Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Eryst von Gorski

Użytkownicy
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Eryst von Gorski

  1. W pierwszym wersie to raczej żaden człowiek, ja tam widzę, a wzrok mam sokoli, Pana, tego od fletni Pana i strachu panicznego, koźlonogiego towarzysza Dionizosa. Bo o wiele pamiętam egipskiemu sternikowi przykazane zostało, że gdy dotrze do Palodes oznajmić ma, iż Pan wielki umarł a wtedy świat miał jęczeć i pękł zdaje się kamień jakowyś znaczący. No i ten kamień z tym Piotrem... - skała. Dla mnie bomba, ja to biorę.
  2. Ludzieee... tak nie można. Osobiście nie czuję by ten tekst mnie do czegokolwiek zobowiązywał (no może zobowiązuje do wspomnień jeno, o psorze z którym się pijało, aj pijało, a który kiejby ten Wołodyjowski do trapistów, na klaromontanę prysł był; i jak chodziliśmy na "wary"; i jak nam się teksty napisały podobne cokolwiek, u mnie tyż było coś z Egiptem i z Prusakami czy jak tam) i dlatego nie podchodzę do niego poważnie a jedynie zabawowo. A zabawa jest. Przynajmniej dla mnie. Tylko te inteligenckie przypisy zweryfikuj bo tam gwiazdki Ci się pokićkały.
  3. Marcholt, Ty wiesz, że ten tekst mi leży. Od drugiego wejrzenia. Jestem jednym z nielicznych którzy znają tajemnice tytułu i zaplecze. Komuś z powyżej komentujących nie podobał się opis poszczególnych zabawek... cóż radzę przeczytać raz jeszcze a jeśli i to nie pomoże, proszę skonfrontować to z księgą Genesis. Każda zabawka to dzień tworzenia pana B. ale tekst w czasie pierwszej lektury świetnie to kamufluje i w tym jego siła. Dobry jest i basta. Tekst numeru przecie to był...
  4. Pan się nadto Kwintylianem przejąłeś mniemam. Przecie napisałem, że z kulturą języka to pan NA BAKIER NIE JESTEŚ. Pochwała taka... A jeżeli idzie o tekst to polecam go czytać z towarzyszeniem piosenki przedpotopowego zespołu ACCEPT pt: (za przeproszeniem) "Son of a bitch"
  5. "drzwi się otwarły" - no z kulturą języka to pan na bakier nie jesteś... Uśmiałem się po same cojones choć już jakiś czas temu. Więcej takich seksistowskich, mizogamicznych, geriatrogamicznych, klerogamicznych, pogoniogamicznych nam trzeba młodym.
  6. Przeczytałem. Próbowałem pojąć. Potem jeszcze raz próbowałem. Wyszedłem. Wróciłem. Znowu spróbowałem... I to właśnie mnie ucieszyło. Co powiedział mi Twój tekst to sprawa drugorzędna, ważniejszym wydał mi się z nim dialog, spór niemal; ale dialog li tylko dla dialogu a spór dla sporu samego. I cieszy mnie to, że jeszcze parę z nim słów zamienię z chęcią.
  7. rabina Machta opowieść o aniołach, zasłyszana w jednej z karpackich bóżnic. Było to w Purim, kiedym ujrzał anioła. Nic w tym istotnie dziwnego, wszak anioły widuje się powszechnie w naszych okolicach, ale godnym odnotowania jest ten fakt, z przyczyny inności wspomnianego anioła. Był on – należy zauważyć – w swej postaci mało anielski. Po pierwsze – nadszedł z zachodu, a wie się, iż anioły przybywają do nas od wschodu, razem ze słońcem. Po wtóre był krępy, a wie się, iż Najmędrszy (niech będzie sławione Jego imię) anioły ustanowił w swej smukłości doskonałymi. Twarz miał zmęczoną, co u aniołów nie uchodzi, które – wie się – że nawet spracowane utarczkami z grzechem i występkiem wszelakim, swym blaskiem zachwycają i rozświetlają mroczne doliny. Szedł ciężko, co aniołom nie przystoi, stękał i spluwał co chwilę. Czy widział kto anioła, który tak by się zachowywał? Mało tego, idąc tak ciężko, stękając i spluwając, mełł w ustach kromkę razowego chleba, zagryzając ją słoniną (o Najwyższy [niechaj chóry wyśpiewują Twoje święte Imię], czyś nie ustanowił jadłem aniołów złotych jabłek, srebrnych gruszek i słodkiej manny?). Co więcej, jadł łapczywie, a wszystko przecie od starego mędrca po wschodzącą trawę wie, że anioły z czcią i rozmodleniem spożywają każdy pokarm niebiański, a cześć jest tak wielka, a rozmodlenie tak głębokie, że każdy anielski posiłek na ziemi trwać by musiał wiek cały. Anioł szedł okutany w płaszcz, trudno więc stwierdzić cokolwiek o jego skrzydłach. Ale co wzburzało mnie w nim najbardziej, to jego ciemne, poskręcane włosy. Któż nie wie, że Najszczodrzejszy (niech miriady gwiazd świecą na chwałę Jego Imienia), gdy stworzył świat i ulepił człowieka, zebrał wszystkie anioły, błogosławił im, i kładąc dłonie na głowach poświęcał je do odpowiednich obowiązków. Co ważne, na dłoniach miał wtedy jeszcze glinę człowieczą, przez co każdy z aniołów odszedł od tronu inny niż doń przystąpił. Roześmiał się Najwznioślejszy (święte jego Imię), a widział, że było to dobre, żeby każdy anioł odtąd miał czerwone jak glina włosy, na znak błogosławieństwa. Nie było zatem w tym aniele krztyny anielskości i śmiem twierdzić, że był to anioł bezbożny. Co prędzej zatem chwyciłem za laskę i z trudem łapiąc równowagę przegnałem go. Uciekał wrzeszcząc dość nieanielsko, a gdy był już pod lasem, odwrócił się, popukał w czoło, splunął w moją stronę, i odszedł w kierunku sąsiedniej wsi. Wróciłem dokończyć Purim. Pijąc wino krzyczałem: niech żyje Mordochaj!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...