Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Instrukcja Nr. 10, jak pisać wierse w kryzysie


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Panie Rewiński; w części 'prozowatej' poleciał Pan słabym populizmem, dalej nawiązanie do wierszyków nawet trafne "Piszemy przypadkowo wybrane wyrazy z przemówienia" - tak wygląda zetka, natomiast 'poezją' nie poleciał Pan wcale i tylko mam nadzieję, że chciał Pan obrazowo nawiącać do cytatu j.w. :P
w boldach trąca m.szowinizmem, a przypis (wers ostatni) traktuję jako ratowanie utworka poczuciem humoru; mnie nie bawi, ponieważ mam autopsyjny refluks po każdej próbie piętnowania/szufladkowania/ironizowania personalnego, choćby był nie wiem jak, w dechę - mówię nie - nie cudzym kosztem - mnie dowcip nie chwycił, ale ja nie poetaka, nie zrzeszona, nie stowarzyszona, nie skolegowana - niezależna w swej ignorancji.
tak sobie myślę (czasami każdy myśli) że najfajniej pośmiać się z siebie; ooo i w tej formie wprawnaM :)) dlatego spokojnie polecam, a nawet mam nadzieję, że DoHtor też się pochichra.
nie podoba mi się, ale ja sie tak często.. mylę.

pozdrawiam
kasia.
Dzięki Kasiu, ze tyle przeczytałaś, i że się poważnie odniosłaś do mego żarcika. Moim zdaniem jesteś Poetką i piszesz ciekawie, masz czasem wpadki, jak i ja, ale taki jest sens i urok pisania. Pisz Kasiu, będę cztyał. CCC.
poważnie, Panie Rewiński, bo tekst nie jest zabawny
czy mogę poprosić o przypisy/wyjaśnienie do drugiego bolda?
mój komentrarz dot. Pana utworu jest merytoryczny - skoro Pan czyta, nie powinno być problemu z uargumentowaniem moich wpadek; to się nawet ładnie powiąże z tematem "instrukcji"
dziękuję, czekam
:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 53
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki Kasiu, ze tyle przeczytałaś, i że się poważnie odniosłaś do mego żarcika. Moim zdaniem jesteś Poetką i piszesz ciekawie, masz czasem wpadki, jak i ja, ale taki jest sens i urok pisania. Pisz Kasiu, będę cztyał. CCC.
poważnie, Panie Rewiński, bo tekst nie jest zabawny
czy mogę poprosić o przypisy/wyjaśnienie do drugiego bolda?
mój komentrarz dot. Pana utworu jest merytoryczny - skoro Pan czyta, nie powinno być problemu z uargumentowaniem moich wpadek; to się nawet ładnie powiąże z tematem "instrukcji"
dziękuję, czekam
:)
Przepraszam, miałem na myśli, że czasem piszemy lepiej, czasem gorzej. Jescze raz przepraszam. CCC. Stefan.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


poważnie, Panie Rewiński, bo tekst nie jest zabawny
czy mogę poprosić o przypisy/wyjaśnienie do drugiego bolda?
mój komentrarz dot. Pana utworu jest merytoryczny - skoro Pan czyta, nie powinno być problemu z uargumentowaniem moich wpadek; to się nawet ładnie powiąże z tematem "instrukcji"
dziękuję, czekam
:)
Przepraszam, miałem na myśli, że czasem piszemy lepiej, czasem gorzej. Jescze raz przepraszam. CCC. Stefan.
to chyba oczywiste, co może Pan mieć na myśli - miałam nadzieję, że rozwinie Pan temat, ale nie będę przecież prosić o kolejną improwizację i to pod presją.
dziękuję, pozdrawiam
kasia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Przepraszam, miałem na myśli, że czasem piszemy lepiej, czasem gorzej. Jescze raz przepraszam. CCC. Stefan.
to chyba oczywiste, co może Pan mieć na myśli - miałam nadzieję, że rozwinie Pan temat, ale nie będę przecież prosić o kolejną improwizację i to pod presją.
dziękuję, pozdrawiam
kasia.
Kiedyś temat rozwinę. CCC. Stefan.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


to chyba oczywiste, co może Pan mieć na myśli - miałam nadzieję, że rozwinie Pan temat, ale nie będę przecież prosić o kolejną improwizację i to pod presją.
dziękuję, pozdrawiam
kasia.
Kiedyś temat rozwinę. CCC. Stefan.
w takim razie zapraszam pod wiersze, Panie Rewiński
nie przechodziliśmy na formy towarzyskie, więc pozwoli Pan, że zostanie, jak zawsze, albo Mistrzu (kiedy mi się wiersz podoba,) albo czasami do innych Poetów; DoHtorze - kiedy jestem pod wrażeniem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Kiedyś temat rozwinę. CCC. Stefan.
w takim razie zapraszam pod wiersze, Panie Rewiński
nie przechodziliśmy na formy towarzyskie, więc pozwoli Pan, że zostanie, jak zawsze, albo Mistrzu (kiedy mi się wiersz podoba,) albo czasami do innych Poetów; DoHtorze - kiedy jestem pod wrażeniem.
Dobrze Pani Kasiu, niechaj tak będzie. CCC. Stefan.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki, że przeczytanie. Pozdrawiam. Stefan.

,, bo taka ich jest natura. " takie rzeczy u mnie nie przechodzą , ale zważywszy iż można tutaj dokonać inwersji nie wnikam w niuanse, gdyż korekta to poprawi , a zdaję sobie sprawę iż zaden znany pisarz nie napisał poprawnie powieści

szacuneczek

be
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To powinna być obowiązkowa lektura ( za poświadczeniem odbioru ), każdego początkującego orgowicza : )
To jeden z ciekawszych ( i dowcipniejszych ) tekstów krytycznych, jakie udało mi się tu spotkać. Sądząc po reakcjach czytaczy, nie trafia on do tych, do których powinien ale z drugiej strony, gdyby trafiał, nie byłoby powodu aby go pisać... Ot, paradoks... ; )

Dobre, Stefanie.
: )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


w takim razie zapraszam pod wiersze, Panie Rewiński
nie przechodziliśmy na formy towarzyskie, więc pozwoli Pan, że zostanie, jak zawsze, albo Mistrzu (kiedy mi się wiersz podoba,) albo czasami do innych Poetów; DoHtorze - kiedy jestem pod wrażeniem.
Dobrze Pani Kasiu, niechaj tak będzie. CCC. Stefan.
Co ma być, to będzie :P
Pani Kasia może by zadarła pupsko i pełna satysfakcji pomaszerowała w pielesze samouwielbienia, ale Kaśka ma coś do dodania, Panie Rewiński:

słowo "poeta" z pozycji atawistycznej/antagonistycznej/opozycyjnej do słowa "lud" poważnie chwieje posadą tego pierwszego. wiecowy charakter całej części "prozowatej" i przełożenie jej na wzór tzw. wiersza (część druga) to nic innego jak naciągana humoreska/protekcjonalny ośmieszacz. to dyskredytowanie i negowanie innych terendów od tych prezentowanych tylko i tylko przez "poetów wybranych". to nakładanie klamerek na poezję, to narzucanie jedynie słusznego kierunku rozwoju sztuki, a tego wolna sztuka nie zaakceptuje nigdy. zresztą sam tytuł dyskredytuje utworek, a wers ostatni jest tendencyjny, szablonowy, szufladkowy, przyzwalający na drwienie z krytyki, jako takiej. msz krytyka być powinna; ale szeroka, konstruktywna, wielowymiarowa i niezawisła. jednak krytyki nie należy mylić z cenzurą, a tak właśnie w tym utworze humoreskopodobnym jest - wyłuskany jedyny słuszny "wzór krytyki". o szowinistycznych wtrętach już pisałam; reasumująć - zarówno pod względem meryto, poezjo, jak i humory tekst - kiszka.[u] Tym utworem Pan nie naucza, ale powiela stereotypy, które starał się Pan zanegować[/u]. Reakcja "wzoru krytyki z wersu ostatniego" całkiem adekwatna; tak jak przewidziałam, DoHtor się chichra. mnie nadal nie jest do śmiechu (nie cudzym kosztem), ten utwór jest liną dla bohemy, dla nowatorstwa i jest próbą narzucania światopoglądów. jest naginaniem (przez drwinę i ośmieszanie) do jakiegoś wykreowanego stereotypu własnego, jedynego, jedynie słusznego - do wzoru "prawdziwego poety" (ja takiego wzoru nie znam) i rzekomo jedynego słusznego piórorylca.[u]nie piszę tutaj w obronie żenującej plagi grafomanów, albo o zawieszonych w czasoprzestrzeni kustoszach literatury przeszłej, którzy mylą epoki i odgrzewają stare kotlety i tupią w miejscu. nie bronię też nawiedzionych ciotek od newsów, które częstują morality - szablonem prawideł ciemnogrodzkich, albo filozofują ciepłym garkiem - piszę o horyzontach/szerokiej rozdzielczości i o rozwoju jako takim[/u], a Pan wszystko boleśnie kierunkuje w jedynie słuszną stronę. to jest po prostu nie do przyjęcia. kabaretowy ton nie pomaga;[u] Pan to napisał tak protekcjonalnie i jednoznacznie, że cała "instrukcja" uwłacza niezależności twórczej, nakłada kaganiec i jest o pupsko potłuc[/u]. ja tam żadnych guru i instruktarzy (w dechę, czy w pinechę) uznawać nie będę. kłaniam się.
i zdrówki przesyłam.
kaśka.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SZACOWNY i wymowny panie eR.;

ja sobie myślę (s o b i e - ażeby nie było zmyłki) że najczęściej wiers sobie a seks sobie teraz, bo drzewiej wiers był przed seksem rodzajem tokowania, aby po - zająć się już tylko kwestiami egzystencjalnymi, patriotycznymi, publicznymi, filozoficznymi....co jest naturalną koleją rzeczy;
seks czyli pożądanie (bo miłość nie potrzebuje podpierania czymkolwiek, a zwłaszcza nie poezją) to dość niska pobudka do tworzenia, i kiedy się spełnia - poeta najczęściej już wypalony zajmuje się handlem albo polityczną (towarzyską) intrygą;
cały Twój tekst prowokuje do rozważań na temat przyczyn twórczości, gdyż ta wsparta na konkretnej rzeczywistości (potrzeba seksu, chleba) może od tej potrzeby abstrahować, sublimując w wyrażanie tzw. wyższych potrzeb (dobra, piękna, prawdy, przyjaźni, wiary);

tekst bardziej nadaje się na forum portalu aniżeli do działu poetyckiego, gdyż jako prowokacja intelektualna właśnie zmusza do dyskusji i zajęcia stanowiska;

pozdrawiam
J.S

ps.;
a co opr. Lectera to jak wiesz z "Milczenia owiec" Hannibal także był głównie zajęty konsumpcją, choć bardziej wyrafinowaną...a seks mało albo i wcale go nie interesował - a jeśli, to chyba tylko w tym znaczeniu, w jakim klient podchodzi do produktów np. hodowcy
drobiu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki, że przeczytanie. Pozdrawiam. Stefan.

,, bo taka ich jest natura. " takie rzeczy u mnie nie przechodzą , ale zważywszy iż można tutaj dokonać inwersji nie wnikam w niuanse, gdyż korekta to poprawi , a zdaję sobie sprawę iż zaden znany pisarz nie napisał poprawnie powieści

szacuneczek

be
Dzięki Be, można i tak. Dziękuję. Pozdrawiam. Stefan.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dobrze Pani Kasiu, niechaj tak będzie. CCC. Stefan.
Co ma być, to będzie :P
Pani Kasia może by zadarła pupsko i pełna satysfakcji pomaszerowała w pielesze samouwielbienia, ale Kaśka ma coś do dodania, Panie Rewiński:

słowo "poeta" z pozycji atawistycznej/antagonistycznej/opozycyjnej do słowa "lud" poważnie chwieje posadą tego pierwszego. wiecowy charakter całej części "prozowatej" i przełożenie jej na wzór tzw. wiersza (część druga) to nic innego jak naciągana humoreska/protekcjonalny ośmieszacz. to dyskredytowanie i negowanie innych terendów od tych prezentowanych tylko i tylko przez "poetów wybranych". to nakładanie klamerek na poezję, to narzucanie jedynie słusznego kierunku rozwoju sztuki, a tego wolna sztuka nie zaakceptuje nigdy. zresztą sam tytuł dyskredytuje utworek, a wers ostatni jest tendencyjny, szablonowy, szufladkowy, przyzwalający na drwienie z krytyki, jako takiej. msz krytyka być powinna; ale szeroka, konstruktywna, wielowymiarowa i niezawisła. jednak krytyki nie należy mylić z cenzurą, a tak właśnie w tym utworze humoreskopodobnym jest - wyłuskany jedyny słuszny "wzór krytyki". o szowinistycznych wtrętach już pisałam; reasumująć - zarówno pod względem meryto, poezjo, jak i humory tekst - kiszka.[u] Tym utworem Pan nie naucza, ale powiela stereotypy, które starał się Pan zanegować[/u]. Reakcja "wzoru krytyki z wersu ostatniego" całkiem adekwatna; tak jak przewidziałam, DoHtor się chichra. mnie nadal nie jest do śmiechu (nie cudzym kosztem), ten utwór jest liną dla bohemy, dla nowatorstwa i jest próbą narzucania światopoglądów. jest naginaniem (przez drwinę i ośmieszanie) do jakiegoś wykreowanego stereotypu własnego, jedynego, jedynie słusznego - do wzoru "prawdziwego poety" (ja takiego wzoru nie znam) i rzekomo jedynego słusznego piórorylca.[u]nie piszę tutaj w obronie żenującej plagi grafomanów, albo o zawieszonych w czasoprzestrzeni kustoszach literatury przeszłej, którzy mylą epoki i odgrzewają stare kotlety i tupią w miejscu. nie bronię też nawiedzionych ciotek od newsów, które częstują morality - szablonem prawideł ciemnogrodzkich, albo filozofują ciepłym garkiem - piszę o horyzontach/szerokiej rozdzielczości i o rozwoju jako takim[/u], a Pan wszystko boleśnie kierunkuje w jedynie słuszną stronę. to jest po prostu nie do przyjęcia. kabaretowy ton nie pomaga;[u] Pan to napisał tak protekcjonalnie i jednoznacznie, że cała "instrukcja" uwłacza niezależności twórczej, nakłada kaganiec i jest o pupsko potłuc[/u]. ja tam żadnych guru i instruktarzy (w dechę, czy w pinechę) uznawać nie będę. kłaniam się.
i zdrówki przesyłam.
kaśka.
Ale napisałaś, tylko dużo, niestety, choć pewne myśli biorę. Może z Twego tekstu wyjdzie wierszyk. Pozdrawiam serdecznie. Dziękuję. CCC.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @befana_di_campi być zupełnie może, dzięki. siema!
    • @Olgierd Jaksztas @Mateusz Proszę wrzucić to do kosza, z koszem lepiej gadać niż ludźmi, większa szansa porozumienia :D Dalej Duch na FB Bajkot z Miedzyświata będzie rósł, aż osiągnie dorosłość jako Bóstwo, a dalej, dalej...   Pozdrawiam :)
    • @Olgierd Jaksztas 3.1 Bogaty to Aty bóg, Aty to możliwy do Ania jednak, A to wdech, Bogaty to bóg – dawca in spe. Czy również Bog Aty jest bogiem Aty? Ata jest wszystkim możliwym do Ania, czyli nie jest Ana. Do Ana (An) należy wszystko z końcówką Ana: kochana to Koś Ana, "jesteś kochana" naprawdę mówimy "jesteś Kosią (pocałunkiem) Ana". An to Any, ten co doznał Ania. Kochany = Koś Any, a tu z kolei "pani Ana". Nie powiemy "Kochan jesteś". Męskie należy do żeńskiego i odwrót.     4. Te A, tych ÓW. To A, tym O. O narzędnikiem od A, wszystko żyło tym O. Tym O dzielili się. Dziwili się za pomocą czego? OM. Czemu? OM. Nic innego nazywalnego i określonego nie było przecież! OM, byli OM, o M.    4.1 oraz 1.1.2 (zbiegły się gałązki) A wdech, hA właściwie, O wydech, zamknięcie ust M. Abba biblijne to również mantra... Wdech jest każdy wejściem duszy przez nozdrza lub usta, każdy wydech oddaniem duszy bogom, śmiercią, należy wydychać przez usta jako wyraz ufności i czci. Creatio continua katolików również tę samą świętą prawdę wyraża.    4.2 po M znowu wdech, razem MA, oraz M A, czyli M Uje.    4.2.1 Co znaczy MA czasownik? (raczej co mówi po prostu...) Nie, Mówi to też od Ma, co Ma to prostu pytamy co Mieje, co Miewa, czyli co Moi, czyni Moim, co Moje, należące do Moi, kto to Moja i co ona Moja czyniąc Miejszym, Mienie My itd. Po trudnym wstępie jesteśmy na równinie :D
    • Wyrasta przede mną drzewo. Ściana z kamienia. Mur… Jakiś budynek. Kamienica sprzed ponad stu lat. Zamknięte ciężkie drzwi. Drzwi z nieprzejrzystego szkła i w żelaznych, przeżartych rdzą okuciach. Próbuję wejść. Kołaczę…  Spoglądają na mnie z wysoka obojętne, czarne źrenice okien.  Doskonale niewidzące. Martwe. Porosłe pajęczyną i kurzem. Obchodzę wokół te zimne ściany. Tę spękaną skorupę nie wiadomo czego. Przedzieram się przez krzaki, korzenie, jakąś plątaninę kabli, pogiętych prętów… Napastują mnie niewidzialne zmory, tchnienia chłodnego wiatru, co przeciskają się przez szczeliny w bramach z powietrza. Ja tu kiedyś umarłem albo urodziłem się na nowo. I znowu umarłem. I znowu…   Przechodzę teraz we śnie. Idę. Błękitne nade mną niebo. Przeciskam się z uporem maniaka przez porzucone sprzęty, rozsypujące się truchła. I w oparach tej urojonej tęsknoty za nie wiadomo czym — tęsknię… Tęsknię za… Nade mną błękitne niebo. Któryś dzień późnej wiosny albo wczesnego lata. Nade mną błękitne niebo… Chłodne powiewy omiatają skronie i spierzchnięte gorączką usta. Nade mną błękitne niebo… Potykam się o kamień. Upadam, ścierając sobie wewnętrzną stronę dłoni, kolana… Zaciskam zęby. Migoczą mi przed oczami jasne punkty, gwiazdy, mikroskopijne ukłucia atomów… Zaraz przejdzie. Przechodzi… Podnoszę się. Wstaję. Dłonie są całe w ziemi i krwi. Kolana… Ale wstaję. Idę. Znowu idę. Przedzieram się przez plątaninę gałęzi. Przez pachnące krzewy jaśminu. Przez burzę brzęczących owadów i nawoływania słowików, gdyby tu rzeczywiście były. Ale nie są. Nie ma ich nigdzie. Albowiem nigdzie. Wiesz, wstaję znowu, wstając raz jeszcze. Idę dalej. Tak przed siebie. W tej otchłannej głębinie melancholii.   Dotykam ściany. Poplamionej. Z płatami odpadającego tynku. Dotykam ściany tymi dłońmi. Na ścianie smugi rozmazanej krwi. Na ścianie pajęczyna pęknięć. W tej słodkiej ciszy odosobnienia jestem. I jestem wciąż, przechodząc raz jeszcze. Podczas, gdy nade mną niebo. Wciąż błękitne niebo, któregoś dnia późnej wiosny, bądź wczesnego lata. Jeszcze nie ma zmroku. Daleko do zmroku. Bardzo daleko do wszelkiego zmroku. Do nocy. Do otuliny z szarych obłoków. Albowiem nade mną niebo. Wciąż to samo błękitne niebo. Nienaruszone. Bez najmniejszej skazy. I takie błękitne. Tak kobaltowo-błękitne aż do oślepienia. Który to już raz okrążam te ściany? Albowiem idę. i dotykam parapetów, rynien… Muskam różne występy, wgłębienia, załomy… Ciągną mnie za włosy, targają i szarpią gałęzie, gałązki… Liście szeleszczą. Liżą po twarzy. Całują, jakby pełnymi soku ustami. I całują wciąż. I jeszcze. Zdążyłem się już z nimi zaprzyjaźnić, poznać ich cierpki posmak cierpienia. Kiedy tak idę rozchylam je na boki dłońmi złączonymi jak do modlitwy. I znowu niebo nade mną. W tej przerwie w koronach kasztanów. I zalewa mnie swoim błękitem ocean nieskończoności. Nienaruszony. Wieczny…   Patrzę wysoko. Tak bardzo wysoko. w te ściany sięgające niewidzialnych gwiazd. W te ściany z popękanego tynku. W te brunatne, pionowe smugi wilgoci od dawnych deszczów. Jestem w jakiejś rzeczywistości nie do pojęcia odmiennej. I nie można tu wszystkiego zrzucać wyłącznie na senną korekturę zdarzeń, mimo że jest sama w sobie zagmatwana i pełna niejasnych znaczeń. Tu odgrywa się coś jeszcze. Być może mające swoją przyczynę w szeroko rozumianym spektrum autyzmu. Albowiem wszystko tu jest zamknięte i niedostępne. Otoczone nieprzeniknioną barierą. Choć gdyby wejść do środka, to można by się było zagubić w całym tym labiryncie korytarzy i drzwi… I dalej… W absolutnej pustce opuszczenia.   A więc idę. Wciąż idę. Przemieszczam się jak na odtwarzanej w nieskończoność starej celuloidowej taśmie filmowej. Idę wciąż tą samą ścieżką. Obok wciąż tych samych drzew, których grube pnie marszczą się pod twardą korą i pęcznieją. Tak, jakby oddychały tym błękitem gęstym od słońca, które rozświetla złotem ostre krawędzie wysokich ścian. Które jarzą się teraz jakimś wewnętrznym blaskiem. Mżą… Idę. przeciskam się w zieleni liści. Ale takiej przygaszonej, przytłumionej. Nie mającej w sobie siły rozbłysku. Za to charakterystycznej dla świata pełnego symboli i niejasnych koincydencji. Surrealistycznej znaczeniowości jak u Dalego czy de Chirico. Choć chyba bliższego temu drugiemu. Metafizycznemu. Pełnego błękitnego nieba. Z pustymi placami i ogromnymi, opuszczonymi domami. Spoza których padają jaskrawe smugi słońca, przecinając bezosobowe płaszczyzny z kamiennymi posągami milczenia. Te z kolei rzucają w ostrym kontraście (chiaroscuro) długie, przeczące prawom fizyki cienie. Tak jak moje ręce, kiedy wychodzę w światło. Tak jak moje dziwnie zmienione ciało po milionie lat sennego widzenia. . (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-27)    
    • @Kasia Koziorowska Dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...