Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie ma nic gorszego niż praca odkrywcy
jeden się natrudzi korzystają wszyscy
ale w naszym klubie chętnych mamy sporo
ryzykują życie wieczorową porą

wyruszył o świcie z brygad nasz kolega
dzień w kalinach przestał, wieczorem się przedarł
trudy i krew z potem strumieniami lały
jednak nie wytrzymał zażarły komary

drugi ja ruszyłem przez trawnik leszczyny
do okna dotarłem w cieniu jarzębiny
trudem odkrywane ciala antypody
odkryłem kocykiem okryte pagody

Tam się rozpościera widok okazały
gęstwina czuprynki jeszcze jakieś kępki
zwycięstwo myślałem i czekałem chwały
taki los odkrywcy po pysku dostałem

Opublikowano

tytuł zapowiada tematykę, wiec przez myśl przechodzi coś subtelnego, delikatnego....a tu trudy: pot, krew, komary, przedzieranie przez chaszcze ....na koniec policzek, a do tego już w pierwszej strofie mowa o korzyści zbiorowej UFFFF:))
wesoło podane, ubawiłam się po pachy!
Peelowi życzę indywidualnych odkryć w przyjaznej atmosferze, wesoło pozdrawiam:)

Opublikowano

nooooo, widać, że kochasz, swój zawód, Dyziek!
słychać, że drzewa to Twoja pasja :) ale sądziłam, że drwal gustuje w iglastych!
a tu kaliny, jarzębiny, leszczyny, (w których najwięcej kleszczy!)
nie będę łapać błędów, bo wierszyki Dyźka tkwią ku rozbawieniu gawiedzi, albo wywołaniu współczucia dla peela (Autora?), a więc cel osiągnąłeś!
rozśmieszyłeś i wywołałeś, a również szacunek dla dygatów :))))))))
serdecznie pozdrawiam i buziak!

Gawiedź.
:))))))

Opublikowano

Odkrywcom się radzi przed trudną wyprawą
plany przygotować, taktykę ustalić.
Bez krwi kropel, bez potu, a dyplomatycznie
poznawać powoli wizje idylliczne.

Natura otworzy tajnych wrót podwoje;
zbędne rewolucje, uzbrojeni woje.
Wystarczy do wygranej najmniejszy paluszek,
dalej nic tłumaczyć, tak tuszę, nie muszę ;))))

wyalienowana z Gawiedzi E.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Peel zapewne dziękuje
I na pewno drugi policzek nadstawia, czy przystawia, albo, albo
Albo się leczy, albo puchnie.

Dziękuję głośno
(Żebyś Ty wiedziała jak trudno głośno mówić, z takim spuchniętym ryjem)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Z tymi kleszczami to prawda.
Z tej jarzębiny jeden ze mną się zabrał, ale zamiast się zgodnie z fizjologią opić, to po glacy łazi

Z sympatią odbuziam


:)))))))
niewampir on widać, nie każdy wampirzy! :)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dawniej się alienowało tylko z tłumu
Bo w gawiedzi prawda siedzi
Aprowizowanie wypraw bez rumu ?
Bez pożegnań, bez spowiedzi ?

Proponuje pani, by taktykę ustalić
Inni opłynęli, już statki na fali
Kolumb, da Gama już poodkrywali
Co tu odrywać wsio zakryto pidżamami

Dziękuję Elu za szczyptę…humoru
Serdecznie Pozdrawiam
  • 5 lat później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija siemasz, Aga...
    • Ona: Daj! Dopijaj! I podjadano
    • Iwo, i cukru turkuciowi?   I cukru, Turku, ci?   Ano, Turku, cukru tona
    • @huzarc Cześć, dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @violetta O matko, jakie piękne...
    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...