Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

mam kłopot
trudno mi powiedzieć
jestem polakiem
nie mam pewności czy polak
nie jest moim bratem bliźniakiem

mam kłopot
bo muszę tu żyć jako polak
ale jakoś nie mam odwagi
z drugiej strony jak tu nim nie być
skoro jestem stąd

czuję niewytłumaczalny wstyd
mimo że żyję tu od urodzenia
i mówię w tym języku

ta narzucająca się mi
niepolskość w polsce
to kłopot
bo na poważnie
nie da się tego obronić

tak więc tymczasem
dyndam
pod nierównym sufitem
jak półtusza w rzeźni
na jakimś obcym haku
i udaję samo(-)lot

Opublikowano

świetny pomysł. powiem więcej: pierwszy raz w życiu uważam, że wiersz powinien być dłuższy - chciałabym, żeby zmieściło się w nim więcej, więcej czegoś innego. bo o tym, jakie ciężkie jest słowo "polak" są cztery zwrotki, [pozwolę sobie na interpretację] pierwsza ponadto kładzie akcent na braci-polaków, druga i trzecia wyraźnie odnosi się do pewnych mechanizmów rządzących współczesnością, czwarta, trochę mocniej ironiczna, to już apogeum, [przypomniały mi się wyrafinowane słowa bronka - "(polska) niepodległość jest jak bigos", zaprezentowane na konferencji w Ameryce]; czwarta zwrotka jest doskonała, dopowiada wszystko, nie zawierając przy tym ani jednego pustego wersu [zwracam na to uwagę, w Twoim przypadku trzeba :)]. to, czego ja bym jeszcze chciała, to jakieś wyjście poza, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że przy tak skonstruowanym wierszu byłoby ciężko, chyba, żeby oprawić tę część taką ładną 1. i dopisać część drugą. bo męczy mnie, że wiersze w ogóle są takie negatywne. że poezja współczesna to lament w najbrudniejszej postaci. trafiłam ostatnio na antologię "poetów" debiutujących w latach 2000-2009, książka wyglądała poważnie, ale choć autorzy byli różni, pisali to samo, a co najgorsze - nie pisali nic. nie mówiąc już o tym, że wszystkie wiersze przedstawiały coś złego; a książka ma jakieś 400 stron. odtąd bardziej niż dotąd akcentuję rzeczy pozytywne. wracając do Twojego wiersza - gdybym to ja była jego autorem, nie odpuściłabym sobie teraz, dopisałabym coś gorzkiego, szukałabym pozytywów w tym piekle. wychwalałabym piękno przyrody i efekty specjalne, jakie robi powiedzmy wschodzące na słońce na budynkach Wawelu. no, pozytywne pisanie jest trudne, fakt. ale jeśli jesteśmy ambitni, to to jest właśnie najlepsza droga do wyjścia z tej epoki, w której jeszcze żyjemy. nie uważasz, że przyszedł najwyższy czas na zakończenie epoki współczesności?
cieszę się, że w wierszu nie ma ani słówka w stylu "nie o taką Polskę walczyłem", bo to by odstraszało. a tak jest lekko i przyjemnie, nawet aluzje kwietniowe -wydaje mi się- nie odrzucą nikogo, oto dobry dydaktyczny wiersz, który przemówi do tłumu.
pozdrawiam ciepło

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Miło poczytać pod wierszem obszerną i pozytywną analizę. Cóż - nic dodać nic ująć, zas wiersz rzeczywiście miał zadanie dydaktyczne do pewnego stopnia bo miał uświadomić głupawe zapętlenie związane z tożsamością , które da się w sporej liczbie zaobserwować.
Jet to podobne zjawisko do psychologicznej akceptacji siebie bądź poczucia własnej wartości /bądź ich braku/.
"Uciekinierzy" są tragikomiczni bo ich boli ale nie mają pojęcia ,że przyczyną są oni sami i ich stosunek do siebie samych oraz do wspólnoty w jakiej żyją.
Ciekawa uwaga o zakończeniu współczesności - w mojej ocenie wiek XX jeszcze się nie skończył i właśnie "dogorywa" , czego jesteśmy świadkami. Coś nowego i strawnego jednocześnie sądzę powinno już się klarować za jakieś 5-8 może 10 lat.
Zgadzam się też z tym ,że pisanie pozytywne jest trudniejsze - dużo trudniejsze moim zdaniem : zrzędzić i pieprzyć o nicości , o pyłku na wietrze i kropli w morzu albo o mrówce w mrowisku , o beznadziei potrafi chyba każdy, gorzej z jasnymi aspektami życia.
Dziękuję za pozytywy , za podzielenie się refleksjami i pozdrawiam ciepło.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @marekg przepięknie napisales.  Jak tak dziś siedziałam juz sama na cmentarzu gdy się ściemniło i wszysvy sobie poszli, to dokladnie poczulam sie tak bezdomna, jak ten Twoj poeta z wiersza. I te rany - ech, poeci czują po stokroć...   Wspaniale piszesz.
    • @Robert Witold Gorzkowski Robercie. bardzo, bardzo dziękuję za Twoje słowa. pisząc te swoje wiersze zaczynam się obawiać czy nie przekraczam granic.   granic własnego JA.   dziękuję.    
    • @Migrena wg. mnie to zupełnie nie jest utwór o namiętnosci, bo namiętność tym wypadku to o wiele za mało.   To wiersz o nienasyceniu duszy - duszą, a cielesność jest tu jakby słodkim dodatkiem.    Ja tam wierzę w takie nienasycenie w miłości i w takie wiersze też, bo one sprawiają, że tętno przyspiesza, nie tylko to cielesne ale i duchowe..   I dodatkowo podpisuję się pod slowami @Robert Witold Gorzkowski - odniosl sie super adekwatnie do wiersza.        
    • Ktoś pióropusz ubrał  Inny z parasolem o przystojnym Zatańcz parasolki dreszczy słota  Zatańcz z parasolką niech się stanie  Kolorowa Kolorowe jeszcze liście  Kolorowe parasolki  Krople mienią się przejrzyście  Teraz tęcza zgadnij, za kim goni?
    • Moje dłonie siegają częściej po wino niż po chleb. Do późnego wieczora jestem zbyt zajęty umartwianiem duszy by odpowiadać na choć najskromniejsze potrzeby ciała. Są dni gdzie łóżko mnie więzi. Są jednak i takie gdzie łaknę wolności ścian swego odludnego więzienia. Przed snem, błądzę w ciemnościach zakurzonych kątów by choć przez chwilę dać posmakować artretycznie powyginanym palcom, zimna użytych do aranżacji farb. Szkarłatu krwi i perłowości łez. Duchy ze ścian poznają mój zapach. Łaszą się do swego pana. Mimo agonii, czasami zmuszą się do krótkiego śmiechu. Wołają mnie po imieniu. Tym ziemskim nie piekielnym. Wypalonym na duszy. Przed którym drżą aniołowie i ziemskie błazny. Kiedyś miałem imię. I czas na to by żyć. Bez bólu i lęku. Broniłem się przed cieniem. Uciekałem, lecz on był zawsze przed mym krokiem jeszcze o krok. Gdybym wtedy spłonął razem z moimi wierszami. Czy cień wkroczyłby za mną w ogień? Ale to przecież ogień rodzi cień. Języki ognia namawiają bym spłonął. Języki cieni liżą me rany. Trucizną próbują wymusić we mnie kolejny raz uległość. Tak przecieka rzeczywistość, przez dziurawy dach. Wschodzi czarna tarcza słońca. Gdy cząstka jego światła mnie dosięgnie. Obrócę się w proch. Duchy ze ścian pytają czasami, czy stąd daleko do nieba. Nie wiem. Mi tylko piekło pisane. I znów wczesnonocne harce. Trupi blask gwiazd. Nad łąkami. W zbożu jeszcze zielonym, cichutkie stąpania. To stopy bose północnic. Ich śpiewy przerywają świsty sierpów. Tną szyję i żywoty kochanków. Dobrze im tak. Kto jeszcze ufa miłosnym potworom. A może i żałować ich należy. Ja przecież też kiedyś ufałem. A teraz przeklinam nawet siebie. Czas się uwolnić. Udało mi się wzniecić wreszcie żar na zalanym przed laty i zapomnianym palenisku. Wiązki brzozowego chrustu czekały na tę chwilę. Języki ognia dostrzegły mnie, choć w narkotycznym uniesieniu chwili, były tak spragnione swego istnienia, że wolały pięścić ceglane ściany kominka. Pieściłem ich zmysły. Dorzucając drewna i szczap. Duchy ze ścian milczały zatrwożone, patrząc jak piekło wychodzi poza ramy swego świata. Prawie mnie mieli. Cienie tańczyły dziko, okadzone dymem. Pogrzebaczem wybiłem wszystkie okna by świeżym oddechem powietrza, wzbudzić furię ognia. Spod kuchennego stołu wyciągnąłem bańkę na naftę. I cisnąłem ją w ogień. Pamiętam tylko to jak cienie, porwały mnie przez rozsadzony pożarem komin. Duchy wybiły rygle z drzwi i rozpierzchły się w mgielny mrok boru. Płonąłem żywcem. Niesiony przez diabły w trupi blask gwiazd. Dobrze byłoby żałować i uronić choć łzę. Mnie ogarnął jednak demoniczny śmiech, który objął połacie okolicy. Okoliczni bajali potem, że słyszeli piorun, który najpewniej zniszczył chatę. Płonęła kilka godzin. Wiele miesięcy później na pogorzelisku, stanął jesionowy krzyż i światło łojowych świec rozświetlało mrok i klątwę. Na darmo jednak. Bo nikt stąd jeszcze nie trafił do nieba.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...