Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
🎄 Wesołych świąt życzy poezja.org 🎄

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wiatr śpiewa to chichocze
a ona
niezapominajki spojrzeniem
z liśćmi wiruje raz dwa trzy
marzy teraz
tnie złoto jasne łany

a to
rutę utrwala na ścianach bieluchnych
od łąk tych
co kłaniają się obyczajem dawnym

ona dalej
stroskanej duszy dotknąć chce
za grosik lub bez
całą sobą ulecieć
w nieżywą krainę
och Safo
miłość niespełniona
oczekiwanie

znów ten stan liryczny
na pięciolinie dźwięku
wzgórz rodzimych
strachy na polu wszystkiemu winne
oczy
żywe niezapominajki
co patrzą i widzą

Opublikowano

ma urok- rażą mnie tylko te inwersje- może wskazują na nieteraźniejszość- jednak dla mnie lepiej gdyby po prostu

spojrzeniem niezapominajki
dawnym obyczajem
chce dotknąć
owocu dotknąć- zbyt blisko 2x dotknąć

poza tym naprawdę uroczy- pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wald; pięciolinie - metafora wzgórz rodzimych, które w liczbie pięciu okalają dolinę, gdzie dom rodzinny.

... zadowolona, dziś przeczytała i nawet uśmiechnęła...

Dziękuję za poczytanie i pozytywnie o wierszu.

Serdecznie, Leo.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Aż tak? Miło mi... Tylko nie odlataj...:)
Poważnie - Dziękuję za zatrzymanie... Ciepło o wierszu.

Pozdrawiam, Leo.
....każdy ma " swoje " - " oczy
żywe niezapominajki
co patrzą i widzą " piękne i nietuzinkowe porównanie .....te żywe niezapominajki ...tak ....czasem jakiś szczegół ...obraz uruchamia te ....niezapominajki ( subiektywnie dla kazdego ) pozdro :))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Interpretacja   na zajęciach przerabialiśmy Słowackiego później był Beckett   profesor wspominał konteksty kto z kim zazdrość kochanka niechciany syn   profesor miał okulary i uważał że dobrze widzi a my na widowni siedzieliśmy  mało widzieliśmy mniej zrozumieliśmy   to była uczta  mieliśmy czasem doktoraty ale ucztę znaliśmy głównie  z kuchni   jedno zostało  ludzie umierają   słowa żyją dopóki w pamięci  
    • bywa słodki   i ten jest wówczas gorszy niż gorzki    
    • Lata mijają czemu niby mam to tlić  Choć smutek dopada mnie, to chyba tak musi być Mija kolejny rok, ja dalej nie mam nic Jestem coraz bardziej pusty, jestem coraz bardziej zły   Nasze sprawy? Chyba co najwyżej wasze Telefonu nie odbieram, kłamię, że tracę zasięg Na starcie dławię się, łzy są moją metą Miałem głębię oceanu dzisiaj jestem płytką rzeką   W oczach moich obojętność, życie ma cel jaki? Aż się dziwię, że ten smutek nie dał mnie rady już zabić Ambrozja za pięć patoli, serio bliski paranoi jestem To, co wdycham w płuca, to już nie powietrze   Jakbym iskrę w sobie miał, to nie wchodziłbym na dach Patrzę w górę, co na dole jest to już dobrze znam Życie z dnia na dzień ucieka, niczego nie jestem pewien Czeka na mnie ogień piekła, a może czeka już Eden?   Tego nic już nie zasłoni, mam w sobie tylko gorycz Miałem w sobie kiedyś iskrę, teraz o niej nie ma mowy Nie mam głowy, żałosny jak wydmuszka jestem To, co wdycham w płuca, to już nie powietrze   Schylasz wolno głowę, to chyba się skończy źle Dwie świeczki w salonie w końcu dogaszają się Łzy po twym policzku schludnie poruszają się, już wiem Myślałaś, że ukryjesz to w swoich okularach Chanel.
    • @truesirex to miłe dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Może masz podobną wrażliwość to by wiele wyjaśniało Zdrowych Spokojnych Świąt 
    • Pijanych aniołów zgubione pióra kołyszą powietrzem   Pijanych zimą, jak wina białego chłodnym szeptem   Iskier zamarzłych trupi pląs, pióra i śnieg   i lęk motyli o rychłą śmierć, i brzeg   W zimowym akcie napuchłe mrozem pękły mi oczy   Sny skrzepły nagle, jak sople lodu wiszą u okien   Czekam na lek, na Ciebie, na oddech i śmiech   W wełnianą torbiel czekam owinięty czekam pęknięty   przezroczysta broczy krew  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...