu zawodowym.
I opowiadała,
namiętnie opowiadała bliskim
wszystko,
co wesołe, radosne i piękne,
aż…

Wdepnęła w
spleśniałą czerń,
pokrywającą szybko horyzont,
i mina jej zrzedła;
tak skończyła być
pierwszą młodością.

Później bardzo uważała,
żeby nie utonąć w pleśni,
spod której szaro prześwitywał
tamten piękny, głupawy świat.
W owym rozmytym bagnie
bardzo łatwo było zginąć.
Rozkładały się w nim
zeschłe liście z brzozy ideałów,
z wierzby gruszek i tęczowej pamięci,
z drzewa nie pierwszej już młodości.
Coraz częściej na wiotkich gałązkach
osiadał kwaśny deszcz,
żłobiąc smutne bruzdy pod dziuplami,
rozczarowane zmarszczki na korze,
kolejne pęknięcia serca,
nieodwracalne
jak erozja gór.

Wszystko po to, żeby wpół drogi
podniosła się jako druga młodość,
co dostrzega pół-ślepymi oczami
uciekającą, straszliwą urodę
planety w każdej cząstce
jej czasu i przestrzeni.
Porażona głębią kosmicznego piękna,
zrzuciła z głowy nieporadne mądrości
i dała się porwać życiu takiemu,
jakie jest
w zachwycie
i zadziwieniu większym niż dziecinne
dla jego naiwnych kwiatków
wśród torfowego nawozu pleśni,
bez którego nie da się żyć.

I teraz,
jeśli się mocno utrwali we łbie,
a daj Boże, by tak się stało,
ma szansę stać się kiedyś
młodością starą i wieczną.
Ostatnią.

Opublikowano

nic mnie dawno tak nie ucieszyło, jak Twoje pojawienie się tutaj:)
pewnie szukałaś drugiej młodości. ja wpadłam już nie tylko w drugą ale pewnie już w trzecią, może się coś w końcu utrwali-to tyle w przelocie.
wrócę tu jeszcze nie raz poczytać, na razie uradowana, z upodobaniem pozdrawiam:))

Opublikowano

Witaj Oxyvio miło że jesteś po tak długich wakacjach. Bardzo dobry temat i utwór oczywiście- młodość, chcielibyśmy żeby była wieczna, niestety nie ma takiego eliksiru a może i jest gdy się czuje w sercu maj- jak z Kabaretu Starszych Panów:)

Młodość pierwsza ta dziecinna
taka czysta tak niewinna
a rozkwita tak jak kwiatek
gdy się ma tych naście latek.

W sercu wiosnę ciągle mamy,
drugą młodość przeżywamy,
siwy włos na skroni gości
już nie tej pierwszej młodości.

Serdeczności:)))

Opublikowano

Oxywio, miło Cię znów widzieć! Wiersz Twój jak dla mnie, za rozwlekły, wysycony do przelewania. Niektóre wersy są jego ozdobą, jednak jestem zbyt niecierpliwa, aby mnie wciągnął na dłużej. A dla Ciebie - uściski. Elka.

Opublikowano

"we łbie".... zwyczajnie mi nie pasuje do całokształtu jaki według mnie wytworzył się w całym utworze.
pozdrawiam Oxyvio.

Opublikowano

Witaj. Miło Cię znowu poczytać:)
Tym razem zatrzymałaś mnie na długo:)
Żałuję, że mam już młodość poza sobą. Ta
pierwsza ponoć najważniejsza; ta druga i trzecia
to już nie to!!!
Ciepło pozdrawiam:)) E.

Opublikowano

Powrót radosny, jak widzę, Oxyvio :)

Krzepiący, mądry wiersz. Troszkę bym miejscami przycięła, ale z kolei nie mam zastrzeżeń do "łba" ;)

wiara i wnioski w moim klimacie,
inne niż w STAREJ odzie.
gdyby tak jeszcze ktoś dał gwarancję,
że młodość w krew nam wsiąknie.

Pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Witaj, Emm! Jak miło Cię znów gościć pod mym wierszem! :-)
Już się utrwaliło, toż Cię znam trochę - wystarczająco, żeby to widzieć. :-)))
Pozdrowieństwa najserdeczniejsze.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bolku, jak zwykle uraczyłeś mnie pięknym wierszem - wariacją na temat. :-) Dziękuję serdecznie!
Przecież wiem, że masz w sercu maj, więc nie musisz się martwić, że czas upływa. :-)
Fajnie, że spotykam Cię tu po wakacjach. :-)
Serdeczeństwa.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Elu Ale, Ciebie też miło widzieć po długiej mojej nieobecności!
Dzięki za uwagi. Wiesz, ja nie uważam, żeby wiersze musiały być krótkie - niekoniecznie. Tutaj napisałam wszystko, co miałam do napisania na dany temat. Oczywiście, że można by to obciachać do kilku wersów, tylko po co?
Ale rozumiem, że niecierpliwi wolą krótsze wiersze. :-)
Ściskam serdecznie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Popsuty, dziękuję za uwagę. Hmmm... Szanuję Twoje odczucie, ale w moim - ten kolokwializm miał jeszcze bardziej przybliżać młodość, no bo kolokwializmów używają najczęściej ludzie młodzi. Zresztą wiersz opiera się na frazeologizmach: pierwsza młodość, druga młodość, nie pierwszej młodości, wieczna młodość... i - kiełbie we łbie, co oznacza młodzieńcze, nierozsądne podejście do życia.
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Witam, Ewo Kosie i wszystkie pozostałe Kosy! :-)
Gdzie Ty masz młodość poza sobą? Toż widziałam, jak młodo się trzymasz! Ja bym też tak chciała!
Eee tam, nie to! Każdy wiek ma swoje uroki, Kosie! Każdy wiek jest młody!
Ciepluśkie pozdrowieństwa. :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A radosny, bo wróciłam do Przyjaciół i nie rozczarowałam się! :-)
Dzięki za uwagę, pochwałę i piękny czterowiersz. Tak, mój wiersz zupełnie nie przypomina tamtej ody i niczego nie manifestuje, a tylko pragnie być wiecznie młody. :-)
To, czy nam w krew wsiąknie, to tylko od nas zależy! Nie święci garnki lepią!
Co do przycięć i łba, odpisałam Czytelnikom powyżej.
Pozdrówka radosne. :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Witaj, Januszu miły i mój wierny Czytelniku! Miło Cię tu znów spotkać!:-)
Dzięki za pochwałę wiersza, że szczery - owszem, naprawdę uważam, że każdy wiek jest na swój sposób młody i zawsze nowy. :-)
Serdeczności i słoneczności.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Popsuty, dziękuję za uwagę. Hmmm... Szanuję Twoje odczucie, ale w moim - ten kolokwializm miał jeszcze bardziej przybliżać młodość, no bo kolokwializmów używają najczęściej ludzie młodzi. Zresztą wiersz opiera się na frazeologizmach: pierwsza młodość, druga młodość, nie pierwszej młodości, wieczna młodość... i - kiełbie we łbie, co oznacza młodzieńcze, nierozsądne podejście do życia.
Pozdrawiam.
no tak. z tymże całość jest napisana ładnym językiem a tu nagle potoczne określenie... ale to moje odczucie tylko.
pozdrawiam również Oxyvio :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Popsuty, dziękuję za uwagę. Hmmm... Szanuję Twoje odczucie, ale w moim - ten kolokwializm miał jeszcze bardziej przybliżać młodość, no bo kolokwializmów używają najczęściej ludzie młodzi. Zresztą wiersz opiera się na frazeologizmach: pierwsza młodość, druga młodość, nie pierwszej młodości, wieczna młodość... i - kiełbie we łbie, co oznacza młodzieńcze, nierozsądne podejście do życia.
Pozdrawiam.
no tak. z tymże całość jest napisana ładnym językiem a tu nagle potoczne określenie... ale to moje odczucie tylko.
pozdrawiam również Oxyvio :)
Rozumiem. Może powinnam dodać więcej kolokwializmów?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
    • @Migrena Cieszę się i dziękuję :)
    • @sisy89   bardzo mi się podoba :)))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...