Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

* * *

Wisimy opodal nawisu.
Niebiesko powyżej i błogo, słońce jeszcze ciągle schowane, przez kilka godzin względnie jeszcze bezpiecznie – błękitnie, zasady feng szui obrażone podburzyły najwyraźniej lodowiec, bo spod warstwy cukrowatego śniegu tupnie cosik od czasu do czasu tudzież błyśnie jakieś niewielkie spękanie.
Fritz powoli nalewa z termosu herbatę.
Mruży oczy, kiedy podnosi do ust kubek – zawsze tak mruży ślepia, kiedy moment jest uroczysty, kiedy mu słowiańskie korzenie i kłącza grają.
W dole – lodowiec w pocie czoła.
Słowianie by tu przyszli, by grusz nasadzili, wierzb, iżby mieli gdzie spać duchowie, klonów, by skrzypce robić, by dębów –
Z dziuplami pod chuć centaurzą.

* * *

Niech już będzie ten Ignatz –
Wieszczowie też uśmiercali i wskrzeszali w tym samym akcie ulubionemu Bogu.
Niech już będzie ta z kolei p r o j e k c j a, w końcu – Boże – tyle jeszcze dziedzictwa do odniesienia się, tyle klasycznego genotypu…
Ignatz – najciemniejszy z tułaczów po szczelinach, od kilku dni bezskutecznie usiłuje przypomnieć sobie owe micińskie inkantacje. I nic. Zwłaszcza teraz natomiast (brak nart, szczelinowisko – szare królestwo) rozmyśla o tym, że najważniejsze rzeczy – to w górach; to po zejściu…
Ignatz podejmuje decyzję trudną – kładzie się i czołga. Wspomina to pozejście pierwsze, w latach zupełnie jeszcze pacholęcych, kiedy chwycił za pióro i mizerny aforyzm z á Kempis obudował w moralizujący oktostych – i co z tego po latach wyszło za piśmiennictwo.
Sypie się pod Ignatzem, choć umiarkowanie, bez przesady – szczeliny nie za szerokie, słuchać jednak lecące sople, od czasu do czasu ujawnia się jakiś hiatus.
A z którymś kolejnym posunięciem uda podejmuje myśl o pisarstwie na powrót, jeszcze raz obraca w myśli na wszystkie strony termin, który urobił.
Czołga się Ignatz, czołga, bo przecież wyjdzie z tego cało, bo idzie mu już nieźle z garbu na lity lód – i rozprawia – o głębokim doświadczeniu grzeszności?

* * *

Aż nagle Ignatz został sam – w balii; z literaturą.
Woda przyjemna, nieco mydlin przelewa się na zewnątrz, gdy Ignatz niefrasobliwie się archimedesuje.
Przesiada się jednak z rzadka – lustruje się:
wychudzony – poobijany (odżywiał się źle, odziewał nieco lepiej), nieładne paznokcie, żylaste, owłosione łydki, kanciaste kolana; ślad po plastrze rozgrzewającym na prawym boku; nieogolony, poobijany, obtarty.
Niby zmierzchało za oknem, ale byle jaki ten zmierzch – już ciemno.
Nacierał Ignatz stłuczone mięśnie ciepłą wodą i szarym mydłem. Pod nosem natomiast mruczał na nutę de Angelis:
- Benedictus qui venit in nomine Domini… (był to bowiem Ignatzów fragment najulubieńszy).
Nad nim – anioł stróż przystanął w locie i nad czymś głęboko się zadumał (ani chybi wspomniał Miszę towarzysza). W drzwiach do izby zły duch stał z siedmioma kolegami, co jeden to większy zakapior, zbój po zbóju.
Najbardziej bolała pięta, choć kłuło i w biodrze, na kolanie – podle fioletowy siniec… Nie był Ignatz miękko rozciągnięty, o nie – bywał tam, gdzie, owszem, był Bóg, ale gdzie on sam się już nie liczył, gdzie boh (choć go nie ma), gdzie duszne wyziewy z lepkich błot.
A szedł przecież do balii na modłę bosą.W nucone zaś błogie Sanctus – wdzierała się raz po raz dyskretna polifonia.
Balia – mimo rwania w boku – nie była ciężka. Ignatz otwarł kratkę pieca, gdzie spoczywały rozpalone głazy.
(w otwarcie kratki włączyły się jakieś jeszcze głosy – jakby z pieca, niby z żaru).

Sen, para – buch.

Opublikowano

Panie (pani?) Freney... Cóż rzec... Nieliche wypociny to są, nieliche. Widać jakiś zamysł, myśl o świecie czy jak tam to zwać, ale narracja jakaś taka... rozbuchana? rozdmuchana? Te wtręta po staropolskiemu, te szyki dziwaczne, starobrzmiące, iżbyśmy li to mieli my czytelnicy co dopoczytania a i do przemyślenia.
Nazwałbym toto literaturą (tfu) artystyczną, gdzie forma jednak prym wiedzie nade treścią, gdzie ważniejsze jest czytanie samo w sobie. (ale ważniejsze od czego?)
Z niejednym artystom tu się potykałem, nie jeden artysta mnie tu od niechlujów nawyzywał, ale że nazwałeś owe fragmenty "niezobowiazującymi" toć i ja zaobowiązanym się nie czuję.
Do samego kunsztu władania piórem ciężko się tu przyczepić, tu się raczej o zamysł rozchodzi, a że więcej tu widzę zamysłu niż u innych "artystów" (obecnych tu), tedy wstrzymuję się z ocena tych wprawek - pókico.
Jednakowoż nie czuje się aby to pióro prowadziło Ciebie, a to już coś.

howgh (pozdrawiam w narzeczu navaho)

Opublikowano

Non sum dignus, że tak pozdrowię w języku martwym. Że też aż tak oszczędził mnie ten niesławny Marcholt Czyścizadek, postrach panien cnotliwych i wdów w żałobie!

Opublikowano

Przeczytałem. Próbowałem pojąć. Potem jeszcze raz próbowałem. Wyszedłem. Wróciłem. Znowu spróbowałem... I to właśnie mnie ucieszyło. Co powiedział mi Twój tekst to sprawa drugorzędna, ważniejszym wydał mi się z nim dialog, spór niemal; ale dialog li tylko dla dialogu a spór dla sporu samego. I cieszy mnie to, że jeszcze parę z nim słów zamienię z chęcią.

Opublikowano

Natalio,

sięgnąłem do źródła - sam (baczność) Marcholt (spocznij) szepnął mi dziś o Tobie kilka dobrych słów, więc Twoje "z poważaniem" biorę sobie do serca ;-)

Opublikowano

Człowieku! (apostrofą zacznę, coby uprzejmości stało się zadość).
Czy mamy do czynienia z fabułą? Nie. A czy trzeba mieć do czynienia z fabułą? Każdy odpowie jak uważa, bo co kto lubi to jego sprawa i nie sprawa tylko, prawo nawet etc.
A ja odpowiem tak: napisać o czymś każdy porafi - ał boli, bo mnie zdradziła; o deszczyk pada, tęcza ładna; kiedy miałem dziesięć lat, mamusia powiedziała mi... i takie różne historie. Zbitki słów znaczy. Ale napisać tak, by słowa tańczyły w określonym porządku, choreografii się trzymając, bacznie śledząc trenera, jest trudniej.
Człowieku! podoba mi się tych fragmentów garść. Forma na planie pierwszym, staropolskie wstawki tworzą specyficzny klimat, odwołania literackie - respect - i podążanie tropem Zoli; bo kiej ten Zola przecież (... kiej te kurczątka zestrachane... jak jeden Pan napisał) piszesz naturalistycznie poniekąd.
Uznanie.
Pozdrowić? A pozdrowię!

Opublikowano

"napisać o czymś każdy porafi " - ptysiu, czyżes na głowę upadł, kremem do podłogi? No dajże spokój...
buahahahhahaha
przeczytaj losowo wybranych 5 tekstów z tej strony a zobaczysz że chociaż 2 z nich PRZECZĄ twoim niefrasobliwym sądom.
nie każdy potrafi.
i "fabuła" nie znaczy ~moim skromniuskim zdaniem: "o czymś", to znaczy "interesująco o czymś"!
Momzdaniem dużo prościej jest sprawić, żeby słowa tańczyły jak z Teatru Balszoi, kiedy nie muszą mieć sensownej kontynuacji w każdym kolejnym zdaniu, a każdy kolejny akapit to gołst inde makinas de la młerte.
Dużo trudniej opowiedzieć pięknie coś ciekawego.
I jeżeli Freney pisze jak Zola, to albo ja Zoli nie czytałem, albo Freneya (o tobie się nie wypowiadam, zeby w pyskówkę nie poszło).
A nazwać dobrze opowiedzianą fabułę "zbitkami słów" jeno, to herezja.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Erotyk    Łukasz Jasiński 
    • od krzepnięcia pełni karmić na turlany z kłód rąk debiut od uroku po przeć stan niej kiczem łupki pełniej zlewać od ale ich poprzez zazdrość na myśl kichy pat chudzenia od podłości skroju chaszczy Bogu szyć chcieć mili więcej od momentu po przekrętach nad niziną dzieci grzecznych; od przerwania sakramentów już nie mówi tylko wrzeszczy
    • Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.      
    • Przerażone czekały na śmierć... W barakach okolonych kolczastym drutem...   Choć wielka światowa wojna, Pochłonąwszy miliony niewinnych ofiar, Z wolna dobiegała już końca, A wolnym od nazizmu stawał się świat… Na obrzeżach czeskiego Holýšova, Z dala od teatru wojennych działań, Z dala od osądu cywilizowanego świata, Rozegrać miał się wielki ludzki dramat...   Dla setek niewinnych kobiet, Strasznych dni w obozie zwieńczeniem, W okrutnych męczarniach miała być śmierć, Żywcem bez litości miały być spalone... Podług wszechwładnych SS-manów woli, By istnienia obozu zatrzeć ślady,  Spopielone bezlitosnego ognia płomieniami, Nazajutrz z życiem pożegnać się miały…   Przerażone czekały na śmierć... Utraciwszy już ostatnią, choćby nikłą nadzieję…   W obszernych ciemnych baraków czeluście, Przez wrzeszczących wściekle SS-manów zapędzone, W zatęchłym cuchnącym baraku zamknięte, Wkrótce miały pożegnać się z życiem… Gdy zgrzytnęła żelazna zasuwa, Zwierzęcy niewysłowiony strach, W każdej bez wyjątku pojawił się oczach, By na wychudzonej twarzy się odmalować…   Wszechobecny zaduch w barakach, Nie pozwalał swobodnie zaczerpnąć powietrza, Gwałtownym bólem przeszyta głowa, Nie pozwalała rozproszonych myśli pozbierać… Gwałtownym bólem przeszyte serce, Każdej z  setek bezbronnych kobiet, Łomotało w młodej piersi jak szalone, Każda oblała się zimnym potem…   Przerażone czekały na śmierć... Łkając cicho jedna przy drugiej stłoczone...   W ostatniej życia już chwili, Z wielkim niewysłowionym żalem wspominały, Jak do piekła wzniesionego ludzkimi rękami, Okradzione z młodości przed laty trafiły… Jak przez niemieckie karne ekspedycje, Przemocą z rodzinnych domów wyrywane, Dręczone przez sadystyczne strażniczki obozowe, Drwin i szykan wkrótce stały się celem…   Codziennie bite po twarzy, Przez SS-manów nienawiścią przepełnionych, Doświadczyły nieludzkiej pogardy I zezwierzęcenia ludzkiej natury… Wciąż brutalnie bite i poniżane, Z kobiecej godności bezlitośnie odarte, Odtąd były już tylko numerem W masowej śmierci piekielnej fabryce…   Przerażone czekały na śmierć... Pogodzone z swym okrutnym bezlitosnym losem…   W zadrutowanych barakach, Z wyczerpania słaniając się na nogach, Wycieńczone padały na twarz, Nie mogąc o własnych siłach ustać… Gdy zapłakanym oczom nie starczało łez, Fizycznie i psychicznie wycieńczone, Czekając na swego życia kres, Strwożone już tylko łkały bezgłośnie…   Przeciekające z benzyną kanistry, Ustawione wzdłuż obozowego baraku ściany, Strasznym miały być narzędziem egzekucji, Tylu niewinnych istnień ludzkich… Przez SS-mana rzucona zapałka, Na oblany benzyną obozowy barak, Setki kobiet pozbawić miała życia, W strasznych męczarniach wszystkie miały skonać…   Przerażone czekały na śmierć... Gdy cud prawdziwy ocalił ich życie…   Ich spływające po policzkach łzy, Dostrzegły z niebios wierne Bogu anioły, A Wszechmocnego Stwórcę zaraz ubłagały, By umrzeć w męczarniach im nie pozwolił… I spoglądając z nieba Bóg miłosierny, Ulitowawszy się nad bezbronnymi kobietami, Natchnął serca partyzantów z lasów dalekich, Bohaterskich żołnierzy Świętokrzyskiej Brygady…   I tamtego dnia pamiętnego na czeskiej ziemi, Niezłomni, niepokonani polscy partyzanci, Swe własne życie kładąc na szali, Prawdziwego, wiekopomnego cudu dokonali… Silnie broniony obóz koncentracyjny, Przypuszczając swymi oddziałami szturm zuchwały, Sami bez niczyjej pomocy wyzwolili, Biorąc setki SS-manów do partyzanckiej niewoli…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dla tysięcy kobiet był wolności zarzewiem...   Niebiańskiemu hufcowi aniołów podobna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, By znienawidzonemu wrogowi plany pokrzyżować By wśród hitlerowców paniczny strach zasiać… Tradycji polskiego oręża niewzruszenie oddana, Chlubnym kartom polskiej historii wierna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, Paniczny w obozie wszczynając alarm…   Brawurowe ze wschodu natarcie, Zaskoczyło przerażoną niemiecką załogę, Z zdobycznych partyzanckich rkm-ów serie, Głośnym z oddali niosły się echem… By tę jedną z najpiękniejszych kart, W długiej historii polskiego oręża, Zapisała niezłomnych partyzantów odwaga, Krusząc wieloletniej niewoli pęta…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Przeraził butnych SS-manów załogę…   Odgłosy walki niosące się z oddali, Do uszu udręczonych kobiet dobiegły, W tej strasznej długiej niepewności chwili, Krzesząc w sercach iskierkę nadziei… Na odzyskanie upragnionej wolności, Zrzucenie z siebie pasiaków przeklętych, Wyjście za znienawidzonego obozu bramy, Padnięcie w ramiona wytęsknionym bliskim…   Choć nie śmiały wierzyć w ratunek, Ten niespodziewanie naprawdę nadszedł, Wraz z brawurowym polskich partyzantów szturmem, Gorące ich modlitwy zostały wysłuchane… Wnet łomot partyzanckich karabinów kolb, W ryglującą barak zasuwę żelazną, Zaszklił ich oczy niejedną szczęścia łzą, Wyrwały się radosne szepty wyschniętym wargom…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dnia tego zwieńczonym był wielkim sukcesem…   Wielkie wrota baraków wyważone, Rozwarły się z przeciągłym łoskotem, Odsłaniając widok budzący grozę, Chwytający za twarde żołnierskie serce… Ich brudne, wycieńczone kobiece twarze, Owiało naraz rześkie powietrze, Nikły zarysowując na nich uśmiech, Dostrzeżony sokolim partyzanckim wzrokiem…   I ujrzały swymi załzawionymi oczami Polskich partyzantów niezłomnych, Niepokonanych i strachu nie znających, O sercach anielską dobrocią przepełnionych… Dla setek kobiet przeznaczonych na śmierć, Polscy partyzanci na ziemi czeskiej, Okazali się wyśnionym ratunkiem, Zapisując chlubną w historii świata kartę…   - Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej NSZ i grupa uwolnionych więźniarek z obozu koncentracyjnego w Holýšovie (Źródło fotografii Wikipedia).              
    • @Roma

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       Jeszcze się trzymasz? Powodzenia, bo nerwy jak szwy, łatwo puszczają, szczególnie jak stres trwa długo.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...