Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Katedra Gniewu


Rekomendowane odpowiedzi

Katedra Gniewu




Moje oczy jak sztylety przebijają ciemność. Drżącymi dłońmi zrywam upiorne kwiaty i wrzucam do woreczka z czarnego aksamitu... Gałęzie martwych drzew chłoszczą mnie po twarzy i ramionach, pijane z głodu nietoperze zaplątują się we włosy. Nienawidzę tego miejsca, ale dobrze wiem, że muszę przez nie przebrnąć. Podążam do Katedry Gniewu, by złożyć ofiarę z człowieka, wykrzyczeć modlitwę przekleństw, zapalić czarną świecę nienawiści i ozdobić ołtarz cuchnącymi płatkami kwiatów. Porzucić to, co mnie niszczy i wysączyć jad z żył.

Zamyślona nadeptuję bosą stopą na węża. Pierzcha pytającym zygzakiem, a ja wzdrygam się i przyspieszam kroku. Na końcu ścieżki światło uderza we mnie jak w nowonarodzone dziecko. Las ustępuje miejsca polanie. Spopielone trawy i zioła utworzyły smutną szarą skorupę, spokoju tego miejsca nie mąci żaden ruch, żaden dźwięk. Próżnia, totalna pustka. Pośrodku stoi ona-wyniosła Katedra Gniewu. Byłam tu tysiące razy, ale zawsze wstrzymuję oddech na jej widok. Wzniesiona dłońmi piekielnych parobków, potęga zbudowana przerażeniem maluczkich... Gładkie jak szkło ściany odbijają moją postać w każdym załamaniu. Unoszę głowę, szukając iglic wież-nikną w chmurach, w dymie otchłani, czasem myślę, że nie mają końca. Katedra zdaje się mnie wzywać...

Skrzypnięcie potężnych wrót przypomina basowe jęknięcie śpiącego diabła. W powietrzu przesyconym dymem tysiąca świec i kadzideł wibruje obecność duchów. Krwawe promienie sączą się przez czerwień witraży, a upiorne twarze na obrazach szczerzą zęby w fałszywym uśmiechu. Purpurowy dywan, w którym zagłębiają się moje stopy, zapraszająco głaszcze skórę, niesie mnie lekko ku ołtarzowi. Ciekawskie oczy demonich mnichów łypią na mnie, muszę uważać, aby nie wydarły mi z rąk gniewu, który dziś przyniosłam. Raz im się to udało, bawili się moją wściekłością piszcząc z uciechy, żonglowali furią, poraniły mnie wtedy dotkliwie iskry żalu, a mój obosieczny miecz obrócił się ostrzem ku mnie. Zawisł na wysokości twarzy i począł sunąć ze świstem przecinając powietrze... Powstrzymałam go ostatnim drgnieniem zemdlonej świadomości i uciekłam nie składając ofiary, niosąc spotęgowany gniew z powrotem do mej komnaty. To był mój błąd i więcej go nie powtórzę.

Przyciskam aksamitny woreczek do piersi. Gniew pulsuje we mnie, wezbrany wędrówką po martwym lesie strach wypycha ze mnie jad i wściekłość. Nad ołtarzem rozrywam czarny materiał i wysypuję płatki goryczy, z gardła wyrywa mi się przekleństwo, tryskam wściekłością, bez pohamowania. Krzesam spod pazurów iskry i zapalam tuzin czarnych świec. Biorę w dłoń athame i nacinam miękką opuszkę palca. Piszę krwią na kamiennym ołtarzu imię... Rytuał dopełniony.

Demony zaczynają śpiewać mroczny psalm. Ich głosy wypełniają czerwoną Katedrę aż po wysokie sklepienie, rosną w siłę. Witraże zaczynają drżeć, a one śpiewają zapamiętale.

Posadzka zaczyna pulsować jak przy trzęsieniu ziemi i jest to ostatnie ostrzeżenie, że muszę opuścić to miejsce. Wybiegam więc, przeskakując wyrwy, spękaną ziemię, a kawałki kamieni uderzają we mnie jak deszcz odłamków szkła.

Skręcam między martwe drzewa, nie odwracając się wiem, że Katedra staje na ten upiorny moment w oczyszczających płomieniach. Gdy jestem na znajomej ścieżce, nagle nastaje cisza. Katedra Gniewu znowu stoi, cała, niewzruszona, czysta i piękna. Strzeliste wieże dotykają posępnych, ciężkich chmur, odrodzone krwią ofiar witraże lśnią karminową czerwienią. Ściany ociekające łzami bezsilności rozszczepiają światło jak miliony pryzmatów.

Nie odwracając się idę przez ten straszny las. Katedra Gniewu odradza się jak feniks z popiołów i za każdym razem powstaje silniejsza. Nic nie jest w stanie zburzyć mieszkającego w niej zła. Gniew podsyca płomień nienawiści, agresja karmi się agresją, obelga uderza w twarz i powoduje kolejny policzek. Zaklęty krąg, który próbuję przerwać sypiąc płatki kwiatów...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisane poprawnie i sprawnie, obrazowanie fajne, ale żeby to było odkrywcze to nie powiem... przy podkładzie Morbid Angel może się podobać. Konwecją wieje z każdego kąta katedry. Chyba, że to zamierzony zabieg (no własnie: czy szanowna Autorka życzy sobie, żeby czytać to na serio, czy z góry traktować jako zabawę konwencją?)? No i pryzmaty to chyba raczej rozszczepiają światło niż odbijają...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, troche to tandetne. Zacząłem uważać już przy pierwszym zdaniu: Moje oczy jak sztylety przebijają ciemność. - To znaczy co? One wzięła swe gałki oczne i rzuciła rzed siebie? Chyba raczej powinien tam byc wzrok? A dalej to juz czarne włosy, czarne świece, czarny chleb i czarna kawa. (lalala). Cóż, ciężko coś fajnego wykrzesać z gotyku który stoi tylko na czerni, chybotliwym płomyku świecy i przedmiotach typu peleryna, kieł, księżyc, sztylet, oko etc.
ups, napisałem "przedmiot" - oczywiscie miałem na myśli "artefakt".
Freney miał rację, że to mało odkrywcze. A skoro już nie odkrywcze to mogło być choćby ciekawe. Mnie (jak juz zaznaczałem) taki gotyk słabo pociąga, (no nawet zabaw konwencją musi coś sobą reprezentować...). Ale to takie moje skrzywienie, więc nie bierz mojej recenzji na równi z innymi. Trzymaj się weselej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że masz awersję nie tylko do tego, co napisałam, ale do klimatu jako takiego. Gdyby odrobinę wysilić wyobraźnię, można się domyślić, że oczy jak sztylety przebijające ciemność to po prostu metafora dobrego widzenia w ciemności...
"To znaczy co? One wzięła swe gałki oczne i rzuciła rzed siebie?" - nie za ostro powiedziane?
Przykro mi, że to miejsce nie jest zbyt przyjazne, a wydawałoby się, że wśród poetów większość jednak jest wrażliwa na uczucia innych... Pozdrawiam...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstyd tak wytaczać argument z relatywizmu, ale tutaj i tak jest bardzo grzecznie w porównaniu z działem lirycznym. Jeśli mogę coś wtrącić, to Marcholt wypowiada się ostro, ale i na to warto wziąć poprawkę, bo jest bystrym obserwatorem i wnikliwym czytelnikiem - przez co nie chcę powiedzieć, że ma absolutną rację wypowiadając się jadowicie o Twoim tekście. Serdeczności - F.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie musisz przepraszać za coś, czego nie musiałaś robić.  A przyczepiłaś się do dosyć popularnej figury retorycznej.   Cieszę się, że już Ci się samopoczucie poprawiło.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      lustro zna prawdę ;) 
    • Przepraszam, że nie podjęłam dialogu o złych katolikach, którzy sieją nieprawość i demoralizację, tylko czepnęłam się załamania rytmu, przez co sama miałam załamanie i tik nerwowy, ale że jesteś na miły, uprzejmy i pomocny, to już mi przeszło.   Pozdrawiam.
    • W blasku zniczy migocących płomieni,  Smaganych zimnym wiatrem jesiennym, Niejedno rzewne wspomnienie się tli, Żarząc się skrycie w głębinach pamięci,   Niekiedy z dzieciństwa chwil beztroskich, Niekiedy długich rozmów na progu dorosłości, Z tymi, których ciała skryły mogiły, Dziś już pośród nas nieobecnymi..   W blasku zniczy migocących płomieni, Otulonych całunem jesiennej mgły, Rzewne emocje dotykając strun wrażliwości, Budzą szept niesłyszalnej ludzkim uchem melodii,   A tlące się w duszy wspomnienia, Niejeden z przeszłości odmalowują obraz, Widzianego oczami dziecka świata, Tak odległego od problemów dorosłego życia…   W blasku zniczy migocących płomieni, Na grobach bohaterskich obrońców naszych granic, Którzy przed laty w wieku tak młodym, Ukochanej Ojczyźnie ofiarnie życie poświęcili,   Z głębi serc modlitwy szczere, Choć w proste tak słowa niekiedy przyodziane, Gdy zabiegana ludzkość pędzi na oślep, Tak wymownym patriotyzmu są dziś aktem...   W blasku zniczy migocących płomieni, Pośród walecznych ułanów porośniętych mchem mogił, Na polach wielkich bitew pamiętnych, W obronie Ojczyzny przed laty poległych,   W ustawionych tak licznie jedne obok drugich, Niewielkich zniczy wnętrzach szklanych, Maleńki płomyk trwożnie dziś drży, Ku wielkich bohaterów pamięci...   W blasku zniczy migocących płomieni, Niosą się rzewne za zmarłych modlitwy, Znad starych modlitewników kartek pożółkłych, Wyszeptywane przez siwowłose schorowane staruszki,   Gdy w drżącej pomarszczonej dłoni, Starego różańca przesuwane paciorki, Ofiarowane za dusze ukochanych ich bliskich, Skracają czas zasądzonych im mąk czyśćcowych…   W blasku zniczy migocących płomieni, Gdy z oczu gorzkie jak piołun łzy, Niedbale ruchem dłoni otrzemy, By zapomniane na ziemię padły,   Niech zakiełkuje w naszych sercach Nadzieja, Wiecznego życia po śmierci dostąpienia,           Gdy pocieknie ostatnia w życiu łza I zamknie się już na wieki powieka...   W blasku zniczy migocących płomieni, Gdy noc stare cmentarze otuli, A jedynie księżyca poblask nikły, Ześlizguje się po żelaznych bramach cmentarnych,   Jaśniejące pośród mroku światło zniczy, Na tablicach nagrobnych rozświetlając litery, Tajemniczej nocy snuje swe opowieści, O tych którzy snem wiecznym zasnęli...  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • smutek i żal ściska serce nie potrzeba słów nie trzeba więcej maleńki płomień i chryzantema byli i ich nie ma pozornie 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...