Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

rozdział 12

(czytelnika obowiązuje pełnoletność)



Zabrali ją dwie godziny temu i nic. Nic mi nie chcą powiedzieć! Gdyby nie ta przeklęta noga...
A może… Nie. Nie będę ich o nic prosił.

- Panie Dawidzie? – pielęgniarka.
- Tak?
- Ktoś do pana.

To był on. Ojciec Patrycji. Momentalnie zaschło mi w gardle. Że też musiałem wykrakać!

- Dzień dobry, można? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
- Proszę, proszę niech pan siada.

Przyszpilił mnie swoim wzrokiem do łóżka. Nie wiedziałem, czy coś powiedzieć, czy o coś spytać.

- Zaczęło się… - rzekł flegmatycznie.
- Co?! Patrycja już rodzi?!
- Wiesz, musimy sobie porozmawiać na parę tematów. – mówił, jakby mnie w ogóle nie słuchał. A ja chciałem wiedzieć, co z Patrycją i naszym dzieckiem!
- Ale niech mi pan najpierw powie, co u Patrycji! Jak się czuje?

Milczał chwilę.

- A Ty jakbyś się czuł, jakbyś rodził dziecko? – próba żartu? – Wszystko w rękach lekarzy i pana Boga. Dowiemy się nie prędzej, niż za kilka godzin. Mamy czas. – Zabrzmiało to złowieszczo. – Już? Uspokoiłeś się trochę chłopcze?
- Tak – odparłem głucho i wcale nie taki uspokojony.
- No to zaczynamy. - zrobił ogromnie długą pauzę, jakby układając sobie wszystko w głowie, lub zastanawiając się, od czego by tu zacząć… Z jakiej strony najtrafniej mnie ukłuć.
- Znam swoją córkę od kilkunastu lat. A Ty? – brak czasu na odpowiedź – Byłem przy niej, gdy zmarła jej babcia, a Ty? – znów brak czasu- Pomagałem jej w lekcjach, gdy miała problemy, a Ty? – zaczynałem pojmować, że to pytania retoryczne, a przede mną cała ich litania – Wiesz, że jak miała 5 lat to użądliła ją pszczoła i dwa tygodnie leżała w szpitalu? Niee? To, co Ty chłopcze wiesz o mojej córce? Jakim prawem śmiesz wciągać ją w nieczyste sprawy? Czemu narażasz ją na niebezpieczeństwo i niepełnoletnią zmuszasz do ucieczki z własnego domu?! I w końcu na miłość boską, kto dał Ci prawo deptania brudnymi buciorami po nieskazitelnej czystości i niewinności mojej córki?!

Kłócić się z nim, czy milczeć. Stawiać opór, czy przepraszać. Tłumaczyć, czy niemo przytakiwać. Szlag by go jasny trafił!
Spojrzał teraz wściekle na mnie jakby oczekiwał nadstawienia policzka. Guzik!

- Pan jest w błędzie.
- Co?!
- Pan nie rozumie, bądź nie chce zrozumieć, że my się z Patrycją kochamy. Od czasu wypadku w moim domu przestał pan akceptować nasz związek i uważał, że sprawa ucichnie. Tylko jak pan to sobie wyobrażał? Że nam minie? Że to były szczeniackie wygłupy?
- Bo to są! – nie dałem mu skończyć
- Otóż nie. Skoro podjęliśmy te ważne dla nas decyzje, to znaczy, że nam na sobie zależy, nie uważa pan? Wynajmujemy wspólnie mieszkanie, pracujemy.
- A szkoła! Nauka, studia?! Jak długo zamierzacie tak egzystować?! Bawić w dom! – no tego było już za wiele. Facet wyraźnie nie miał zamiaru rozmawiać, wyjaśniać a ogłaszać. Ciekaw byłem, co.
- Nie mogę pozwolić by moja córka się marnowała z takim… w takim miejscu. – wstał rozgorączkowany – Dzisiaj widziałeś ją ostatni raz! – wyszedł.
- NIE!! Nie pozwolę Wam! – darłem się rozpaczliwie nie mogąc ruszyć się z miejsca.- Nie, nie, nie, nie! To nie jest prawda! Nie, cholera jasna, NIE!!

Weszła pielęgniarka.

- Ależ panie Dawidzie… Co się panu stało, coś boli, mam zawołać lekarza?
- NIE! Odczep się ode mnie! Idź sobie!
- Proszę pana…
- Chcę być sam!
- Rozumiem, że pan cierpi..?
- Nic nie rozumiesz!
- Ale naprawdę proszę się uspokoić, niepokoi pan innych pacjentów.
- Gówno mnie to obchodzi.
- Ale mnie obchodzi i zaraz dam panu zastrzyk uspakajający. Tego pan chce?
-…- głupia suka musiała się przychrzanić, nie może dać człowiekowi świętego spokoju! Czy ja żądam wiele! – Czy ja żądam wiele?! Chcę tylko spo ko ju. Rozumie pani? Spokoju.
- Dobrze, ale zaraz kolacja. Przyjdę i chcę widzieć pana uśmiechniętego. – co ta piguła sobie myśli?! Że co ona może?!

Wyszła.
Obić komuś ryj to mało powiedziane. Miałem ochotę kogoś zabić. Zabić! Bić do nieprzytomności bez opamiętania.
Nie zabiorą mi ich. Nie. Znajdę ich. Patrycja jest moja. Dzieciak też jest mój. Nie będą mi ich sobie wychowywać na swój popierdolony sposób. NIE! A do tego ta popieprzona noga!
A co mi tam. Wstaję. Najwyżej się przewrócę.

Spróbowałem się podnieść. Zdjąłem stopę z temblaka przyczepionego do łóżka. Trochę bolało, ale to nic. Ledwo dochodził do mojej głowy jakiś ból, przy wszechogarniającej wściekłości.

Jedna noga. Druga. Siedzę.
O ku..., jak boli!
Stoję.

No to teraz możesz mi facet…
Idę!

Koślawo, bo koślawo, ale doczłapałem się na oddział dziecięcy. Tam ich nie było. Hm, a gdzie tu jest kurwa porodówka, kto mi powie?! Nie, nikogo nie będę pytać. Sam znajdę.

Po jakimś czasie znalazłem. Same krzyki. Poród to chyba jednak bolesna sprawa.
Nagle przede mną wyrosła sala pełna noworodków.

Jakie one maleńkie… Jakie tycie!
I jakie brzydkie. To znaczy inaczej, nie takie słodkie, jak mówią. Ale jakie malutkie rączki… I jak takie zawiniątko wziąć na ręce? Aż strach się bać. Ech, i pomyśleć, że… Już niedługo.

Śmiesznie wyglądają te maluchy w pieluchach.
Tylko, żeby nie natknąć się na starych Pati. Czujnie się rozejrzałem, ale teren był czysty. Jakaś pielęgniarka zauważyła, że przyglądam się dzieciakom.

- Jest pan ojcem, któregoś z nich? – spytała z lekko krzywym, ale szczerym uśmiechem.
- Nie wiem. – powiedziałem szczerze. Spojrzała na mnie, jak na kretyna. – To znaczy, nie wiem, czy już tu jest, czy już się urodziło.
- Ach, w tym sensie. Jak się pan nazywa? Zaraz to sprawdzimy.

Hm, nie wiedziałem, czy podać dane moje, czy matki. Jeny Pati- matka! Dobre. Nie pomyślałem o tym wcześniej. Mamusia. Heh!

- Matka nazywa się Patrycja Łuczywek.
- Pan chwilkę poczeka. – i poszła szukać.

Coś długo jej nie było. Ale wróciła, tylko że z nie tęgą miną.
Najpierw dziwnie westchnęła, a potem powiedziała.

- Przykro mi proszę pana, ale... pani Patrycja Łuczywek została godzinę temu wypisana od nas ze szpitala. Najwidoczniej się przeniosła do innego. Ale proszę nie martwić z pewnością nic jej nie jest, skoro dostała pozwolenie na wypisanie. Kobiety czasem tak robią, wolą rodzić w sprawdzonych klinikach... Proszę pana? Nic panu nie jest? Zbladł pan strasznie, niech pan tu usiądzie. Monika!
- Tak?
- Temu panu zrobiło się słabo, weź przywieź wózek, zawieziemy go na odpowiedni oddział. Proszę pana? Proszę na mnie spojrzeć, gdzie pan leżał, w jakiej sali?… Jak się pan nazywa?
- Już, mam.
- Dobra, pomóż mi go przenieść.
- Zostawcie mnie! – wstałem szybko i chciałem biec przed siebie, ale... noga. Nie biegłem a leżałem teraz na posadzce.
- Och, co pan robi! Monika pomóż mi go podnieść. Chce pan sobie zrobić krzywdę?
- A jakie to ma znaczenie?! – wybuchłem. – Zabrali mi je! Zabrali! – szarpałem się z nimi, bo chciałem sam wstać, ale po chwili dałem za wygraną.
- Spokojnie, zaraz wszystko sprawdzimy, tak? To jak się pan nazywa i w której sali leżał?


c.d.n.

.........................................................................

Mam nadzieję, że użyte przeze mnie wulgaryzmy i słowa używane w mowie potocznej nie sprawiły nikomu przykrości, czy spotkały się z niesmakniem. Przyznam, że wcielając się w rolę Dawida, ciężko przychodziło mi wymyślanie innych słów, którymi opisaną sytuację by komentował. Sama nie miałabym w głowie łagodniejszych :)

Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za przeczytanie
Natalia

Opublikowano

Znowu powiem że świetne- staję się monotematyczna :)
Podobało mi się i te wulgaryzmy pasują do sytuacji...zapewne w życiu taki Dawid również by tak się zachowywał, tak mówił...
cóż więcej? czekam na ciąg dalszy i jestem ciekawa co będzie dalej...bardzo ciekawa :)
Pozdrawiam serdecznie N.Z.

Opublikowano

Cieszę się, że cały czas trzymasz wysoki poziom.

Jeśli chodzi o wulgaryzmy, to były one na tyle naturalne, że po przeczytaniu całości się zastanawiałem, skąd Twój komentarz na końcu i dlaczego ostrzeżenie 'czytelnika obowiązuje pełnoletność'. Musiałem jeszcze raz przeczytać tekst, żeby wyłapać 'o, ku...' i tym podobne. Zresztą i tak byłaś łagodna. Jako stały użytkownik pojazdów komunikacji miejskiej osłuchałem się z językiem znacznie ostrzejszym:)

Oczywiście z niecierpliwością oczekuję na ciag dalszy. Dopiero po przeczytaniu całości będzie można tak naprawdę wypowiedzieć się na temat "Astygmatyzmu miłości" (a propos, nie mam alternatywnego pomysłu na ten tytuł:) )

Pozdrawiam

Michał Z.

Opublikowano

dziekuję Wam bardzo moi drodzy za dobre słowa :)

cieszę się bardzo, że słownictwo dopasowane, a że ostrzej mogłam to wiem, ale po co? :)

Michał trudno, sama tę alternatywę na tytuł wyczaję, albo zostawię :)

ciąg dalszy mam nadzieję, niedługo

uff poprzeczka widzę znów mocno nie trącona, może i następnym razem się uda

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

Cóż, zmilczę i poczekam na całość. Ludzie używają wulgaryzmów, nie widzę problemu. Ważne z czyich ust padają i dlaczego. Tatuś trochę histeryczny, ale rozumiem jego uczucia. Gdy się pomyśli, że ktoś z Twoją wychuchaną córeczką... Dość, muszę wiedzieć z czego to wszystko wynika, bo pewnie fabuła jakoś narasta...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Aby łamy, karoseria i resorak mały - ba.    
    • Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Tyle przecież jej zawdzięczamy, Poprzez liczne burzliwe wieki, Ostoją nam była naszej tożsamości,   W ciężkich chwilach dodawała nam otuchy, Gdy cierpiąc wciąż pod zaborami, Przodkowie nasi zachwyceni jej kartami, Wyszeptywali Bogu ciche swe modlitwy.   Gdy pod okrutną niemiecką okupacją, Czcić ojczystych dziejów zakazano, A pod strasznej śmierci groźbą, Szanse na edukację celowo przetrącono,   To właśnie nasza ojczysta historia, Kryjąc się w starych pożółkłych książkach, Do wyobraźni naszej szeptała, Rozniecając Nadzieję na zwycięstwa czas...   I zachwyceni ojczystymi dziejami, Szli w bój ciężki młodzi partyzanci, By dorównać bohaterom sławnym, Znanym z swych dziadów opowieści.   I nadludzko odważni polscy lotnicy Broniąc Londynu pod niebem Anglii, Przywodzili na myśl znane z obrazów i rycin Rozniecające wyobraźnię szarże husarii.   I na wszystkich frontach światowej wojny, Walczyli niezłomni przodkowie nasi, Przecierając bitewne swe szlaki, Zadawali ciężkie znienawidzonemu wrogowi straty.   A swym męstwem niezłomnym, Podziw całego świata budzili, Wierząc że w blasku zasłużonej chwały, Zapiszą się w naszej wdzięcznej pamięci…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Pseudohistoryków piórem niegodnym, Ni ranić Prawdy ostrzem tez kłamliwych, Wichrami pogardy miotanych.   Nie pozwólmy by z ogólnopolskich wystaw, Płynął oczerniający naszą historię przekaz, By w wielowiekowych uniwersytetów murach, Padały szkalujące Polskę słowa.   Nie pozwólmy bohaterom naszym, Przypisywać niesłusznych win, To o naszą wolność przecież walczyli, Nie szczędząc swego trudu i krwi.   Nie pozwólmy ofiar bezbronnych, Piętnem katów naznaczyć, By potomni kiedyś z nich drwili, Nie znając ich cierpień ni losów prawdziwych.   Przymusowo wcielanych do wrogich armii, Znając przeszłość przenigdy nie pozwólmy, Stawiać w jednym szeregu z zbrodniarzami, Którzy niegdyś świat w krwi topili.   Nie pozwólmy katów potomkom, Zajmować miejsca należnego ofiarom, By ulepione kłamstwa gliną Stawiali pomniki dawnym ciemiężycielom.   Bo choć ludzie nienawidzący polskości, W gąszczach kłamstw swych wszelakich, Sami gotowi się pogubić, Byle polskim bohaterom uszczknąć ich chwały,   My z ojczystej historii kart, Czynić nie pozwólmy urągowiska, By gdy oczy zamknie nam czas, I potomnym naszym drogowskazem była.   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…    Pośród rubasznych śmiechów i brzęku mamony, Ni kłamstw o naszej przeszłości szerzyć, W cieniu wielomilionowych transakcji biznesowych.   Nie pozwólmy by w niegodnej dłoni pióro, Kartek papieru bezradnie dotykając, O polskiej historii bezsilne kłamało, Nijak sprzeciwić się nie mogąc.   Nie pozwólmy by w polskich gmachach, Rozpleniły się o naszej historii kłamstwa, By przetrwały w wysokonakładowych publikacjach, Polskiej młodzieży latami mącąc w głowach…   Choć najchętniej prawdą by wzgardzili, By wyrzutów sumienia się wyzbyć, Wszyscy perfidnie chcący ją ukryć, Przed wielkimi tego świata umysłami,   Cynicznych pseudohistoryków wykrętami, Wybielaniem okrutnych zbrodniarzy, Nie zafałszują przenigdy prawdy Ci którzy by ją zamilczeć chcieli.   I nieśmiertelna prawda o Wołyniu, Przebije się pośród medialnego zgiełku, Dotrze do ludzi milionów, Mimo zafałszowań, szykan, zakazów.   Gdy haniebnych przemilczeń i półprawd, Istny sypie się grad, A skandaliczne padają wciąż słowa Milczeć nie godzi się nam.   Przeto straszliwą o Wołyniu prawdę, Nie oglądając się na cenę Odważnie wszyscy weźmy w obronę Głosząc ją z czystym sumieniem…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…  Prawdy historycznej ofiarnie brońmy, Czci i szacunku do bohaterów naszych, Przenigdy wydrzeć sobie nie pozwólmy.   Przeto strzeżmy wiernie ich pamięci, Na ich grobach składając kwiaty, Nigdy nikomu nie pozwalając ich oczernić, Na łamach książek, portali czy prasy…   Nie pozwólmy by upojony nowoczesnością świat, Zapomniał o hitlerowskich okrucieństwach i zbrodniach, By bezsprzeczna niemieckiego narodu wina, W wątpliwość była dziś poddawana.   Pamięci o zgładzonych w lesie katyńskim, Mimo wciąż żywej komunistycznej propagandy, Na całym świecie niestrudzenie brońmy, W toku burzliwych dyskusji, polemik.   O bestialsko na Wołyniu pomordowanych, Strzeżmy tej strasznej bolesnej prawdy, O tamtym krzyku ofiar bezbronnych, O niewysłowionym cierpieniu maleńkich dzieci.   Walecznych ułanów porośniętych mchem mogił,  Strzeżmy blaskiem zniczy płomieni, Pamięci o polskich partyzantach niezłomnych, Strzeżmy barwnych wierszy strofami,   Bo czasem prosty tylko wiersz, Bywa jak dzierżony pewnie oręż, Błyszczący sztylet czy obosieczny miecz, Zimny w gorącej dłoni pistolet…   Ten zaś mój skromny wiersz, Dla Historii będąc uniżonym hołdem, Zarazem drobnym sprzeciwu jest aktem, Przeciwko pladze wszelakich jej fałszerstw…                      
    • ładnie   chłodne spojrzenia poranków pochmurne deszczowe dni a przecież nie raz się trafi że słońce kasztan da mi   na krzakach żółci się pigwa pod drzewem niejeden grzyb nad nami czerwień jarzębin wiatr z liśćmi rozpoczął gry ...
    • @Somalija stałaś tam, stojąc w słońcu. a wiatr rozwiewał ci włosy. to było wtedy, kiedy o wieczorze liliowe zapalały si,e obłoki, w którymś lipcowym dniu gorącego lata, w którejś znojnej godzinie podwieczornego skwaru...
    • @Nata_Kruk

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       A ja Ciebie i Twoje komentarze :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...