Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

możesz być spokojny, zwracając się do mężczyzny -
Diego. wzbudzisz ciekawość, zobaczysz chłopca, który
odkrywał. nie odpowiadaj, gdy zapyta.
tu wszyscy mężczyźni mają na imię Diego, w ten sam sposób
trzymają wędkę. a kobiety?
kobietami się nie przejmuj, ich prawie nie ma a jeśli są,
to są wrośnięte w trawniki. idź nad morze,
spójrz w nie i rozdmuchaj wielki sztorm. popatrz:
ludzie uchodzą do domów jak ciepłe, niewielkie
strumienie. trzymają się za ręce i modlą, gdy
burza nadchodzi cicha, głodna.

Opublikowano

zastanawia mnie to 'wzbudzanie ciekawości' w obramowaniu "możesz być spokojny" i "wszyscy mają na imię Diego". jakoś mi to nie działczy. jesli idzie o klimat, to mam wrażenie wpływu księżyca (czytałaś, Rachel, "księżyc szaleńców" Suareza? jhesli nie, to bardzo polecam). Interpunkcja mocno go stopuje, księżyc za bardzo popycha w oniryczne niewidy. brakuje mu duszy, w moim odczuciu. widziałam ostatnio takie malowidło nachodnikowe, wyglądało, jakby bardzo chciało być pięknem, ale było tylko namalowane. oczywista sprawa, jest to jedynie moje odczucie, może dlatego, że lubię inne rzeczy?
pozdrawiam :)

Opublikowano

natomiast bardzo ładne jest to:

"ludzie uchodzą do domów jak ciepłe, niewielkie
strumienie.
"

ponieważ odwraca wektory wody, ponieważ zawiera w sobie moc i kruchość, ponieważ pięknie ujmuje to, co niemal niezłapywalne w ludziejstwie
:))

Opublikowano

o, jakie fajowe komentarze.
nie czytałam księżyca (jeszcze).

to bardzo stary tekst z czasów, kiedy nie miałam o interpunkcji zielonego pojęcia, nie bardzo wiem jak go poustawiać, ale pomyślałam że wrzucę, ze względu na to wyłuszczone przez drogą dzie wuszkę zdanie o strumieniach; sama zresztą wciąż znajduję w nim coś nowego i pomyślałam, że może ktoś coś wyłuska sobie, z niego.
z duszą w tekstach (w swoim własnym odczuciu, które niemal cieszę się, że ktoś podziela), też mam problemy i proglemy :)
dlatego komentarz uważam za fajny, trafny, i nie do gorączkowej defensywy, tylko kiwania głową.


dzięki bardzo :)

Opublikowano

Barbara, myślę że nie szkodzi.

Boskie Kalosze, byłam ciekawa czy ktoś tę kropkę nieco rwącą zauważy, i zauważył :)

ledwo głupi, właściwie to treściowo czym zachwycać się nie ma, a nad przerzutniami chwilę siedziałam, prawda to. dzięki

a. mrozinski, jeśli próbowałeś i nie da rady, to moja autorska porażka.

gęba, www.rachel74.digart.pl, proszę bardzo.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


te których ja nie mogę znaleźć idą już w dziesiątki ;)
ale ten się znalazł - czyli cała nadzieja w orgu :d

bardzo mi przypomina ten tekst wiersze Tomasza Piekło
może przez tę burzę
najlepsza część środkowa, może dlatego, że paradoksalnie, trochę mniej rejczelowa, nie rozmywa się, niesie obietnicę
Opublikowano

Mnie wystarczy tyle;


tu wszyscy mężczyźni mają na imię Diego, w ten sam sposób
trzymają wędkę. a kobiety?
kobietami się nie przejmuj, ich prawie nie ma a jeśli są,
to są wrośnięte w trawniki. idź nad morze,
spójrz w nie i rozdmuchaj wielki sztorm. popatrz:
ludzie uchodzą do domów jak ciepłe, niewielkie
strumienie. trzymają się za ręce i modlą, gdy
burza nadchodzi cicha, głodna.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci   chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.      
    • @aniat. namiętność spadła wraz z żółtym liściem z pierwszym kasztanem uleciał sen wspomnienia z jeżem czmychnęły szybko wiem :))
    • nie chroń myśli od świtu jasnego choć sen złudą czas zatrzymuje przeszłość ciąży i tłamsi twe ego kroplą rosy deszcz namalujesz?
    • @iwonaroma piękna metafora    dojrzewamy jak te kasztany bez kolców gładkości do piękna choć wdepczą to ulatamy by dalej swe życie wypełniać  
    • @Waldemar_Talar_Talar ... a dzisiaj narzekamy bo wciąż za mało mamy uczucia i miłości   życie to nie gra w kości  ... Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...