Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

za stara już jestem
na przesilenia.

promień kuli i światła?
- oba się załamują
nie jest najlepiej.
wracają zmącone, nieświeże,
w poszarpanych łachach.

nie potrafię przypomnieć sobie
upojeń kwitnącą konwalią
świeżą wilgocią wiatru po burzy

jedynie z przyzwyczajenia oddycham wiosną

Opublikowano

Za stary jestem na te z wiosną mecyje
Ułatwiłem i ...z przyzwyczajenia ...żyję
A już o następnym myślę uproszczeniu
O definitywnym ....odzwyczajeniu.

Do Ciebie Eluniu nie wchodzę z przyzwyczajenia. Tu zawsze jest ciekawie. Buziak. W

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


za stara jesteś na przesilenia
ale czy nie za młoda na zmartwienia?
zniechęcenia?
toż świat taki piękny
a ty ubolewasz, wydajesz jęki
nad sobą się rozczulasz
widać brakuje ci. .. klapsa

sie podoba wiersz, bo inspirujący :P
serdecznosci
Opublikowano

Jagódko droga, nie zawsze, jak wiadomo, wiersz to autor. Tu: rozjechały się. Może właśnie dlatego, żeby wyobrazić sobie, że bywa też i tak jak w wierszyku. Dzięki w każdym razie za "siępodobanie" i lekturę. Ściskam. Elka.

Opublikowano

"ma w sobie jakiś urok ten wiersz, niby znane słowa, a jednak mnie zatrzymały, to dobrze chyba
pozdrawiam"



To zdecydowanie dobrze, Panie Biały. Przyjęłam "proste słowa" za komplement dla wierszyka i dziękuję za wizytę i lekturę. Pozdrawiam także. E.

Opublikowano

Pomysł jest niesamowity. Ukazanie starości, której już jest wszystko jedno czy kwiaty kwitną, czy pachnie bez. Wszystkie zachwyty nad ponownymi narodzinami otaczającej przyrody nie są już dostrzegalne, a wszystko co wiosenne wraca ubrudzone. Podoba się.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Różne są starości. Miałam na myśli raczej starość emocjonalną, psychiczną, niekoniecznie fizjologiczną. Powiada czasem 25-latka :"za stara jestem na ..." Czy można nazwać ją starą? Nie. To tylko oznaczenie nadmiaru doświadczeń. Tej starości nie jest wszystko jedno. Jej jest może żal, że z powodu niekorzystnych okoliczności nie potrafi tej wiosny, czy kwiatów czy czego tam jeszcze odbierać na plus. To tak gwoli wyjaśnienia tego, co "autor miał na myśli" dla Zdrojka. Serdeczne dzięki za podobanie i wgląd. E.

Opublikowano

Dzięki za zadumę, Wędrowcze Piotrze (czy może nie lubisz, jak zmieniam tak Twoje pseudo?). Niekiedy oprócz zadumy cenię sobie przyjemność ze sprawnie i z wdzięczną lekkością złożonych słów. Ideał - kiedy obie idą w parze. Pozdrawiam. Elka.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...