Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Łękotka


Rekomendowane odpowiedzi

Filo usiadł na balkonie z książką w ręku. „Jak pięknie” – pomyślał i podniósł głowę by przyjrzeć się przelatującym nisko jerzykom. Nagle usłyszał dźwięk telefonu, który wybił go z kontemplacji. „Zawsze coś, cholera” zaklął dla kontrastu, niwecząc romantyczny nastrój chwili. Znajoma melodia ustawień telefonu informowała go kim może być rozmówca.
- Słucham - odezwał się nieprzyjaźnie do słuchawki.
- Jak noga? – zapytał dobrze znany mu głos.
- Dobrze, co będziesz tak co pięć minut dzwonić i się pytać? – obruszał się siostrze, nie pozwalając wyrazić jej współczucia.
- A jak to się stało? – nie dawała za wygraną.
- Oj Magda nie chce mi się tak w kółko opowiadać tego samego. Stało się i już. Coś jeszcze? – mówił podirytowanym głosem.
- Zadzwoń do mnie jutro.
- Dobrze, zadzwonię – odłożył słuchawkę.

Filo kuśtykając podszedł do łóżka i usiadł na nim ociężale. Zdjął stabilizator z kolana i zaczął masować spuchniętą nogę.
- O ile mi dobrze wiadomo, Heraklit, też zmarł na puchlinę wodną.
- Dlaczego ty durniu zaraz myślisz o śmierci – opieprzył go Czocher wychylając się z walizki - Może dlatego, że nie chce mi się już żyć…właściwie niczego więcej już od życia nie oczekuję… Co ono mi może jeszcze zaoferować? - zadumał się nad swoimi pragnieniami
- A nie pomyślałeś o mnie? – Kudłaty stworek wlepił się w niego swoimi szklanymi oczyma – nie wpadło ci do głowy ty cholerny egoisto, że ja jeszcze chcę trochę pofikać na tej scenie. Że mimo wszystko ludzie mnie lubią, chcą pokazywać swoim dzieciom i w ten sposób udowadniać, że ten świat jest dobry. Jak powiedział pewien klasyk, Najlepszy ze światów.
- Chcesz, mnie pocieszyć?
- Nie. Tylko z tobą rozmawiam. Czaisz różnicę? Pocieszyć się możesz tylko ty sam.

Filo przybrał marsową maskę i spuścił bezwiednie głowę. Kolejny telefon wyrwał go z zamyślenia. Na wyświetlaczu pojawiła się Dominika.
- Tak, kochanie – starał się być miły, wiedział że z nią nie wolno mu się obchodzić tak jak z siostrą – co tam?
- A co u Ciebie? – spytała z troską w głosie.
- Jako tako – odpowiedział szczerze i bez zapału.
- Ja miałam dzień pełen wrażeń, spotkałam się z koleżankami z naszej klasy, byłam u fryzjera, Szymon był na obiedzie i pogadaliśmy sobie tak jak zawsze. Wiesz on jest taki dojrzały, zaskakuje mnie swoją mądrością, jestem dumna, że mam takiego syna.
Filo znał teksty Dominiki na pamięć. Potrafił świetnie sparodiować jej wywody naśladując jej tembr głosu, naigrywając się ze sprzeczności, które zawierały jej komunikaty. Po tradycyjnym, „ będę mówiła krotko” następował kilkominutowy wywód, zawierający całą masę odnośników, akapitów, marginesów i przecinków. Nie miał ochoty na rozmowę, jednak cierpliwie wsłuchiwał się w wszystkie niuanse jej opowieści i wydawał z siebie charakterystyczne pomruki, zapewniające rozmówcę o jego zaangażowaniu w dialog.
- To teraz ty coś powiedz – zachęciła go Dominika.
- A wiesz, właściwie nie ma o czym mówić. Próbowałem coś pisać, ale jakoś tak weny mi brak. Trochę pograłem w szachy na kurniku. Oczywiście przegrałem. Właściwie to siedzę sobie w swoim pudełku nicości. Wyciskam siódme poty z pilota i szuram kapciami po pokoju, przemierzając tą samą drogę.
- To smutne. – skomentowała Dominika. W przeciwieństwie do niego akceptowała jego gadulstwo. Choć zdarzało jej się również, przerywać mu w pół słowa, bądź też urywać dyskusję krótkim „nie chcę o tym mówić” kochała go takim jakim jest z wszystkimi jego przywarami.
- Trochę tęsknię – powiedziała ściszonym głosem.
- Ja też – próbował być prawdziwy.
- Ty tylko do ciała. Ja do twojej obecności, zapachu, rozmów.
- Cicho…wiem – sparodiował znany aktorski duet.
- No dobra nie zawracam Ci głowy. Pa.
- Buziaczek – powiedział Filo.

Filo usiadł przed monitorem i wstukał kilka pierwszych zdań do swojego bloga. Miał cichą nadzieję, że uda mu się z tych kawałków puzzli ułożyć jakiś sensowny obrazek.

Nie wiem czemu, po co i dlaczego coś mnie podkusiło, by zadzwonić do W. kolegi z dawnych lat, z którym utrzymuję dobre i przyjacielskie kontakty. Może po części dlatego, bo chciałem odpocząć od Dominiki, jej natarczywego w moim przekonaniu gadulstwa, którego czasem, powiem szczerze mam dosyć! Wiem, że brzmi to okrutnie, ale jestem facetem i tak najzwyczajniej w świecie chcę po prostu wyjść z domu, przekonać się, że są jeszcze inni oprócz niej.
Kiedyś pamiętam, moja była mi powiedziała; "Bo to byś chciał mieć i żonę i dzieci i kolegów i pracę i przyjemności i całą resztę. A tak się nie da kochanieńki"
Zadumałem się wtedy nad tym i dziś po latach coś z tego do mnie dociera.
W każdym bądź razie, wybrałem się do kolegi, bo kolega jest od tego...
Spotkaliśmy się w Centrum a stamtąd pojechaliśmy do niego na Ochotę. Sunęło nam się w korkach miło i mogłem nawet sobie swobodnie ponarzekać na starą, która notabene w trakcie naszej pogawędki do mię zadzwoniła.
- Tak, kochanie - zagaiłem przed kolegą się popisując, aktorsko i pretensjonalnie - co tam?
- Wiesz Filo, piszę już cały dzień i mam dość powiem, krótko, ale nie chcę Ci przerywać, bo nie wiem, co robisz? z kim jesteś? może z jakąś kizią i może Ci przeszkadzam - tokuje Dominika a ja w jej głosie jakąś ciekawość, chęć sprawdzenia mnie wyczuwam.
- Jestem z W. kolegą,wiesz...Opowiadałem Ci...
- Tak wiem, pewnie idziecie na piwo i będziecie się dobrze bawić.
- Nie wiem jeszcze, chyba już obaj preferujemy inne rozrywki.
- No to pa! – Zakwiliła Dominika i Filo przewał połączenie.
- I tak mam cały czas – Filo udzielił komentarza swojemu koledze.
- Powinieneś się cieszyć – udzielił mu życiowej rady kolega, po czym zmienili temat na bardziej przyjemny.
- Kajtek mnie ciągle tak zaskakuje – zaczął chwalić się swoją latoroślą kolega – jest taki kochany, naprawdę…mam wielką frajdę spędzając z nim czas.
„Nie tylko nie o tym”- pomyślał Filo - „Przyjaciel to ktoś, kto tylko czeka na okazję, by móc powiedzieć kilka zdań o sobie, więc teraz moja kolej” I wciął się w rozmowę ze swoimi wspomnieniami.
- Ja też pamiętam ten okres, jak mój miał siedem lat, kopaliśmy razem w piłkę na podwórku i obaj byliśmy, takimi chłopakami w krótkich spodenkach. Żona gotowała obiady, miałem robotę, słowem, życie toczyło się swoim własnym rytmem.
- Apropos kopania, może wstąpimy na boisko po Kajteczka, miała przyjść po niego Agnieszka, ale może uda nam się ją uprzedzić.
- Ok. – podjąłem temat i zajechaliśmy pod szkolne boisko.
Na boisku przywitały nas dzieciaki tradycyjnym „wujek zagraj z nami” i ja jak ten owiec pędzony, baran jeden, przystałem na propozycję. Zrzuciłem plecak, zdjąłem zegarek, komórkę schowałem do bocznej kieszeni i hurra, niczym dziesięcioletni chłopczyk dawaj kopać gałę. Na początek kilka tricków popisując się przed młodocianą kadrą zaprezentowałem i zaraz po ustaleniu składów do mecza, żeśmy przystąpili. A nie, wróć…wcześniej jeszcze W. postanowił do domu po trampki wrócić, a w międzyczasie mama jednego z kadrowiczów na kolację go zgarnęła. Wszystko to dla samej sprawy nie ma większego znaczenia i właściwie od razu do opisu tego sparingu przystąpić mogę, bo to przecież dla chłopaków jest niczym religia.
I w ten oto sposób, proszę państwa, drużyna starego dziada reprezentowana przez Fiostradosa we własnej osobie razem z młodocianym świetnie się zapowiadającym kolegą do walki przystąpiła. Po drugiej stronie boiska W. ze swoją latoroślą Kajtuńciem kochanym, którego państwu już przedstawiać nie muszę, jako że to wspaniały młodzieniec oczko w głowie swoich rodziców, faworyt i w ogóle, och, ach itd.
Ale oto popatrzmy, co się dzieje, pierwsza przeprowadzona akcja, Filo biegnie z piłką wzdłuż linii bocznej boiska, jeden zwód, drugi, dośrodkowanie i jest znakomita bramka już w drugiej minucie spotkania. Zawodnicy przybijają sobie piątki. Piłka wraca na środek boiska, szybka kontra przeciwników i zmarnowana akcja. Jest dobrze myśli Filo i mimo bólu w mostku udaje, że ma świetną formę. Rozpoczynają prowadzący, przyspieszają akcję w środku pola, Filo przejmuje piłkę, próbuje zrobić zwód i nagle trach, coś czuje strzyka mu w kolanie, noga jakby sama skręciła nie w te mańkę, co trzeba. Na szczęście Filo nie stanął na niej, tylko ze zwinnością małpy, poskakał na jednej nodze chwilkę, poczym stanął spokojnie na obu.

- Co się stało? – Zapytał zdziwiony W.
- Nic coś mi w kolanie strzeliło – powiedziałem
- Dawaj gramy – krzyknęli chłopcy
- Zaraz, chwila – broniłem wyniku jak młody lew, w końcu zwycięstwo było po naszej stronie – blady jestem?
- Nie – powiedział W i rzucił piłkę dzieciom na pożarcie.
- W szoku jestem i adrenalina się wydziela, wiem coś o tym, bo Dominika kończyła kursy medyczne i mi wykłady w wolnych chwilach przy śniadaniu robi.
Filo czyli ja kuśtyka kilka kroków o własnych siłach i wszem i wobec oznajmia.
- Nie gram, nosze są potrzebne. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Wujek zagrajmy jeszcze – ciągnie swoje Kajtuś, skarbek najsłodszy.
- Nie dość Ci krwi, gladiatorze mały – dworuje sobie Filo twardziel.

Mecz w osłabionym składzie kończy się remisem. Mój partner zwija żagle i biegnie na kolację. W. z Kajtkiem karne sobie strzela a ja stoję jak ostania cipa i śpiewu ptaków słucham wieczornych, szumu drzew na wietrze falujących i myślę sobie, życie jest piękne.


Filo postawił kropkę i wczytał się w swoje wypociny. Znów wpadł w czarną dziurę i postanowił nie strzelać sobie w łeb jeszcze dzisiaj. Listonosz właśnie przyniósł kwit z NFZetu, więc będzie mógł odebrać 300 zł wtopione w stabilizator. Postanowił zadzwonić do szpitala, by zgodnie z zaleceniem lekarza umówić się na badanie. Po wysłuchaniu mazurka Chopina i informacji, że w trosce o dobro naszych klientów wszystkie rozmowy są nagrywane uzyskał cyfrowej jakości połączenie.
- Chciałem umówić się na USG kolana – oznajmił pielęgniarce – mam skierowanie od lekarza rejonowego i pani prosiła, żebym się dowiadywał.
- Przykro mi, ale w tej chwili nie mamy nikogo, kto mógłby się takiego badania podjąć – uprzejmym głosem informuje dzierlatka na stażu.
- A kiedy będzie można sobie takie badanie zrobić? – Drąży temat Filo.
- Z tego, co mi wiadomo, nie prędko i nie wiadomo, czy w ogóle.
- Rozumiem z tego, że żaden lekarz nie podpisał z wami umowy, bo mu się w NFZecie pracować nie opłaca.
- Tak jakby.
- Hm. – Mruczy Filo i zastanawia się, co by tu jeszcze dodać – a czy ja z tym skierowaniem mogę sobie zrobić to badanie gdzie indziej, poza rejonem w ramach NFZetu.
- Raczej nie. Obowiązuje nas rejonizacja.
Filo nie traci równowagi, mimo iż stoi podczas rozmowy na jednej nodze.

- A czy ja mogę sobie to nagranie wykorzystać jako tekst do kabaretu?
- Słucham?
- Nie nic. Tak tylko, żartowałem. Dziękuję pani bardzo za rozmowę. Miłego dnia życzę.

Filo odkłada słuchawkę i parska gromkim śmiechem. Jedzie autobusem do Dominiki i oznajmia jej wszystko. Dzieli się swoim bólem i rozczarowaniem.

- Tak to jest, a co ty myślałeś. W Anglii jest jeszcze gorzej, właśnie oglądałam wiadomości, oczywiście w hiszpańskiej telewizji, bo ja tylko hiszpańską telewizję mogę oglądać, polskiej nienawidzę. Tak to przynajmniej języka się uczę. I przy okazji mam szersze spojrzenie na wiele spraw. Hiszpanie robią te wiadomości z większą kulturą, są narodem o wiele bardziej cywilizowanym, analizują każde zjawisko z dokładnością zegarmistrza, rozkładając każdą część na wiele części. Dostrzegają ich druga stronę, a czasem może nawet więcej. U nas to wszystko jest takie jednostronne, byle dowalić opozycji, pokazać, że jest beznadziejnie i nie ma żadnej drogi wyjścia. Okropne to jest…-
- Masz rację to jest okropne – potwierdza gestem dłoni Filo uderzając lekko pięścią w stół
- Och nie dworuj tak sobie ze wszystkiego, bo nie lubię tego. Ten Twój kolega dzwonił chociaż do ciebie? Pytał się jak kolano?
- Nie, nie dzwonił – Filo zwiesza głowę miedzy ramionami i marzy o czymś do picia.
- Tak to jest! – oznajmia gromkim głosem ze swego Olimpu Atena – chciałeś zrobić dobrze koledze i masz teraz. Ale ty się tego nigdy nie nauczysz, zawsze będziesz chciał coś dla innych, ta samo dla swoje byłej żoneczki też, jestem pewna, że gdyby tylko zadzwoniła zaraz byś do niej na skrzydełkach poleciał. Przecież nosiłeś jej zdjęcie w portfelu, cztery lata po ślubie…a ja naiwna wierzyłam w Twoje piękne słowa i esemesy. „Chcę aby to nie przeminęło z wiatrem” „Pragnę się z Tobą kochać przy blasku księżyca w Sopocie tam gdzie się poznaliśmy” Gdzie ja głupia oczy miałam…
- Kochanie jeszcze wszystko przed nami – Filo próbuje obrócić wszystko w żart.
- Daj spokój dobrze! – Dominika stawia kropkę z wykrzyknikiem. Będzie cicho i głupio, przez 30 sekund – chcesz herbaty
- O tak. Chętnie – błagalnym głosem stwierdza Filo.
Dominika przynosi herbatę i stawia ją na stole.
- I co boli cię jeszcze – pyta z troską w głosie.
- Nie, da się żyć. Chodzę sobie jak staruszek podpierając się laseczką. Nigdzie mi się już nie śpieszy.
- A co z imprezami? Odwołasz je?
- Znajdę kogoś, kto mię zawiezie na miejsce. Będę trochę kuśtykał na scenie ale brzuchem gadać mogę.
- Ech ty mój wariacie, jeden! Miłość jest straszna.

Filo upija łyk i parzy się w usta. Syczy z bólu i odstawia kubek. Patrzą sobie w oczy chwilę a potem kamera odjeżdża. Zostawiając ich samym sobie. Kolejny obrazek do układanki jest gotowy. Ile w nim prawdy a ile fikcji literackiej na użytek mas żadnych wrażeń, kto to wie. Można dla pikanterii tej sceny zabarwić ją erotyzmem, bądź też tkliwością, która przychodzi po każdej kłótni, niczym świeży ozon po burzy, tylko po co. Może by tak wymknąć się schematowi i dolać oliwy do ognia, kończąc wszystko totalnym fiaskiem, zamiast happy endem. Tylko po co?

Tydzień później. Filo odbiera telefon od W.

- No cześć co tam? Jak tam?
- A łękotkę mam chyba pogruchotaną, nie wiem jeszcze czy przypadkiem nie skończy się operacją?
- Nie wygłupiaj się? Poważnie? – W głosie W. słychać autentyczne sygnały przerażenia.
- Na to wygląda. Muszę zrobić badania, wtedy wszystko będzie jasne. Cóż…
- Hm. – milczą faceci do swoich słuchawek. – To kiedy rewanż?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...