Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

trudno posądzać budzik o sumienie. uderzony
kapo milknie. droga pachnie obietnicą
tortem na szklanej górze

kiedy oddech przypomina połykanie zbyt
dużych kęsów umarli przykrywają się kamieniem
musi tak być skoro cmentarz milczy. bardziej
niż tętno w uszach

mur nie przeszkadza nocnej zmianie. od strony
przystanku widać tylko budki. z góry wygląda
jakby autobus unosił chmurę głów
w komiksowy sen

niektórzy obserwują dziwoląga
z uciekającym do wanny asfaltem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też, jak lecę, to potem zaraz do wanny po samym tylko wąchaniu asfaltu! Loko! Teraz to już naprawdę bardzo śmieszny wiersz. I kpina jest!


kiedy oddech przypomina połykanie zbyt
dużych kęsów umarli przykrywają się kamieniem

to powyżej na pewno do mnie! "Cała prawda całą dobę"! :)))) Elka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak widać i czytać poranny "jogging" (wolałbym bardziej polskobrzmiący tytuł ale niech tam...) to doskonała pożywka dla obserwacji otoczenia, jego przemijania. Mam wrażenie że narratorka nabiera z wersu na wers coraz większą ochotę na sięgnięcie "tortu na szklanej górze" i nie przeraża ją perspektywa utożsamienia z "dziwolągiem"... Tak... myślący w inny sposób niż inni to dziwolągi :)
Fajne.
Pozdrawiam Lokomotywo :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ile to tych dziwolągów z kijami jeszcze sie narobiło :)))

Jest humor, ale przebija się przez niego samodyscyplina peelki, jej wyostrzony zmysł obserwatorski- widać, że nie tylko ona jest na "oku", ale sama też trzyma rękę na pulsie otoczenia.
Bardzo ciekawie, Lo, a asfaltu u nas rzeczywiście dostatek:)
Pozdrawiam, Grażyna.
:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

po pierwszym czytaniu czysta abstrakcja, trzeba się w gryźć i włożyć trochę wysiłku intelektualnego, by połączyć "jogging" w prozę życia; na pewno plus za pomysł. dwie pierwsze bardzo dobre, dalej zjeżdża wiersz w komiksowy sen.
inaczej zapisałbym też interpunkcję, ale ja tam się nie znam, żuczek jestem ;)
pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ja też się nie znam:) Przyznaję, że interpunkcja eksperymentalnie-intuicyjna:) No, najlżejsze to te moje wierszydła nie są, ale nie można tak iść na łatwiznę jeżeli chodzi o czytelnika, niech się też troszkę napoci:)
Dzięki Dawidzie za wizytę, pozdrawiam również.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...