Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dokonałam właśnie wielkiego odkrycia. Miłość od pierwszego wejrzenia istnieje!
Chodzę od soboty jak zaczarowana. I wszystkie moje objawy, tudzież jak niektórzy twierdzą chorobowe, można zdiagnozować zupełnie jednoznacznie. Zakochałam się. Nie pierwszy raz, nie dziesiąty i pewnie, powołując się na naturę kobiecą, nie ostatni. Choć przyznam szczerze, że w uczuciach jestem stała i jak zakochałam się w poezji, będąc w podstawówce, tak kocham się w niej do dziś. Nawet ze zwiększoną siłą. Chodzę od soboty jak zaczarowana i nie potrafię zapomnieć tego bijącego ciepła. Moim sercem zawładnęła NAMIĘTNOŚĆ... Na początku kuszenie wzrokiem, dłonie trochę nerwowo przejeżdżające po kartce papieru, wnikające w jej biel... A to wszystko po to, by wydobyć z niej całą kwintesencję i zaspokoić ciekawość. Nie wiedziałam, że w tak krótkim czasie można pokochać tylu ludzi, którzy minuta po minucie częstowali mnie pocałunkami poezji.
Pan Henio zachwycał wszystkich swoimi żartami i poczuciem humoru. Złapał mnie za serce,
(i trzymał do końca spotkania) gdy z miłością zerknął w kierunku swojej małżonki
i opowiadał historię początków ich znajomości. Przyznam, że rozszerzyły mi się źrenice i z niedowierzaniem spojrzałam na panią Anię, siedzącą obok, gdy wspomnieli, że przyjechali ze Szczecina. Powtórzę, żeby każdy zapamiętał: ze SZCZECINA. I jak tu nie wspomnieć, jakże ujmującego STWORA (dobrze pamiętam panie Rafale?) naszego prowodyra. Panie Biały, dzięki Panu Pionki na pewno pozostaną w grze! A Pan jest postacią (wbrew temu, jak się pan nazwał) bardzo kolorową. I do tego niesłychanie skromną.
Z wyglądu też poetka (jak to pani Tara napisała), czyli pana Białego szanowna małżonka przypomina mi o czasach, kiedy wkraczałam w progi poezji. Dziś nasza znajomość wjeżdża na inne tory.
Pan Krzysztof, imiennik mojego ukochanego, przybył z Pruszkowa. Nie byłabym sobą, gdybym nie wrzuciła prywaty ;). Ale, ale... Pruszków podsunął mi skojarzenie, że do Pionek zaczyna zjeżdżać MAFIA POETYCKA ;). Żeby tylko jak najczęściej!
Pani Magda, Magda Tara jest znakomitą obserwatorką. O innych jej zaletach wspomnę za chwilę. Słusznie spostrzegła, że pan Krzysztof jest świetnym interpretatorem. Zawsze
w sposób ciekawy wyrazi swoje zdanie. Na poprzednim spotkaniu przekonał mnie, że wybitnie zna się na poezji, nawet od tej strony mniej ciekawej, czyli technicznej. Posyłam uśmiech do jego narzeczonej (?). Nie zapomnę jej ciepłych słów za kulisami.
Na koniec zostawiłam smakowity kąsek... Burza loków zaciekawiła mnie, gdy tylko weszłam do pełnej kawiarni, pełnej ludzkiej życzliwości. Kobieta z entuzjazmem rozmawiała, chwaliła Rafała i dziękowała. Pan Henio zważając na swoją nieśmiałość postanowił, że jego wiersze przeczyta Tara. Okazało się, że to TA osoba, która przykuła moją uwagę od początku. Śmiała się i ostentacyjnie zmieniała co rusz okulary. W jej wystąpieniu okazały się dość ciekawym rekwizytem. Pokazywała nam swoją radosną buźkę, by za chwilę znów schować się za szkiełkami. Zastanawiało mnie, czy próbowała sprawdzić, w których okularkach dany wiersz zabrzmi lepiej. Gdy już wybrała, wstrzyknęła nam dawkę niesamowitego humoru. Oprócz umiejętności przekazywania poezji, Tara okazała się znakomitą pisarką-poetką. Czytając swoje opowiadania zapaliła mnie do stworzenia na jej tekstach słuchowiska. Widać, że Magda Tara, osoba zwariowana, w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu, z ogromnym poczuciem humoru, zbudowała sobie ogromny autorytet wśród (pozwolicie?) naszych poetów.
To jak już pozwoliliście, to będę używała zwrotu ‘nasi poeci'. Nasi szanowni poeci bawią się słowem, tworząc niepowtarzalne dzieła literatury współczesnej. Różnią się od Mickiewiczów, Norwidów i innych tym, że mogę ich dotknąć, mogę z nimi porozmawiać.
A Oni mogą przeczytać moje skromne słowa ogromnego uznania dla nich.

Opublikowano

Karolciu,
drobna, maleńka Dziewczynko o wielkiej, ogromnej sile, wcale nie tubalnego, głosu :)

urzekła mnie twoja historia

Czytam, patrzę na twoje zdjęcie (mam ten przywilej - z racji autorytetu ;D) i twierdzę stanowczo, że jesteś moją duchową siostrą! Ja też tak chodziłam - nabuzowana, zakręcona, lewitowałam, nie wiedziałam, czy zakochałam się w Białym, Czarnym, Czerwonym...a Ty Dziecino mi powiedziałaś! zakochałam się! - a niech tam! we wszystkich kolorach! we wszystkich poetach na raz, poetkach obecnych na spotkaniu i tych ukrytych w mrocznych zakątkach kawiarenki.
Karolciu z niebieskim koralikiem od spełniania życzeń. Jesteś tym koralikiem.

Ściskam Cię Dziewczynko i jestem wdzięczna Losowi, że!

bardzo piękny, sprawny, emocjonalny tekst!
Kocham Cię! w końcu jesteś poetką.
:))

p.s Jestem Magda - nie postarzaj mnie ;D
:*

Opublikowano

Poetką nie jestem, po prostu lubię pisać ;) do tej pory do szuflady, ale jak już tu jestem to będę wrzucać ;)

Dziękuję za miłe słowa, ale naprawdę krytyka mile widziana. Chcę się uczyć od mistrzów! ;)

Opublikowano

:)))))))))))))))

Oświadczenie.
Niniejszym oświadczam, że obie pary okularów, stanowiące przy okazji niezamierzony rekwizyt prezentacji, są przedmiotami użytkowymi, w codziennym użyciu, albowiem bez użytkowania powyższych użytkownik nie byłby w stanie:
1. bez pary do dali - patrzeć w dal, w oczy fanów
2. bez pary do bliży - patrzeć w to, co przed nosem, celem sylabizowania literek i składania ich w sensowne zdania.
Niniejszym odżegnuję się od sugerowanego przez powoda zamiaru użytkowania przedmiotu sporu w celu wywołania wrażenia świadomego lansowania się podczas odczytu.
Chcę zaznaczyć, że dowodowe oprawki są stare, złachane, demodee i kosztowały zł 34,50.
Podsumowując. Bez dwóch par okularów jestem ślepa. W obydwu widzę słabo, albowiem dawno powinnam sobie zmienić szkła. Odrzucam w całości zarzut. Powódce za przypomnienie podziękuję po wódce na najbliższym spotkaniu.

buziaaaaak! Karoliku!
:))))))))))

Opublikowano

W odpowiedzi na oświadczenie pozwanej Magdy Tary.
Niniejszym informuje się, iż wszelkie oświadczenia i wnioski skierowane przez pozwaną zostaną dołączone do śledztwa tylko w przypadku wiarygodnych dowodów dołączonych
w załącznikach.
Wymaga się uwierzytelnienia skierowanego oświadczenia poprzez okazanie:
1. paragonu lub faktury potwierdzającego\cej zakup oprawek z wyraźnie zaznaczoną datą wystawienia
2. zaświadczenie od okulisty o rzekomej ślepocie pozwanej ( przy okazji będzie okazja zmienić szkła)
3. numeru i serii dowodu osobistego osoby, która potwierdzi, iż okulary są dla pozwanej przedmiotami użytkowymi

Ja niżej podpisana
powódka
wnoszę o zmianę planowanego trunku na najbliższe spotkanie, równocześnie prosząc o rozważenie wina jako zamiennika szanownej siostry wódki.



całuję Madź! ;***

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Koraliku, Karoliku,
Biały ma rację - to znany prowokator. :)))))))))))))
nie Biały, znaczy!
ten pan. sprawdza wytrzymałość i poczucie humoru i autodystans Twórców!
sie nie daj!
buziak Karoliku!
Opublikowano

domagałam się krytyki i dostałam. ale następnym razem oczekiwałabym bardziej konstruktywnej. lakoniczne podsumowanie niewiele wnosi w moje życie.
a i jeśli mimo słabizny dotarł pan do końca to dziękuję za poświęcony czas.
również pozdrawiam.

i się nie daję ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


może od kochanek błaznów? w razie czego jestem do dyspozycji, tekst lizusowski, typowo TWA, taka broszura dla członków fanklubu, ale pisz, sie zobaczy dalej...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


może od kochanek błaznów? w razie czego jestem do dyspozycji, tekst lizusowski, typowo TWA, taka broszura dla członków fanklubu, ale pisz, sie zobaczy dalej...

:))))))))
Karoliku, to komplement
:)))))))))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


tak powinien wyglądać ten koment;)))
znam się na żartach Noego
i taki mam uśmiech dla niego, o :))))))))
No toś Pan jedyny mężczyzna z poczuciem humoru, na poezji.org chyba! gratuluję.Pisz, pisz karolcia, ulica i rewolucyjna rada oszołomów w mojej postaci jak na razie tylko, czeka!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta zawraca...
    • Wracam najpóźniej jak tylko się da. Czerń okiennic,  zwiastuje kolejną samotną noc. Czasami zastanawiam się  po co w ogóle tutaj wracam. Dom powinien być ciepłym i troskliwym miejscem, pełnym radości, życia i najszczęśliwszych wspomnień. A nie zimną klatką bestii.  Otwieram dębowe drzwi.  Zawsze skrzypią jednako,  straszliwym, płaczliwym skowytem. Przekraczam próg, by już bezpowrotnie zanurzyć myśli w oceanie depresyjnych mar. W hallu pali się nikłe światło,  starych kloszowych lamp. Butelkowa zieleń, refleksów, zagląda ze strachem ku załamaniom korytarza. W piwnicy cicho skomle wiatr.  Jak zwykle zapomniałem  o zamknięciu tam okna. Ale światło w korytarzu zostawiam, by duchy tu zamieszkałe nie musiały  brodzić po omacku  od pomieszczenia do pomieszczenia. Nigdy co prawda żadnego nie spotkałem, ale czuję że tu są.  Zostawiam im zawsze poczęstunek  i trochę wina w jadalni. Zawsze zastaje jedynie puste talerze i wysączoną do cna butelkę. I odsunięte od stołu krzesła.  Kiedyś zostawiłem im butelkę szkockiej i lód. Nie ruszyły nawet odrobiny a nocą dały oznaki swojej dezaprobaty. Gasiły i zapalały światła, tłukły oknami  a gdy wybiła przeklęta godzina trzecia. Podchodziły pod próg mej sypialni i patrzyły  swymi oczyma ślepców ku memu niewzruszonemu jednak obliczu. Aż do świtu,  który przyniósł ostatnią w tym sezonie burzę. Ich kroki echem rozbrzmiewały  w całym domostwie. Widać nie lubią pić na umór. Cóż, ich strata w gardło moje.   Tym razem jednak, gdy skierowałem swe kroki ku jadalni, uderzyło mnie coś więcej niż smutek i zmęczenie do których obecności w moim życiu zdążyłem się przyzwyczaić. To było inne uczucie.  Zbyt głęboko raniące by można było zignorować jego nagłą bytność w tym miejscu Była to rozpacz. Rozgniatająca serce. Żałoba, wstrzyknięta do żył. Niwecząca w zarodku  wszelkie zarzewie szczęścia.  Na domiar tego ogarnął mnie paraliżujący członki strach, gdy zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze. Stół został sowicie i przykładnie nakryty. Białym, nieskazitelnie wykrochmalonym obrusem o półkoliście ciętych końcach. Leżała na nim moja najdroższa zastawa i srebrne sztućce z secesyjnego kompletu. Dań było kilka. Wyróżniała się szczególnie ułożona na środku brytfanna z pieczoną w jabłkach gęsią, były gulasze i dziczyzna, sosy pieczeniowe, śmietanowe i dipy przeróżne. Chleby rumiane z chrupiącymi skórkami  i bułki paryskie z  charakterystycznie naciętymi bliznami. Owoce ułożone w piramidki, kusiły apetycznoscią z wypucowanych pater. Kilka butelek wina stało na stole. Były tam też moje koniaki w inkrustowanych złotem karafkach. Aperitify i stouty. Nie było jednak ani butelki szkockiej. Widać ten kto to wszystko przygotował, nie gustował w jej palącym trzewia smaku. A usiadł on u góry stołu wieczernego. Miał co najwyżej lat dwadzieścia. Bo nie wyzbył się do końca rysów chłopięcych a zarys jego szczęki nie obył się jeszcze widać prawdziwie z ostrym męskim zarostem. Włosy miał gęste i rozczochrane.  Barwy żywego ognia. Oczy niewielkie i zmrużone.  Też rzucające ku mnie ogniste błyski. Był niski acz bardzo solidnie zbudowany. Dłonie zdradzały potężną siłę. A barki i pierś jakby chciały  wyrwać się z pęt koszuli i marynarki. Nos miał długi, wąski i krzywy. Usta szerokie i nikłe.  Tak jakby nie trenowane mową wargi, prawie zanikły  w jakiś niewytłumaczalny sposób. Był ubrany dość ekstrawagancko  i w zupełnej kontrze do mojej starannej i stonowanej stylizacji. Marynarka jego, typowy Kent, była barwy lawendy a koszula ciasno upięta pod szyją miała odcień egipskiego piasku.  Nieznajomy nie zapomniał  o czarnej, tweedowej muszce I eleganckich, lakierowanych oksfordach. Jego ton głosu,  odpowiadałby jak ulał  do odczytu treści,  najstraszniejszych, poczytnych horrorów. Był lodowato nieprzyjemny. Nie witał mnie jak gospodarza a jak intruza. Przynajmniej początkowo  odniosłem takowe mniemanie. Wstał jednak gdy tylko przekroczyłem próg i jednym sprawnym susem doskoczył do mnie, uważając na zdradliwe nierówności, wiekowego parkietu.  Wyciągnął ku mnie dłoń i rzekł.   - Dziękuję Panu serdecznie za wielomiesięczną opiekę i dbanie o moje potrzeby. Dom jest prowadzony w sposób wzorowy a rozpieszczanie mnie napitkiem i posiłkami uważam za prawdziwie niepotrzebny acz bardzo miły dopust. Ale gdzież podziały się moje maniery. Nazywam się Tom Donnery a Pan zdaje się ma na nazwisko Tracy. Miło mi Pana poznać. Proszę niech pan spocznie.    Odsunął mi krzesło i serdecznym gestem zachęcił mnie bym usiadł. Zrobiłem to dość machinalnie acz na nadal dość sztywnych z niepokoju i strachu kolanach. Donnery wrócił na swoje miejsce lecz tylko na moment, chwycił karafkę z koniakiem i nalał nam obu do przygotowanych kieliszków. Uchwycił je delikatnie w palce i znów ruszył ku mnie by podać mi przygotowany trunek.   - Przydałby się lokaj lub dwóch. - rzucił z delikatnym uśmiechem - Niestety musimy zadowolić się swoim towarzystwem. Odebrałem kieliszek lekko drżącą ręką i opuściłem na wysokość piersi.   - Pan zdaje się nie piję whisky - w sumie nie wiem dlaczego akurat to przyszło mi teraz do głowy - Proszę mi wybaczyć, że kiedyś nieopatrznie zostawiłem ją dla Pana na tym stole.   Donnery machnął lekceważąco wolną dłonią.   - Było minęło. Poszło w niepamięć. Proszę tego nie roztrząsać. - wzniósł cichy toast i wychynął kieliszek do sucha. Ja poszedłem w jego ślady - To ja jestem winny Panu przeprosiny. Zachowałem się wtedy karygodnie. Jak demon z piekła rodem a nie wiktoriański, szlachetny duch. No to za pojednanie. - napełnił nam puste naczynia i po chwili echo poniosło po pomieszczeniu cichy brzęk kryształu.             Toast wypełniliśmy ochoczo.   - Proszę bardzo Pan się częstuję. To mój osobisty rewanż za pana gościnność. Jedzmy i porozmawiajmy. Jak ludzie honoru i godności, których nie sposób dziś kupić.   A więc sięgnąłem po kilka kromek chleba i skrojoną, soczystą pieczeń   - Panie Tracy, może to będzie z mojej strony zupełny nietakt pytać o tak osobistą rzecz ale czy powie mi Pan dlaczego umarł Pan za życia? Nigdy nie spotkałem w tych murach nikogo poza Panem. Żadnych pańskich znajomych, przyjaciół ani kobiety.    Może i było to nietaktowne ale jednak co szkodziło mi by odpowiedzieć  zgodnie z prawdą.  W końcu musiałem komuś się wygadać.  Choćby i nie pochodził ze świata żywych.    - Nie pochwalam płytkiej małostkowości i próżności Panie Donnery, a zarazem brzydzę się zdradą, dlatego też nie mam nikogo z kim mógłbym dzielić tak życie jak i łoże.   Donnery kroił starannie gęś na równe części, uważając by nie poplamić się tłuszczem    - Czyli odeszła z innym. Najpewniej jeszcze z tym kogo zwał Pan druhem i przyjacielem? - spojrzał na mnie z bólem pełnym zrozumienia - Wiem co Pan czuję. Straciłem tak żonę i swego brata. Ich portrety spoczywają  do dziś w piwnicy. Nie ma usprawiedliwienia dla tak podłego występku. Zdrada zabija celniej niż sama śmierć. Więc wypijmy za ich śmierć.   Wzniósł kolejny toast a ja jeszcze chętniej wychynąłem kieliszek do sucha.   Piliśmy i rozmawialiśmy przez całą noc.  Przed samym nastaniem świtu, pragnął bym odprowadził go do domu.  Widać to nie był jego jedyny dom. Szliśmy po przystrzyżonym równo trawniku. Pijani w sztorc ale w szampańskich nastrojach, ku małemu pagórkowi okalanego starym zagajnikiem. Na szczycie byliśmy wraz z pierwszymi promieniami słońca. Pożegnał mnie wylewnie i gorąco i zszedł prędko po kamiennych schodkach wgłąb ciemni grobowca.  Żeliwna krata zasunęła się za nim a kłódka z łańcuchem wróciły posłusznie na swoje miejsce. Obejrzałem się tylko raz, akurat gdy słońce przebiło się przez konary i liście i oświetliło biały, lekko omszały i zabrudzony śladami deszczu. Marmurowy grobowiec rodu Donnery. Postanowiłem upić się u jego stóp do nieprzytomności. Wyjąłem piersiówkę ze szkocką z zawiniątka kieszeni pod połą marynarki i wzniosłem toast ku cichej budowli. Za jego spokój i zbawienie duszy.  
    • Wycięte metry żył z bladych przegubów splecione w pętle dla wyblakłej szyi leżą między zgniłymi wnętrznościami  karmiącymi tabuny nabrzmiałych much   Czekają na odpowiedni moment aby wywiesić wysuszone resztki w teatrze dla małoletnich denatów  przed rozkładem z obrzękiem na krtani   Niech wlewają trupie trzewia i kości  w ciemne pustostany po gałkach ocznych gdzie jedynie skolopendra z żyletką wije się ze ścierwem dawnej uwagi   Nacina pozostałe ściany czaszki wpuszczając przez nie oślizgłe wymioty płynące z ust szklanych prostokątów  gdy dłoń przykłada lufę do skroni
    • Dintojra od misjonarzy   Wchodzą jak splendor pomiędzy drzwi Srebrne tłumiki brody i pejsy Nie drgnie powieka ni ręka po kwit Żydom co przyszli zrobić tu meksyk   Mimo złych intencji to błogosławieństwo Bracha od braci prosto ze wschodu Za wspólne zimne ziemiste piekło I by przed śmiercią zaufać Bogu    
    • @Lidia Maria Concertina wreszcie trafiłam na moje klimaty - swietny wiersz, a w dodatku bardzo oddaje moj dzisiejszy nastrój jesieniowaty ....

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Pozdrowienia.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...