Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 05.12.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Ostatni wóz konny zniknął wraz z jarmarkami ze trzydzieści lat temu. Gwar dworca autobusowego, gdzie zjeżdżali się wszyscy do szkoły, a potem wyjeżdżali na emigrację, wybył z dekadę temu. W przedszkolu dom starców, a ostatni kiosk wymarł bez echa. Nawet wielkie centrum handlowe, co go święcił biskup i senator dwadzieścia lat temu, żyje tylko dyskontem, do jakiego drepczą rano staruszkowie odruchowo na przeceny, po cukier i znój. Niby jest autostrada, niby światłowód. Lampy uliczne gasną wcześniej, bo nie ma tu komu chodzić wieczorami.
    12 punktów
  2. Anna patrzy na świat otulony bielą w sadzie sarny zostawiły trop głębokie bruzdy zniszczyły gładką powierzchnię puchu tam gdzie pochylona grusza zwisają kawałki słoniny niby paciorki rozbujane przez wiatr tylko patrzeć jak wygłodniałe sikorki wbiją pazurki głęboko w jasną połać mięsa stare deski stodoły poczerniałe od nadmiaru lat zatrzymują silniejsze podmuchy śnieżna zawieja omiotła ciało dreszczem przeszywając plecy znikąd oparcia
    10 punktów
  3. Zima zaciska na mnie palce - cienkie, twarde, lodowe, jakby ktoś ulepił je z kości ptaków, które zamarzły w locie. Wsuwa mi w płuca powietrze ostre jak tłuczona noc, jakby każdy oddech był odłamkiem zbitego lustra, w którym ktoś przeglądał się po raz ostatni. Czuję, jak świt tłucze się o moją klatkę piersiową, jakby chciał wybić sobie wejście, zanim przymarznie od środka. Oddycham metalem. Oddycham trzaskiem. Oddycham bielą, która nie rozjaśnia - tylko kasuje świat po kawałku, cierpliwie, profesjonalnie, jak gumka, która zna moje imię, mój podpis, moje wszystkie wahania. Zima prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błyskawicy - widzi we mnie kości zanim ja je poczuję. Samochody stoją jak martwe dorsze pochowane w lodowych katafalkach: obrośnięte mrozem, przykryte bezdechem, wypatrują moich dłoni - czerwonych, popękanych, jakby każde knykcie pisały zaklęcia przeciw ciepłu, jakby skóra uczyła się alfabetu zimy poprzez ból. Mróz wcina się we mnie głębiej niż lato, głębiej niż jesień, głębiej niż wszystkie pamięci: jest czysty, anatomijny, bezczelnie uczciwy. Nic nie udaje. Zima nie kłamie - rani prosto, rani w punkt, jak chirurg, który nie używa znieczulenia, bo wie, że znieczulenia są dla miękkich miesięcy. Wiatr oplata mnie jak zwierzę zrobione z noży, jak drapieżnik, który zna moje przeszłe oddechy. Próbuje mnie wypchnąć ze swojego terytorium, a potem wciąga z powrotem - jakby chciał mnie mieć w sobie na stałe, jako gorącą skazę, którą trzeba okiełznać. Wiatr rozkłada mnie na częsci jak anatom, który uczy się człowieka od zewnątrz do środka, mróz po mrozie, drżenie po drżeniu. Śnieg patrzy na mnie jak głuche bóstwo zrobione z ciszy; niczego nie oczekuje, ale wszystko zapamiętuje. Skrzypi pod stopami, skrzypi tak, jakby pod bielą poruszały się nerwy ziemi - biały impuls, wstrząs za wstrząsem, jak elektrokardiogram planety. Nos parzy, policzki drewnieją, dłonie szczypią jakby księżyc przykładał mi do skóry swoje zimne monety, płacąc za każdy gram ciepła, ktory ze mnie wyciąga. Drzewa stoją czarne i ostre, płoną odwrotnym ogniem - ogniem, który nie daje światła, tylko świadomość. Latarnie dymią zimnem. Słyszę świat dzwoniący lodem - jakby wielka szklana misa właśnie pękała nad moją głową. Wchodzę w tę zimę jak w obrzęd przejścia, w alfabet, który można odczytać tylko własnym drżeniem. Lód jest nauczycielem, wiatr jest kapłanem, śnieg jest księgą, a ja jestem atramentem, który zamarza na marginesach. But od nart, pogryziony przez psa, leży jak relikwia nieprzeżytego planu - świadectwo śmiechu, który nigdy nie miał okazji zabrzmieć. Śmieję się pod nosem: nie trzeba nart, żeby spadać. Wystarczy zgodzić się na zimę, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie lipcowe resztki, aż zostanie tylko cienki rysunek - pulsujący ślad na mrożonym szkle. Jestem upojony. Nie winem, nie jesiennym rozpadem, nie lipcowym ogniem - tylko białym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów kości, wyskrobuje z niego pęknięcia, a na koniec zostawia w środku błysk: zimny, chirurgiczny, prawdziwy. Śnieg migocze jakby ktoś zmielił tysiąc gwiazd i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim zniknąć. Zima potrafi kochać okrutnie. Ale kocha uczciwie - pali od środka, wypala powietrzem, aż stoję w jej ramionach niby zamarznięty, a jednak w środku płonę - cichym, niebieskim ogniem, którego żaden lipiec, choćby ryczał w niebo, nie potrafi nazwać.
    9 punktów
  4. Z kosmosu wszystkie miasta wyglądają tak samo. Skupiska jarzących się w ciszy ziarenek, rozrzuconych jak po zabawie dzieci piaskiem kinetycznym. Jest w tym zarazem przypadkowość i porządek. Bo każde miasto zbudowano dla kogoś, ale nikt nie zapamiętał kompletu adresów, imion, dat narodzin i śmierci. Stacja ISS utrwala i przekazuje obraz. Na ekranie kręci się nasz glob, częściowo zakryty chmurną galaretą, przez którą przebłyskują znaki, skaryfikacje. Wydawać by się mogło, że wystarczy ledwie dostrzegalny ruch dłoni i bezpańskie światła zsypią się w gigantyczny kopiec. Wszystkie samotności staną się jednią. Tylko twoje oczy pozostaną na swoim miejscu, niewzruszone, cierpliwe. Czy wiesz, jak gorąco ich blask prosi moje ręce o odpowiedź i o własne miasto?
    7 punktów
  5. Pan i Pani Frustro zerkają w lustro i nawet nie mają jak dostrzec, że za ich plecami jest całe mnóstwo. Są zupełnie egocentryczni, a zatem spoglądają całkiem żywo i bystro. Czasem szepną do siebie, że trudno, co poradzić, że bywa tak trudno. I pocieszą się niekiedy, że przynajmniej nie jest nudno. Na czarną godzinę mają taki oto plan, że wsiadają w pociąg i wybierają kierunek na Kutno. Nie pytajcie mnie tylko dlaczego akurat tam, bo nie wiem kompletnie wszystkiego tego, co nie zostało mi nigdy powiedziane. Warszawa – Stegny, 05.12.2025r. Inspiracja - Poetka Christine (poezja.org).
    6 punktów
  6. Ociepliłaś nam domostwo girlandami - - teraz zawsze tu panuje złota jesień. I bytuje sobie cicho między nami ten wieczorny, ciut leniwy, szał uniesień. Otuliłaś moją głowę dłońmi swymi, a ja się schowałem w Ciebie, Ciebie chłonąc. Niezbyt spiesznie (po co gonić?) się tulimy, by w pościeli letnich łąkach wspólnie tonąć. Oplątałaś nasze życie niteczkami, które miękko wciąż muskają nas po twarzy. Nasza podróż, choć tak długa, ciągle bawi, Więc z ufnością poczekajmy, co się zdarzy.
    6 punktów
  7. nos trochę za długi głos wysoki sopran tak poza tym szczerze nadto był uroczy tam czarno na białym wszystko wypisane że on jest przybyszem pozaplanetarnym miał swoje występy i nieobliczalnie na publicznych scenach ciągle był realnie świat go w mig rozpoznał bez żadnej żenady wszyscy rozumieli przeważnie szkolniaki a później z fantazją portrety powstały prosto na afiszach starannie wklejane był duszkiem dla wszystkich dzieci nie musiały bawić się pająkiem żeby powyrywać wszystkie jego nóżki bo on pozaziemski wróżył im z poduszki całkiem bez wyjątku przycinał im różki a one w noc ciemną uwolnione z psoty śniły o skowronkach
    4 punkty
  8. śmierć życiu podała zimną dłoń potem rzekła że lubię cię ale muszę... życie odpowiedziało ja też cię lubię ale inaczej - znaczy nie muszę potem roześlij się każdy w inną stronę zastanawiając się nad tym co rzekli a ty miły czytelniku odpowiedz mi czy ta rozmowa miała jakiś sens
    4 punkty
  9. Zagubiłem się w szukaniu myśli i marzeń. Zagubiłem się w szukaniu Ciebie. Zagubiłem się w tej miłości wyrytej tatuażem gdzieś pod serca brzegiem. Pobłądziłem też w Twych reakcjach, czasem chłodnych jak śnieg w gór koronach. Zagubiłem się w tym, co dziś myślisz o mnie, o sobie i o nas. Mam wrażenie, że tonę gdzieś w myślach. Po czym wzbijam się nad ciemną taflę. I przeplatam przez palce nadzieje, po czym wpadam w ułudy pułapkę. W głębi czuję, że jesteś mą częścią. Pyłkiem szczęścia, jedynym w przestworzach. Po czym zderzam się z twym spojrzeniem, które wznieca wciąż tlący się pożar. Stale widzę, jak rezonują złe energie pod naszym niebem. Nadal czuję, że muszę walczyć, nadal pragnę być tak blisko Ciebie.
    4 punkty
  10. Pożądanie jest jedyną, dostępną opcją miłości.! Wykrzyczałam, narcystycznie rozcierając szminkę. A gwiazdy nie zawsze lśnią samotnie - odpowiedziałeś, spokojnie spoglądając w oczy. Każdego dnia będę czekać czy przyjdziesz w blednących, rozmazanych ustach… Zawsze tylko z tobą lecz nigdy razem wyszeptałeś, ostatnim pocałunkiem. Tobie… Tylko w wierszach:)
    4 punkty
  11. Co kilka lat wynurzam się z własnych głębin, jakby powietrze mogło odczytać mój puls. Biorę wdech — ostrożny, przezroczysty — i pozwalam oczom dotknąć światła. Tylko po to, by wrócić pod powierzchnię, gdzie ciemność nie straszy, a jedynie uczy mnie oddychać inaczej. Co kilka lat odkładam dzień na później, wyciągam z kątów gitary i mikrofony, przeczesuję kurz na strunach pamięci, zatrzymuję zegary, co biegną beze mnie. Na chwilę wracam do roli, w której próbuję być muzykiem, poetą, śpiewakiem własnych niegotowych historii. Co kilka lat przychodzi cisza — ta najtrudniejsza, co nie pyta o zgodę. Siada naprzeciwko jak dawny znajomy i patrzy, czy jeszcze mam w sobie żar. A ja, niepewny, lecz wierny sobie, zbieram oddechy, przecieki światła, i znów zaczynam — od pierwszej nuty, od słowa, które drżało we mnie latami.
    4 punkty
  12. Według mnie jest 5 stopni zainteresowania: 1. Ignorowanie 2. Odsłona i rzucenie okiem 3. Przeczytanie 4. Lajk 5. Komentarz. Co do wierszy prawdziwych, nie wiem, jak to rozróżniasz, bo każdy ma inaczej, ma inne zainteresowania i przeważnie szuka czegoś dla siebie, jeden o historii, inny o miłości, życiu itd. Pozdrawiam
    4 punkty
  13. Chcę, aby zostało po mnie coś poza guzikami, gdy przyjdzie godzina próby. W szeregu, na szachownicy — jej koszmar jak cień idzie przez lata mojej dorosłości. Nie wagarowałem jak inni, gdy łobuzy na lekcji przyrody zabili Pana od historii. Jego brulion, poplamiony, mam w szufladzie — pomimo drwiny — ocalony. Choć inni w tym czasie, zaplatając kwiaty we włosach, radzili mi leczyć się z paranoi, dziś mają opcje awaryjne, plecaki ucieczkowe, adres na Costa del Sol i kompletny brak obowiązku. A ja — mam siebie.
    3 punkty
  14. to wszystko jest jeszcze bardziej złożone niż spróbuję tutaj wyrazić więc może zatrzymajmy to w kadrach dwie lufy wyśmienitej marihuany medycznej na parkingu leśnym w okolicach żyrardowa świat upada jak ja w najgorszym roku od lat dziewczęta z tindera z dostawą do domu milion euro obrotu the future was wide open mówili że ciężko będzie lekko żyć i mieli rację na nagraniu atrakcyjna kobieta siedzi w kawiarni dopiero po odtworzeniu widać że co chwila rzuca spojrzenia nie wiedząc że jest nagrywana gdy patrzę w inną stronę można więc powiedzieć że nastąpiło przechwycenie w obrazie którego nigdy nie pozna została na zawsze uwięziona w tej parominutowej sekwencji zapętlona w zaniepokojonym zmrużeniu oczu rozchylonych ustach w pewnym sensie zyskała nieśmiertelność przeczuwalną jedynie na poziomie kwantowym istnieje jako ona sama ale również jako wersje którymi mogłaby się stać gdyby na przykład nieznajomy zapytał wtedy czy ma zapalniczkę
    3 punkty
  15. Na portalach, gdzie wiersze sterczą jak plastikowe róże (w tym samym bezzapachowym blasku, tylko świecą się dłużej), poeci siadają naprzeciw siebie w aureolach z lajków – jak odznakach za niewinność metafory. Między lajkiem a ciszą sypią się dobre słowa, czasem zbyt lekkie, czasem tylko z grzeczności – jakby każdy bał się milczenia bardziej niż fałszu. A wiersze, te prawdziwe, niepolukrowane, stoją w kącie jak nieproszony krewny na weselu, który widzi za dużo i mówi za cicho, więc nikt nie prosi go do zdjęcia. Bywa, że ktoś w nocy zatrzyma się na jednym zdaniu bez obrazka, bez fanfar – i poczuje to stare ukłucie, jakby ktoś zapalił świecę w bardzo dawno opuszczonym pokoju.
    3 punkty
  16. Było to w czasach mrocznych, gdy ziemia pruska spływała krwią, a żelazne hufce Zakonu dzień po dniu wdzierały się w serce puszczy, niosąc pożogę grodom Natangów. Wówczas to, niczym dąb pośród wiatrołomów, wyrósł wśród swego ludu wódz potężny o imieniu Herkus Monte. Sława jego niosła się pośród borów szybciej niż grom, wlewając otuchę w serca, w których wiara już dogasała. Lecz zanim Herkus stał się postrachem Krzyżaków, został jako dziecko porwany z ojcowizny i zabrany przez rycerzy zakonnych w dalekie strony, aż do Magdeburga. Tam, w murach chrześcijańskiego miasta, karmiono go obcą mową i kazano czcić obce bóstwo. Został ochrzczony, a nowym imieniem Henryk chciano wymazać z jego duszy pamięć o pruskich korzeniach. Wśród Niemców znalazł się rycerz możny i szlachetny, zwany Hirschhals, który na małego zakładnika nie patrzył z pogardą, lecz z ojcowską dobrocią. A gdy pewnego dnia młody Monte tonął w nurtach rzeki Łaby, to właśnie dłoń Hirschhalsa wydarła go rzece. Mijały lata, a koło fortuny toczyło się nieubłaganie. Monte wrócił wreszcie do swoich, do Prus, gdzie zastał braci gotujących się do wielkiego buntu. Choć wychowany w cieniu krzyża, serce miał wciąż dzikie i wolne. Stanął na czele Natangów, a że znał rzemiosło wojenne swych wrogów, wiódł lud swój od zwycięstwa do zwycięstwa. Aż nadszedł dzień sądu na polach pod Pokarben. Starły się wojska Zakonu z pruskimi plemionami. Obrońcy swojej ziemi triumfowali, a wielu braci zakonnych wzięto w pęta niewoli. I zrządzeniem losu, którego ścieżki dla śmiertelnych są zakryte, pośród jeńców rozpoznano samego Hirschhalsa z Magdeburga. Zgodnie z prastarym prawem przodków, jeńcy musieli ciągnąć losy, by bogowie wskazali, czyją chcą krew. I stało się tak, że pierwszy los padł na Hirschhalsa. Stanął rycerz przed wodzem Prusów, a w spojrzeniach ich odżyła dawna przyjaźń i pamięć o wodach Łaby. Hirschhals, widząc śmierć w oczach, błagał o litość. Herkus zaś, pomny długu wdzięczności za ocalone niegdyś życie, wbrew zwyczajom nakazał losowanie powtórzyć. Złowrogi szmer przebiegł przez tłum Natangów, gdyż gniewali się na wodza, że święte prawa nagina. Lecz rzucono losy po raz wtóry. I znów bogowie wskazali na Hirschhalsa. Rozdarty bólem Monte, ważąc na szali przyjaźń i wolę swego ludu, krzyknął, by ciągnąć po raz trzeci, ostatni. Lecz przeznaczenia oszukać nie można – i trzeci los, ciężki jak wyrok, przypadł rycerzowi. Wówczas Hirschhals, widząc udrękę w oczach przyjaciela, wyprostował się dumnie i zawołał głosem, co echem poniósł się po lesie: — Dzięki ci składam, Henryku! Lecz widzę, że sam Bóg Najwyższy przeznaczył mi dziś umrzeć. Nie będę się więcej opierał Jego woli. Dobrowolnie oddaję się w ofierze! I tak rycerz zakonny, pełnym rynsztunku, dosiadłszy swego rumaka, wstąpił w ogień stosu ofiarnego. A Herkus Monte stał i patrzył, jak płomienie trawią tego, który niegdyś wyrwał go z objęć śmierci. I wiedział wódz potężny, że tego dnia, choć bitwę wygrał, utracił coś cenniejszego niż złoto – utracił cząstkę własnej duszy. Powiada się, że od tamtej pory, gdy noc jest bezgwiezdna, a wiatr szeleści w koronach starych dębów, wędrowcy słyszą pod Pokarben dziwne głosy. To duch Hirschhalsa i cienie dawnych wojów snują się po polach, przypominając światu o czasach, gdy honor i przyjaźń ważyły więcej niż samo życie.
    3 punkty
  17. ( Komuś ) A zatem znów pełnia I czas się wypełnia Złożyłem życzenia Z racji imienia, Do stóp Twych gorętsze! Gdy przyjdzie czas weźże! W Twoje gorąca Żarem bliskie Słońca. U nas? – bure zimno, Sny nadziei nikną. Wszystko na tor wraca… – Nie ten, – praca! praca! Spełnień co najlepsze Tobie ślę… – niechże! Grafiką „Zimowy krajobraz w mieście” ilustrował „Perchance”, pod moje dyktando.
    3 punkty
  18. jak czerwony kapturek w parku ręką wędruję po fontannie hubie zaglądam do świerkowych gałązek głęboko oddycham dla równowagi gram na szklanej czarce melodię
    3 punkty
  19. mężczyzna z wiekiem staje się ciekawszy tak mawiała babcia z namaszczeniem przecierając stare tremo pamiętające czasy przepychu i blichtru wczoraj spod mokrych rzęs patrzyłam na ciebie ze strachem brak wiary przykrywał uśmiech rozdarta miękłam z czułości zobacz już zbladła skóra jestem gotowa na nowe pęknięcia wszystko czego dotykam sypie mi się z dłoni ciemne chmury spłoszyły wiatr jesionka nie chroni przed chłodem w torebce nadal noszę rubinowe kolczyki boję się że kiedy je włożę czar pryśnie ten zew krwi i zmysłowo zlizane łzy cała esencja czułości
    3 punkty
  20. a na wsi , kuliki . jeszcze się widzi wozy i sanie . większość pola ugorem leży bo polityka zabiła dochody z rolnicstwa. jak zabraknie jedzenia to sie będzie dziki jadło. ostatnio widziałem jednego wielkości opla corasa przez chwile myślałem że to miedźwiedź bo brązowy taki . i noża w kieszeni szukałem nie było ustąpiłem mu pierwszeństwa na drodze . wkońcu to nie on przechodził przezdrogę to droga szła przez las .
    3 punkty
  21. @Tymek Haczka szanowny czytelniku:) dziękuję za Twój komentarz choć mam wrażenie, że został napisany bardziej z potrzeby uporządkowania własnych upodobań niż z potrzeby rozmowy o wierszu. rozumiem to: kazdy z nas czyta przez pryzmat własnych granic i własnych map. pozwolę sobie jednak zauważyć, że metafory nie są od tego, by były „potrzebne” komukolwiek poza autorem, który je rodzi, i czytelnikiem, który potrafi je unieść. poezja nie jest konstytucją - nie musi spełniać norm, dostarczać funkcji ani miescić się w cudzych szufladkach. ona oddycha tam, gdzie chce, a nie tam, gdzie jej się wyznaczy. to ja odpowiadam za ten wiersz. to ja wybieram jego ryzyko, jego przepych, jego cisze i pęknięcia. jeśli dla kogoś jest w nim zbyt wiele, niech zabierze sobie z niego mniej. jeśli zbyt mało, niech dopisze sobie więcej w głowie. poezja bywa wymagająca - czasem bardziej niż czytelnik był przygotowany udzwignąć. to nie jest jej wada. nie piszę wierszy po to, by były zgodne z oczekiwaniem; piszę je po to, by były zgodne z prawdą, którą w danym momencie widzę, a prawda w poezji nie zawsze jest wygodna, ani „potrzebna”, ani grzecznie podana łyżeczką. i bardzo dobrze. jeśli więc mój tekst Twojego gustu nie obsłużył - przyjmuję to ze spokojem. wiersz także ma swoje upodobania i nie do każdego się nachyla. znam poetycką zasadę: im mniej tym mocniej. ale ja nie szukam mocy - szukam obrazów. doceniam Twój trud. bardzo sobie cenię uwagi ludzi inteligentnych którzy rozumieją co i o czym piszą. dziękuję:)
    3 punkty
  22. To wcale nie jest sztuką Bronić się gdy cię prześladują. Pamiętać o tym, co istotne - gdy przychodzi problem, Bo zapomina się o wieszczu - gdy Troja się broni. Nawet Kassandra ma na końcu rację. Odwaga? Kwestia chwili, sekundy, Smak, smak! To jest to, co determinuje działanie. Chwila - przeminie, jak każda, w czasie, Smak, obiektywne poczucie estetyki Zostanie. Odrobina odwagi, owszem, jest niezbędna Ale w gruncie rzeczy - była to sprawa smaku Który potrzebny, by wykrzesać z siebie Co szlachetne. By popłynąć w górę rzeki i postawić tamę. Bo to wcale nie jest taki łatwe - - odłożyć dumną broń odmowy. Kłamca czasem patrzy prawdzie w oczy, Oszust zagra uczciwie Bo to sprawa smaku... I kwestia odwagi. (Przeklejam z innego portalu)
    3 punkty
  23. Żeby tylko wszyscy mnie szczerze nienawidzili! O tak, uważaj mnie za bezwartościowego i nawet niech ci przez myśl na ułamek sekundy nie przejdzie martwienie się o mnie, bo nawet jeśli, nic i tak nie będzie mnie interesować bardziej niż mój własny interes i nieuprzątana głowa O zakochać się szaleńczo! Kto by nie chciał tych wzlotów serca…. Lecz tylko kiedy są fantazją, Nie ranią tej kruchej duszy człowieka Przyjaźń, Relacja warta czasu,starań i pieniądza… I co po tym? Spróbuj użyć złamanego słowa, to i przyjaciel rozpłynie się szybciej niż zdążysz musnąć przeprosiny Więc, co? Jedynie nadzieja… Tak, matka głupich Co mnie trzyma, Że, może spokój tej chorej głowy Będzie w najlżejszej samotności, A teraz burza I marzeń wiele I jedno tak pospolite jak dla wszystkich śmiertelnych Chętnie utonąłbym w bogactwie, tego materialnego świata, Nie zważając na głody i bóle innych O tak! Niech mnie wszyscy nienawidzą! I odejdą, i nawet się przez chwilę nie obejrzą! Błagam! Czy w moich żądaniach nie jestem wystarczającą odrazą? Jestem samolubny, Lecz nie każe nikomu… Ażeby jakkolwiek musiał się ze mną dręczyć, Więc niech odejdą! Bo narazie tylko jakieś głupstwo ich tu trzyma, i to z pewnością ulotne
    3 punkty
  24. @Wiechu J. K. Inni myślą, że wojsko to defilady i mundury. Huzarc wie, że to przede wszystkim umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji. Wrócił z samowolki? Wrócił. Pomylił pastę z pasztetem? I co z tego - prawdziwy żołnierz poradzi sobie z każdym przeciwnikiem, nawet kulinarnym. Tylko on wie, po co jest wojsko - bo wie, co to znaczy walczyć z losem na co dzień.
    3 punkty
  25. Witaj - ja też się nie boję - prędzej czy później nas dogoni - ale na razie żyję i się uśmiecham nie myślę o niej - Pzdr. Witam - zgadzam się - zawsze boli - dziękuje za czytanie - Pzdr.porannie. @Alixx22 - @Berenika97 - @Andrzej P. Zajączkowski - @huzarc - dzięki -
    3 punkty
  26. czy ograniczać siebie wolna wola to wielki dar Bóg to nie tylko miłość to obowiązek życia w prawdzie czy warto ...oddać część wolności komuś czemuś złemu dostaliśmy ją gratis bez zasług może lepiej … wypełniać słowo Boże spłacać dług zawierzenia On nie zawodzi Jezu ufam Tobie 12.2025 andrew Piątek, dzień wspomnienia męki i śmierci Jezusa
    3 punkty
  27. Noc Została mi Tylko noc Bez ciebie "Zostań, kochaj i walcz!" Wołały wszystkie Ptaki na niebie
    3 punkty
  28. @huzarc :) dziękuję @Migrena :) Jesteś miód na serce domorosłych netowych poetów :) i poetek rzecz jasna ;) dzięki i również pozdrawiam @Berenika97 :) Również pozdrówka 🌼 @Natuskaa Ciekawie :) Oczywiście, całość to coś, co wszystkich nas interesuje. Może z wyjątkiem tych, którzy myślą tylko o sobie, ale ich na szczęście jest mniejszość :) Dzięki, również pozdrawiam @Wiechu J. K. ;) 😎 @Rafael Marius Fakt, są tacy Dzięki :)
    3 punkty
  29. Niech ten wiersz będzie wrzaskiem na ścianach ciszy, Niech gniew i potępienie w słowach płoną jak pożar, Dzieci nie są własnością, nie cyfrową zdobyczą, Niech świat zobaczy kłamstwo, nim zgaśnie każdy ich dar. Ciała w klatkach ekranów, dusze jak szkło, Każdy gest prześwietlony, każdy szept oceniony, Bezbronność w cybernetycznym piekle, bez tchu, A ci, co patrzą, milczą, czasem sami uwikłani. Klik, wysłany strach, rozrywa niewinność, Szantaż i groźby jak dym oplatają serca, Zdjęcia i filmy stają się narzędziem zniewolenia, Każda chwila ucieczki kosztuje młode życie. Niech te wersy będą biczem na sumienia oprawców, Niech każdy szept w ciemności odbije się echem gniewu, Niech każdy, kto patrzy w ekran, poczuje wstrząs, Że dzieci to nie obiekt, a dusza w płonącym niebie. Ostatecznie — niech świat nie zamknie oczu, Niech ból, krzyk i wstyd w poezji wybrzmią prawdziwie, Bo każdy niewinny stracony przez cyfrowe mroki, To nasze wspólne wstydliwe, nieprzebaczone życie.
    2 punkty
  30. Pragnę ciszy na własność – miękkiej przędzy, którą zwinę w kłębek i schowam pod podszewką płaszcza, żeby przy każdym kroku ocierała się o mnie łagodnie i była gotowa na zgiełk.
    2 punkty
  31. co znaczy być sobą iść tam gdzie się chce czuć wiatr echo cień nie patrzeć w tył co znaczy być sobą kto mu odpowie by nie musiał się z tym gryźć a może być sobą by kłamać kraść innym uśmiech i łzy kurwą być przecież na końcu i tak wybaczą to że chciał w życiu sobą być nie udawać
    2 punkty
  32. łatwo umiera się z zimna wokół wrzawa i ferment potem ciach - koniec ten spokój powiadasz błoga szarość… a tam euforia! i pocałunki! i lśniąca Bogini! płatki srebra złota usta nabrzmiałe secesją tu zaś noclegują żule żule i ci-jak-żule resztkami godności owijają ceglane podmurówki ciułają to ciepło ciepełko powoli oddają sączą - rybia krew Klimta nie będzie czerwieńsza
    2 punkty
  33. już chyba ustały bóle fantomowe po sercu którym nakarmiły się gołębie jeszcze tylko daliby knebel zamiast języka żeby ciało wysyciło pragnienie monotonną zabawą w nomos kosmos orgazm i byłoby naprawdę dobrze ale aparaty chwytające znaczenia coraz trudniej oddają światło papierosy w żabce dickensa grójecka skręcić w banacha w uszach molekularne treści czy ziarenka piasku między płytami chodnika były tu wtedy gdy świat wydawał się przestrzenią bez pytań i odpowiedzi
    2 punkty
  34. @viola arvensis Ty i ta Twoja poetyckość myśli:) ujmujesz mnie pięknem swojego wnętrza:) swoją wrażliwością duszy i stanowczością myśli. to jest cudowne w Tobie !!!! dziękuję:) @violetta Violetko. już działam w kierunku nowego bębenka. tamten miał duszę afgańskiego pasterza kóz. temu nowemu nadamy nowy wymiar - poetyckiej muzyczności naszego poetyckiego domu:)
    2 punkty
  35. zaplątała w słów przeciętność powiew wiosny burzą myśli ogarnęła niemoc błogą by uśmiechem móc nakarmić niedorosłym nawet tych co szczęście mają już za sobą gdy zakwitła świat zmieniła absolutnie to co szare nagle mieni się barwami i to życie które do tej pory smutne i zmęczenie ciągłą walką z wiatrakami taka piękna choć w spojrzeniu tak niestała ile miała któż wie dała tylko tyle była wiosną i młodością była całą i jak tęcza pojawiła się na chwilę
    2 punkty
  36. @Alixx22@Ewelina dziękuję za przystanięcie! :)
    2 punkty
  37. -Mistrzu, wierzysz, że znaki zodiaku wpływ mają na życie ludzi, co się ku sobie skłaniają? -Mogą mieć pewien wpływ, jak mówią niektórzy, lecz nie wiadomo, czy jest on mały, czy duży.
    2 punkty
  38. W bieżącym numerze "Weird Tales" oddajemy w ręce Czytelników osobliwy zapis, który przed kilkoma miesiącami trafił do naszej redakcji z niejasnego źródła w Nowej Anglii. Rękopis, pozbawiony nazwiska autora, nosił jedynie tytuł: „Cicho jak w grobie” oraz lakoniczną adnotację: „spisane po powrocie ze wzgórza”. Przez długi czas wahaliśmy się, czy ów dokument winien ujrzeć światło dzienne. Jego treść jest bowiem nie tylko niepokojąca, lecz i osobliwie spójna z relacjami, które od lat docierają do nas z zapomnianych osiedli Massachusetts oraz z dzikich rubieży północnych wzgórz. Opisane w nim zejście do podziemi, wizje Miasta Umarłych i bytów zwanych Przedwiecznymi, wykazują zadziwiającą zgodność z materiałami zgromadzonymi przez kilku badaczy niewytłumaczalnych kultów. Czy mamy do czynienia z literacką fantazją o wyjątkowej sile sugestii, czy też z wymuszonym zapisem doświadczeń, których ludzki umysł nie powinien był zaznać. Tego nie ośmielamy się rozstrzygać. Redakcja, po konsultacjach z uczonymi z Miskatonic University, zdecydowała się jednak ów tekst opublikować, pozostawiając Czytelnikom ostateczny osąd. Ostrzegamy, iż „Cicho jak w grobie” nie jest lekturą dla wrażliwych. Zawiera obrazy i idee, które jeśli wierzyć autorowi poprzedziły zagadkowe zniknięcia kilku osób w rejonach, z których pochodzi ów rękopis. Czytelnik, który zdecyduje się podążyć za narratorem w głąb wzgórza, winien pamiętać, że nie każda wiedza przynosi ocalenie, a są takie tajemnice, które od początku świata czekają jedynie na to, by pozostać zakrytymi. Redakcja "Weird Tales" Nowy Jork Grudzień 1929 roku Pełzłem coraz wolniej. Mimo tego, że wyżłobiony korytarz labiryntu, był na tym odcinku zupełnie wolny od luźnych, ostrych, odłamanych, czarnych kamieni, które do tej pory bez trudu, raniły me nieosłonięte dłonie, którymi badałem teren przed sobą. Ich iglicowe krawędzie wpijały się jak ostrza sztyletów w sterane do cna kolana i łydki. Miałem nieodpartą ochotę by krzyczeć. Tak głośno i żałośnie jak jeszcze nigdy. Niczym noworodek, który przed sekundą wychynął z trzewi swej matki, na ten zimny i okrutny świat. Ja tkwiłem w labiryncie trzewi naszej wspólnej Matki Ziemi. Lecz czy na pewno była ona naszą matką? Rysunki Przedwiecznych, nadal ciągnęły się przez całą długość tunelu, towarzysząc mi niezmiennie od kilku godzin. Oświetlały, duszną wręcz beztlenową przestrzeń, rubinową, krwistą poświatą. Kronika miasta. Dziennik dzieci Cthulhu. Prawowitych i pierworodnych synów tej ziemi. Czerwień była rażąca. Miałem nieodparte wrażenie a raczej złudzenie, że jestem uwięziony w labiryncie żył, wzgórza strażniczego. Przeciskam się ciągle w dół, główną aortą, która zaprowadzi mnie tam dokąd prowadziło mnie przekleństwo wiedzy, które spadło na mnie jak niewidzialny grom, gdy tylko po raz pierwszy usłyszałem o bytności w tych zapomnianych przez czas stronach Nowej Anglii, kultu miejscowego szczepu Indian, którzy na rzeczonym wzgórzu, wraz z nastaniem pierwszych wiosennych roztopów, odprawiali jakiś krwiożerczy, niesamowicie przerażający, obłąkańczy sabat. Oddając cześć bytom z Yuggoth, jak ich nazywali. Nie uwierzę póki nie ujrzę na własne oczy. Tak odpowiedziałem ich wodzowi. A on w odpowiedzi, sprowadził mnie w pierwszą noc po rytuale, na szczyt wzgórza. Wśród dzikich, spętanych nieużytków. Krzewów aronii i wszędobylskich, lekko nadgniłych pod śniegiem paproci. Wśród szarego mchu, z którego jakby trwożna atmosfera tego miejsca, wyssała kolor a z nim również życie. Wskazał mi w rozhuśtanym płomyku olejowego kaganka, wejście do podziemnej, skalnej jaskini. Tam śpią martwi Przedwieczni i … czekają. Idź. Będzie prowadził Cię czas. Aż do początku dziejów… Jaki byłem głupi i łatwowierny. A może lepiej by rzec. Niewierny. Jakie licho mnie podkusiło. Bym wiedziony nie zdrowym rozsądkiem, bostońskiego purytanina a jakąś dziką, niepohamowaną gorączką domorosłego tropiciela przygód, wszedł do bezdni wzgórza. Sam jeden. Ku czyhającej za każdym zakrętem zagładzie. Krwiste światło załamywało się nagle, przy kolejnym zakręcie korytarza na wschód. Czy to aby koniec labiryntu? Może to sala strażników. Widziałem ich podobizny uwiecznione w kronice. I wiedziałem też, że czuwają przez wszelkie eony w świątyni oraz grobowcu Przedwiecznych, by nikt nie zakłócał snu i dźwięku fletu Nyarlathotepa, którego muzyka rodzi koszmary w ludzkich umysłach. Strażnicy byli podobni do biblijnych aniołów. Biła od ich postaci wręcz biała poświata. Nie mieli kształtów humanoidalnych. Przypominali bardziej kamienne postaci trolli lub cyklopów. Olbrzymie jak góry ich cielska, pozbawione łusek, piór czy skóry a nawet włosów, zespolone były z monstrualnych rozmiarów skrzydłami o luźnych fałdach, egzo galaretowatej postaci. Przypominały skrzydła smoków. Strażnicy pod taką postacią występowali jedynie na powierzchni ziemi i innych planet oprócz Yuggoth oraz nie mogli przeobrażać się w nią przed obliczem ojca Yog-Sothotha. W podziemiach wzgórza. W sali grobowca i świątyni. Dane im było bytować pod postacią wędrujących płomieni. Czarnych jak przestrzeń niebytu. Spoza bram Umu - Tiamat i Iak - Sakkak Przywołani za pomocą zaklęć księgi. Trwali na straży Miasta Umarłych. Ruin cywilizacji. Pierwszej, która narodziła się w chaosie poza czasem i eonami. Wytworzyli nas. Abyśmy na ruinach ich stolic. Pamiętali o tym że wrócą. Abyśmy czekali na ten dzień. Na apokalipsę naszych dziejów. Na koniec snu Przedwiecznych. By kapłani ich kultu. Wzywali w chwale ale i trwodzę. Imię Cthulhu. Słyszałem w głębi swego zgubionego w szaleństwie umysłu ich głosy. Doskonale wiedzieli, że intruz naruszył ich święty porządek. Wyczuwali mnie. Próbowali z początku prosić jedynie bym zawrócił, bo umysł człowieczy nie jest gotowy ku temu by oglądać cywilizację Przedwiecznych. Gdy to nie poskutkowało. A ja co rychłej pokonywałem kolejne metry tuneli. Zesłali mi wizję i majaki. I ujrzałem pierwsze dni. Widziałem góry z onyksu i jeziora ze złota. Miasta złożone po horyzont z bazaltowych wież, mostów i piramid. Na których szczycie kapłani recytowali pieśni ku chwale Marduka i Nodensa. Jak okiem sięgnąć wszędzie widniały fantazyjnie złożone budowle. Nie mające zupełnie nic wspólnego z zasadami geometrii czy zdrowym rozsądkiem. Były piramidy dźwigające swój ciężar na iglicy stożka, były mosty wycelowane pionowo w górę spod ziemi, tylko po to by setki metrów nad ziemią nagle i bez żadnego widocznego powodu po prostu urwać się w połowie. Były budynki tak przedziwnej konstrukcji i położeniu, że wydawały się zawalonymi ruinami, lecz widać w nich było ślady życia i przenikające w wyłomach imitujących zapewne okiennice cienie istot tak dalece pokracznych, ułomnych w swej anatomii i obrzydliwych, że nie zmuszaj mnie Czytelniku bym o nich jeszcze nadmieniał. Głos strażników był coraz bardziej natarczywy. Zawróć z drogi człowiecze. Nie możesz wejść do Miasta Umarłych. Oszczędź swój umysł i nie szukaj bram ani zaklęć. Bo jedyne co odkryjesz to zagłada. Zawróć. Bo przed Tobą jedynie śmierć. Nie usłuchałem ich. Wbrew sercu, umysłowi i wizjom, pełzłem ku wylotowi z labiryntu. Skręciłem ostatni raz a wtedy tunel, który nazywałem aortą, wypluł mnie z siebie, wprost w półmrok jakiejś olbrzymiej sali o ginących gdzieś hen powyżej wzroku sklepieniach. Poznałem to miejsce z zapisów kronik. Byłem w świątyni Przedwiecznych. Nie było tu drzwi ani furt. Stare Byty ich nie potrzebują. Wędrują w myślach. Rozmawiają w miejscu ich przecięcia. Wylądowałem twardo na posadzce, pokrytej kurzem i jakby szronem. Gdy otrzeźwiałem na tyle by móc dźwignąć się na nogi, odkryłem na czym wylądowałem. Posadzka była wyryta w postaci map. Były na nich kontynenty, które zaginęły u zarania. Oceany, które zasilane były przez blask umierających gwiazd. Cztery słońca i cztery księżyce, krążyły wokół. A nazwy krain spisane były w języku z Ur. Podniosłem wzrok znad map akurat w miejsce najistotniejsze. We wnęce jednej ze ścian znajdował się grobowiec. Spoczywała na nim gwiezdna, onyksowa ośmiornica. A raczej demon przybierający jej postać. Był olbrzymi i odpychający. Po obu stronach grobowca, stały jakby na straży wysokie jak wieżowce czarne płomienie, posiadające mądrość i dusze byty. Strażnicy bram. Usłyszałem ich po raz kolejny w myślach. Odkryłeś grobowiec tego który śni. Twój koszmar trwa dalej…
    2 punkty
  39. Szanowny Autorze @Migrena Pozwalam sobie na pochylenie się nad Twoim dziełem. Żywię nadzieję, że mogę. Ergo: 1. Pierwsze wrażenie „Upojony zimą” to jest proza poetycka na sterydach. Masz tu wszystko: kości ptaków, martwe dorsze, księżycowe monety, obrzęd przejścia, anatoma, kapłana, księgę, relikwię, rentgen z błyskawicy, szklaną misę, milion metafor zimy. Czyta się to trochę jak bufet szwedzki obrazów: od wszystkiego po trochu, wszystkiego dużo, aż człowiek po trzecim talerzu zaczyna tęsknić za jednym, prostym kawałkiem chleba. To jest tekst kogoś, kto naprawdę umie pisać zdania i ma bardzo sprawną wyobraźnię , ale nikt mu nie powiedział: „dobra, teraz wyrzuć połowę”. 2. Co jest naprawdę mocne Żeby było uczciwie: tu jest kilka naprawdę znakomitych momentów: „jakby każdy oddech był odłamkiem zbitego lustra, w którym ktoś przeglądał się po raz ostatni” – to jest obraz, który pamiętam. „biel, która nie rozjaśnia - tylko kasuje świat po kawałku, cierpliwie, profesjonalnie, jak gumka, która zna moje imię, mój podpis, moje wszystkie wahania” – bardzo dobra, osobista metafora; tu nagle zima nie jest tylko „światem”, tylko ingerencją w JA. „But od nart, pogryziony przez psa, leży jak relikwia nieprzeżytego planu – świadectwo śmiechu, który nigdy nie miał okazji zabrzmieć” – kapitalny szczegół, konkretny, ludzki, wreszcie coś zwyczajnego w tym kosmicznym natężeniu. Pointa z „nie trzeba nart, żeby spadać” – to jest zdanie, które powinno świecić w tym tekście jak latarnia. Bardzo dobre. „Lód jest nauczycielem, wiatr jest kapłanem, śnieg jest księgą, a ja jestem atramentem, który zamarza na marginesach” – to akurat fragment, który broni się jako osobny mini-wiersz. Gdyby cały tekst był tak skupiony jak te fragmenty, mielibyśmy naprawdę bardzo dobry wiersz/prozę poetycką. 3. Gdzie zaczyna się problem?! a) Przegadanie i inflacja metafor Ten tekst cierpi na klasyczną chorobę zdolnych autorów: „Skoro umiem, to dam wszystko naraz.” Tu naprawdę nie trzeba aż tylu rzeczy: kości ptaków, tłuczona noc, odłamki lustra, rentgen z błyskawicy, martwe dorsze w katafalkach, zwierzę z noży, anatom, kapłan, księga, szklana misa, monety księżyca, elektrokardiogram planety, itd. Po pewnym czasie zima przestaje być zimą, a staje się pokazem slajdów z kursu kreatywnego pisania. Niektóre obrazy wzajemnie się zjadają – zamiast budować jedną, coraz głębszą metaforę, mamy serię kolejnych efektownych ujęć. To tak, jakbyś w jednym drinku wymieszał wszystkie alkohole z barku. Da się, ale nie po to wymyślono koktajle. b) Brak oddechu – zero pustego miejsca Wiersz nie zostawia czytelnikowi żadnej dziury na własny oddech. Wszędzie coś się dzieje: skrzypi, parzy, drży, tłucze, wypala, wcina się, rozkłada, prześwietla, płonie, migocze. Zima w Twojej wersji jest tak intensywna, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie czyta opisu apokalipsy w odcinku specjalnym „Gry o tron”. Paradoksalnie – jak na tekst o mrozie, jest tu za gorąco od słów. c) Miejscami wjeżdżasz w autoparodię Kilka momentów jest zwyczajnie za dużo: „Samochody stoją jak martwe dorsze pochowane w lodowych katafalkach” – to brzmi jak żart z ćwiczeń z poetyckich porównań: „znajdź możliwie dziwne porównanie do samochodu pod śniegiem”. „Zima potrafi kochać okrutnie. Ale kocha uczciwie” – to już balansuje na granicy mema. Jak slogan z reklamy perfum „Frost – for real men”. „świat dzwoniący lodem - jakby wielka szklana misa właśnie pękała nad moją głową” – to już trzecie czy czwarte „jakby” z mocną sceną dźwiękową; robi się melodramat. Tu aż się prosi o redakcyjne cięcie: zostawić 1–2 najmocniejsze obrazy, resztę wyrzucić. 4. Co bym zrobił jako redaktor Gdybym miał pracować z tym tekstem jako redaktor: Wyciąłbym spokojnie 40–50% metafor. Bez litości. Zostawiłbym: gumkę, co zna imię, but od nart, atrament zamarzający na marginesach, świecę/aparat/elektrokardiogram planety – do wyboru, nie wszystkie naraz. Podzieliłbym tekst na wyraźne segmenty / strofy. Teraz to leci jednym ciągiem – czytelnik się męczy. Zostawiłbym tylko jedną oś metaforyczną: np. „zima jako obrzęd przejścia / inicjacja” ALBO „zima jako brutalny nauczyciel anatomii” – nie oba naraz. Uprościłbym końcówkę. Zostawiłbym: „Śmieję się pod nosem: nie trzeba nart, żeby spadać.” i może jeszcze 2–3 wersy po tym. Reszta to już dopisywanie tego, co czytelnik i tak zrozumiał. 5. Co jest naprawdę obiecujące Żeby było jasne: to nie jest grafomania. To jest tekst autora, który ma: słuch do frazy, potężną wyobraźnię, świadomość obrazu i rytmu. Czyli: jest z czego rzeźbić. Na tym etapie największym wrogiem tego wiersza jest… brak okrucieństwa wobec własnych fajnych pomysłów. Umiesz zrobić 20 efektownych metafor? Super. W następnym tekście spróbuj zrobić trzy – ale takie, które zostają pod skórą tydzień, nie pięć minut.
    2 punkty
  40. @Wiechu J. K. W zasadzie Cthulhu nie jest najpotężniejszym bóstwem w panteonie mitologii Lovecrafta. Lecz obok Yiga i Shub-Niggurath jest objęty kultem przez ludzi. Tak na Ziemi jak i w krainie Leng. Dlatego jest najpopularniejszy spośród wszystkich Przedwiecznych. Wielu kapłanów na ziemi czeka by obudzić go ze snu i wskrzesić z głębin mityczne R'lyeh. @Berenika97 Przymierzałem się do tej opowieści przeszło trzy tygodnie. Ale jak już go dopracowałem to pisało się go niesamowicie przyjemnie. Oczywiście scenariusz jest mój lecz luźno nawiązuję do "W górach szaleństwa" Lovecrafta. Powolne opadanie w szaleństwo to typowy klimat weird fiction.
    2 punkty
  41. Kiedy Staś i Nel wędrowali w pustyni i w puszczy, Brytyjski Korpus Ekspedycyjny wyruszył z Egiptu na południe by zdławić powstanie Mahdiego. Spore wrażenie wywarli na Brytyjczykach wojownicy z plemienia Hadendoa, których - za sprawą awangardowych fryzur - nazywali Fuzzy-Wuzzy. Do wspomnianego przełamania kwadratu (solidnej formacji defensywnej, która zazwyczaj wytrzymywała wszystkie ataki) doszło pod Abu Klea w 1885. Wiersz, zgoda, kolonializmem ocieka, ale wyraża też żołnierski podziw dla wytrwałego przeciwnika, podziw - na który nie wszystkich było stać. Byłaby to ciekawostka z minionej epoki, ale niestety w Sudanie wojna - choć bez Brytyjczyków - trwa nadal. Z wieloma ludami walczyliśmy za morzami, Jedni byli odważni, inni wcale: Z Pasztunami, Zulusami, Birmańczykami; Ale to Fuzzy bił się najwspanialej. Nigdy nic po taniości nie dało się z nim: Krył się w chaszczach i konie nam podcinał, Wyrżnął nam warty pod Suakim Z naszymi wojskami chołubce wycinał. Za ciebie ten toast, Fuzzy-Wuzzy, w twoim domu w Sudanie; Zacofany z ciebie poganin, ale wojownik na zawołanie; Dajemy ci certyfikat, a jak chcesz mieć podpisany Przyjdziemy pohulać, jeśliś zainteresowany. Próbowaliśmy szczęścia na Chajberskiej przełęczy, Burowie opukali nas jak głupich na milę, Birmańczyk dreszczami Irawadi nas dręczył A Zuluscy Impi zdeptali nas ze stylem Lecz to co oni nam zrobili to bzdety Przy tym, co Fuzzy nam nawarzył Staliśmy twardo - mówią gazety Ale jeden do jednego Fuzzy nas przysmażył Za ciebie ten toast, Fuzzy-Wuzzy, żonkę i dzieciaka Mieliśmy rozkaz cię złamać i dlatego cała draka. Waliliśmy w ciebie z Martinich, więc dużych szans nie miałeś; A jednak, Fuzzy-Wuz, nasz kwadrat przełamałeś. On żadnych swoich gazet tam nie ma, On nie ma medali, nagród ni zaplecza, Więc nam o jego zdolnościach świadczyć trzeba W używaniu dwuręcznego miecza: Kiedy nagle z krzaków wyskakuje i znika bez znaku Ze swoją szeroką włócznią i skórzaną tarczą, Miłe dnia godziny z Fuzzy'm w ataku Zdrowemu Tommy'emu za rok wystarczą. Za ciebie ten toast, Fuzzy-Wuzzy i przyjaciół co przepadli Gdybyśmy kumpli nie stracili, płakać z tobą byśmy wpadli; Lecz się daje i zabiera, więc uczciwie handlowałeś, I choć straty miałeś większe, przecież kwadrat rozerwałeś! On rusza w dym, gdy strzelamy salwami I nim się obejrzymy, po głowach nas bije; W gorącym piasku kąpany, czesany cierniami I zazwyczaj udaje, kiedy nie żyje. Jest stokrotką, kaczuszką, jagnięciem! Jest szaleństwem kauczukowego idioty, Jedyny ze wszystkich, reaguje ziewnięciem Na widok Pułku Brytyjskiej Piechoty! Za ciebie ten toast, Fuzzy-Wuzzy, w twoim domu w Sudanie; Zacofany z ciebie poganin, ale wojownik na zawołanie; To za ciebie Fuzzy-Wuzzy, choć fryzurę masz spod wiadra, - Ty skoczny czarny łotrze - boś Brytyjski złamał kwadrat! I Rudyard (1890): We've fought with many men acrost the seas, An' some of 'em was brave an' some was not: The Paythan an' the Zulu an' Burmese; But the Fuzzy was the finest o' the lot. We never got a ha'porth's change of 'im: E squatted in the scrub an' 'ocked our 'orses, E cut our sentries up at Sua~kim~, An' 'e played the cat an' banjo with our forces. So 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, at your 'ome in the Soudan; You're a pore benighted 'eathen but a first-class fightin' man; We gives you your certificate, an' if you want it signed We'll come an' 'ave a romp with you whenever you're inclined. We took our chanst among the Khyber 'ills, The Boers knocked us silly at a mile, The Burman give us Irriwaddy chills, An' a Zulu ~impi~ dished us up in style: But all we ever got from such as they Was pop to what the Fuzzy made us swaller; We 'eld our bloomin' own, the papers say, But man for man the Fuzzy knocked us 'oller. Then 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, an' the missis and the kid; Our orders was to break you, an' of course we went an' did. We sloshed you with Martinis, an' it wasn't 'ardly fair; But for all the odds agin' you, Fuzzy-Wuz, you broke the square. E 'asn't got no papers of 'is own, E 'asn't got no medals nor rewards, So we must certify the skill 'e's shown In usin' of 'is long two-'anded swords: When 'e's 'oppin' in an' out among the bush With 'is coffin-'eaded shield an' shovel-spear, An 'appy day with Fuzzy on the rush Will last an 'ealthy Tommy for a year. So 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, an' your friends which are no more, If we 'adn't lost some messmates we would 'elp you to deplore; But give an' take's the gospel, an' we'll call the bargain fair, For if you 'ave lost more than us, you crumpled up the square! E rushes at the smoke when we let drive, An', before we know, 'e's 'ackin' at our 'ead; E's all 'ot sand an' ginger when alive, An' 'e's generally shammin' when 'e's dead. E's a daisy, 'e's a ducky, 'e's a lamb! E's a injia-rubber idiot on the spree, E's the on'y thing that doesn't give a damn For a Regiment o' British Infantree! So 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, at your 'ome in the Soudan; You're a pore benighted 'eathen but a first-class fightin' man; An' 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, with your 'ayrick 'ead of 'air — You big black boundin' beggar — for you broke a British square!
    2 punkty
  42. @Ewelina ja również pozdrawiam i dziękuję za czytanie 🙂 @Wiechu J. K. ja chyba nigdy mężczyzn nie zrozumiem 🙂 W sumie to nawet z tą niewiedzą mi łatwiej żyć Pozdrawiam serdecznie 🙂 @Amber dziękuję Bursztynku Przytulasy 🙂
    2 punkty
  43. @Berenika97 Pasta i pasztet na poczatek, a później śledzie i żołnierze ot co!
    2 punkty
  44. @KOBIETABardzo dziękuję! Też czasami tak mam. :))) @violettaKażdy potrzebuje czegoś innego. :) I to jest normalne. A misie raczej nie wyszły z mody, mają swój dzień w kalendarzu i są ważne w terapii dziecięcej. :))) Bardzo dziękuję!
    2 punkty
  45. Chciałbym być deszczem co po dachach dzwoni na werblach chmurnych grając nutę zmierzchu dźwiękiem rapsodii padającej w toni unosząc ciszę padać będę jak kroplom nie wypada wiatrem szumiącym świszcząc niczym szpada spadnę szemrząc na ciekawską ulicę zapukam do wszystkich zamkniętych okien ukoję sobą melodią deszczową karmiąc spokojem będę padać jak kroplom nie wypada może z deszczem rozpadać mi się uda jestem ciemną chmurą i całym niebem z czarnych myśli wypadać się muszę płacząc razem z nieujarzmionym deszczem całuję burzę będę padać jak kroplom nie wypada ja z miliardów jedna samotna kropla
    2 punkty
  46. @KOBIETA nie.... wszystko mam w normie:))))) pani doktor Dominiko:)))))) czytam bo kocham nie tylko Jej wiersze !!!!! ale jakbyś Ty anielska istoto zechciała to przysuńmy nasze łóżka ku sobie. blisko, jeszcze bliżej, na odległość odechów, o tak !!! Twój zapach rozdziera me zmysły - o Boże !!! rozbieramy się? Ty ze szpilek Louboutin a ja z trampek Aeronautici Militare. kurde, spadłem z łóżka !!!!!!! dobranoc Dominiko :))))))) @violetta Violetka. nie wywołuj wilka z lasu :))))))
    2 punkty
  47. co tam słychać w sercu dżungli jakieś wycia tupot tany to tubylcy swym pilotem powłączali z duchem czasu elektryczne swe tam tamy król grzywiasty tego lasu siedzi srogi w ciemnym kącie ryczy mruczy kto go słyszy na dodatek jest mu zimno nie dochodzi tutaj słońce nagle zerkam oj loteria losów z liści niech ja skonam biorę udział i już trzymam z nosorożca rogu coś tam łykam w huci jestem szponach wokół tańce i swawole co za śliczna córkę wodza tak cichaczem do szałasu żeśmy poszli na wyściółkę by wygranej nie zmarnować my na skórkach od bananów wszystko śliczne takie gładkie wtem znienacka straszne ludy co to wodza też przynieśli mnie wywlekli jak małpiatkę zdjęli skórę i zaczęli brzuch patroszyć członki ścinać smutna dusza przez eksmisję nie ma biedna gdzie powrócić choć to wcale nie jej wina i tak z boku z łezką łypie wzdycha jeno rzewnie patrzy jak tubylec całkiem świeżym udem moim podsmażonym brzuszek swój spocony raczy skórę łapią choć z włosami naciągają niczym dętkę na ten pieniek wydrążony po posiłku moc jest z nimi znów wesoło bębnią ręcznie
    2 punkty
  48. @KOBIETA jakaż intensywność i siła w tych słowach! ten wiersz jest prawdziwie poruszający. kontrast między pożądaniem a brakiem wspólności, oraz obraz "narcystycznie rozcieranej szminki" chwytają za serce. to jest właśnie ta poezja, która boli i przyciąga jednocześnie. Dominiko. Twoje wiersze to poetycka bomba atomowa pobudzająca zmysły:) pięknie piszesz:)))))
    1 punkt
  49. @Leszczym :))) wiem wiem ale to byłoby …i tak jestem blondynką ;)))
    1 punkt
  50. @Migrena to z głodu nie umrzesz :)
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...