Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'debiut' .
-
Dlaczego? moje ulubione pytanie Żeby się zmieścić w limicie A co ważniejsze żeby lepiej wyglądać w outficie Bo nie chcę czuć dyskomfortu stojąc przed lustrem Niech Ana stanie się twoim bóstwem
- 8 odpowiedzi
-
7
-
- poezja
- wierszrymowany
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
«Gwiazdeczka» jest gotowa
André Kobzar opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
▶︎ Tekstem: https://kobzar.be/blog/poem-pl-01/ ▶︎ Głosem: link na YouTube Pod koniec wideo wspomniałem o Polskim Portalu Literackim Dziękuję @Agfka, @Violetta, @Somalija, @Poezja.Tancy za uznanie, za krytykę i cenne rady! Wziąłem pod uwagę wszystkie wasze rady. Po pracy nad wierszem chciałem poprawić swój polski, który nie jest moim językiem ojczystym: więcej w nim czytać i, kto wie, może znów coś w nim napisać. Z waszą pomocą :-) André Kobzar, Żenewa🇨🇭 -
ja i ty(nieznajomy)
kalendarz dni nostalgii opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
W świecie bzdur odnalazłam NAS. Splecione dłonie, niekończąca się rzeka szczerych słów wypływających z wnętrza NASZEJ historii. To, co przeżyliśmy żyje w NAS. Ślady podeszew na leśnych ścieżkach, echo „kocham cię” wyszeptanego między brzozami, zapach ciebie na mojej skórze. Po nienapisany list miłości przyjdę do lasu, w którym zaczęliśmy się MY. -
ƺ Przede mną leciała Nić... Spłodzona w nagim galopie Choć chciałbym i czasem ją skryć, To Jej z zielenią nie stopię... Ni z winem, bo za wczas je pić... ƺ Przede mną spadała Nić... Ta, która zmysły zmieniła Źle, że muszę czasem ją kryć... Bo Ona myśl mą zdobyła - Prawda, z którą nie sposób być... ƺ Przede mną leżała Nić... Lecz los zarżał, rozdał karty Choć próbuję piętno ich zmyć, Krocząc przez chłód rozpostarty, Tylko podniosłem Ją, by znów... Przede mną leciała Nić...
-
Czuję się zarazem wszystkim i niczym. Chłonę życie, będąc przez nie pochłaniana. Czuję, póki czuję jestem człowiekiem, czuję dla siebie dla ludzi dla życia, przez dane mi czucie żyję. Kto dał mi ten dar? Czy ono dawcom same w sobie i celem życia mego? Czuję mą duszę tak wyraźnie jak pragnienia fizyczne. Myślę. Lecz czym myśl ta bez czucia? Czy nie mądrzejszy zwierz myśl też potrafi wykształcić, zrozumieć, zanalizować, przystosować do niej? Więc czym byłby człowiek bez czucia, psem? motylem? fraszką? Szukać uczuć pięknych, wyższych, szlachetnych. Czasem błądzić w uczuciach trudnych.
- 3 odpowiedzi
-
- wiersz biały
- uczucia
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Brak mi przyjaciół, którzy osobę mą by na duchu podnieśli. Brak mi osoby, która gęstą mgłę moich myśli by przedarła. Ci, którzy tolerancją się szczycą, a w życiu codziennym jedynie opluć i zadeptać bezbronne pisklę potrafią. To oni szczytami hipokryzji, to oni szczytami ludzkiej marności.
-
Słońce szybuje ku górze, miota ogień w półkule. Czubki betonowców - pochodnie, psują oniryke, Twoją również, budzisz się, widzisz dwa ślepia wpatrzone, I snujesz mysli, głębokie, czarna Hańcza w psychice. Lecz wzrok, zauważyłem, szklistą przybiera formę. Czyżby kruchość uczuć miotała tobą bezkarnie? Łza w kąciku oka, otarłbym ją, podał podporę, Pokrzepił Mickiewiczem, uśmiech wywołał zdalnie, Bullocka wosk zakręcił, topił się z tobą w dźwięku. Poszedłbym do świątyni i składał ręce święcie, Zrobiłbym wszystko, byś nie czuła lęku..., ale Nie ma mnie już z wami, a ty patrzysz na zdjęcie... 20.01.2020
- 4 odpowiedzi
-
3
-
- katastrofizm
- pustka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Szary świat znuw tematem "wyblakły mi kolory" - powiedziałem pani kazała mi przeprosić milczenie, chociarz to ono zaczęło cisza znowu lubi mnie, śmieszne ma zabawy sprowadziła mi samotność, tak do pary raz, dwa, trzy, nikt nie szóka, się chowamy znikam z świata - bez znaczenia napisz gdy będziesz mieć ochote czekam :)
- 11 odpowiedzi
-
2
-
- debiut
- feedback mile widziany
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pozdrawiam wszystkich cieplutko :) Tu sam tekst na wypadek gdyby nie było niczego widać na zdjęciu :) "Czemu mam pisać o jakiś stworzonych frazesach? Choć boska postawa przepiękna od dziecka we snach mnie kołysze, A wszelkie stworzenie choćby idealne podlega pysze, nie o nim napiszę w tych wersach! Bo na nic mi realizm, gdy na bakier z przedmiotem, a słowem opisać sto więcej rzeczy mogę, Choć z abstrakcją żem walczył zaciekle, to słodka ta myśl o tej chmury kęsach, Chmury burzowej, co idee zbiera tak różne i tak różne wole, Tak różne przeżycia i różne emocje, tak różne melodie wygrywa flażolet, wolne od siebie jak zole, Czy cel uświęca środki i by ukazać te dźwięki, odrzucimy mowę wieszczą, rzuconą nam we snach? Czy może odrzucimy słowo i jego wdzięki? Czy będzie to wtenczas nadal poezja? Gdy barwne opisy zastąpi, chaotyczna tęcza, gdy człowiek nie będzie się przejmował, Układem rymów w wersach, z czym zostaniemy? Czym się staniemy? Czy ta herezja, Taka dziwaczna, opłaci nam zrzucając nowego barda? Czy będzie jak kokarda, Na torcie, czy gwóźdź do trumny, towarzyszyć ostatniemu z poetów, gdy czas będzie nas chował? Pod milami kwarcu, kwadrylionami ziarenek, kalejdoskopami wrażeń, fraktalami zwierzeń, Czy też pozwoli jej to trwać w swej potędze wiecznie* jakby kwazarami wypełnionej? *Czy wieczność to kolejna znowu abstrakcja, innym sposobem niemożni osiągnąć jej, Niespełnionej?"
-
Zaczęło się od wojny. Chcieliśmy żyć inaczej. Dzielić się sprawiedliwie owocami, których brakuje dla wychowanych przez miasto. Uciekaliśmy w czerwień, ciemność przed odpowiedzialnością. Wówczas cienie były krótsze, krew bardziej burzliwa. Rozpoznaliśmy się zimą w przemarzniętym tłumie. Nie pomyślałbym wtedy, że to będzie takie straszne, że każdej nocy chłód będzie narastał i wszystkie wiersze do ciebie przepadną. Nikomu się to nie śniło a jednak czuliśmy co znaczy głód, jak przenika kości, wyziębia szum drzew, rozpościera szron w koronach i paraliżuje przeczuciem, że trzeba było posadzić to, co wpadło w ręce, by wrastało w ziemię i mogło się jej trzymać na wieki, rodzić plony, karmić przyczółek pełen lodu, miejsce kultu śmierci [(stamtąd wychodzą dzieci przewrotnego ducha i mają w środku choroby niesione przez antykulturę, za późno wykryte, nieleczone (nie potrafię zrozumieć dlaczego nie śpią)]. Nie wiedziałem, że tego zimna nie da się wyzbyć, że obudzi potwora, który ucieknie w miasto, znajdzie dworzec główny, aby zacząć życie w pociągu, niewłaściwym zresztą, że będzie pochłaniać strukturę, badać ją od podstaw, szukać w księgach nadziei, że przejdzie na drugą stronę, skąd będę mógł leczyć jemu podobnych. Szukałem potem starego domu. Znalazłem pusty gmach, puste łóżko gdzie powinna nastąpić rehabilitacja. Tam zastygłem, skruszałem, nawet na dźwięk kroków nie wychodziłem naprzeciw. To właśnie samotność, odgłos wystrzału wypełniający dom, szum komputera (od kilkunastu lat ten sam). Miasta wciąż są czerwone jakby dopiero przed chwilą krew wylała na ulice. Żyję ale to okres śmierci, której widmo krąży po Europie. Czas tu nie płynie, sączy się tylko przez szczeliny w oknach. Za dużo się stało. Powietrze zgęstniało tak, że można je kroić nożem, ludzie czekają na rewolucję jak na odwagę, żeby dotknąć i dostać: seks, smak ziemi, czegoś ciepłego. Jak się bronić przed końcem? Nasłuchuję zwinięty pod bezpieczną pierzyną. W internecie mówią, że trwają wojny i giną cywile. Odwilż nie nadejdzie, wszystkie fronty są skute lodem. Rzeki nie płyną, ptaki są uwięzione w zmarzlinie.
-
Dobrze mieć w życiu tym z Szatanem sprawy równo poukładane. Trzeba tu czuwać na modlitwie, żeby w pokusy nie wpaść brzydkie. Modlitwa pierwszym jest przymusem, komu zwyciężyć wraz z Chrystusem. Niech wielkie Boże miłosierdzie, nam towarzyszyć zawsze będzie. Niech nas od sideł diabła zbawi, a jego w ogniu wiecznym strawi. Poza tym chciałbym, przyjaciele, byście codziennie zajęć wiele mieli od rana do wieczora, wtedy was Szatan nie pokona. Niechaj się cieszą spracowane, dusze zwycięstwem nad Szatanem.
- 9 odpowiedzi
-
2
-
- poezja współczesna
- debiut
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pomoże trzecie oko złożyć trzy boki trójkąta? Igła w kółko się krząta; wskazał obłoki mój kompas? Pewnie to mrzonka, wszak przyciąga nas twardy grunt Biblia czy Darwin; nie chcemy być jak larwy tu Szukając między gwiazdy dróg ludzie się nie poddali Wciąż szukamy w oddali podwalin bo krain takich jak ta musi być przynajmniej garść Toczymy na Ziemi wojny, lecz nas nie przygarnie Mars Mamy marzenia, ale cechuje je przekora Nie trapi nas lepsze jutro- chcemy wspomnieć lepsze wczoraj Chcemy się nie przejmować, lecz jesteśmy zatroskani gdy najmniejsza bzdura urasta do makroskali Jednak nie wierzę, nie, że nie ma dla nas happy end'u Wyjdą pierwsi ślepi z błędu wprost z ciemności epicentrum Raz słońce raz deszcz tu; każdy wie o tym wzorcu znanym słońce przebija chmury, lecz są i na Słońcu plamy.. Słowo wyjaśnienia: Nie jestem poetą, w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jestem... *khe,khe* raperem *khe*. Przedstawiony "wiersz", jest właściwie ostatnią zwrotką utworu pt. "Między Wymiarami", mojego autorstwa. Wrzucam ją tutaj... z ciekawości :p Chętnie poznam opinię grona poetyckiego, ponieważ wszystko co napisałem, było związane z muzyką rap. Docenienę każdy feedback (światowe słowo nie?). Miłego!
- 8 odpowiedzi
-
- poezja śpiewana
- kosmos
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chcę żebyś mnie dotknął Tak delikatnie i czule Opuszkami palców Znacz ślady na skórze Pozwól mi się zatracić Odpłynąć w nieznane Chcę czuć Cię dłużej Niż tylko chwilę Zatrzymajmy więc czas A chwila stanie się wiecznością
-
Zapomniana Kiedyś wierzyłam w przyjaźń, braterstwo uczuć, umysłu wspólnotę. Lecz dziś zostawiona gniję W bezdennej pustce zlekceważenia. Kiedyś wierzyłam w przyjaźń, szczęście i życie dla innych. Lecz dziś zostawiona tylko sobie, przy łóżku płaczę sama. Kiedyś wierzyłam w przyjaźń, na dobre i na złe. Lecz dziś tylko rozpacz i ból wyznaczają kres mych dni. Kiedyś wierzyłam w przyjaźń. A dziś umieram zapomniana.
-
Mateusz przytarł nosa SebastianowiPo czym ten drugi chodzi wkurzonyW złości wódeczki se polał, aż prawie ujrzał agonięWidząc to Jessica chce pomóc ojcu, bo czas goniLecz po chwili wybiega z krzykiem prędko A on szczęśliwy, że wódki nie wylał jak uderzył dziecko
-
Ludzie mówią „Giń” A ty nie chcesz umierać Oni mówią „Zapomnij” A me serce rozdziera Wiadomość jak bardzo ludzie są fałszywi A tak bardzo bym chciał żeby byli naszymi Przyjaciółmi którym można zawsze zaufać Którym zawsze można sekret powierzyć I nie zobaczyć dnia następnego, Panie Że nasz sekret jest łańcuszkiem na instagramie Potrzeba nam przyjaciół, którzy są w naszej duszy I podziela się ostatnią kroplą wody w czasie suszy Gdy ktoś się mnie pyta, o cechy przyjaciela Wymarzonego, perfekcyjnego, fantastycznego Ja mówię mu bez wątpienia Niech będzie honorowy, lojalny, prawdziwy A reszta, to są już dodatki poboczne Wygląd, wiara, rasa Nie liczy się to, co mamy na zewnątrz Tylko to, co mamy w środku Potrzeba nam przyjaciół z którymi konie można kraść A potem się nie bać, że zostaniemy wydani Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, w smutkach, trudnościach A nie przy obiedzie, radościach i szczęściu Dlaczego, zapytacie, już wam odpowiadam Będę teraz, niczym Wujcio Dobra Rada Prawdziwy Przyjaciel cieszy się z naszych osiągnięć A nie tylko smuci się z naszych porażek Prawdziwy przyjaciel nigdy nie przypomina smutków Ale również nigdy ich nie zapomina Stara się żebyśmy, zawsze byli lepsi Tutaj rodzi się pytanie, gdzie tych ludzi szukać W szkole, klasie, domu, na podwórku może? Nie, przyjaciół się nie szuka Przyjaciel sam Cię znajdzie I odkryje, że masz problem I pomoże go rozwiązać Nieważne jaki jest dzień Która jest godzina Dla niego liczy się, tylko nasza szczęśliwa chwila Każdemu można dać drugą szansę Nie ufa się już drugi raz Bo nie ma nic gorszego Niż ten sam postrzał W serce
-
Bez zmian Kalendarz czas odmierza Za Nas. Nikt nie musi samemu obliczać. Jak co roku Nadchodzi Dzień. Nagminnie To ten dzień dla nas wszystkich. Wszystkich bez wyjątku. Przygotowania od miesięcy, Cztery odpalone świeczki, Zwykłe zimno w budzie. Sztampa rodzi się pośród Ości i kręgosłupa, Obok opłatka i Pustych białek Oraz Błota na ulicach Połączonego z solą- Będę musiał wyczyścić Buty Widzę się znowu z nimi. Nikt nie chce czytać Pisma. Znowu podanie tylko ręki. Oglądanie dzieci. Wszyscy czekają Ale nie wiedzą na co, Tylko maluchy dogadzają. Mało jeszcze widziały. Większość wierzy, Mniejszość przeklina. Dlaczego nikomu nie jest to Obojętne. Oszczędzili by czasu. Wszystko wyliczone. Pierwsza gwiazdka święci Jak co roku. Jedno przypomnienie nic nie Zmienia. Tylko krzesła się wycierają. Ciągle.
-
Ta sama kawiarnia, identyczny pociąg, znowu ci ludzie, zapomniane miasteczko. Nie chciałem tu wracać, nie taki był mój cel. Jednak się stało. Widocznie musiałem na to zasłużyć. W tym życiu lub poprzednim. Czasami łudzę się, odwracam się, patrzę przez ramię, proszę, modlę się, choć swoją modlitwą sprawiam Bogu dużą przykrość. Nie powinienem tego robić. Ludzie mają większe potrzeby. Swoją modlitwą zajmuję komuś miejsce w kolejce. Komuś dla kogo już nie ma nadziei. A ja ciągle nadzieję mam. Nie zasłużyłem, lecz po prostu chcę trzymać się czegokolwiek, by wytyczyć jakiś cel. Jakikolwiek. Na początku jest alkohol. Zajmujesz sobie czas, odświeżasz zaległości towarzyskie, lepiej śpisz. Nie musisz pić go dużo, aby przedzierać się przez kolejne dni. Jednak zdajesz sobie sprawę, że z wielu powodów, bardzo wielu trzeba ten etap zakończyć. Albo chociaż odłożyć, bo przeczuwasz, że się spotkacie. W sensie z alkoholem, pod taką czy inną postacią. Z Nią już nie, tylko jeszcze nie jesteś na takim etapie, żeby to przyjąć do wiadomości. To banalne, żenująco banalne, ale naprawdę po pewnym czasie ta tajemnicza nienazwana Ona jest jak przedwczorajszy sen. Wiesz, że go miałeś, lecz pamiętasz co czwarte ujęcie. Na przykład dziś. Dwie godziny przerywanego snu wystarczyły, aby stworzyć wizję, która utrzyma się przez kilka dni w mojej świadomości. Ona stała pod ścianą w kuchni. Dziękowała i jednocześnie żegnała się. Ja też podziękowałem, ale natychmiast ją zatrzymałem. Przycisnąłem do siebie bardzo mocno. Byliśmy uśmiechnięci i zaczęliśmy tworzyć jakiś tam swój wymyślony senny świat. We śnie możesz bowiem na wszystko sobie pozwolić. Grunt, żeby na chwilę odzyskać kontrolę i możesz wszystko. Kolekcjonujesz te sny i zyskujesz czas na oderwanie się od przytłaczającej Cię historii. Potem zdałem sobie sprawę, że to nie była Ona, tylko jakieś zupełnie niepotrzebne, nieracjonalne przebicie z innego momentu mojego życia. Jakaś prześwietlona klisza. Do zapomnienia. Na jakiś czas przynajmniej. Potem pojawia się coś czego nikt nie lubi w nadmiarze. Złość, gniew, potrzeba zemsty. Obsmarowujesz tą nienazwaną Ją, wypominasz jej wszystko, stawiasz w złym świetle, obgadujesz, skarżysz się. Niesamowity, nie do powstrzymania wysyp złych emocji, Twoich najgorszych demonów. Nie panujesz nad tym, chyba nawet za bardzo nie starasz się. Nie ma odzewu, piękne obrazy z Twojej pamięci wydają się jakieś nierealne, już nie do końca Twoje. W końcu się opamiętasz. Potrwa to dłużej, jeśli dwa pierwsze etapy połączysz. Co dalej? Szybkie poszukiwanie nowej Jej. Byle ktoś się pojawił, zapełnił pustkę. Dobrze by było, aby miała więcej zalet niż wad, chociaż w stosunku 51:49, lecz albo pojawiają się porównania, bo ta nasza tajemnicza, nienazwana Ona jest bezkonkurencyjna. Wygrywa wszystkie pojedynki bez wysiłku. Samymi wspomnieniami deklasuje niewyraźną konkurencję. Przypomnisz sobie cokolwiek. Tę knajpę, ten pocałunek, pierwszy czy ostatni, nieistotne, ten hotel, waszą klatkę schodową. Albo po prostu… nikt taki się nie pojawi. Tak a propos, każdy z nas ma taką swoją klatkę schodową. Takie miejsce, gdzie byliście sami, choć dookoła było pełno ludzi. Wygrodziliście sobie własną enklawę i tak zostało już na długo. Inni przechodzili, a wy ciągle tam byliście. Ktoś zgasi papierosa, a Ty dotkniesz muru i to poczujesz. Ok, nic nie poczujesz, to sprzeczne z fizyką, ale wiesz, że wystarczy bardzo niewiele, żebyś miał takie złudzenie. Złe etapy odsuwasz na bok, bo przecież trzeba jakoś żyć. Zarabiać, jeść, komunikować się z całą tą masą ludzi, którzy wiecznie liczą, że po każdym upadku wstajesz i idziesz dalej. Podajesz rękę innej kobiecie, uśmiechasz się do niej, ta nowa Ona odwzajemnia uśmiech, też jest skrzywdzona i potrzebuje dużo ciepła, odkładasz na bok milion wspomnień, czyli dosyć dużo, obsikujesz klatkę schodową, o której mówiliśmy i żyjesz dalej. Tworzysz kolejną historię, następne wspomnienia. Liczysz, że tym razem się uda. A jak się nie powiedzie, to chociaż zyskasz czas. Bo na tym to polega. Na grze na czas. Tu Cię trącą, tam Cię trącą, udajesz, że nie boli i biegniesz dalej. Zawsze jest jakaś meta, jakaś prawda ostateczna. Dla Ciebie, dla mnie, dla tajemniczej Jej, przejściowej Jej, Jej z niewyraźnego snu. Dla nas wszystkich. Musi być. A jeśli nie będzie niczego, to przynajmniej się kurwa przebiegliśmy, dla zdrowia to bardzo przydatne, do tego w modzie. W końcu się uspokajasz. Organizujesz sobie czas. Kupujesz notes, taki ładny, oprawiony w skórę. Teraz wszystko będzie uporządkowane, logiczne, już nie ma miejsca na błędy. Inaczej zatracisz się do reszty, przepijesz pieniądze lub zdrowie, tego dnia dla kobiet z ogłoszeń jesteś i tak przecinkiem w bardzo długim zdaniu. Jeszcze jak pani zaprezentujesz swoją niesamowitą grę wstępną, która ma ją zaprowadzić do nieznanej dla niej rozkoszy, to już w ogóle zwątpisz w sens czegokolwiek. Więcej pracujesz, nie wydajniej, bo to niemożliwe z tym bałaganem w głowie, ale więcej. Trenujesz, targasz te sztangi, hantle, każda maszyna jest dla Ciebie wymyślonym wrogiem, którego oczywiście zwyciężasz. Wyobrażasz sobie, że te ćwiczenia Cię wyzwolą, odpędzą myśli, zmartwienia. Ważysz 65 kilo, ale efekty niedługo nadejdą. Możesz poflirtować z recepcjonistką, łudzisz się, że tylko dla Ciebie jest miła. Pobiegasz, wypocisz się, stracisz kolejne kilogramy, czyli nie do końca wszystko sobie przemyślałeś. Rzucasz palenie, pijesz mniej. Jak nie pokona Cię zmęczenie, to ewentualnie wtedy otworzysz butelkę czegoś nasennego. Te wszystkie wspomnienia zaraz się pojawią, czają się na Ciebie. Pomyśl, tyle mogliście osiągnąć razem, tyle było w was miłości, to nie mogło się nie udać, przecież w łóżku nikt nie będzie bardziej czuły. Może sprawniejszy, bardziej pomysłowy, ale prawdziwe asy w rękawie trzymasz Ty. I tak dalej, i tak dalej. Wtedy opróżnij po prostu tę butelkę. Jak najszybciej. Zapadniesz w sen, wrócisz do tej rozmowy w kuchni z Nią, której nie pamiętasz. Brunetka o ładnych ustach, na przykład. Stworzycie sobie wizję, coś sobie wymyślicie miłego. I tak wszystko będzie takie jak zechcesz. Obudzisz się, sprawdzisz liczne plany na ten dzień. 1. śniadanie, 2. praca, 3. trening, 4. serial, 5. czat – pamiętam, że kiedyś się udało, to może teraz też mi się powiedzie, 6. sen. Wtedy zamykasz ten notes oprawiony w skórę i zaczynasz wątpić w tę metę, w kierunku której podobno wszyscy zmierzamy i nie ma tutaj rzekomo wygranych i przegranych. Tylko nie wracaj do poprzednich etapów. Nie chodzi o to czy to ma sens, to w ogóle nie o to chodzi. Wiesz o co chodzi? Wyobraź sobie. Jest poranek, szary nieciekawy, w środku tygodnia. Taki sam dzień jak zawsze. Wiesz, że nie zrobisz dziś nic pożytecznego, nie zbawisz świata, nawet pojedynczego istnienia, Ok, tyle wystarczy, żeby to sobie wyobrazić. Wsiadasz do tego smutnego autobusu „niewolników bilonu” i nagle widzisz Ją. Tą tajemniczą, nienazwaną Ją. Najpierw coś między wami było, potem było bliżej, potem dalej niż bliżej, bo nie najlepiej kierowałeś tą całą operacją. Dużo sobie powiedzieliście, później zamilkliście. Tak czy inaczej teraz macie lepszy okres. Ona Ci wybaczyła, Ty uruchomiłeś swoje najlepsze rezerwy, bo każdy takie ma, gdy trzeba w końcu coś osiągnąć. Siadasz obok Niej, szukasz najlepszego dowcipu, zaraz opowiesz co Ci się przydarzyło albo o tym, co przeczytałeś, że to niby wymyślone przez Ciebie. Wachlarz zagrań szeroki. A Ona psuje Ci cały plan. Chwyta Cię za rękę, opowiada Ci, że jest zmęczona, prosi, żebyś ją odprowadził do pracy. W sumie to nie musi prosić, bo Ty jesteś teraz panem wszystkiego i czytasz Jej w myślach. Ba, nawet znasz myśli kierowcy autobusu. Ale pomimo całej swojej wspaniałości, nie rozumiesz przebiegu scenariusza. Jak to tak? Bez pierwszego nieśmiałego pocałunku? Przecież zawsze najpierw jest pocałunek. Zazwyczaj mocno wyidealizowany. Bez słowa? Bez jakiegoś wyjaśnienia? Bez flirtu? Nie muszę przepraszać? Potem idziecie na pierwszą randkę. Czekałeś na to tyle czasu. Tak długo, że aż zacząłeś się zastanawiać czy to jednak nie jest zadanie na wyrost. Jakaś taka magiczna chwila, pierwiastek czegoś Ci nieznanego. Ona coś wspomina, że lubi wino, a że Ty jesteś niesamowicie domyślny, kupujesz nie tylko wino, ale zabierasz do tego korkociąg. Spokojnie, nie wyciągasz go od razu. Czekasz na to pytanie. „A czym otworzymy wino?”. Wtedy jej to pokazujesz. Że zawsze będziesz o krok przed Nią. Wyjmujesz ten przedmiot i otwierasz wino. Nawet Ci to sprawnie poszło. Akurat na dobieraniu się do alkoholu znasz się jak mało kto. Tylko nie chwal się tym. Nie zapunktujesz. To trochę inna kobieta niż te, do których się przyzwyczaiłeś. Potem jest idealnie. Jedziecie do niezłej klasy hotelu, kupujesz dla Niej niesamowitą bieliznę, w ramach wyprzedzania Jej zawsze o krok, jak to sobie wmówiłeś. Dużo sobie obiecujesz po tej nocy, która was czeka, głównie po sobie dużo się spodziewasz, musi być świetnie, bo to na Nią właśnie czekałeś. Nie zawiedziesz. Chociaż będziesz zmęczony, wstawiony, ewidentnie masz problem z piciem, podołasz zadaniu. Ostatecznie arkanów seksu przed Nią nie odkryłeś, ale po pierwsze, minimum przyzwoitości zachowałeś. Po drugie, mnóstwo takich nocy, dni, chwil przed wami. Poprawisz się, zaskoczysz ją jeszcze nie raz. Rozumiesz już? Takie chwile przytrafią Ci się pod warunkiem, że nie wrócisz do mroku, nawet jeśli to pojęcie na wyrost. Inaczej takie chwile nawet Ci się nie przyśnią. I zawsze już będziesz stał w tej wymyślonej kuchni z wymyśloną Nią. Ona Ci dziękuje i żegna się z Tobą, Ty też żegnasz Ją, ale zostajesz, Ona też zostaje. Kompletnie bezsensowny wycinek z jakiejś przeszłości, nawet może nie Twojej. Może kiedyś zasnąłeś przy jakimś romansidle. Czas teraźniejszy, Jej nie ma i jakbym nie zaklinał rzeczywistości, ile bym nie przeczytał o podróżach w czasie, Ona nie wróci. Oglądam się przez ramię, łudzę się, wypatruję Ją w tłumie. W sumie co mi szkodzi? Wiem, że kiedyś będzie przedwczorajszym snem. Może nawet koszmarem. Ludzie nas mijają, porzucają, ale pewne słowa przez nich wypowiadane działają jak zaklęcia. Nie wiem czy da się zdjąć zaklęcie, jaki trzeba posiąść poziom czarnej magii, aby to się udało. Może coś przeoczyłem, może coś mnie ominęło? Walczę z bardzo niefajnymi emocjami, a Ona siedzi w tym autobusie, właśnie czeka aż w końcu zrozumiem, że tak, „Medium Sweet” to znaczy „półsłodkie” i doczłapię się z tym winem, może zdejmuje z siebie ostatnią część bielizny w tym niezłej klasy hotelu, a ja stoję tu pośrodku niczego i szukam odpowiedzi, których nigdy nie poznam. Musiałem coś przeoczyć, ktoś zrobił sobie nieśmieszny żart i Nas wyciął. Bo miał taką moc. I teraz musimy się odnaleźć na nowo. Może o to chodzi? Najgorzej jeśli koniec nie oznacza nic innego jak koniec. Nie ma nic gorszego. Zasłyszane w lesie, wyobraź sobie – rozmowa o szyszkach, takich na drzewach. - Powtórz to jeszcze raz. Tak fajnie to akcentujesz. - Ok, ostatni raz. Szyszki, szyszeczki. Wracajmy już. Nagram Ci to na telefon jak chcesz.
-
Nie znam smaku Twych ust Ani tekstury Twojej skóryNie znam Twojego zapachu Nie czułam Twojego oddechu na karku Nie widziałam CięLecz wiem Żyjesz gdzieś z dala odemnie Smakujesz innych Czujesz ich ciepło pod dłoniąWchłaniasz ich zapach Szukasz unikatu tak jak ja I mimo , że nadal nie spotkałeś mnie Nie poznałeś To Twoja droga dąży do mojej Aby złączyć się w jedną Bo należysz do mnie mimo ,że jeszcze Mnie nie odnalazłeś w tłumieA ja należę do Ciebie mimo , że jeszcze Wielu stanie na mojej drodze I złączymy się kiedyś w jedną całośćI w końcu wszystko będzie tak jak powinno
-
I choćby trąba jerychońska...
Jakub Pilch opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
I choćby trąba jerychońska miała rozwiać moje mury wybuduję na szczątkach woli świątynię dla Twej duszy, gdy los wypisze wiersze lipcowe na ogniste wióry rozpalę z nich ogień i dam ciepło poezji zimnym dłoniom. Jeśli marazmu dobermany rozszarpać nas zapragną ostrością samotności zagonię je do klatki, gdzie serce tętniące odwagę o zapachu żywicy w transfuzyjnej szybkości odda pierwiastek człowieczeństwa. I każąc mi czekać na granicy absolutu wypatrywać będę smaku ciemnych źrenic. Nawet jeśli Bóg zapragnie bym rozbił armię dawidowską - rozbiję ją. Gdy pomiędzy nami wzleci przeszłość galaktyczna - zniszczę ją. A gdy umrę to walczyć będę wiecznie o światło nad wieczorną drogą, staniemy przy smukłym drzewie wiśni skąpana w ramionach, skąpany w ramionach... -
Pełnia zaciskam pięść to jedyne, na co mnie stać księżyce wewnątrz dłoni mam przecież ostre paznokcie księżyce tyle ich widziałam co miesiąc wciąż kolejne rozczarowanie
-
Spowiedź mówisz mi, że zawsze mogę ci wszystko opowiedzieć wylać najbardziej gorzkie z żali wylać wodę z wanny brudną po tym jak próbowałam zmyć ten wstyd