Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

kiedy byłem małym jeszcze
byłem dobry
nie zadawałem głupich pytań
jak stąd daleko do nieba

potem byłem jeszcze lepszy
kwiaty, wiersze i święta
sklejony samolot poszybował
z chmurą się zderzył i opadł

zawsze wierzyłem w ideały
że można spokojnie spać i jeść
z kilku lektur miałem te naj
nawet całowałem się z dziewczyną

i wreszcie się zaangażowałem
w wolny świat, w ludzi bez trosk
z chwilą wbicia noża zdradzili
bezczelnie nazywając mnie mordercą

Opublikowano

Michale, doskonale rozumiem uczucia wyrażone w wierszu, ale - nie obraź się - jest on w moim odczuciu nieco infantylny. Za bardzo spontanicznie i bezpośrednio wyrażasz rozczarowanie ludźmi, ich niewdzięcznością i skłonnością do zdradzania swych dobrodziejów/bohaterów. Ludzie zawsze tacy byli i będą, taki jest tłum i każdy, kto "kiedyś był dobry" - czyli większość z nas - musiał się z tym zderzyć, oberwać za dobroć.
Ale tak naprawdę dobrzy są ci, którzy nie zważają na to i dalej robią swoje, po prostu dlatego, że w tym widzą sens siebie, swoją wartość, usprawiedliwienie tego, że żyją, żrą, oddychają, zabierają sobą miejsce dla innego życia.
Do takich ludzi należą np. Jurek Owsiak, Marek Kotański, ks. Jan Twardowski...
Nie gniewaj się za szczerość.
Pozdrawiam.
Joa.

Opublikowano

Podoba mi się ta prostota. Jasność. Całość wydaje się niemal sielankowa, ale pointa cały czas wisi niebezpiecznie w powietrzu. A zakończenie tak naprawdę jest dopiero początkiem prawdziwego życia - obdartego z naiwnego optymizmu.

Arek

Opublikowano

"Czerwone ma podwiązki pod tą suknią
Na wiosnę kwiatki rosną i kwitnie miesiąc maj
Gdy spytasz ją dla kogo taki luksus
To dla kochasia który odszedł w siną dal"

no, Krzywak! trzymam Cię za słowo
z tym majem!
a podwiązki: miodziooooooo
:*

Opublikowano

Świetnie! Daj tylko cynk, kto przyjeżdża i w jakiej liczbie, a ja postaram się coś w miarę taniego zaklepać, jak obiecałam. No i oczywiście postaram się urządzić wspólny wieczór poetycki.
Im szybciej dasz cynk, tym lepiej. Czekam. :-)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
    • Alicjo. Tylko nie gniewaj się na mnie. Proszę.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...