Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marek Ciućka

Użytkownicy
  • Postów

    215
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marek Ciućka

  1. To były czasy mojego dziadka - chmmm... ...jednak Francja tamtych czasów miała swoje uroki - no można by ;) Dzięki za komentarz.
  2. Nie tak dawno pisałem przyjaciółce – Kornelii, że „z głową” to piszą debile, a my piszemy sercem i duszą, że nie planujemy w kalendarzyku narodzin naszych dzieci; a na fundamencie jej zmarłej tragicznie weny wyrośnie noblesse niczym kwiat paproci... ...Czy wspominałem o debilach, dla których wiersze są słupkami słów, ustawionych wedle określonych reguł? Niech piszą sobie pod modę, kanony i trendy; niech rozbierają swe twory na śrubki i sprężynki. My - poeci obejmujemy poezję ramionami, oddając ciepło, troszczymy się, oddychamy, a nawet zdradzamy z nią kobiety, które przecież tak kochamy. My – poeci – ot różnica pomiędzy poetą, a debilem. Nie rzadko dlań rujnujemy życie, wybierając los kloszarda, alkoholika, czy nawet samobójcy, by na tym cienkim względem całej kartki marginesie odbić własne pióro i pozostać na wieczność w tym niestandardowym dla tekstu miejscu. Niestandardowym, ale pisanym słowem prawdziwym; słowem rodzonym w bólu, zmieszanym ze szczęściem cierpienia; słowem, które należy szanować – zawsze! Archetypy, inwersje, onomatopeje, metafory, anafory, rymy, rytmy, sylaby, pointy – ileż tego jeszcze? A na po co to poecie? Czy podziwiając piękno niewiasty, należy poddawać ścisłej ekspertyzie jej zastawki, piszczele, tętno, skład i datę ostatniej menstruacji? Tego typu analizy obrzydzają mi piękno poezji, które winno się czytać okiem zmysłów. Na Boga! Bez sekcji zwłok! Znajdzie się debil z debilem i kroi ciało poetyckiego dziecięcia; i szuka przywary: że łękotki starte, że koronka nie z salonu markowego, a zwykłe bawełniane majtki z bazarów. Ja tam wolę bawełniane, popijane bimbrem domowej roboty - co by tylko czyste były, jak i to co ukrywają, niczym polana stokrotek, którą odkryła przede mną poetka - Kasia z Buska; jak sok owocowy, przez pryzmat którego zobaczyłem mapę drogi nowego życia w smacznych kolorach. Bo nie sakrament czyni człowieka dzieckiem bożym, a słowo, dusza i kamień węgielny spod fundamentu serca.
  3. ależ skąd... ...pan sobie ocenia wiersz, ja komentarze... ...czy to problem? Ps: problemów seksualnych nie mam i sądzę p.Krzywak, że wyorbitowałeś pan poza komentowanie wiersza, a to już rzecz niesmaczna (tego zalecam się naumieć w pierwszej kolejności). Zdrowaśka życzę wsiem - bo ja pokojowy panocek ;)
  4. A ja tu widzę ze strony "krytyków wszechwiedzących", że bardziej wiedzących z siebie usiłują zrobić, a niżeli wiedzącymi są... ...szkoda słów. (umiejętność dobrej krytyki jest trudniejszą sztuką, aniżeli umiejętność tworzenia - warto się zastanowić, kto tu się zbłaźnił? - kończę dyskusję, bo chyba nie dorównałem przedmówców poziomowi i cieszy mnie to).
  5. Pokarać ciało radosne, Zmiąć piersi, do których mózg płonie - Zatopić w zdziwionym twym łonie Nóż! - cięcie głębokie miłosne! „Do tej, co zbyt wesoła” - Ch. Baudelaire Wbić palce w dwa blade pośladki, Trzymając blond pomnik na sobie Rozwiany – ty na mnie, ja w tobie - Skazany na obraz nie matki Krągłości dwóch, co już nie jadłem Dziecięcego ciała, bez grzechu Błądząc w rytmie twego oddechu. Sądząc, żeś pragnień mych zwierciadłem. *** Mgła ślepi malunek ócz duszy. Chłoniesz dumny sztylet męskości Melodio o ciele jak bez kości, Parodio, karo - rozum kruszysz.
  6. Zgadza się Evo... - robię to celowo... ...tego typu tasiemce piszę, gdy życie ściska mnie za gardło (czasem piszę w takich syt. prozę poetycką - mniej chorą) amerrozzo masz w wielu punktach rację, w wielu, choć nie we wszystkich... ...teoretycznie znalazłem teraz szczęście swojego życia - w praktyce nie wiem co z nim zrobić, bo całe moje życie było wielkim bagnem i jedyne co potrafię, to walka o byt. Teraz się pogubiłem - stąd ten wiersz. Mimo wszystko interpretacja jest godna uznania i przenoszę ją na moją sławną ścianę... ...na póki co znikam z sieci (na jakiś miesiąc) szukać wielu odpowiedzi - pozdrawiam was cieplutko - Marek.
  7. Umysł rozpłaszcza się pod naporem słów i znów wraca do formy - jak gimnastykująca ameba. Nosi mnie pomiędzy powierzchnią i dnem oceanu emocji. Paranoja niemo krzyczącego „Ja”. Zdzieram z siebie wszystkie warstwy życia, przeglądam każdą, smakuję słodycze i pikanterie: sosy, rosoły i lepiące się tłuszcze tłumiące przy każdym powiewie chłodu. Nie mogę ustać na nogach - ziemia drży, ziemia drży, drży i wciąga do jądra. Macham kończynami pragnień i intencji, a ona przytłacza coraz grubszym kamieniem. Polska. Wymiotuje mną zmęczona, a ja chwytam się podziemnych gałęzi i mówię: NIE! Na nowo-artystycznym sercu tego narodu poetka wciąga mnie w ramiona zaufania. Ogrzewa oziębłego kościotrupa, okłada ciałem wyrwanym ziemi, rozrywa trumnę, którą sam zbijałem, wyzwalając mnie z autoniewolnictwa. Nie! Nie! Nie! Jestem zmęczony bólem głowy, obrazami środka ciała, głodem wibrującym w każdej żyle zasilającej ciało natchnieniem. NIE! Kładę się, łóżko ucieka spod ciała. Jakiego ciała? Nie mam ciała? Jestem? Nie jestem... Więc czym jest to czego nie ma?! Składam się w kopertę i wysyłam do Boga, a on odsyła mnie, bym babrał się w tej piaskownicy błota. Kurwa, co za bzdura! Przecież nie lepiłem tego bagna. Znów ocean – syrena na kamieniu śpiewa, wydłubując oczy słowa. Zaczynam błądzić po omacku, tracę wolę spod dłoni. Słowo trzeba szanować – zawsze! Próbuję zamknąć jej skrzela swoją nieobecnością, choć jestem. Śpiew odbija się od kości czaszki. Ból, paranoja, bezsens zawieszony. Skręcam więc dym w bibułę, który pozwoli zadusić światło. Ciućka patrzy na mnie słowem - jest go tyle na ścianach. Brama na wprost otworzyła jedno skrzydło - nie przejdę z tak wielkim bagażem. Narzeczona obejmuje mnie i odrywa od labiryntu w ogrodzie, który posiałem, by się zgubić. Odnaleziony nie widzę się w lustrze. Gdzie moja twarz? Gdzie moje oczy? Ustawiam się w epicentrum kwadratowego kręgu: biurko, obrazki z piękną twarzą, okno, wiersze, wiersze, wiersze... Kręcę się w tańcu szaleństwa, klown macha rękami, pozytywka gra, głośniki mówią: Polska, muszelki, mapa, krzesło, materac i plama na dywanie. Chwytam nicość... Nicość? Dlaczego nicość? Przecież wszystkość oznakowałem złotym pierścionkiem, złożyłem cyrograf chęci, wiary i pragnienia. Wszystkość oddała mi całą siebie, a ja głupi chwytam się nicości. Mnich zawsze powtarzał, że jestem debilem. Żabki w karniszu uchwyciły to czego nie ma i to zasłoniło okno na świat. Tylko butelka po kefirze ma jeszcze kolor: NIEBIESKI. Szukam odpowiedzi w podpowiedzi. Dlaczego nie zielony – taki cieplejszy jak liście za oknem? Dlaczego nie czerwony - jak cyfry na wyświetlaczu życia? Dlaczego nie żółty – jak autoportret Boga? Jeszcze tylko dziesięć wersów: „9”; „8”; „7”; „6”; „5”; „4”; „3”; „2”; a teraz odpowiedz: kim jestem?
  8. tak sobie myślę, że wezmę wsie rady pod lupkę i napiszę cuś nowego... ...cuś nawiązującego do efektu motyla, ale uwzględniające twoje uwagi - tylko muszę poczekać aż bakcyl poetycki mnie zacznie męczyć.
  9. Czy chodzi ci o przyczynę opisanej sytuacji? ...bo nie do końca kumam pytanie w kwestii determinizmu. (bo jeśli... - nie chce pisać o przyczynie, dosyć już grzebania w teczkach i przeszłości, myślę, że raczej należy się skupić na tym co będzie i zostawić przeszłość w mogiłach)
  10. ...no niestety filmem się nie inspirowałem, a dalekowschodnią filozofią; (wszyscy mi go kojarzą z filmem - wrrr... - może z czasem minie) z tym piórem i pędzlem o coś chodziło, ale może masz rację - może przekombinowałem - pomyślę nad tym jeszcze... ...dzięki.
  11. Dwugłowy karzeł – złodziej księżyca bawi się kartami narodu. Unosi mnie dwanaście gryfów, bym cofnął wskazówkę każdego z nich, otwierając oczy TEJ ZIEMI świętego Jana Pawła. Daję wam krzyk w usta; NIE, którego szeptać zabroniono; Oddaję narodowe insygnia i hymn - oszukana Polsko. Wzbudzono ze snu noc kryształową; demony odwiedzają sypialnie, zmuszając do siania mandragory. Rozcinam szwy na ustach, malując uśmiech piórem da Vinci. Uderzam skrzydłem motyla o ziemię i burzę układ ostatniego rozdania. Król – ojciec – króla nie ma...
  12. byłem absolutnie trzeźwy - mnie alkoholu, ni innych komponentów do dobrej jazdy nie trzeba - u mnie to naturalne... a teraz wierszon po liftingu: Krótki wiersz o tym samym Prywatna paranoja płynie z oczu do ust. Czy jest? Czy jej nie ma? Czy to ma znaczenie? Uciekam do macicy atramentowego ołtarza, cofając wydarzenia pokoju z międzyczaszki. Odbicie poetki na kafelkach łazienki pojawia się tylko w oparach wódki - winę już przelano – wina nie będzie. Nie ma dziewictwa, prawictwa, bo to już nie trzy wymiary. Nienawidzę gdy mówisz przez klawiaturę, kiedy włosy czekają na palce - napisała łzami w oczach wszystkość ściskając usta. Znowu nawiasy – Ginsberg, Trakl i Sylwia z głową w piekarniku. Szkielet padł i spływa pomiędzy palcami na kartki. Relikt waha się jako dusza milczącego dzwoneczka. Jest to, czego nie ma; nie ma nic – ja jestem i zabieram tych którymi jestem. Czytajcie i umierajcie, bo kucharz dziś poda jajecznicę z jąder przegranego boga. Do popicia ta sama woda z butelki po kefirze. WAR z kropkami pomiędzy literami wcale nie jest autografem anglo-amerykańskiej wojny - skraca agonię ściekającą z pióra; Ciućka nie jest moim nazwiskiem, bo ja się nie nazywam; a ty?
  13. jak tylko znajdę chwilkę - obiecuję ... ... tego zmieniał nie będę, ale napiszę go w innej wersji (miniaturkę kolosa).
  14. obiecuję już takich długasów nie pisać... ...gdyby nie tel. od mojej niewiasty, było by jeszcze dłuższe ;) (p.s.: tak mnie wzięło, że obiad się przypalił) Pozdrówka.
  15. Zamykam oczy prywatnej paranoi; jestem, ponoć jestem, jestem? Ulicą naprzeciw mkną samochody bez dusz; supermarket jak zwoje z Nag Hammadi czeka na otwarcie – puste aleje świata. Składam wnętrze do pozycji embrionalnej, zawijam ramiona wokół, chodnik się zakrzywia, trawniki jak karuzela unoszą, opadają, kręcą... Poetka z Grudziądza ma tak samo; ściągnęła majtki przed tłumem którego nie ma i nasikała na teksty z ulicy pisane wielkimi nazwiskami - jest jeszcze kilka butelek wina w zapasie. Bóg rozdziewiczył nas językiem złotych słów, podniecając umysły wizjami czwartego wymiaru; zgwałcił i zostawił masturbujących się zboczeńców w między przestrzeni – krzywej na granicy. Znalazłem wszystkość – pozamykana łamigłówkami czekała na klucz słów z pamiętnika, a teraz otwiera kolejne rozdziały, pisząc encykliki na ścianach mojego pokoju; pomiędzy ścianami czaszki – wypierając zwoje. Do paczki po papierosach nie włożę dwudziestu skryptów - musi być inaczej. Zamykam zęby czasu na kolejnych kartkach - śledczy kiedyś je odczyta przed Wielkim Trybunałem; póki co, wiszę, szukając dłoni wyciągarki ustawionej na rozciąganie ciała świata. Kości i tak już połamano w nawiasach pomiędzy Villonem, Rimbaud’em i Morrisonem - rozetrę je na maź, karmiąc puste usta. Nie ma nic, scena jest nicością, oczy obślizgłych zwierzątek patrzą; języki zawijają i zlizują nektar, wypływający z waginy moich palców. Biorę członka świadomości w usta, by wyssać jeszcze kilka kropel. Relikt czeka na datę urodzenia. Póki co, kładę głowę na żelazko doprowadzając płyny do parowania i rozsiewając je po wirtualnych łączach. Skanery nie przechwycą mojego ja_vir.exe, zakradającego się pomiędzy wasze nogi; bo nie genitalia, a oczy są narzędziem grzechu. Czytajcie, czytajcie, czytajcie... Jestem dealerem upadku schematu, jestem zły, nędzny, chory i trędowaty i jestem z tego dumny. Odpadają już kafelki ze starych drzew, liście emitują obrazy, gałęzie skwierczą pod naporem żaru. Zjechałem pół tego jebanego kraju, ale w Wolinie nie byłem nigdy. Nie byłem? To co ja tutaj robię? Wisła i Odra roznoszą zarazki moich tekstów, zabijając od brzegów po wnętrza miast. Umierajcie spokojnie – delirium bez grawitacji. Obiadu nie będzie – kucharz spalił ziemniaki, A ja nie jadam z rodzinnego ogniska - jestem inny, jak ty, jak ona, jak ruda dziewczynka sprzed zaprzedanego mikrofonu. Pozostaje napić się rosołu, położyć, zawinąć wokół siebie i spiąć organami płciowymi. W butelce po kefirze mam trochę wody, a ty?
  16. Utopiwszy pierwszy wstyd w filiżance kawy, postanowiliśmy, by czas stanął na straży fermentacji naszego głodu. Upijemy się kiedyś pragnieniami i stracimy granice rozsądku, a dłońmi będziemy oglądać ciała w milczeniu; zajęte usta staną się jednym owocem. Zaśpiewam kołysankę rozumowi, a gdy rozwaga zaśnie, napiszę językiem po ciele poezję o owocach na szczytach piersi, winie w dołeczku brzucha i raju skrywanym zwykle pod białą bawełną. Odkryję szaleństwo w oczach poprzez zburzone włosy, gdy będziesz mnie obejmować udami we mgle parującej rozkoszy i śpiewać w rytmie uderzeń grzesznej batuty. Napisałem wiersz palcem wyobraźni po brzuszku, pointą niech będzie spełnienie marzeń.
  17. dziękuje za wszystkie komentarze - wsie warte przemyśleń - cukiereczek wsiem... ...buziam.
  18. obciąłeś poetom skrzydła by upadli na ziemi i taplali się w grzechu rozcieńczonym alkoholem nakarmiłeś seksem pozbawionym uczuć a na deser zaserwowałeś samotną śmierć chociażby mieli poznać słowo kocham wyrzekają się wszelkich ziemskich przyjemności uciekając pomiędzy niewidoczne dla ludzi wymiary wzorce parenetyczne dla mas przemycają twój język na kartkach papieru i po wirtualnych łączach sycąc głodne umysły a ty podajesz im kolejne bolesne przekąski by nie zapomnieli że to łzy są atramentem poety
  19. stoję na tarasie zupełnie nagi zerwałem skórę i odsłoniłem kości prawdy wiatr studził krew i niósł zapach bestiom wyły do księżyca ten jak zwierciadło odbijał poezję jeziorom co pisały ją drobnymi falami tylko ryby odczytały opowieść o moim cierpieniu
  20. Dom kwiatów Pomieszajmy kolorowe pyłki naszych fantazji i zbudujmy z nich wielki dom -krainę bez bólu, cierpienia, traumy z przeszłości i obaw o jutro; gdzie kochać się będziemy na satynowych płatkach róż, a w przerwach popijać jaśminowe napary. W każdym pokoju będą ogrody -kwiaty dobrej nadziei i zielone ptaki śpiewające kiedy wstać, wypić dzban klarownego nektaru, kąpiel wziąć w orientalnych eterach i znów kochać się, nie licząc zmysłowych lotów.
  21. Baśń jednej nocy... Przeczytaj raz, zamknij powieki, śnij nie zasypiając i śnij znów - na jawie. Daj się porwać, unieść na fali wylanego atramentu, pozwól bym zabrał cię w przygodę, o której nie przeczytasz w żadnej z książek Pobudzę zmysły, będę wiatrem wędrującym wokół ucha, szepczącym doń. Ocierając się delikatnie spływać będę po szyi niżej i niżej, wyrywając ze snu uśpione dawno temu intyma i skurcze w twardych piersiach, pod jedwabną skórą drżącego brzucha, na polanach zakazanych, wilżąc rosą dywany traw - ściółkę pod rozkoszne grzechy. Nie słuchaj zasad dobrego smaku, moralności, tego co ojciec, matka i kościół, daj mnie dziś dyktować, władać batutą, grać pieśni po ciele, nucić zmysłami, budzić, nęcić, korcić, a ty gryź prześcieradło i wbijaj paznokcie w satynowe poduszki, wij się, skręcaj, jęcz, poddaj się, oddaj i nie mów nic, tylko żyj, umieraj, krzycz: Wulkanio, Wulkanio - eksploduj, wyjdź ze mnie, daj żyć! Otwórz wrota - płatki róż, wylej wodospady wrażeń - lawy z wnętrza matki Gaji. Poznaj, co nie poznane, wpuść mnie do siebie, choć mnie nie ma i nie będzie. Oddaj się szaleństwu wyobraźni, upadnij na kolana na skórach baranich przed łóżkiem, zrywając krępujące cię suknię, bieliznę, wstań rozkładając ramiona. Wzywaj bogi heretyków, amory, sukuby i inkuby, a kiedy przyjdę, wezmę w dłonie, zacznę obrabiać jak glinę, nadając kształty - ty umrzesz, by się urodzić. Tylko teraz, tylko dziś, nie potem - dziś jestem, ofiarą, ty moją - jutro wieczorem bawił się będę z twą najlepszą przyjaciółką....
  22. Śmierci Ma Miła XIII Pamiętasz jak patrzyłem Ci w oczy? Głęboka pustka porwała mnie w wir namiętności - wtedy zrodziła się niecodzienna miłość. Zerkałem zawstydzony na bursztyn i złoto zdobiące jędrne piersi - dotykałem ich palcami wyobraźni. Sen, nie był snem, przeszedłem zakazane granice, łamiąc boże prawa, by móc ustami dotknąć ust i smakować martwej krwi. Po trzynastu latach wracam, do tamtych chwil i zaczynam rozumieć sens schizofrenicznych wydarzeń. Zdejmujesz szaty i karmisz oczy mroczną nagością - halka zsuwa się na podłogę i rozpływa jak zdmuchnięta mgła, jestem, by dotknąć, pieścić, karmić się i lewitując razem - splątani jak gordyjski węzeł - zaspakajamy pragnienia, czekające od początków twojej misji, kiedy to Bóg wybrał cię do niewdzięcznej roli w teatrze życia i śmierci. Głupcy malujący Saturna na swoich obrazach - poganie. Wtulona w tors płaczesz ze szczęścia, głaszczę mgiełki przepływające pomiędzy palcami - srebrno szare włosy kochanki. Skończyły się czasy młodzieńczych rymowanek najdroższa, jestem już dużym chłopcem, dzięki mnie zostałaś kobietą...
  23. jesiennej panny opadające włosy - zima się skrada
  24. nie pierwszy raz obłożono kamieniami moje dwunaste żebro znów to była...(nie była-jest) z dwóch piekieł jedno wybrałem mniej palą za grzechy tak mnie ukamienowano pretensje...(do kogo?) podpisałem umowę
  25. Patrzę jak Saturn pożera własne dzieci na obrazie Goyi. Widzę kawałek mojego życiorysu. Ojcze wyrzeknij się mnie, nie zniosę już krzyża.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...