Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Celina I


Rekomendowane odpowiedzi

"Wszelkie podobieństwa do Celiny, którą większość z Was zapewne zna, są nie tylko nie przypadkowe, ale wręcz zamierzone. Kto Celiny jednak nie poznał, chętnie posłużę mu pomocą."



Kiedy ją poznałem miała ledwie siedemnaście lat. Nie lubiła mężczyzn, chłopaków traktowała ambiwalentnie, kobiety natomiast uważała za podłe żmije, nie chciała mieć z nimi nic wspólnego. Trudno było ją zrozumieć, właściwie wydawało się, że wystarcza jej, jej własne towarzystwo i stary, zaniedbany kocur, który czasem kręcił się koło jej domu. Karmiła go, wyrywała kleszcze i głaskała godzinami. Zdawało mi się czasem, że nawet z nim rozmawia, opowiada mu coś czule, patrzy w oczy jakby czekała na odpowiedź. Dziwaczka. Tak ją postrzegałem, ale mimo to, czułem do niej niezrozumiały pociąg. Nie, nie był to pociąg seksualny, z resztą sam miałem wtedy niewiele więcej lat, niż ona, była to raczej chęć poznania czegoś nowego, czegoś czego nie rozumiałem, a bardzo chciałem zrozumieć. Zakradałem się więc w zagajnik, który otaczał jej stary, poniemiecki dom i godzinami obserwowałem jak kręci się po podwórku.

Latem rozkładała koc w sadzie, zdejmowała dżinsy, haftowane, bodajże lniane bluzki i rozkładała się jak kocica pod czereśnią. Leżała na brzuchu, wymachiwała nogami i gryzła owoce, lubieżnie wypluwając pestki i oblizując krwistoczerwone usta. Była lubieżna, mimo, że nie mogła wiedzieć, że ktoś ją obserwuje. Wychylałem się wtedy śmielej (drzewa pełne bujnych liści zakrywały mnie lepiej, niż jesienią, czy wiosną) i wpatrywałem się jak w obrazek. Nuciła coś pod nosem, a ja starałem się wyłapać każdy szmer, najdrobniejszy szelest jej ust, cokolwiek co mogłoby przybliżyć tajemnicę, rozjaśnić mój umysł i zrozumieć po co właściwie za nią łażę.

Miała małe, sterczące piersi, wklęsły brzuch i wąskie, niemalże męskie biodra. Nogi proste, pokryte delikatnym meszkiem, stopy drobne, paznokcie u stóp w jarmarczny sposób wymalowane czerwonym lakierem. Nie wygląd, a sposób w jaki się poruszała przyciągał moją uwagę. Chodziła po podwórku tanecznym krokiem, jakby nieobecna, jakby wszystko było jej zupełnie obojętne. Łowiła wzrokiem niewidzialne obrazy, uchem niesłyszalne dźwięki, rzeczy dotykała w niewyobrażalnie delikatny sposób. Mimo, że czasem miałem wrażenie, że coś knuje, nie przestawałem jej podziwiać.

Właśnie wtedy wyobraziłem sobie ją jako syrenę, która ociera krew z ran wojownika, pot z jego czoła i przykłada mu do spękanych ust łyżkę z gorącym rosołem, który ma postawić go na nogi przed kolejną bitwą. Tym wojownikiem miałem być oczywiście ja. Zniszczony wojenną pożogą, prześladowany przez wrogów, zmęczony zasypiałem w marzeniach na jej łonie. I chyba któregoś dnia zasnąłem zbyt mocno, bo obudził mnie jej głos:

- Marcel? Co ty tu robisz?
- Cholera! - syknąłem cicho i zerwawszy się potknąłem o kamień - kurwa! - dodałem wycierając krew z rozbitego czoła
Oto leżę, więc na tapczanie w jej pokoju, a ona ociera mokrą gąbką me rozbite czoło. Tak spełniają się marzenia.
Patrzyłem jak łapczywie ściska gąbkę, jak unosi ją do góry i wyciska mydliny, a później delikatnym ruchem wyciera zaschniętą krew z głowy.
-Skąd wiesz jak mam na imię? – zapytałem
-Zabawny jesteś – zachichotała i rozciągnęła się jak kotka – Siedzisz w tych krzakach od miesiąca, a ja miałabym nie wiedzieć kim jesteś?
Ścisnęło mnie w dołku, poczułem wstyd i zaniemówiłem. Właściwie co można w takiej sytuacji powiedzieć? Nic. Wybrałem więc milczenie i w milczeniu rozglądałem się po pokoju.
-Przyniosę ci rosołu – zagaiła, po czym wstała i zniknęła w drzwiach kuchni.
„Rosołu!” - pomyślałem - „uważaj o czym marzysz, bo się jeszcze spełni”
Zanim wróciła z gorącym talerzem, wypatrzyłem regał pełen książek. Zupełnie nie pasował mi do tej dziury, starej, zaniedbanej chaty cuchnącej pleśnią i wiecznie mokrym praniem. Z całym szacunkiem do Celinki (wtedy jeszcze nie znałem jej imienia), ale nie wyglądała mi na kogoś kto lubi czytać. Nie, to nie intelekt mnie w niej pociągał. Intelektualistki mogą pociągać tylko w wielkomiejskich kawiarniach, na wsi liczy się zadziorność i zaradność. Celinka była sprytna, tajemnicza i nie mówiła za dużo.
-Jedz póki gorące – podsunęła mi parujący talerz pod nos i kiedy wpałaszowałem wszystko, parząc brodę przydługim makaronem, nie wytrzymałem i zapytałem:
-Wojna i Pokój. Czytałaś?
-Co?
-Zawsze uważałem, że kobieta, która czyta „Wojnę i Pokój” jest niezwykłą romantyczką, że ma niezwykłą duszę, marzycielską, ze tęskni za stepem, przygodą, szaloną miłością. Nadal tak uważam.
Celinka zachichotała, zakryła dłonią usta i zabrała pusty talerz.
-Ale ty to mądry jesteś Marcel.
-No tam, na półce – wskazałem regał z rzędem książek - „Wojna i Pokój”, nie czytałaś?
-Aa, tam! To książki starego. Z opieki przyniósł. Tak mówi przynajmniej. Powiedział, że nie mają kasy, ale jakaś babka co tam pracuje się zlitowała i przyniosła je ze starej biblioteki co to ją zamkli, bo ponoć nie ma komu pracować w niej i dała staremu. Leżą tak już, bo ja wiem? Z pół roku będzie. Ale Marcel, wiesz co? Bo ty tak o tym marzycielstwie... Ja tobym chciała tak do NRF – u pojechać, za jakiego Niemca pójść. To byłoby życie, na wczasy by mnie brał, na Hawaje, albo do Ameryki.
To nic, to nie szkodzi, że Celinka nie czyta, nie szkodzi, że o Niemcu marzy. Niech sobie marzy, każdemu wolno. Ja tonąłem w jej rozmytym spojrzeniu, gubiłem się we mgle, która zasnuwała jej oczy, moje wnętrze tańczyło wraz z jej wąskimi, prawie męskimi biodrami, a słowa jej, tak proste i tak szczere grały mi w sercu jak Szopenowskie mazurki. Tęskniłem za nią, jak Fryderyk za ojczyzną.
Okazało się, że Celinka bardzo lubi herbatę, do niej łyżeczka cukru i cieniutki plasterek cytryny. Opowiedziała mi, że pije nawet pięć herbat dziennie i właśnie teraz ma ochotę na kolejną. Wstała więc, zabrała ze sobą krzesło i postawiła je przy kredensie. Oznajmiła mi, że herbatę trzyma na samej górze, a że kredens jest wysoki nie sięga tam bez pomocy. Mało tego, krzesło nie wystarcza, więc pod każdą z nóg ląduje po jednym tomie „Wojny i Pokoju” i po jednym tomie „Cichego Donu”. Na tak ustawionej budowli łatwiej sięgnąć po pudełko z herbatą.
W jakiś dziwny sposób zrobiło mi się żal tych książek, chciałem je jakoś uratować, więc spytałem, czy by mi ich nie pożyczyła.
-Jak chcesz je czytać, możesz przychodzić do mnie. Ja się będę opalała, a ty będziesz sobie czytał. Tylko jak starego nie będzie... Jak popije robi się złośliwy. Właściwie to się ciągle czepia, gada głupoty.
Przez następne długie, lipcowe dni siedziałem pod czereśnią i czytałem. Kiedy ojca Celiny nie było w domu, zmęczony upałem wchodziłem do jej pokoju, otwierałem colę i czytałem dalej. Nawet nie zauważyłem kiedy koło niej zaczął kręcić się rywal. Musiał zacząć już na początku sierpnia, pewnie podlazł do płotu, zapytał o drogę, a potem żartował. Celinka chichotała, on podbudowany tym jej chichotaniem żartował jeszcze żarliwiej, ona chichotała jeszcze głośniej, aż zaprosiła go na podwórko. Usiedli pod czereśnią, on mierzył ją wzrokiem, ona kokietowała, żartowali. Raz za razem przychodził pod ten płot, coraz śmielej, wpraszał się, wchodził coraz bardziej całym sobą i coraz bardziej wypychał sobą tę jej pozorną nieśmiałość. W połowie sierpnia nie było juz czereśni, przyniósł więc wino, Celince zaszumiało w głowie, zgięła się wpół, opadła na jego rękach. Podtrzymał ją, posadził na kocu, znowu zachichotała. Nalał szklaneczkę, podsunął pod nos:
-Napij się jeszcze, wzmocni cię – pewnie tak powiedział. Może nawet jej pomógł, przechylił szklaneczkę, wypiła.
Później wsadził łapska za bluzkę (bawełnianą zdaje się), opierała się, ale słabo. Zamknęła oczy, zbliżyła twarz do jego twarzy, usta do ust, zaczęli się całować, jego łapska poczynały sobie coraz śmielej, ona rozpalała się coraz bardziej i juz tylko resztkami zdrowego rozsądku szepnęła: „Poczekaj. Nie tutaj” i poszli, popełzli raczej w tej miłosnej pozie jak węże zdradliwe do jej domu. Jakżesz musiała się przerazić gdy przypomniało jej się, że z książką w jej pokoju siedzę ja. Złapała go za rękę, pociągnęła do jadalni, wiedziała, że stary siedzi w knajpie i do wieczora jak zwykle nie wróci. Zamknęli się tam zdrajcy podli, zrzucili serwetę ze stołu i na stole tym dokończyli dzieła. Zdarł z niej dżinsy (na pewno chichotała), później koronkowe, białe majteczki, które zawsze jej z tych dżinsów wystawały, zrzucił swoje portki, gacie i zanurzył się w niej, jęcząc i sapiąc jak parowóz.
Pewnie opadli później na stary fotel, który nie wiedzieć czemu stał w jadalni, zbierał kurz i pleśń. Zapalił papierosa, pokazywał jej tatuaże i obiecał, że tutaj oto, na prawym ramieniu już wkrótce wytatuuje sobie jej imię. Każe wyryć fioletowe serce, w środku fioletowy napis: „Celina”. Była wniebowzięta, daję za to głowę. I w tym wniebowzięciu została, gdy przyszli do mnie i zawadiacko się przywitali. Miała potargane włosy, lubieżnie rozmazany uśmiech, mętne, pijane oczy i jakiś dziwny, nie swój głos:
-Marcelku, to mój przyjaciel. Zabierze mnie do miasta i tam mi pokaże jak wygląda życie. - uśmiechnęła się do niego, pocałowała w policzek i spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie, tak inaczej, pogardliwie wręcz – bo on ma mnóstwo perspektyw, a ty Marcelku, ty... - zrobiła niemiłosiernie długą pauzę - niestety w tych książkach to ty zginiesz. Ciebie to zjedzą w życiu i sobie nie poradzisz, bo ty tam w tych książkach to żadnych potrzebnych mądrości nie znajdziesz.
Wyciągnąłem frajersko dłoń, podszedłem do niego i przedstawiłem się:
-Marcel jestem.
-Ziutek, miło mi. - potrząsnął ręką tak, że nieomal nie wybił mi barku, po czym zawarczał żartobliwie do Celinki, podgryzł jej ucho i zarechotał.
Zrozumiałem, że nie mam już tu czego szukać, odłożyłem książkę na łóżko, pożegnałem się i wróciłem do domu.

c.d.n.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakbym to skądś znał... Nieźle się zapowiada. Akcji niby jest niewiele, pole do popisu (miejscowość, a właściwie dom i sad) ograniczone, a czyta się z przyjemnością, odczuwając głód lektury.

Lubię takie niespieszne historie, chociaż Celina - jako bohaterka - na razie mnie zawodzi, a powinna uwodzić. Zastanawiam się, co główny bohater zrobi dalej, jaki jest jego plan, co go tak ciągnie do Celiny - zobaczymy już niedługo.

Pozdr.
w.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

’’Kiedy ją poznałem miała ledwie siedemnaście lat.’’ – po poznałem przecinek
’’ … że wystarcza jej, jej własne towarzystwo… ’’ – że wystarcza jej własne towarzystwo
’’ Nie, nie był to pociąg seksualny, z resztą sam miałem… ’’ – zresztą
’’ … poniemiecki dom i godzinami obserwowałem jak kręci się po podwórku.’’ – przecinek po ’’ obserwowałem ’’
’’ Leżała na brzuchu, wymachiwała nogami i gryzła owoce, lubieżnie wypluwając pestki i oblizując krwistoczerwone usta. Była lubieżna, mimo, że nie mogła wiedzieć, że ktoś ją obserwuje.’’ – powtórzenie lubieżnie – lubieżna. Może ’’ rozpustna ’’, albo ’’ wyuzdana ’’?

Dalej już nieźle poszło, choć pierwszą wzmiankę o ’’ Wojnie i Pokoju ’’ przydałoby się ubrać w cudzysłów:)
Umiejętnie wciągasz czytelnika. Pomimo, iż historia jest jak na razie prosta, to z tej pozornej prostoty potrafisz wydobyć smakowite kąski, doprawiając je odpowiednimi przyprawami, przez co są jeszcze lepsze.


Pozdrówka:)
M.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...