Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

           To nie bajka

 

gdy noc czarnym pyłem sypnie po ulicach
w oknach znów zabłysną bukiety żarówek
tuż obok kominka w bujanym fotelu
wykołyszę bajkę najczulej jak umiem

nie będzie w niej wróżki ani siódmej rzeki
chatki z czekolady pałacowych komnat
uprzędę na nowo obrazy dalekie
ten figlarny uśmiech jakim mnie uwiodłaś

wykołyszę wiosnę parkowe przechadzki
pod niebem we frakach tańczące jaskółki
lipcowe koncerty przy nich partie w szachy
i bojaźń człowieczą gdy zdrowie nie służy

ale tej jesieni jeszcze niepoznanej
jakby los przewrotny zerwał wszystkie cugle
zaległy w alejach rdzawe ikebany
przy tej gdzie olszyna zamknęli cię w trumnie

 

 

 marzec, 2010

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Witaj Natko
tytuł jakby z lekka nie pasował do 4. wersu
bo albo będzie bajka-chociaż inna, albo to nie bajka :)
No i w ostatnim wersie dla tej trumny znalazłbym inny atrybut człowieczy.
Jakoś tak ostro wybija spoza całej treści.
Osobiście wolałbym dochodzić drogą dedukcji :), co to znalazło się między olszynami.
Fajny.
Pozdrawiam

Opublikowano

Witam kolegę...
"tytuł jakby z lekka nie pasował do 4. wersu ... Wiktorze,
jeżeli z lekka..?.. to przymknijmy, proszę.. :) oczka na tę bajkę nie bajkę...
bo to bajka, dla peela, kiedy wspomina wszystko to, co sprawiało mu radość,
kiedy była u jego boku, przysłowiowa, druga połowa... ale tak naprawdę już nie bajka,
kiedy w alei olszynowej zamknięte zostało na zawsze to, co kochał...
Ostatni wers... peel nazwał rzeczy po imieniu, bo to on sam snuje w myślach
miniony czas... dlatego padło słowo.. trumna.
Dziękuję bardzo za słowa zostawione pod wierszem. Pozdrawiam... :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dołączam się do Eunicee, jeśli można (myślę, że można). tak, koniec dla mnie jest takim zaskoczeniem. ale nie odstaje absolutnie od klimatu wiersza. jak napisała Eunicee dodaje smaku. prawdziwego! pozdrawiam Nato.
Opublikowano

Przepiękna ballada. Ale trumna jest dla niej trochę za mocna. Treść całego wiersza jest raczej lekka, przyjemna, kołysankowa, sielankowa, słodka - i nagle ta trumna. Ja bym ją jakoś zawoalowała. Można tu napisać o śmierci, ale nie tak mocno i otwarcie.
Takie jest moje odczucie.

Opublikowano

Bardzo barwny taki płynny i ciepły przekaz
przyjemnie się czyta i oczywiście podoba się.

Kiedy o jesiennej porze
wiatr zagląda do do komina
nocka zapada na dworze
ciepły kąt jest i rodzina.

Przy kominku zadumanie
błądzisz w świecie wyobrażeń
by potem tu na ekranie
malować obraz swych marzeń.

Serdeczności:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dołączam się do Eunicee, jeśli można (myślę, że można). tak, koniec dla mnie jest takim zaskoczeniem. ale nie odstaje absolutnie od klimatu wiersza. jak napisała Eunicee dodaje smaku. prawdziwego!
Oczywiście, że można, też tak czasami robię... jeśli "zasmakowało"... tylko się cieszyć...
Dziękuję za czytanie i ocenę.
Pozdrawiam... :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oxyvio... dziękuję za czytanie i opisane wrażenia.
Wiesz, jak tylko skończyłam wiersz, pomyślałam sobie, że pewnie ktoś zarzuci mi tę trumnę...
bo wiem, że chyba większość woli doszukiwać się w treści zamysłu autora, w sumie... też to lubię, ale tutaj celowo tak zakończyłam... bo trzy strofki są i miały być lekkie, nieco sielankowe, takie, jakie było dotychczasowe życie bohatera wiersza... ale jesień, o której mówi wiersz już taka nie jest i zapewne nie raz będzie niemiłym wspomnieniem, bo ktoś, kto był bardzo ważny... odszedł na zawsze. Tytuł miał być dopełnieniem treści... to była bajka, ale skończyła się bezpowrotnie.

Można by zakończyć czwarta zwrotkę...

ale tej jesieni jeszcze nie poznanej
jakby los przewrotny zerwał wszystkie cugle
zaległy w alejach rdzawe ikebany
przy tej gdzie olszyna trwam ciągle w zadumie

... czy lepiej..?... takie słowa też sugerowałoby odejście, ale... ponieważ mam następny wiersz w tym temacie, wolałabym, żeby zapis, póki co, nie uległ zmianie.
Dzięki za sugestie, wszystkie zapisuję w moich prywatnych notatkach...
Pozdrawiam Cię... :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...