Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wędrowiec w swej niekończącej się podróży wsłuchując się za horyzont, podążał za śpiewem leśnego ptaka i za wonią Kwiatu Paproci rosnącego w Edenie, każdego ranka podlewanego rosą przez zielone elfy.

Prawda okrutna i nieszczęśliwa dla wędrowca - w dniu jego narodzin, złe bogi zamknęły bramę Edenu dla niego wyznaczając mu niekończącą się wędrówkę po labiryncie życia.

Nie spoczął i nie tracąc życia na sen wędruje więc on po świecie, wierząc że pewnego dnia w świątyni dobrego boga odnajdzie zaklęcie otwierające bramę Edenu...

Jednak nie kwiat jemu najdroższy, a Elf co paproci jest opiekunem.

...

Elf - mistyczna postać z ogrodu dobrego boga
Delikatnie stąpa o poranku po mchach Edenu
niosąc za sobą woń kwiatów.
Śpiewa swe pieśni budzące paprocie ze snu,
Głaszcze ich kwiaty - wstawajcie - szepta...

Rozwijają się w jej delikatnych dłoniach pęki magiczne
I światu niosą nadzieję co pyłkiem niby jest,
A ptak o diamentowych piórkach śpiewa
Jak co dzień pieśń o wojowniku z dalekiej krainy.

Tak, Elf zna jego pieśni...

Udając zajętą swym codziennym obowiązkiem,
Wsłuchuje się w opowieści zaklętego ptaka,
By wieczorami marzyć i śnić o wojowniku
Z krainy tak odległej, że słuch o niej zaginął.

...

A cóż to za śpiew...

Niesiony wiatrem z dalekiego, północnego zachodu
Śpiew - zaklęcie i mapa słów otulona melodią.

On tylko usłyszał i choć minęło już tyle lat,
Choć pokonał już tyle zakrętów okrutnego losu
Nie spoczął ani chwili by znaleźć piękną krainę
z melodii niesionej przez wiatr.
Bardowie śpiewają o nim - Wędrowiec szukający Edenu

Nadejdzie kiedyś taki dzień - dzień z legend i opowieści
I on o tym wie, bo śnił zanim jeszcze wyruszył w świat...

Opublikowano

Bardzo piękny wiersz. Warstwa prozatorska jest wtórna. To trochę tak, jakby w ludzkość wpisane były legendy, poza które wyobraźnia nie jest w stanie wzlecieć. Myślę, że z Pańską wrażliwością i błyskotliwością jest Pan w stanie wykreować coś oryginalnego, coś, czego jeszcze nie było. Radzę popracować nad melodyką prozy, żeby była bezproblemowo wchłaniana przez czytelnika, bo w takiej formie męczy. Eklektyzm wykorzystuje Sapkowski, może nie robi tego po mistrzowsku, ale w jego wydaniu nieźle się sprzedaje. Utwór jest sugestywny, gdybym posiadała aż taki talent, jak zaprezentował Pan w utworze, pokusiłabym się o wykreowanie czegoś do tej pory nieistniejącego. Polecam Panu cykl czterech części o Helikoni, to jest proza, z którą, moim zdaniem, powinien się Pan zapoznać, która w początkowym okresie będzie mogła służyć za wzór twórczości.
Pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

Dziękuję za pozytywny komentarz. Proza jest u mnie czymś nowym i kroczek po kroczku staram się odkryć jej tajemnice.

Sapkowskiego nie znam. Lata temu fascynowałem się pracami Wagnera, Moorcock'a i Norton - ślady ich twórczości są obecne w tym co piszę. Ale staram się wykreować swój własny świat.

Dziękuję Pani za porady – z pewnością z nich skorzystam.

Pozdrawiam ;)

Opublikowano

skoro już piszesz w określonym stylu proponuję: nie "że pewnego dnia " a "że dnia pewnego"

hmm przyjemne, klimatyczne
zakończenie piękne, wcześniej trochę powtórzeń

z pewnością interesujący

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

Stary... ślady Norton (Andre tak?) i Moorcocka? Michael'a Moorcocka? To się zdziwiłem.
Cóż, nie będę owijał:
Żenujący ten tekst. Nazwanie tego tekstu prozą to nadużycie. To jakiś koślawy poemat i tyle.
W zasadzie nie ma to ani początku ani rozweinięcia ani końca. To słowotok. Wykreśliłbyś połowę i nawet bym się nie zorientował. Dopisał byś jeszcze 500 stron - nie widzę różnicy. Straszna nędza. Może poetom by się spodobało, ale chopie, tu dział z prozą jest. i pamietaj: nie bądź taki eklektyczny, bo się sprzedaż, jak Sapkowski jakiś. Adsumus.
(a przy pisaniu wyklaskuj rytm, aby zdania były kraglejsze).

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...