Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ile to już razy zastanawiałem się, czemu w naszym kraju jest tak, a nie inaczej. Dużo. Nie zliczyłbym.
Dlaczego po upadku komunizmu nie może wszystko wrócić do normy. Nie myślę w dzień, dwa, ale przecież minęła dwudziesta rocznica jak jesteśmy wolnym krajem , "we własnym domu". Irytuje mnie to jak słyszę (teraz może rzadziej), że Polska wróciła na mapę Europy. Zapytam: Gdzie była Polska przez te wszystkie lata? W Azji? A może w Afryce? Moim zdaniem to Europa wyswobodziła się spod jarzma totalitaryzmu i tak powinno się mówić. Warto jeszcze też dodać, że to Polska zerwała żelazną kurtynę komunizmu. Trzeba tak uczyć młode pokolenie i wpajać im historię naszej ojczyzny, bo zatrważająca jest odpowiedź nastolatka zapytanego o film "Katyń". To jakiś polski film, chyba wojenny - niejeden odpowie. Uczmy zatem, opowiadajmy o pięknej historii naszego kraju, na wielu swych kartach tak tragicznej. Wierzę w młodych ludzi. To nieprawda, że połowa polskiej młodzieży jest bezwartościowa, jak twierdzą niektórzy. Oczywiście zdarzają się zdegenerowane przypadki, ale winy trzeba szukać w dorosłych. Człowiek nie staje się zły w chwili narodzin. Trzeba by zreformować szkolnictwo i program nauczania, wychowania. Dobrym pomysłem jest wprowadzenie przedmiotu "Życie w rodzinie" w najmłodszych klasach szkoły gimnazjalnej. Młodzież to przyszłość naszej ojczyzny, a więc i naszej także.
Polityka. Najbardziej odpowiedzialni za to, że w Polsce jest tak jak jest, są ludzie sprawujący władzę. Kraj podobnie do ryby, psuje się od głowy. No bo cóż, gdy widzi się codziennie jak afera goni kolejną aferę, a komisja komisję, to trudno oczekiwać jest od rządu pracy. Wymienić można aferę stoczniową czy hazardową, komisję śledczą w sprawie śmierci Barbary B. czy Krzysztofa O. oraz wiele innych. Na bieżące sprawy czasu brakuje. Mniej go też przez wybielanie się na zmianę i oczernianie swych przeciwników. A szkoda, bo zmarnowany czas lepiej by było spożytkować na konstruktywne działanie. Jedynym dostrzegalnym przeze mnie plusem jest chyba tylko to, że politycy dają rozrywkę szaremu obywatelowi. Ale nie tylko, bo również innym "szarym" szargają nerwy. Kabarety. Tak, dzięki politykom nie jeden ma pracę i to się akurat politykom chwali. Poza tym jednak myślę, że nie można na nich liczyć. Smutne, ale prawdziwe. Żeby nie być gołosłownym podam przykład. Niespełnione obietnice pomocy dla powodzian, tak jak to było w maju 2010 roku. Najpierw rząd składa deklarację pomocy, potem opozycja atakuje pytaniami o resztę obiecanych środków i następnie przedstawiciele rządu oznajmiają, że wszystkie środki zostały przydzielone. Tak w koło Macieju. Teraz, po ponad roku ludzie znów się boją kolejnej powodzi, gdyż nie wszystkie wały przeciwpowodziowe zostały zbudowane. Rzecz jasna rząd jest innego zdania. Prawdy możemy dowiedzieć się tylko z mediów, które w rzeczywistości są potęgą w naszym kraju.
Kto pomaga chorym i biednym? Głównie fundacje prowadzone przez stacje telewizyjne.
Tyle o politykach, a co z innymi ludźmi? Wszyscy powinniśmy dążyć do tego, aby żyło nam się lepiej wszystkim. Bez wyjątku. Zarówno inteligencji jak i robotnikom czy rolnikom. Za dużo między nami chamstwa, cwaniactwa, pijaństwa, wciąż rosnąca znieczulica. Kiedyś podobno to szlachta rozpijała chłopów. Cwaniactwo chyba najbardziej wykreowało się za PRLu. Skoro prawie nic nie było, trzeba było kombinować, spekulować. Wstrząsające są dla mnie opowieści ludzi pracujących w tamtym okresie. Opowiadają: "Wtedy to były czasy, trzeba było coś zapier...bo inaczej nic nie miałeś, a tak sprzedałeś albo zamieniłeś. Teraz nie ma co kraść, bo wszystko jest tylko pieniędzy brakuje", itp. itd. Jednak najgorsze chyba jest końcowe stwierdzenie, które często się powtarza: "wtedy było lepiej". O zgrozo...przecież to patologia. Nic dziwnego, że w wielu krajach mają nas Polaków za złodziei. Bardzo dobrze, że te czasy mamy już za sobą. Tylko trzeba czasu, aby następne pokolenia już tak nie myślały.Na ulicy czy w autobusie, wszędzie można spotkać się z chamstwem. Coraz więcej młodocianych przestępców. Nie ma kary. A jak jest to nieadekwatna do winy. Co więc z prawem? Należałoby je zmienić. Może nie całe, ale na pewno część. Przede wszystkim zaostrzyć kary. Młody człowiek powinien bać się kary. Zamiast tego często śmieje się z wyroku. Na pewno nie można młodych kierować do więzienia, by odbywali tam karę razem ze starymi kryminalistami. Wtedy resocjalizacja przyniesie przeciwny skutek. We wrześniu 2009 roku wprowadzono System Dozoru Elektronicznego. To jest dobry pomysł, aby karać tak wszystkich za drobne przestępstwa. Niech odbywają karę w swoim domu w obroży na nodze, to jest chyba lepsze od demoralizacji w zatłoczonej przez recydywistów celi. W szkole, przypadki przemocy też karać można założeniem obroży. Ale co wtedy z edukacją? Stworzyć etat dla nauczycieli uczących trudną młodzież w ich domach? Chyba niedobry pomysł, ale coś trzeba zrobić, bo to co się dzieje w szkołach czasem przerasta ludzkie pojęcie. Ale to już inna historia.
Jest jednak coś takiego w nas Polakach, gdy w obliczu jakiejś klęski, tragedii lub innego nieszczęścia potrafimy się zjednoczyć. Kilka przykładów: Druga wojna światowa, np. w żadnym innym państwie nie wytworzyła się tak wspaniale działająca konspiracja jak w Polsce, po śmierci naszego papieża Jana Pawła II cały nasz naród pogrążył się w żałobie, powódź - obcy chętnie biegną z pomocą, tych przykładów można by wymieniać jeszcze dużo dużo więcej. Zawsze tak było i o to chodzi. Przyjrzyjmy się bliżej nazwie co "Rzeczpospolita" ?
Słowo "rzecz" już od dawna oznaczało sprawę, interes, coś ważnego, nawet teraz jeszcze czasem mówi się: "jest coś na rzeczy". Natomiast słowo "pospolita" oznaczało codzienna, wspólna itp. I tak przez wiele lat słowa te zmieniały swe
znaczenie, a raczej powiedziałbym swój charakter. Jednak od zawsze te dwa słowa scalone w całość mają to samo określenie. Rzeczpospolita znaczy po prostu wspólny interes. Wspólne Dobro.

Opublikowano

Hipokryzja wyrządza w naszym organiźmie więcej spustoszeń, niż np. zdrada małżeńska. Wciąż wodzeni za nos, kołowaceni, nie potrafimy tak naprawdę zrozumieć niczego. Niezrozumienie, niejednolitość - to podstawa władania tym światem w jego obecnej, zasranej formie :)
Hipokryzja jest podstawą działania wszelkiej polityki. Tak ja to widzę.

Odnośnie naszego radosnego kraju - informacje płynące z przepięknych mediów, przyjmuję z daleko posuniętą rezerwą - jeżeli tak mógłbym to ująć.

Przeczytałem Twoje rozważania i jedyne, co wciąż mi się uporczywie nasuwało – to przeświadczenie, że wszystkiemu jest winna wysokość naszych apanaży :)
Każdy człowiek chce żyć ’’ normalnie ’’ – pracować, czasem się nawet w pracy realizować i – zarabiać. Kupować niezbędne produkty, później - chodzić do kina, restauracji, wyjeżdżać na wycieczki zagraniczne. Skoro tego nie ma – buntuje się – kradnie, przywłaszcza, stara się przeżyć – wtedy woli wejść na ’’przestępczą ścieżkę ’’, niż żyć ’’ normalnie-nienormalnie ’’.

Tekst do dalszej, burzliwej dyskusji ( choć określenie ’’ burzliwej ’’ brzmi nieco nie na miejscu, prawie nekrofilicznie - zważywszy na truchło prozy na tym zasłużonym portalu, które daremnie stara się defibrylować kilka osób :))

Spłaszczyłem niemiłosiernie, ale to chyba nie miejsce i czas, żeby wylewać złóć…

Pozdrówka:)
M.

  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

Trudno postawić diagnozę. Można stawiać taką lub inną tezę. Nie znamy wielu faktów z historii najnowszej. Cała masa dokumentów została zniszczona, o wielu sprawach nie pisze się. Są tematy objęte „cenzurą”, choć jej teoretycznie nie ma. Taka cenzura bez cenzury.

Młode pokolenia nie znają historii. Jakże mogą znać, kiedy historię gremia opiniotwórcze uważają za coś zbędnego, niepotrzebnego, wręcz niegodnego, by się nią zajmować. Programy historii w szkołach zostały zmienione. Podręczniki były napisane ponownie, ale czy dobrze? Czy zgodnie z polska racją stanu, czy z punktu widzenia innego, luksemburgizmu.

Ilość komisji nie powinna wpływać na działanie ministerstw. Jeżeli tak jest, to powinno się takie ministerstwa zlikwidować. Jest władza wybieralna i administracja zawodowa. Jeśli administracja zawodowa kuleje, to znaczy, że wprowadzono doń taką ilość znajomków, pociotków, że nie może funkcjonować. Nepotyzm, kumoterstwo powodują, że urzędy nie działają, bo nie liczy się fachowość tylko układy.

Kabarety? To zgroza prymitywna. Może pozostało kilka kabaretów w Polsce na jakim takim poziomie. Reszta to błazenada. Boją się zrobić coś bardziej ambitnego, bo demokratyczno-totalitarna władza może im zagrozić.
Władza ma władzę. Po katastrofie smoleńskiej praktycznie nieograniczoną, totalną. Nie przejmuje się niczym, tylko wskaźnikami sondażowymi popularności. Obietnice wyborcom czy powodzianom to fikcja. Straty powodziowe to miliardy złotych. Zalanie gospodarstwa to straty kilkuset tysięcy złotych dla jednego powodzianina. Obiecano, (kto obiecał?) 6000zł. Wypłacono średnio 2900. Jak się to ma do realiów?

Patologia myślenia wynika z polityki uprawianej przez media, a właściwie przez ich mocodawców. Media, szczególnie TV ma ogromną siłę oddziaływania. Jeżeli przeznaczy kogoś na zniszczenie, to zniszczy, jeżeli na wyeksponowanie, to go wyniesie, choćby był skończonym durniem czy draniem. Za komuny mówiono „bierny, mierny, ale wierny”. Iluż dzisiaj mamy takich?

Potrafimy się zjednoczyć. Prawda. Ilu jest jednak takich, decydentów, którym nie po drodze jest jednoczenie się?
Celem komuny był rząd dusz. Sterowanie umysłami. Nie do końca się to udało wówczas, ale w pokaźnym procencie tak. Komuna kupowała ludzi za czapkę gruszek, ale wówczas to inaczej wyglądało. Sklepy „za firankami”, talony, cały system wynagradzania, system awansowania. Rozbito (rozpito też) społeczeństwo. Byli ci źli i ci dobrzy. To przetrwało do naszych, dzisiejszych dni. Majątek wspólny, państwowy w dużej mierze sprzedano , zniszczono ilub przejęto za przysłowiową czapkę gruszek, a czasami za kredyty nigdy niespłacone, a umorzone. Kto to kupował, kto udzielał takich kredytów?

Rodzina. Komunie chodziło o rozsadzenie rodzin, rodów. Chodziło nie tylko o ziemiaństwo, arystokrację, szlachtę, ale i o chłopstwo, rzemieślników, w końcu warstwę inteligentów. Chyba się to udało w dużej mierze. Rodzina była mocna, jeżeli była wielopokoleniowa, rozbudowana. Pozbawiono rodziny majątku, marnie wynagradzano. Instrukcja NKWD z lat czterdziestych (chyba 1946 lub 1947) głosiła, że lekarzy należy tak wynagradzać, aby ledwo przeżyli.

Bez podstaw materialnych rody zaczęły się chwiać. Do tego budownictwo mieszkaniowe (6m2/osobę) uniemożliwiało wspólne mieszkanie wielu pokoleń. Zbyt wiele osób na tak małej powierzchni. W przedwojennych mieszkaniach 5-6 pokojowych, do tego 150-250m2 nikt na siebie nie wpadał. Nawet nie wiedział, kto jest w mieszkaniu. Potem przeciwstawiono sobie pokolenia młode starszym. Rodziny, rody rozpadały się. Jeśli nie ma rodziny, to i naród się rozpada, a o to przecież chodziło, by nie mówić jednym głosem, by nie było jedności, by były kłótnie. Polska nie będzie silna, jeśli nie zjednoczymy się dla kolejnych, wspólnych celów, konkretnych celów. To nie może być ogólne hasło, choćby piękne. Jakie cele? Choćby powszechne ubezpieczenia przed powodzią, czy przed różnymi kataklizmami. Jeśli miliony się ubezpieczą, to składka nie byłaby wysoka. Nigdy nie ma tak, by wszyscy równocześnie byli zalani, poturbowani przez trąby powietrzne, zasypani przez śnieg itd. Co tu jednak mówić. Takie proste, a ciągle niemoc. Druga sprawa. Stworzenie planu odtworzenia polderów zalewowych. Jakież to proste, a nie jest wykonalne od lat.

Polska jest piękna. Ja mówię: Jest też niebywale bogata. Przez tyle lat okradana przez obcych, przez uprzywilejowanych, własną i też „własną” władzę, przez szumowiny, w końcu przez tych, którzy do tego zostali zmuszeni przez swoje państwo, przez nieudolną władzę, bo to była często droga przeżycia.

Nie może być tak, że celem władzy jest coś innego niż cel obywateli. Nie można nic nie robić, skoro do zrobienia jest tak dużo. Tego nie załatwi się mówieniem, tylko trzeba zakasać rękawy, nawet eleganckiej marynarki i wziąć się do roboty. Objeżdżanie miejsc katastrof, klęsk żywiołowych niczego nie załatwia. To samo można osiągnąć pięciominutowym wystąpieniem w radio czy TV, a resztę czasu poświęcić na zebranie właściwych osób i sporządzenie scenariusza czy jak to się dzisiaj mówi „mapy drogowej” zaradzenia tym klęskom. Zresztą takie scenariusze powinny być gotowe z miejscami do wstawienia nazw miejscowości, ilości zniszczeń i innych zmiennych. Jakież to proste, a jednak niemożliwe do sprokurowania. I jeszcze dlaczego nigdy ta pomoc nie jest taka jak obiecano?

Dość już. Gdyby próbować tak poruszyć każdy aspekt niedomagania naszej pięknej Polski, to wyszłaby gruba księga. Każdy punkt byłby wskazaniem albo na przyczynę, albo do wyleczenia. Nigdy tego nie zrobiono, a raczej nie opublikowano. Dlaczego?
Mimo wszystko, trzeba pisać, nawet jeśli się nie zna podszewki wydarzeń, tła, autorów różnych działań. Nie będzie to pełna analiza, ale zwrócenie uwagi na pewne zjawiska społeczne, polityczne, demograficzne, gospodarcze i inne.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dwudziestopięcioletni  hydraulik Roman C. ma żonę. I w tym fakcie nie ma nic nadzwyczajnego, bo przecież bardzo wielu mężczyzn w tym wieku posiada męża lub żonę, ale sytuacja Romana C. jest o tyle nietypowa, że posiada on żonę tylko w stosownych dokumentach bo w rzeczywistości to ona uciekła do pięćdziesięcioletniego architekta Vincenta Z., a konkretnie odjechała jego mercedesem klasy S. Było tak. Późnym wieczorem, kiedy zwykli ludzie chodzący rano do pracy już dawno śpią, Vincent Z. jechał samochodem głównymi ulicami stolicy. Jechał do domu z małego przyjęcia po wernisażu malarskim swojego przyjaciela, kiedy nagle w świetle ulicznych lamp zobaczył smukłą dziewczynę ubraną tylko w majtki. Jedną ręką zasłaniała sobie piersi a dłoń drugiej trzymała na łonie chociaż miała przecież już ochronę w postaci majtek. Takie podwójne zabezpieczenie wrażliwych miejsc może świadczyć o szczególnej cnocie kobiety, ale kiedy będący po dwóch kieliszkach szampana w doskonałym humorze architekt zatrzymał wóz i wysiadł pytając cnotliwą dziewczynę czy może jej jakoś pomóc ta bez chwili zwłoki wskoczyła na przednie siedzenie jego samochodu. Noc była dla lekko starzejącego się Vincenta Z. jak bajkowy sen, ale były też następne noce i dnie i na okoliczność otrzymanego od losu takiego szczęścia architekt wziął sobie urlop w swojej własnej pracowni. Wiedział już, że jego nowa miłość ma na imię Ania i kiedy była na basenie jakiś bezwzględny złodziej ukradł jej wszystko co miała łącznie z ubraniem. Po zamknięciu basenu przesiedziała  godzinę w krzakach i kiedy ją architekt zobaczył przemykała ulicami do domu. Powiedziała też swojemu wybawcy, że ma męża. On spytał kim jest. Odpowiedziała, że hydraulikiem pracującym w wodociągach miejskich. Ach tak, powiedział architekt a w duchu pomyślał, że oto trafiła mu się świetna dziewczyna, której mąż jest jakimś tam zwykłym hydraulikiem. Cóż za przeciwnikiem  może być dla mnie hydraulik. Zjadłam takich frajerów na śniadanie. Ale to był błąd. Nie minęły nawet dwa tygodnie a już w odwiedziny do Vincenta Z.  przyszedł hydraulik, który nieznanymi nam sposobami szarpanego zazdrością męża zdobył adres domowy architekta. Bez zapowiedzi, więc nie został wpuszczony, tym bardziej, że nikogo nie było w domu, bo zakochani jedli akurat kolację w luksusowym lokalu. Ale hydraulicy mają złe nawyki, szczególnie gdy są po pracy i nie odchodzą od drzwi kiedy zadzwonią i nikt im nie otworzy. Ten akurat monter instalacji wodno-kanalizacyjnej był po robocie i nie dał się łatwo spławić banalną nieobecnością gospodarza. Zakochani wrócili wczesną nocą. Hydraulik nie został jednak wpuszczony pod okna pod którymi mógłbym wykrzykiwać swoje lamenty, stał bowiem przy furtce a uruchamiana pilotem brama była kilkadziesiąt metrów dalej bo przecież posiadłość była nadzwyczaj okazała. Gdy dobiegł brama była już zamknięta. Przez płot bał się wejść, bo gospodarz wypuścił z kojca dwa wielkie psy. Tak więc tego wieczoru nie spojrzał nawet w oczy swojej niewiernej żonie, na co jak się wydaje miał wielką ochotę. Stojąc przy ogrodzeniu ale na ulicy miotał wyzwiskami pod adresem nie tylko architekta ale również własnej żony. Był bardzo głośny i jego lamenty przeszkadzały widać wysublimowanym lokatorom stojących wokół willi, bo ktoś wezwał straż miejską a ta zabrała rozhisteryzowanego Romana C. Następnego dnia zaraz po pracy przybiegł pod dom złodzieja swojej własnej żony racząc się wcześniej alkoholem pitym wprost z butelki dla podniesienia sobie widocznie otuchy. Ale architekt ze swoją kochanką a żoną hydraulika pływał cały dzień żaglówką. Wrócili późnym wieczorem i już Vincent Z. miał naciskać pilota uruchamiającego bramę, kiedy pod jedną z choinek zobaczył zaczajonego pod nią mężczyznę. Z samochodu zadzwonił po policję i już po niedługim czasie napompowany alkoholem hydraulik pojechał do izby wytrzeźwień, a zakochani do rana baraszkowali na puszystym dywanie. 50-letni Vincent  Z. architekt nie był przecież już młodzieniaszkiem i pewnie seksowna kobieta chcąca akurat przewietrzyć pościel, a nie mająca pod ręką drąga nie miałaby z niego pociechy przy wieszaniu prześcieradła czy innej  kołdry na przykład, ale Ani C. architekt imponował spokojem cechującym ludzi zamożnych, bukietami kwiatów, podarunkami, miłymi słówkami, urokiem życia i stylem bycia bardzo różnym od nudnego i nerwowego bo konwulsyjnie poskręcanego zazdrością życia z własnym mężem. Praca hydraulika nie wymaga intelektualnej wprawy i nie jest twórcza, żeby taki intelekt pobudzać. A więc drogi myślowe montera instalacji wodno-kanalizacyjnych nie dają się łatwo ogarnąć normalnym ludziom. Roman C. doszedł do wniosku, że musi zaalarmować cały świat aby tylko ta skończona łachudra, jego żona wróciła do domu. Sięgnął więc po pióro i zaczął pisać listy do sejmu i senatu, policji,  związku architektów, różnych rzeczników, gazet i tygodników tych kolorowych również. Prosił w nich o pomoc bo ten Vincent Z. zamieszkały tu i tu ukradł mu żone którą niewoli i czy złodziej żon może w ogóle być architektem, dopytywał adresatów retorycznie. Napisał list do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pisał do różnych agent Unii Europejskiej. W liście do królowej brytyjskiej Elżbiety drugiej żalił się, że nikt nie chce mu pomóc a przecież ten łobuz który uwiódł mu żonę jest pedofilem bo uwięziona ma dopiero 23 lat. Biuro prasowe królowej przysłało na papierze Pałacu Buckingham słowa pociechy. Ponadto królowa kazało mu być dobrej myśli. List był po angielsku więc go nie przeczytał, bo akurat tak się przypadkiem zdarzyło, że w tym języku nie był biegły. Nie chciało się jednak odpisać cierpiącemu hydraulikowi ani papieżowi ani prezydentom kilku państw z różnych kontynentów, ani nawet kanclerzowi Niemiec, który przecież jest tak egzotycznie i nienaturalnie wyczulony na losy polskich obywateli. Jeden list zrobił jednak na kimś wrażenie i to na kimś w siedzibie Narodów Zjednoczonych. Trafił on mianowicie na biurko pani Joanny Z. prywatnie żony Vincenta Z. zatrudnionej w  Nowym Jorku jako tłumaczka. Zanim to się jednak stało bardzo zniesmaczony dotychczasowymi rezultatami swoich działań hydraulik napisał kolejny list do ministra spraw wewnętrznych. Pisał w nim, że widział jak ktoś zakopuje w lesie niedaleko drogi tej a tej, przy dużym ciemnym kamieniu zwłoki zamordowanej kobiety. Do listu dołączył szkic sytuacyjny. Listy tego nie podpisał wszystko natomiast starannie wytarł łącznie z kopertą. Na taką informację policja zareagowała natychmiast. Miejsce było tak dokładnie opisane, że grupa dochodzeniowa dotarła tam natychmiast. Na miejsce w płytkim grobie niezbyt starannie zamaskowanym leżały zwłoki kobiety z ranami po nożu w okolicach serca. Niemłoda już kobieta ubrana była wyjątkowo odświętnie jakby wprost odeszła od świątecznego obiadu. Zwłoki przewieziono natychmiast do zakładu medycyny sądowej zajmującego się szukaniem przyczyn śmierci rozbierając badane osoby niemal  na czynniki pierwsze. W kieszeniach garsonki znaleziono dwa listy. Jeden ze stacji serwisowej mercedesa w którym serwisant udzielał rabatu na swoje usługi panu Vincentowi Z. zamieszkałemu tu i tu, drugi zaś był rachunkiem za usługi telekomunikacyjne na kwotę 376 zł i 35 gr. i był wystawiony na pracownię architektoniczną z siedzibą w centrum miasta, a przesłanym na domowy adres Vincenta Z. właśnie. Porywacz żony hydraulika został zatrzymany i po przeprowadzonej w willi rewizji przewieziony do aresztu. Podczas przeszukania willi do domu weszła elegancka i pachnąca kobieta. Policjantom przedstawiła się jako  Joanna Z. żona właściciela pracowni architektonicznej o uwodzicielskiej i zwodniczej nazwie PHANTOM. Vincent Z. został tymczasowo aresztowany. Nie można było ustalić kim jest odkopana w lesie kobieta. Na przesłuchaniach Vincent Z. kierował uwagę policjantów w stronę męża swojej kochanki, bo przecież jaki mógłby mieć cel architekt o jego klasie aby mordować starsze niewiasty. Policjanci podążyli tropem wskazanym przez siedzącego w więzieniu architekta. Podczas wielogodzinnego przesłuchania hydraulik zeznał, że sam zbrodnie zaplanował kierując poszlaki na architekta, aby tylko wyrwać ukochaną i niewinną żonę z rąk tego starego zboczeńca. Poszedł mianowicie na cmentarz, znalazł świeży grób, wykopał ciało i zawiózł je swoim fiatem 126p do lasu wrzucając je we wcześniej wykopany dół. Zanim to zrobił kilkakrotnie dźgnął kobietę w okolice serca nożem monterskim, jaki w jego przedsiębiorstwie pracodawca rozdaje hydraulikom. W kieszeń garsonki wsadził ukradzione ze skrzynki pocztowej architekta listy. Vincenta Z. natychmiast zwolniono z aresztu a hydraulika oskarżono o zbezczeszczenie zwłok, wprowadzenie policji w błąd, kradzież korespondencji i z kilku jeszcze artykułów kodeksu karnego. W konsekwencji tej sprawy niewierna żona wróciła do hydraulika wykonującego instalacje wodno-kanalizacyjne, a on sam został skazany na więzienie w zawieszeniu i grzywnę bo sąd pod wpływem biegłego psychologa dopatrzył się okoliczności łagodzących wynikających z jego głębokiej desperacji. Niestety ten brak altruistycznych pobudek w dzieleniu się własną  żoną z innymi mężczyznami sprawi mu, biorąc pod uwagę jej  temperament jeszcze kłopot. Ale to jest jego własna melodia przyszłości. Najgorzej na używaniu cudzej żony wyszedł architekt Vincent Z. Jego własna żona bez zbędnych ceregieli wywaliła go z domu który stanowił jej własność bo tak było zapisane w przedmałżeńskiej intercyzie. Odjechał więc swoim wyładowanym rzeczami osobistym mercedesem klasy S bogatszy o wrażenia które przecież dla każdego człowieka są najbardziej wartościową kolekcją życia.            
    • kto ma oczko to niech mrugnie kto widoczny niech nią gniecie kto zaocznie miałby wśród niej wdzięk rozłożyć w bransoletkę   kto ma dziubek, niechaj wróbla precz wstręt daje auto'braniem kto dopuszcza, ciałem zrównać armat turę w ciągłość sprawną; któż nie zmusza się w atrament do warunków międzyrzecznych ciemnych ścianek nieraz danym wymalować wniosek sprzeczny    
    • @natalia Bardzo ciekawe opowiadanie, psychologiczne, obrazujące zachowanie młodego człowieka wobec swojej rówieśniczki, często niemiłe, rzadziej agresywne, pobudzające chęć odwetu dla takiego zachowania, zwłaszcza, gdy było się świadkiem podobnego zdarzenia lub nawet, gdy przydarzyło się nam coś podobnego osobiście. Nie mam zamiaru bronić takiego zachowania, ponieważ mają na to wpływ różne czynniki i okoliczności życiowe i zdarza się to w każdej ludzkiej społeczności. Zapewne jest w tym lekcja do przerobienia dla agresora, ale także dla osoby niemiłe nagabywanej. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Czytając to zdanie moja wyobraźnia przedstawiła mi duże sklepowe okna wystawowe, a tam ukazane obietnice radości po udanych zakupach. Ogólnie mówiąc, każde okno, od zewnątrz lub wewnątrz potrafi wzbudzić ciekawość. @Domysły Monika Zwykle moc wiersza jest w samym tytule, który potrafi zaprosić do lektury. Taka melodia to zapewne pozytywne myślenie, a wówczas świat nabiera kolorów tęczy. Pozdrawiam!

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

            @@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @natalia Bardzo ciekawe opowiadanie, psychologiczne, obrazujące zachowanie młodego człowieka wobec swojej rówieśniczki, często niemiłe, rzadziej agresywne, pobudzające chęć odwetu dla takiego zachowania, zwłaszcza, gdy było się świadkiem podobnego zdarzenia lub nawet, gdy przydarzyło się nam coś podobnego osobiście. Nie mam zamiaru bronić takiego zachowania, ponieważ mają na to wpływ różne czynniki i okoliczności życiowe i zdarza się to w każdej ludzkiej społeczności. Zapewne jest w tym lekcja do przerobienia dla agresora, ale także dla osoby niemile nagabywanej. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...