Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

– Rany boskie, przestańcie! Ale z was tradycjonaliści!
Takim jękiem zawsze kończyły się dyskusje Bożydara Pompatyla z rodzicami na temat wartości i zasad – zawsze, jak daleko sięgał pamięcią (i oni też). Nie mógł słuchać niekończących się wywodów o tym, jakim być powinien, kim być powinien, jak i co należy robić, co i jak należy myśleć, co i kiedy trzeba odczuwać, co wypada, co nie, co wolno, co nie, jakie są uniwersalne wartości i absolutne cele życia człowieka, zwłaszcza prawdziwego Polaka i katolika.
– Bądź grzeczny dla nauczycieli i księży. Kiedy dorośli do ciebie mówią, powinieneś wstać. I nie wolno się odzywać, kiedy rozmawiają starsi.
Tak, ale nikt nigdy nie słuchał, kiedy on – Bożydar – próbował coś ważnego im powiedzieć. Nikogo nie obchodziło, że lubi biegać po kałużach na wiejskich drogach, więc ubierano go w eleganckie ubranka, których nie wolno mu było zabrudzić. Nikt nie przyjmował do wiadomości, że czasem nie mógł odrobić lekcji, ponieważ bardzo bolała go głowa – niezależnie od tłumaczeń zawsze wtedy otrzymywał ocenę niedostateczną, bo taki był porządek rzeczy. A kiedy prosił mamę w sklepie o kupienie mu czekolady, nieodmiennie słyszał, że to niezdrowe – i dostawał kwaśne jabłko.
Takie samo ciosanie kołków na głowie było w szkole: bądź grzeczny; nie rób min; ucz się pilnie; pisze się tak, a nie inaczej; czyta się tak, a nie inaczej; myśli się tak; czuje się tak; wierzy się tak…
– Dlaczego masz słabe stopnie z matematyki? I z fizyką kiepsko… Bożydar! Chłopiec i nie umie przedmiotów ścisłych?! To kim ty zamierzasz być w przyszłości? Mężczyzna to musi mieć poważny zawód, jakiś techniczny, żeby zarobić na rodzinę! A ty?…
– Nie uganiaj się za łatwymi dziewczynami – słyszał w późniejszych latach – i nie trać głowy dla panienek. Ucz się, to najważniejsze. Jak to: dlaczego? Bo panienki nic ci nie dadzą, jeszcze z forsy oczyszczą, a nauka jest potrzebna! Jaka żona? A, żona to co innego, żona jest najważniejsza. Ale to jest żona. A panienki są diabła warte. Ucz się i nie lataj za dziewuchami!
Ale nie raz słyszał, jak rodzice się kłócili, zadając sobie wymyślne tortury i głębokie rany. A kiedyś matka krzyknęła do ojca:
– Nie udawaj, że jesteś bajecznym rycerzem! Przecież wiem, że ożeniłeś się ze mną dla pieniędzy mojego ojca!
– No chyba, że nie dla urody!… - odszczeknął ojciec.
„Acha, to tak wygląda miłość i święty sakrament małżeństwa” – pomyślał Bożydar. „I pewnie podobnie wszystkie inne sakramenty. Bardzo mi święte, rzeczywiście”.
A gdy był studentem, często słyszał:
– Synku, gdzie ty chodzisz całymi nocami? Ja się tak martwię o ciebie! Nie śpię do rana, dopóki nie wrócisz, denerwuję się... Miej szacunek dla matki! Jestem już stara, schorowana, a ty mi dokładasz gwoździ do trumny! Szlajasz się gdzieś, wracasz po alkoholu... Synku! Tak nie wolno! Porządni ludzie...
Porządni ludzie, jakimi byli rodzice, wracali do domu zawsze przed dwudziestą drugą. Zresztą w ogóle rzadko wychodzili. Dlatego mieli czas codziennie się pokłócić i naubliżać sobie nawzajem od drani, kretynek, chamów, idiotek, i nakrzyczeć się do woli, że sobie wzajemnie zmarnowali życie, a przede wszystkim najlepsze lata, czyli młodość. Bożydar nie umiał zrozumieć, po co w takim razie się pobrali, zamiast sobie dłużej poszaleć – jak on.
– Kładź się spać, Bożydar. Wiemy, wiemy, jesteś dorosły, a dzisiaj sobota. Ale w niedzielę rano trzeba iść do kościoła. Jak to: dlaczego?! Bo tak trzeba, bo tak każe religia i obyczaj! I nie rób takich min, bo to niegrzeczne.
A potem identycznie w pracy. Kiedy pytał, dlaczego trzeba robić tak, a nie wolno inaczej, na ogól słyszał od szefa: bo tak mnie nauczono, bo tak robią wszyscy, bo tak SIĘ to robi, więc tak jest dobrze.
TRADYCJA! Która zawsze i nieodmiennie okazywała się w końcu hipokryzją albo oszustwem dla wymuszenia czegoś od kogoś. Na przykład w kościele (posłuszeństwo i taca), w polityce (posłuszeństwo i taca), w szkole i pracy (posłuszeństwo), w instytucjach charytatywnych (taca)…
Dlatego właśnie Bożydar Pompatyl znienawidził wszelką tradycję i zasady dobrego wychowania. To go popchnęło do czynów buntowniczych, a mianowicie do ukończenia studiów filologicznych, a następnie – po kilku latach pracy w pocie czoła – dochrapania się stołka dyrektora znanego i dużego Wydawnictwa. Żeby go już nikt nigdy za nos nie wodził. Żeby już nigdy nie przyszła do niego ta upierdliwa, zatęchła tradycja.
Tępił ją na wszystkich polach.
W Wydawnictwie „Pompa & Styl”, którym zarządzał, od pierwszego dnia swojej kadencji wyeliminował wszystkie tradycyjne gatunki i style literackie. Zabronił wydawania powieści z trójdzielną kompozycją, z chronologiczną narracją, ciągłością akcji i dialogami. Kazał wydawanym przez siebie pisarzom i poetom zapomnieć o znakach przestankowych (dopuszczając tylko akapity i wersyfikację w szczególnie uzasadnionych przypadkach). Surowo zabronił wydawać wiersze rymowane, a tym bardziej rytmiczne i melodyjne, ze zrozumiałą metaforyką, spójnym obrazowaniem i jasną pointą. Patos, inwersja, retoryka, klasyczne środki lirycznego wyrazu wzbudzały w Pompatylu odruchy ludobójcze – gdy ujrzał taką rzecz, lepiej było trzymać się od niego z daleka i nie słyszeć wyzwisk, które mogły zabić wrażliwą duszę poety. Absolutnie niedozwolone stały się wszelkie treści podniosłe, jak patriotyzm i święta narodowe, wiara i obrzędy religijne, miłość i zwyczaje rodzinne... Obyczajowość, savoir-vivre czy folklor mogły występować tylko i wyłącznie w utworach satyrycznych. Wyświechtane słowa i sformułowania, których nie wolno było używać literatom wydawanym przez „Pompę” (pod karą dożywotniej ekstradycji z półek Wydawnictwa), wisiały wypisane na kolorowych planszach na ścianie biura: MIŁOŚĆ, KOCHAĆ (chyba że w sensie czysto cielesnym), KSIĘŻYC, GWIAZDY, RÓŻE, SŁOWIKI, ŁZY, BŁĘKITNY, ZŁOCISTY, SREBRZYSTY, TWE, ME, ACH, OCH. Zresztą wisiało ich tam dużo więcej, ale te najbardziej rzucały się w oczy.
Kiedyś długoletni poeta przyniósł do „Pompy & Stylu” nowo zmontowany tomik z odwieczną prośbą o wydanie. Dyrektor Pompatyl przekartkował szybko maszynopis – i nagle zatrzymał przelatujące mu przed nosem kartki palcem, wsuniętym gwałtownie między dwie z nich.
– O! – zawołał i tym samym palcem popukał w dwa słowa jednego z wierszy – O! Tu! Jest rym! Widzi pan?!
Nieszczęsny poeta wytrzeszczył oczy i wyszeptał prawie bezdźwięcznie:
– Ale… to nie… niechcący… to tak wyszło tylko.
– Tak wyszło?! Rymy panu niechcący wychodzą?! No to jest pan nieudolnym poetą! To niech pan zabiera te swoje wypociny i odda je jakiemuś szmatławemu wydawniczonku, o, na przykład „Tradycjonaliście”! Bo u nas, w „Pompie & Stylu”, nie zrobi pan dalszej kariery! Żegnam pana i dziękuję za współpracę.
Tak stanowczy potrafił być dyrektor Pompatyl w starciu z tradycją, mimo, że normalnie rzecz biorąc, bywał człowiekiem przesympatycznym i pełnym uroku osobistego.
Kiedy w Fajflandii powstało pierwsze Towarzystwo Nieprzyjaciół Tradycji i Nakazów Moralnych, natychmiast się do niego zapisał i stał się jednym z najbardziej aktywnych działaczy tej formacji. Natychmiast wysmażył dość sporą broszurę, wydaną pod patronatem TNTiNM, pt. „Hamujący wpływ tradycji na rozwój narodów i jednostek ludzkich”. Stwierdzał w niej, że wszelkie święta i obyczaje – kościelne czy świeckie, ludowe czy dziejowe – mają podłoże pogańskie, wywodzą się z myślenia mitologicznego i są wyrazem hołdowania bożkom, bożyszczom, legendarnym i pół-legendarnym herosom oraz zdarzeniom, które w rzeczywistości wyglądały całkowicie inaczej niż się je przedstawia. Tak więc – zdaniem autora – należałoby znieść wszelkie uroczystości i obrzędy, i związane z nimi wierzenia polityczne, historyczne i religijne, gdyż nie ma nic bardziej uwsteczniającego.
Broszura cieszyła się wielkim uznaniem w kręgach TeeNTiNeMowskich, zaś autor doczekał się bardzo prestiżowej nagrody Fafike w wysokości dwóch tysięcy fajfli i dwudziestu centymetrów statuetki wyobrażającej tę boginię, ufundowanej przez Prezesa Towarzystwa Nieprzyjaciół Tradycji – Ramona Zajedwabistego (właściciela znanej w Fajflandii firmy projektanckiej Nowomoda Sp. z o.o.). Zaraz po ukazaniu się broszury w księgarniach, poczuło się powiew nowego ducha w Republice Fajflandii: zaczęto bojkotować stare słowiańskie święta i obrzędy, a wprowadzać na ich miejsce nowe, zagraniczne tradycje, zapożyczane za pośrednictwem dużo młodszych kultur, głównie amerykańskiej. Na przykład zamiast Nocy Świętego Jana (zwanej Nocą Świętojańską lub – według jeszcze starszej tradycji – Nocą Kupały), wprowadzono z Ameryki anglosaskie Walentynki, a zamiast opisywanego przez pewnego wieszcza obrzędu Dziadów w dniu Zaduszek (czyli wywoływania duchów zmarłych i modlenia się za nich), zaczęto kultywować w tym dniu celtycki (ale uproszczony przez Amerykanów) obrzęd przebierania się za duchy i upiory, zwany Halloween. Bardzo szybko się te zwyczaje przyjęły, bo naród fajflandzki należy do bardzo pojętnych i otwartych na wszelkie nowinki. A to był dopiero początek.
Dyrektor Pompatyl postanowił też nowocześnie wychować syna – zdrowo, rozwojowo i z daleka od sztywnych nakazów moralnych. W tym celu wziął się za studiowanie wszystkich dostępnych mu materiałów na temat bezstresowego, demokratycznego wychowywania dzieci oraz edukacji za pomocą Internetu, wyłapując z nich to, co najwartościowsze: samodzielność, bezstresowość, prawo dziecka do prywatności i osobistych tajemnic, nieingerencja w świat jego marzeń, pozostawianie wolnego wyboru itd. Utwierdzało go to wszystko w przekonaniu, że jest świetnym i nowoczesnym ojcem, ponieważ bardzo rzadko ingeruje w życie syna – zazwyczaj nie ma na to czasu (ani ochoty).
– Wolno ci wychodzić na podwórko – mawiał do Gabrielcia – ale ani kroku dalej i tylko pod warunkiem, że nie będziesz gubił kluczy. Zrozumiano?
– O rany, ale wy jesteście tradycjonaliści! – westchnął mały Pompatylek – Po co mam wychodzić na podwórko? W domu mam komputer z Internetem, grami, filmami, po prostu z oknem na cały świat!
„Właściwie ten mały ma rację. – przyznawał Bożydar z dumą – Ależ to inteligentne dziecko! No pewnie, przecież moje!” I znów solennie postanawiał niczego nigdy nie narzucać swojemu synowi, jak nakazywano i zakazywano jemu w dzieciństwie. „Po co? – myślał – Przecież to przemoc! A i tak wszystko, co się człowiekowi siłą wciska do głowy, kiedyś obudzi jego bunt i przekorę, i będzie robiło dokładnie odwrotnie. To jest zgodne z prawami fizyki: wahadło.” I nagle zrobiło mu się jakoś nieswojo, bo przez moment miał wrażenie, że i on został zagarnięty przez tę potężną siłę prawo-lewą, lewo-prawą, prawo-lewą… Więc może i Gabryś? Ale nie, przecież to niemożliwe, wszak obaj są tak inteligentni i niezależni!
Tymczasem Gabriel – jak to dzieci niepotrzebne – w braku lepszych wartości napawał się wzorcami z gier pełnych przemocy i zabijania, z filmów pełnych chamstwa i śmierci, z ulicy pełnej prostactwa i brudu. Nauczył się kląć, pluć, bekać, puszczać głośne bąki, bić się, wrzeszczeć nocami, siusiać na ściany budynków i na drzewa w parkach, palić papierosy w szkolnych toaletach, pić piwo w bramach i pod parkanami. Był bardzo pojętny. Marzył o wielkim, srebrno-czarnym motorze bez tłumika, który będzie zwalał z nóg wszystkich w zasięgu trzech kilometrów, a niemowlęta zabijał. Zdarzało mu się już męczyć owady i inne pomniejsze zwierzęta w poszukiwaniu mocnych wrażeń i ciekawych doświadczeń. I rósł, rósł, rósł…

Opublikowano

Bardzo ciekawe opowiadanie o tym co jak mi się wydaje, nieuchronnie do nas zmierza. Mam tylko nadzieję, że nie będzie dokładnie w takiej postaci jak ta opisana tutaj ;)
Duży plus za poruszenie tematu wychowania. Uczmy nasze dzieci, rozmawiajmy z nimi, a nie wbijajmy do głowy "swych" mądrości. I słuchajmy, co mają do powiedzenia.
Dobrze się czytało.
Pozdrawiam Oxyvio J. i pozdrawiam całą Fajflandię ;)

Opublikowano

Kenal, dziękuję za mądrą interpretację i komentarz. Bardzo się cieszę, że podobało Ci się moje opowiadanie. ;
Ja też mam nadzieję, że taka rzeczywistość nie trafi do nas w aż takiej postaci - jest to groteska, pewna literacka karykatura, przerysowanie - ale jednak pokazująca realną rzeczywistość. Uważajmy, co robimy! Bo na razie - jak widzę - niszczymy tradycję do zera, bo wkurzono nas hipokryzją i przesadą w tej materii. Ale wyzerowywanie tradycji to przegięcie w drugą stronę. I grozi to pozbawieniem wszelkich wartości naszych dzieci.
Masz rację: nie wolno im niczego narzucać siłą, ale trzeba z nimi ROZMAWIAĆ.
Pozdrawiam serdecznie.

  • 4 tygodnie później...
Opublikowano

Są różne szkoły.
Modna to ta, która głosi brak wymagań.
Inna zaś, że tylko przez stawianie wymagań, stopniowe podnoszenie poprzeczki można osiągnąć wysokie wyniki. Ja jestem zwolennikiem tej drugiej szkoły. Zbyt dużo widziałem potwornych porażek rodziców i ich dzieci wynikających z odejścia od stawiania jakichkolwiek wymagań w imię bezstresowego wychowania.
We wszystkim musi być umiar.

  • 1 miesiąc temu...
  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Uratować rodziców swoich chciałem,

      Nie udało mi się, porażkę poniosłem, 

      Dzięki zdolnościom które posiadam,

      Powinienem zmienić los, pomóc tym, których kocham,

      A jedynie śmierć dookoła przyniosłem, 

      Tak bardzo żałuję, że na mordercę finalnie wyrosłem...

       

                                  ******

       

      Rodzice zawsze mówili mi, jak bardzo wyjątkowy jestem, 

      Nigdy im nie wierzyłem, zwyczajnym byłem dzieckiem. 

      Jak każdy uczyłem się, miałem swoje zainteresowania, 

      Nie czułem bym się wyróżniał, aż do pewnego dnia,

      Lat wtedy skończyłem szesnaście, 

      Wtedy bowiem miało miejsce nieprzyjemne zajście.

       

      Zchodziłem ze schodów, chcąc się udać do szatni,

      Ciasno było, czułem się jak w matni,

      Każdy się przepychał, byli jak dzikusy,

      A najgorzej mieli tacy jak ja, czyli konusy, 

      No ale cóż, finalnie na dół zszedłem, 

      Szybka akcja, kurtkę ubrałem, plecak na plecy zarzuciłem i wyszedłem.

       

      Kolejnym zadaniem było dostać się na górę, 

      Tym razem zaczekałem jednak na swoją turę,

      Pusto na schodach, "no to w drogę" - pomyślałem, 

      I to tu niemal doszło do tragedii - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem, 

      Ktoś na mnie wbiegł, spadłem, bo straciłem równowagę, 

      Sprawca uciekł, a ja - mocno walnąłem głową o podłogę. 

       

       

                                   ******

       

       

      Odzyskałem po jakimś czasie przytomność,

      Ale coś było nie tak, jakby szwankowała mi świadomość,

      Miejsce w którym byłem, wyróżniało się, 

      Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, czy umarłem, czy może śnię,

      Obiekty dookoła mnie się unosiły,

      I zabrzmi to głupio, ale jakby... Wokół mnie orbitowały. 

       

      Stałem jak wryty, podziwiając krajobraz,

      Ciężko było wychwycić wszystkie te szczegóły naraz,

      Toć to wylądowałem w jakimś filmie sci-fi,

      Albo jest to jakiegoś rodzaju raj,

      W głowie taki straszny mętlik miałem,

      "Wszystko będzie dobrze" - sobie cały czas powtarzałem. 

       

      Nie wiedziałem już co zrobić, byłem trochę zmieszany - czułem się dziwnie,

      Czas płynął w tym miejscu jakoś nienaturalnie,

      Odnosiłem wrażenie jakby każda sekunda trwała z godzinę, 

      Jak nie dłużej w sumie, jakbym się władował w czasową minę,

      Z każdym krokiem jaki robiłem, było chyba gorzej, 

      Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogłem już zawrócić, więc po prostu szedłem dalej.

       

      Na horyzoncie dostrzegłem lustro wolno stojące,

      Wokół nie było niczego, co było dosyć zadziwiające, 

      Zatrzymałem się tuż przed nim, jakby za sprawą niewidzialnej siły, 

      Przyjrzałem się jemu - było ładne - kamienie szlachetne go zdobiły, 

      Tylko, co ciekawe, nic się od niego nie odbijało, 

      Ani ja, ani cokolwiek innego, co mnie mocno zaciekawiło. 

       

      Usłyszałem jakiś głos, z nikąd pochodzący, 

      Był niski, surowy, osądzający,

      Ciarki mi po plecach przeszły, 

      Emocje jak nigdy dotąd na wyższy poziom weszły,

      Nie dość, że się bałem, to zacząłem w dodatku płakać,

      Kazał mi podejść do lustra, chciał coś mi pokazać.

       

      Tak też zrobiłem, podszedłem bliżej, 

      Aura tego przedmiotu sprawiła, że się poczułem znacznie lżej, 

      Ze środka wydobywało się jakieś światło,

      Które mnie mocno oślepiało, 

      Nagle poczułem w potylicę uderzenie,

      Straciwszy równowagę wpadłem do środka lustra, zmieniając znów otoczenie.

        

       

                                   ******

       

       

      "O mój Boże, ja latam!" - wtedy pomyślałem, 

      Nie było pode mną jakiegokolwiek gruntu, po prostu się w powietrzu unosiłem,

      Byłem w środku tunelu czasoprzestrzennego,

      I nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego,

      No i znowu były te wszystkie latające skały,

      Tym razem jakoś inaczej się zachowywały...

       

      Wyciągnąłem rękę, żeby jednej z nich dotknąć,

      Nie zdążyłem nawet dłoni zbliżyć, a udało mi się ją popchnąć,

      To było dziwne, ale wtedy się tym nie przejmowałem,

      Wyłączyłem mózg i się dalej bawiłem,

      Udało mi się nawet kilka nowych trików nauczyć, 

      "Gdyby tylko rodzice mogli mnie teraz zobaczyć..."

       

      Usłyszałem ten tajemniczy głos ponownie, 

      Tym razem był spokojny, powiedział coś o ukończonej próbie, 

      Opanowałem moc, która uśpiona była we mnie,

      Nie dowierzałem temu co mówił, toć to brzmiało zbyt obłędnie,

      "Po co mi ten dar skoro ja wciąż tu tkwię?" - spytałem, 

      Wkrótce potem, odpowiedź na moje pytanie uzyskałem...

       

       

                                  *******

       

       

      Odzyskałem ponownie przytomność, tym razem byłem w swoim świecie,

      Głowa mnie bolała jak nie wiem,

      Leżałem w swoim łóżku, co mnie zdziwiło, 

      Wstać powoli próbowałem, ale nie dałem rady, za bardzo mnie mdliło, 

      Rozejrzałem się dookoła, wyglądało jakby wichura tędy przeszła,

      Na podłodze leżały: ciuchy, telewizor, półki, a nawet krzesła. 

       

      Zawołałem swoich rodziców, z całych sił krzyczałem

      Nic, głucha cisza, raz jeszcze spróbowałem, 

      Ponownie nic, żadnej odpowiedzi, 

      Zastanawiałem się o co kurdę chodzi,

      Usłyszałem za drzwiami kroki, które nagle przyspieszyły,

      Dreszcze całe moje ciało wtedy przeszyły. 

       

      Ktoś raptownie otworzył drzwi,

      To był Konrad - mój przyjaciel bliski,

      Przez chwilę stał jak osłupiały, 

      Nie dowierzał, że mi oczy się jednak otwarły,

      Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i przytulił, 

      Powtarzał jak się cieszy, że jednak żyję i po chwili mnie puścił. 

       

      Podniósł jedno z leżących krzeseł i usiadł na nim, 

      Spytałem co tu się stało, kiedy odpowiedział byłem w szoku wielkim,

      Cały ten bałagan to ja zrobiłem,

      W jego oczach iskrę podekscytowania dostrzegłem,

      Kiedy leżałem nieprzytomny, wszystko wokół dosłownie latało,

      Moi rodzice nawet oberwali, jakby tego było mało...

       

      Spróbowałem po raz kolejny wstać, 

      Konrad mnie powstrzymał, powiedział, że mam się nie ruszać, 

      Miał rację, omal nie zwymiotowałem, 

      Tak bardzo swoich rodziców zobaczyć chciałem, 

      Uspokajał mnie, że nic im nie jest - akurat gdzieś wyszli,

      Po około pięciu minutach faktycznie, do domu wrócili i do mojego pokoju przyszli...

       

      Powiedzieli, że tydzień byłem nieprzytomny, 

      I byli pod wielkim wrażeniem, do czego jestem teraz zdolny,

      A ja byłem szczęśliwy, że ich mocno nie skrzywdziłem,

      Dosłownie wielkiego banana na twarzy miałem, 

      Chcieli bym się od teraz nauczył nad nowymi mocami panować, 

      I jak się w kryzysowych sytuacjach zachować...

               

       

                                   ********

       

       

      Minęło sześć miesięcy od tamtych wydarzeń, 

      Musiałem niestety dokonać wielu wyrzeczeń, 

      Żeby móc w miarę spokojnie żyć, 

      Chowam swoją twarz za maską - wiadomo - po to by tożsamość ukryć, 

      Stałem się miejscowym bohaterem,

      Z zabawnym wręcz charakterem.

       

      Nauczyłem się panować nad swoimi nowymi mocami,

      Potrafię za pomocą myśli poruszać różnymi przedmiotami,

      W skrócie - posiadam zdolności telekinetyczne,

      Moje życie dzięki temu stało się na prawdę fantastyczne,

      Współpracuję teraz z policją, strażą, pogotowiem ratunkowym,

      I stałem się ich wsparciem zaufanym. 

       

       

                                   *******

       

       

      W końcu nadszedł weekend, mogę kolejny trening rozpocząć,

      A po dwóch godzinach organizm mój musi odpocząć,

      Choć zabrzmi to śmiesznie, 

      To fizyczne najbardziej odczuwam zmęczenie, 

      Trenuję dzisiaj z tatą, będzie do mnie z pistoletu strzelać,

      A ja mam za pomocą myśli wszystkie kule zatrzymać. 

       

      Ale zanim to, chcę pójść do sklepu,

      Żeby nie na pusty żołądek robić "występu",

      Wychodzę zatem z domu, biorę ze sobą torbę, 

      No i jak ja to lubię zawsze mówić - "no to w drogę!",

      Mam ochotę na chipsy, colę i coś słodkiego,

      Typowe przekąski nastolatka przeciętnego.

       

       

                                  ********

       

       

      Idąc wolnym krokiem doszedłem na skrzyżowanie,

      Wydaje się być w miarę spokojnie, 

      Ptaki sobie śpiewają, słońce ładnie świeci, 

      Aż do życia pojawiają się chęci, 

      Dobrze jest sobie głowę czasami przewietrzyć,

      I dłużej na świeżym powietrzu pobyć.

       

      Osiedlowy jest już w moim polu widzenia,

      Nagle ktoś wybiegł z niego bez ostrzeżenia, 

      Ekspedientka krzyczy - "złodziej, niech ktoś go zatrzyma!",

      To był dla mnie sygnał - schowam się w zaułku, przebiorę i się zacznie zadyma,

      Będąc szczerym, zawsze o tym marzyłem, 

      Jak z komiksów zostać superbohaterem...

       

      Kostium zakładam w ekspresowym tempie, 

      Jest luźny, więc bez problemu przebiorę się wszędzie, 

      Mam ze sobą też deskę skateboardową,

      Dzięki czemu wyglądam jeszcze bardziej odjazdowo,

      No, ale dobra, dość już zbędnego gadania,

      Mam w końcu przestępcę do złapania!

       

       

                                 *********

       

       

      Wściekłem się, skubaniec mi zwiał, 

      Od dobrego kwadransu go szukam - sprytny plan ucieczki miał, 

      Wszystkie ulice i alejki przeszukałem, 

      I jedynie Konrada na przystanku widziałem, 

      Muszę przekazać niestety źle wieści tej ekspedientce,

      Że nie udało mi się łupu oddać w jej ręce. 

       

       

                                  ********

       

       

      Godzina osiemnasta właśnie wybiła, 

      Dzisiejsza sytuacja cały czas mi w głowie tkwiła, 

      Wyjątkowo słabo trening mi poszedł przez to,

      Czuję się jakbym upadł na samo dno,

      Nie mogę o tym zapomnieć, 

      Ani nawet sobie w twarz spojrzeć...

       

      Mama mi mój ulubiony sernik z czekoladą przygotowała, 

      Doceniam to, że mnie pocieszyć chciała, 

      Ale no kurczę, ogromne wyrzuty sumienia miałem, 

      Ni to pić, ni to jeść ja nie chciałem, 

      Rozrysowałem sobie plan miasta i wszystkie możliwe drogi ucieczki,

      I według moich obserwacji, złodziej żeby mi umknąć musiałby być turboszybki...

       

      Eureka! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem, 

      Kanały - musiał tam na pewno zejść, a ich nie przeszukałem, 

      Tylko no właśnie, są one rozległe, mógł wyjść wszędzie, 

      Odnalezienie go, cóż, toć to misja ciężka będzie, 

      Ale się nie poddam, jakiś trop znajdę, 

      I może w końcu przestanę się postrzegać jako niedorajdę...

       

       

                                  ********

       

       

      A więc słuchajcie, wstawiam to jeszcze przed skończeniem tego byście ocenili, czy fabularnie wygląda to w miarę dobrze i czy budowa też jest w porządku. Piszę to od ponad miesiąca i jestem z tego dumny, natomiast chciałbym jednak mimo to się doradzić czy dobrze mi idzie :) historia ta powoli doniega ku końcowi 

       

      Edytowane przez Triengel (wyświetl historię edycji)
  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...