Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pod nadzorem


Jarek S.

Rekomendowane odpowiedzi

- Pod nadzorem -


Poniedziałek był upalny, kiedy postanowiłem wyjechać z miasteczka. Podczas kupowania biletu wszedłem w kasjerkę. Sprzedałem kilka źle wypisanych biletów, jeden z pasażerów spojrzał na kasjerkę z podejrzliwością i zapytał, czemu tak drogo, odpowiedziałem, że to nie ona wymyśla ceny i jeśli coś się mu nie podoba, to proszę do zawiadowcy. Poszedł. Kiedy wrócił, zastał oszołomioną kasjerkę, która powtarzała w kółko „co się stało?”, „co się stało?”. A ja zdążyłem zmienić kolejkę. Kupiłem bilet do W.
W pociągu przypominałem sobie rozmowę, od której cała ta nędzna podróż się zaczęła.

- Od kiedy pan to ma?
- Od zawsze.
- Kiedy pierwszy raz pan wszedł w innego człowieka?
- Jak miałem pięć lat.
- Kto to był?
- Moja matka.
- Co się wydarzyło?
- Co ma pan na myśli?

Facet po trzydziestce, może w moim wieku. Nie wiem dokładnie. Widzę, że cały jest...rozdygotany. Trzęsie się jak pies, który wie, że zaraz dostanie, bo nie usłuchał polecenia „do nogi!”.

- Mam na myśli, co pan robił, kiedy był pan w swojej matce?
- Kochałem się ze swoim ojcem.

Pamiętam niewiele ze swojego dzieciństwa. Jedynie jakieś wspomnienia o pierwszych erotycznych zabawach własnym penisem. Jak długo jednak można odkrywać własne narządy płciowe? Nuda. Masturbowałem się już w przedszkolu, szybko zatem zaczęła i szybko skończyła się moja ciekawość światem seksu, nigdy też nie wchodziłem w drugiego człowieka, aby zaspokajać swoje pożądanie. Owszem, dzięki tej mojej zdolności mogłem kochać się z kim tylko chciałem, uważałem jednak takie wykorzystywanie innych ciał za policzek wymierzony mojej własnej cielesnej powierzchowności, której niczego nie brakuje. Taką mam nadzieję...

- Jak pan się wtedy czuł?

Jak się czuł? A jak można się czuć? Dlaczego zgodziłem się na ten wywiad? Nie pamiętam. Moje zdolności tak pożerają mój umysł, że nie potrafię przypomnieć sobie nawet tego, czy dzisiaj rano piłem kawę i co jadłem na śniadanie. Siada też mi dykcja, kiedy muszę wygłosić coś dłuższego niż trzy zdania.. Jak się czuł... Normalnie. Był dzieckiem i wydawało mu się to normalne. Dzieci nie dzielą świata na to, co normalne i na to, co nienormalne.

- Normalnie, jak pięcioletni chłopiec, który wreszcie może odczuć to, co czuje jego matka.
- Czyli wydawało się to wszystko panu normalne?
I wtedy już wiedziałem, że ten facet jest albo tępy albo ten wywiad jest dla idiotów. Co to był za magazyn? Nie pamiętam. Znacznie już jednak się uspokoił. Głos przestał mu drżeć. Jego twarz... Coś też się w niej zmieniło...

- Nie wiem, co ma pan na myśli mówiąc „normalne”, ale wydaje mi się, że podchodziłem do tego, jak do zwyczajnej rzeczy, dopiero później…dopiero później dowiedziałem się, że nie jest to zbyt normalna sprawa
- Jak pan się tego dowiedział?
- Jak dowiedziałem się czego? Tego, że to nie całkiem normalne, czy tego, że potrafię wchodzić w ludzkie umysły i nimi rządzić?
- To dwie bardzo ciekawe sprawy...
Spostrzegłem, że na twarz dziennikarza wkradł się głupkowaty uśmiech, a jednocześnie zauważyłem, że coś zaczyna przede mną ukrywać.
- Ciekawe? Wątpię... Trudno mi jednak określić, kiedy dokładnie to się stało...
Straciłem pewność, czy powinienem mu o tym opowiadać...

Przypominam sobie podróż do babki na wieś. Pociąg pękał od ludzi, mój nos znajdował się na wysokości pach dorosłego człowieka, co wcale nie było przyjemnym doznaniem. Podczas tej właśnie podróży pierwszy raz postanowiłem stać się kimś innym albo, jak nazywałem to kiedy byłem dzieckiem, być inaczej. Nigdy przedtem nie próbowałem tego kontrolować. Będąc kimś innym widziałem rzeczy, których normalnie nie mógłbym widzieć. Podczas kolejnego nudnego zlotu rodzinnego nagle znalazłem się przed wielką, dyndającą piersią ciotki Uli, ta chichotała jak głupia, a ja językiem śliniłem jej wielką brodawkę między piersiami. Wiedziałem, że znowu stałem się kimś innym. Ciotka Ula zauważyła widocznie zmianę na mojej, to znaczy nie-mojej, twarzy, bo zaraz powiedziała, że już chyba powinniśmy wrócić do gości wymieniając przy tym imię mojego dziadka. Na tę starą twarz tego starego zboczeńca nie mogłem spojrzeć przez jakiś rok, a piersi ciotki Uli śnią mi się do tej pory, i nie są to sny, które po przebudzeniu chciałbym pamiętać. W pociągu chciałem stać się kimś wyższym, aby móc odetchnąć świeżym powietrzem i unieść się ponad te wszystkie rozbebeszone pachy starych i młodych, mężczyzn i kobiet. I nagle, stało się. Znalazłem się niedaleko otwartego okna i czułem przyjemny podmuch ciepłego powietrza. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem siebie, czyli tego dziesięcioletniego już chłopca, który teraz zdezorientowany rozgląda się po całym pociągu. Wtedy też uświadomiłem sobie, że mój umysł wcale nie jest pusty, kiedy zaczynam być kimś innym. Nauczyłem się wtedy dwóch rzeczy. Mogę to kontrolować oraz nie mogę zbyt długo przebywać poza własnym ciałem. Nie zadałem sobie pytania, skąd wiem, że to jest moje ciało? Na to było jeszcze za wcześnie. Miałem niczym nieuzasadnioną pewność, że ciało tego małego dzieciaka jest moje. Dzisiaj już nie byłbym tego taki pewien, a przynajmniej miałbym kilka powodów, aby w to wątpić. Cóż...

- Przepraszam, mógłby pan powtórzyć pytanie, zamyśliłem się..
- Od kiedy pan ma świadomość, że może pan kierować umysłami... – Czy ten pisarzyna jest coraz bardziej dociekliwy, czy mi się tylko tak wydaje?
- A, tak, wcześniej pan użył słowa „zarządzać”, a teraz „kierować”...Widzi pan, żadne z tych słów nie pasuje do tej sytuacji, w jakiej potrafię się znaleźć. Trudnym krokiem było uświadomienie sobie, że w ogóle to mogę robić i nikt poza mną tego robić nie może. Wie pan, dla dzieciaka jest trudno pojąć, że niektóre rzeczy przytrafiają się tylko i wyłącznie jemu, a innym nie. Długo więc nie mogłem wpaść na to, że tylko ja to potrafię, bo skąd niby miałem wiedzieć, że tylko ja tak mogę robić, skoro obok mnie jest mnóstwo innych ludzi? To co ja potrafię zrobić, to jedynie wejść w ciało jakieś osoby. Nie wiem, kim jest ta osoba, nie myślę jej...
- Myślami?
- Tak...nie myślę jej myślami, nawet nie wiem, czym są jej myśli, jestem tylko ja, nie ma tej drugiej osoby, w tym ciele jestem tylko ja. Nie wiem, czy jest smutna czy wesoła, czy ma dzieci, czy może jest jeszcze dzieckiem, czy ma męża, żonę...nie wiem, kiedy się urodziła, co myśli o Kaczyńskim a co o Jaruzelskim. Nic nie wiem o tej osobie, w którą wchodzę. To ciągle jestem ja, tylko w innym ciele. Kieruję tylko jej ciałem, mogę zarządzać jej ciałem, mogę unieść jej ręką, pójść w inną stronę niż ona by tego chciała, ale ja nie wiem, co ona chce, więc nawet nie mogę wiedzieć, czy idę w stronę, w którą on by nie chciała iść...
- Nie może zatem pan wiedzieć, kim jest tak naprawdę ta osobą?
- Nie, proszę pana, nie mam zielonego pojęcia, kim jest ta osobą, w którą wchodzę. No, chyba, że wiem o tym wcześniej. Bo przecież, gdybym teraz wszedł w pana - hahahha...przeraził się! Mogę sobie dać głowę obciąć, że się przeraził!, – to bym wiedział, że znajduję się w pana ciele! To chyba jasne.
- Tak...jasne...- odpowiedział nieco zmieszany. – A, yyy, niech mi pan powie, jak długo może pan przebywać w ciele drugiej osoby?
- To zależy.
- Od czego?

Jako nastolatek byłem bardzo pewny siebie. W końcu miałem pewien dar, za który większość ludzkości oddałaby wszystko. Z tą świadomością było mi bardzo komfortowo i przyjemnie. Dar ten dał mi pewien rodzaj swobody w kontaktach z ludźmi. Pewnego dnia na zatłoczonej ulicy mojego miasteczka zacząłem przeskakiwać od jednego do drugiego ciała. Przez to moje ciało zostało wydane na wielorakie, niekontrolowane obecności innych osób... Po którymś kolejnym wcieleniu usłyszałem dziki wrzask, który wiedziałem, że wydobywa się z moich ust, z mojego ciała, z moich strun głosowych. Dla większego wstydu zewsząd zbiegli się moi rówieśnicy, z którymi razem chodzę do tej samej szkoły i zaczęli mnie wypytywać, że co mi jest, że co się stało, a obca osoba w tym samym momencie zaczęła wrzeszczeć, że to nie jest ona, że co się stało, że coś ją pokarało, że jest demonem w innym ciele i takie inne głupoty. A ja stałem jakby mi ktoś stopy wmurował i nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem opuścić ciała tej nawiedzonej baby! Zacząłem się obawiać, że już nie wydobędę się z jej ciała, że mnie w jakiś sposób uwięziła. Moje ciało z uwięzioną kobietą przestało wreszcie wrzeszczeć. Przyjechało pogotowie i sanitariusze podali zastrzyk, który uśpił ciało z wariatką w środku. Wtedy dopiero mogłem wyswobodzić się z ciała kobiety. Po tym zdarzeniu długo bałem się wchodzić w innych ludzi. Po jakimś jednak czasie powoli zapomniałem o tym incydencie, aż do sytuacji w sklepie. Kolejka na dwadzieścia osób. Podszedłem do mężczyzny, który zaraz ma być obsługiwany, wrzuciłem do jego koszyka moje zakupy i wcieliłem się w niego. Popełniłem niewybaczalny błąd. Swoje ciało umieściłem zaraz za plecami mężczyzny, w którego wszedłem. Spieszyłem się i byłem roztargniony. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale mężczyzna od razu zorientował się, w jakiej sytuacji się znalazł, zaczął moim rękoma uderzać własne plecy. Próbowałem się uchylić od ciosu i wydostać z jego ciała, ale nie mogłem! Spanikowałem. Zacząłem uciekać, a on moimi ustami zaczął wołać, żebym wracał i wyzwał mnie od demonów czy jakoś tak. A ja ciągle nie mogłem wydostać się z niego. Potem spostrzegłem kątem oka, że ochroniarz rzucił się na moje ciało, przewrócił je, mężczyzna zamilkł. Poczułem, że mogę się uwolnić z ciała mężczyzny. Wtedy zrozumiałem, że jeśli ktoś w jakiś sposób zrozumie, co się z nim stało, wtedy może mnie uwięzić. Od tamtego zdarzenia zacząłem się zastanawiać, co się stanie, jeśli moje ciało umrze, kiedy mnie w nim nie będzie, a osoba, która akurat w nim się będzie znajdować będzie wiedziała, dlaczego jest w moim ciele.

- To zależy od tej drugiej osoby.
- Co to znaczy?
- Jeśli wszedłbym teraz w pana, to nie mógłbym z pana wyjść, aż moje ciało z panem w środku nie straciłoby przytomności. Niech pan nie pyta, dlaczego tak się dzieje, bo nie wiem.
- Czyli byłby pan pod moją kontrolą?
- W jakimś sensie tak.
- A co z... – spojrzał na mnie i czekał aż to ja dokończę jego pytanie.
- Z umieraniem?
- Tak.
- A co dokładnie pan chce wiedzieć?
- Czy pan może umrzeć?
- Tak jak my wszyscy.
- Fizycznie pan może umrzeć...
- Moje ciało starzeje się i umiera jak pańskie. Nie ma na to rady. Jeśli umrze moje ciało, to ja po pewnym czasie też umrę...chociaż tego nie wiem.
- To znaczy...
- To znaczy, że nie mogę przebywać w nieskończoność poza moim ciałem, prawdopodobnie mój dar jest zintegrowany z moją cielesnością.
- Czy chce pan powiedzieć, że człowiek posiada coś takiego jak dusza?
- Nie mam zielonego pojęcia, wiem tylko, że potrafię w jakiś sposób wchodzić w inne ciała. Co w takim razie stanie się z tym kimś, który na czas mojej obecności w jego ciele, przebywa w moim, a ono nagle umiera? Prawdopodobnie ten ktoś chce wrócić do swojego ciała... A w jego ciele jestem ja i co wtedy? Umieram? Tego nie wiem...
- Nie istnieje żadna forma nieśmiertelności? - Jestem pewien, że w jego glosie usłyszałem kpinę, jakby ten cwaniaczek coś wiedział, czego ja nie wiem.
- Widzi pan, że jest parę problemów, które należałoby rozwiązać, aby stworzyć jakąś spójną teorię nieśmiertelności. – Uśmiechnąłem się mimowolnie a mój rozmówca odwzajemnił się szczerym uśmiechem, jakbyśmy nagle stanęli prze rozwiązaniem wielkiej zagadki. Jego uśmiech jednak był wyrazem całkowicie innych uczuć... Jestem o tym przekonany.
- Czy pan chce umrzeć?
- Bardzo. – Postanowiłem z nim się zabawić, bo wcale nie chcę umrzeć, zbyt dobrze jest mi z tym, kim mogę być.
- A czy chciałby pan przeprowadzić doświadczenie i dowiedzieć się, czy może pan istnieć po śmierci swojego ciała?
Tego się nie spodziewałem. To był chwyt poniżej pasa. Kto by nie zechciał?
- Bałbym się wyniku tego doświadczenia, co bym zrobił ze świadomością, że mogę żyć wiecznie?
- Nie byłby pan szczęśliwszy?
- A co w tym szczęśliwego, że będę się wiecznie starzał?
- Znam kogoś, kto chciałby też przeprowadzić taki eksperyment...
- Chce pan powiedzieć, że zna pan jeszcze kogoś o podobnych zdolnościach?!
- Tak.
Teraz już wiem na pewno, że umyślnie skierował naszą rozmowę na ten tor.
- Dlaczego nie powiedział mi pan tego od razu?! Gdzie jest ta osoba? Może to pan?!
- Nie, nie, to nie ja. To moja prababka...
- Pańska prababka?!
- Tak. To co pan opowiada jest dokładnie tym, o czym w dzieciństwie opowiadała mi moja prababka. Ale ona twierdzi, że każdy ma ten dar, ale nie każdy wie, jak z niego korzystać.
- I pańska prababka chce przeprowadzić taki eksperyment?
- Tak.
- A ile ona ma lat?
- W tym roku skończy 97 lat.
- O, ładny wiek!
- Owszem.
- Gdzie ona mieszka?

* * *

W mieście W. poszedłem pod wskazany adres, który otrzymałem od mężczyzny, który przeprowadzał ze mną wywiad. Otworzyła mi starsza kobieta.
- A to pan... – powiedziała cicho, ledwo ją mogłem dosłyszeć. Jak jednak mnie poznała?
- Tak, to ja. – Staliśmy tak w progu i obserwowaliśmy siebie nawzajem, aż wreszcie się odezwała.
- Nie chcę umrzeć... – machnęła ręką, abym wszedł do mieszkania, jakby to, co właśnie powiedziała było jednym ze sposobów zaproszenia gościa do wejścia.
- A ja chcę... – Bo co miałem powiedzieć, że nie? To po co tu się miałbym znaleźć?
Usiadłem w kuchni. Nalała wody do zielonego czajnika. Postawiła na kuchence. Podpaliła zapałkę. Usłyszałem syk gazu.
- Jak to zrobimy?
- Nie chce pani wiedzieć, dlaczego chcę umrzeć?
- A pan chce wiedzieć, dlaczego chcę żyć?
Zapadła jakaś dziwna cisza. Niby ma rację, co ją to obchodzi, że jakiś gnojek chce umrzeć. Jest podobna do mnie, chce spróbować. Chce się przekonać, czy możemy żyć dalej.
- Co zrobimy jeśli nasz eksperyment się nie powiedzie?
- Co pan ma na myśli mówiąc, że się nie powiedzie?
- Eksperyment będę uważał za nieudany jeśli po śmierci pani ciała ciągle będę świadomy tego, co się ze mną dzieje i będę chciał wrócić do swojego ciała.
- A co pan będzie chciał, abym zrobiła? – Spojrzała na mnie przenikliwie.
- Nie wiem.
Zrobiła kawę ze szczyptą sproszkowanej papryczki chili, dodała też odrobinę cynamonu i starła na tarce po pół łyżeczki gorzkiej czekolady. Zapach kawy spotęgowany przyprawami rozszedł się po całej kuchni. Ostrość złagodzona cynamonem i czekoladą przyjemnie podrażniła moje gardło.
Nagle poczułem ból w plecach. Widok za oknem rozmazał się, a gwar ulicy jakby przycichł. Uświadomiłem sobie, że znalazłem się w jej ciele. Właśnie przestawiała filiżanki z kawą. Zrobiła to! Weszła we mnie. Pierwszy raz poczułem się tak, jak te wszystkie osoby, które nagle znajdowały się w moim ciele.
- I jak się pan czuje?
- Wszystko mnie boli – uśmiechnąłem się niezdarnie. – A pani jak?
- Dość wygodnie – zaśmialiśmy się obydwoje.
Kobieta z moim ciałem chciała zostać i mi pomagać, ale powiedziałem, że to zbyteczne, że nie chcę na siebie patrzeć. Powiedziała, że wyjedzie z kraju, że zamieszka gdzieś we Włoszech. Będzie dzwonić i pisać, że jej prawnuk będzie na pewno do mnie wpadał i mi pomagał.
Nigdy jednak się nie pojawił, a ona nigdy nie napisała i nie zadzwoniła. Wczoraj rozmawiałem z wnuczką pewnej pani, która przez wiele lat była sąsiadką kobiety, ciało której otrzymałem. Opowiadała, że był tutaj kiedyś stary mężczyzna, zatrzymał się u nich na pewien czas i oszalał. Po tygodniu wybiegł na ulicę i zaczął wrzeszczeć, że jest młodą kobietą, że w domu zagnieździł się demon. Potrąciła go ciężarówka. Zmarł. A sąsiadka kobiety, w ciele której jestem, opowiadała później, że jej przyjaciółka bardzo się zmieniła, jakby w jej głowę wstąpiła inna osoba. Czyli ta stara baba mnie oszukała. Dobrze znała wynik eksperymentu! Co się ze mną stanie, kiedy ciało tej starej krowy umrze? Dałem się podejść jak dziecko, któremu pomachano słodkościami przed nosem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jarek ! kapitalne opowiadanie o oryginalnej fabule, czyta się jednym tchem!
wciąga niesamowicie. finał godny początku, równo, lekko, świetnie.
trochę błędów, ale to, niestety, nie miejsce, żeby o nich mówić, bo nie można tu ich poprawić :D
na przyszłość - radzę rzucić komuś do korekty. :)

POMYŁ REWELACYJNY!!!!!!!! WYKONANIE ZNAKOMITE, MISTRZOWSKIE DIALOGI.
brawo. Chłopaku!
miodzio!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

za błędy najmocniej przepraszam, o zgrozo! spójrzcie na to:

"W mieście W. poszedłem pod wskazany adres, który otrzymałem od mężczyzny, który przeprowadzał ze mną wywiad"

chyba mi coś na głowę padło, że tego nie widziałem...najmocniej przepraszam za każdy błąd! Choć przeprosiny już nic nie pomogą.

Dziękuję Wszystkim za uwagi.
Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze się czytało!
Nie zwróciłam uwagi na błędy... o ja odbiorca zamyślony...
W starych Fantastykach były opowiadania w tym klimacie, trochę może też w klimacie M.Wolskiego. Dobre do czytania, porusza wyobraźnię, pozostawia do myślenia.
Daje duuuużego plusa +.
Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...
  • 3 tygodnie później...


×
×
  • Dodaj nową pozycję...