Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Napisz, że Twój listopad to wielokrotny
samobójca. Rzuca się ze wszystkich stron,
a najbardziej z dachu; prosto pod nogi.

Nie ufaj takim miejscom, są jak ludzie
- bezwzględnie przemijalni. Tylko psa
stać na luksus: byle łańcuch
daje poczucie przynależności. Do kogoś.

Powiedz, że nie ma wyjścia, że musisz
dostosować się do kalendarza. Tak robią ptaki,
odlatują, by nie zamoknąć na śmierć.
Nic nie chroni przed deszczem, a skrzyżowane
palce tylko trudniej wepchnąć do gardła.
Niedobrze.

Jest nas już kilka, każda bliżej zimy.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Nareszcie? Dziekuję ale do znakomitego to chyba jeszcze trochę :) Zetka? Czyli?

nareszcie jest (świetny) wiersz - obok lakonicznych, zjadliwych komentarzy.
Zetka, czyli najwyższa półka na zieleniaku = "dział dla wprawnych poetów" = "Poezja Współczesna" = "dla Zaawansowanych.

znakomite.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Nareszcie? Dziekuję ale do znakomitego to chyba jeszcze trochę :) Zetka? Czyli?

nareszcie jest (świetny) wiersz - obok lakonicznych, zjadliwych komentarzy.
Zetka, czyli najwyższa półka na zieleniaku = "dział dla wprawnych poetów" = "Poezja Współczesna" = "dla Zaawansowanych.

znakomite.

Zjadliwe komentarze :))) A co do Zetki -zerknę tam zaraz, nowa tu jestem, jeszcze nie bardzo łapię wszystko.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



nareszcie jest (świetny) wiersz - obok lakonicznych, zjadliwych komentarzy.
Zetka, czyli najwyższa półka na zieleniaku = "dział dla wprawnych poetów" = "Poezja Współczesna" = "dla Zaawansowanych.

znakomite.

Zjadliwe komentarze :))) A co do Zetki -zerknę tam zaraz, nowa tu jestem, jeszcze nie bardzo łapię wszystko.

:))))))))
zjadam je i dławię się, za przeproszeniem - co i rusz!
:P
Opublikowano

Julio: Doskonały tekst. Mnóstwo abstrakcji, intrygująca metafora, ostro, jak lubię, o uczuciach...
Należy dodać przecinek w tym miejscu:

odlatują, by nie zamoknąć na śmierć.


Gratuluję świetnego antresa na orgu! :)

Cieplutko, Para:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jest w tym wierszu wiele dobrych wersów.
gdyby nie to, że każdy dobry wers neguje -
"listopad", "ptaki", "zima" powstałby dobry wiersz :)
Pozdrawiam

Hmm, a ktos inny napisał, że palce wpychane do gardła, ktos jeszcze, że samobójca brzmi pretensonalnie, a jeszcze inna osoba, że pies i łańcuch jej przeszkadza. I co teraz?

To nie jest wiersz o jesieni czy o listopadzie, tło jest tylko podkładem, pretekstem. Trzeba czytać calość a nie tylko fragmenty, które się podobają. No i trzeba umiec czytać.
Opublikowano

Napisz, że Twój listopad to wielokrotny
samobójca. Rzuca się ze wszystkich stron,
a najbardziej z dachu; prosto pod nogi.

Nie ufaj takim miejscom, są jak ludzie
- bezwzględnie przemijalni. Tylko psa
stać na luksus: byle łańcuch
daje poczucie przynależności. Do kogoś.

Powiedz, że nie ma wyjścia, że musisz
dostosować się do kalendarza. Tak robią ptaki,
odlatują, by nie zamoknąć na śmierć.
Nic nie chroni przed deszczem, a skrzyżowane
palce tylko trudniej wepchnąć do gardła.
Niedobrze.

Jest nas już kilka, każda bliżej zimy.

Zbyt mało wygórowany jak dla mnie. Nic ze sobą się nie łączy. Porównanie listopada do samobójcy? Absurd. Są osoby które lubią listopad. A i ten miesiąc ma swoje plusy. Co Ci jesienią rzuca się z dachu. Łańcuch raczej symbolizuje niewolę a nie przynależność. To uczucia mówią o przynależności do kogoś.
Wyobrażasz sobie jak ptak patrzy w kalendarz? Albo może zerka na zegarek by położyć się spać? I co ma piernik do wiatraka. Jaka jest symbolika tych skrzyżowanych palcy w gardle?

Ten wiersz to jak lodowiec na pustyni. Niemożliwie absurdalny.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




O rany, jak ze ślepym o kolorach. Naucz sie czytać to może pogadamy, a teraz zmykaj. Idź, wygóruj sobie co innego.

A, pan odwecik. Lubię takich. Bardzo mi miło...
Opublikowano

Bardzo porządna jest według mnie ta próba. Tylko ludzie przemijalni są nieudani, a tak reszta jest udana chyba. Pozdro

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jest w tym wierszu wiele dobrych wersów.
gdyby nie to, że każdy dobry wers neguje -
"listopad", "ptaki", "zima" powstałby dobry wiersz :)
Pozdrawiam

Hmm, a ktos inny napisał, że palce wpychane do gardła, ktos jeszcze, że samobójca brzmi pretensonalnie, a jeszcze inna osoba, że pies i łańcuch jej przeszkadza. I co teraz?

To nie jest wiersz o jesieni czy o listopadzie, tło jest tylko podkładem, pretekstem. Trzeba czytać calość a nie tylko fragmenty, które się podobają. No i trzeba umiec czytać.


:):) wiele uśmiechów :)
Problem tkwi w tym że mimo iż komentarz nie był metaforyczny pani nie zrozumiała :)

Tu nie chodzi o sens wiersza bo on został odczytany w dość prosty sposób :) tu chodzi o podanie tej treści tak by była fascynująca :) "ptaki" listopad" "zima" już były :) i nie budują dobrego obrazu. :) Rozumiem pani ripostę :) tylko niech pani posłucha rad a nie neguje pochopnie:) to ja oceniam wiersz obiektywnie :) pani relatywnie bo jest twórcą :) chwila przemyśleń nie zaszkodzi:) - wersy typu "Tak robią ptaki,
odlatują, by nie zamoknąć na śmierć."
nic nie wnoszą - nie są genialne -zaskakujące. "listopad:" gdy czytam kolejny wiersz w którym jest listopad w jakimkolwiek kontekście, czymkolwiek by nie był obrazuje jedno. I może pani mówić, że ktoś nie umie czytać ale niestety to ja oceniam pani twórczość pani ją tworzy :) więc liczę w przyszłości na wyciąganie wniosków a nie ocenianie komentujących:) bo nie po to powstał ten portal :)
Pozdrawiam zimowo :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ona: Daj! Dopijaj! I podjadano
    • Iwo, i cukru turkuciowi?   I cukru, Turku, ci?   Ano, Turku, cukru tona
    • @huzarc Cześć, dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @violetta O matko, jakie piękne...
    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
    • I namokłe dyby mamy bydełkom Ani
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...