zasypianie bez ciebie to sztuka, której nigdy nie opanuję
do perfekcji. potrzeba czasu, by unormować przyspieszony oddech,
zmniejszyć gorączkę i ochłonąć. wydrap ze mnie wszystko;
naskórek pod paznokciami jest dowodem, że zaczynam krwawić.
podobno wtedy jestem bardziej na tak. mówiłeś: że taką mnie lubisz -
otwartą na nowe, pełną mruczanek. jednak znikasz, później długo milczysz,
a ja pęcznieję od tęsknot. blade noce chłoną wilgoć, zatrzymują sól, osiada
w zagłębieniach. wierność jest suką, raz ugłaskana nie odpuści.
dlatego muszę mocniej zacisnąć uda - przeczekać. cykle bywają nieregularne,
ale gdy wracasz krzepnę ci w dłoniach, krystalizuję na języku. to nas zbliża -
ta czułość w którą tak odważnie wchodzisz, ciepło pleców. i znów jesteśmy,
jak dwie łyżeczki pełne zdarzeń, jednakowo wygięte.