Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 19.11.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. stroiła strofka miny i fochy kiedyś przed marnym poetą za to że brzegi ma częstochowskie no i przesłanie nie to nie marudź tyle bo rozmontuję a wtedy ci będzie gorzej nie znajdziesz rymu ani średniówki rozłożę ciebie na prozę
    9 punktów
  2. Pomyślałem sobie że pewnego razu że ze mnie to nawet jest poeta wyklęty... (ucieszyła mnie ta myśl) No a potem przyszła do mnie refleksja że jestem tylko człowiekiem tylko pokrzyżowanym... I również dzisiaj powyższą okoliczność będzie mi bardzo ciężko i trudno wytrzymać... (ale znów to będę musiał uczynić) Warszawa – Stegny, 19.11.2025r.
    9 punktów
  3. Tej nocy sen opadł na mnie niczym całun z wilgotnej skały. Zbyt ciężki, by unieść powieki, zbyt gęsty, by znaleźć oddech. Rzeczywistość była tylko pęknięciem w murze, przez które sączył się mrok. Przeszył mnie głos, jak wiatr hulający w ruinach opactwa. Szeptał w nawie mojej czaszki imię tej, której proch dawno już ostygł. I wtedy stanęłaś w drzwiach wykutych z zastygłego cienia, blada, jakbyś piła tylko światło martwego księżyca. Mówiłaś językiem dzwonu bez serca, Rano, gdy pisałam, litery same układały się w modlitwę, której nikt nie wysłucha. Czułam, że każde słowo jest jak cierń wyrwany z relikwiarza bólu - święty i raniący. A każde wspomnienie — to bluszcz, co wrasta w szczeliny grobowca rozsadzając go powoli od środka. To cierpienie nie było ogniem, lecz chłodną architekturą pustki. I zapytałam w ciszy tej nawiedzonej krypty - ile we mnie Hioba, a ile mnie w jego popiołach? Czy Bóg jeszcze patrzy przez zakurzone witraże, czy już tylko słucha, jak kruszą się filary świata, jak spadają imiona , które nigdy nie przestaną się śnić?
    8 punktów
  4. Idziemy. Las jeszcze śpi, ale już czuje nasz oddech - gałązki pochylają się nad nami jak anioły, które chciałyby dotknąć tego ciepła między naszymi dłońmi. Mech pod stopami jest miękki jak skóra snu, jak cienka warstwa marzenia, która ugina się pod nami, zapamiętując każdy krok, każde drżenie, każde zbliżenie ramion. Trzymam Twoją dłoń - delikatną, drżącą, pełną ukrytych iskier - i czuję, jak pulsuje w niej światło, jakby Twój puls chciał wejść w równy rytm z moim. Opowiadam Ci bajki : o drzewie, co marzyło o gwiazdach, o rzece, która nosi na plecach całe niebo, o wilkach uczących noc oddychać śpiewem. A Ty śmiejesz się - tym swoim dziewczęcym śmiechem, co rozświetla ciemność, dotyka mojej szyi jak ciepły powiew - i wtedy wiem, że każda opowieść jest o nas, choć ani jedno słowo nie wypowiada naszych imion. I nagle wiem - wystarczy jeden Twój dotyk, ten najcichszy, by we mnie rozświetlić całe niebo - takie, które drży w rytmie Twojego oddechu. A potem - pojawia się siódme niebo. Nie nad nami, lecz tu, w przestrzeni pomiędzy, gdzie Twoje palce wtapiają się w moje, gdzie nasze oddechy stają się jednym cichym płomieniem, którego nie gasi nawet chłód lasu. Idziemy dalej, po mchu, co pamięta nas lepiej niż czas; po świetle, które łapie się Twoich włosów jak rozgrzane złote nici; po ciszy, która owija nas jak miękka chusta, nie pytając, dokąd zmierzamy. A las, ten stary, wierny las, szepcze za nami: - wróćcie. Bo jeszcze nie wszystkie drżenia przemówiły między waszymi dłońmi.
    7 punktów
  5. Kiedy zginę ostatnim rozbłyskiem pewności, w spirali echa dudniącego cieniem dźwięku, ziemia kresu wzejdzie, płaska i policzalna , rozmyta otchłanią — jak wielka tajemnica. Ambiwalencja: gdy postrzeganie staje się wolą stworzenia — kwant z kwantu, dla kwantu, w fazie wzmożenia — któremu tylko myśl potrafi nadać szlif kształtu, ciężar słowa i liczbę istnienia. Nie dookreślony przez spięte wymiary liczb, mam tylko iskrę zwątpienia na końcu palca, uniesionego w dal bezkresu — tak bliskiego, jak widok śmierci w każdym poruszeniu życia.
    7 punktów
  6. przypole przedświt ostrza kreatorzy nie biorą odpowiedzialności wszystko zaciskało usta wszystko krzyczało przez zamieć wszystko jest na swoim miejscu i śni się wciąż nieswoje okna przez które wzrok skakał przestrzenie za które wybiegał grudki ziemi na naszych dłoniach
    6 punktów
  7. trochę tu ekskluzywnie mówi patrząc na kryształowe żyrandole w kolorowym szkiełku dostrzega kosmos droga mlekiem i miodem płynąca z ust do ust fuksjowa szminka odbita na łyżeczce gdyby tak zerwać gwiazdę i possać czy wybuchnie jak supernowa czy brokat z jego języka zalśni na kulistym kształcie globu jedno jest pewne rozgwieździ się spojrzenie ciało przestanie być niebieskie i zagubione dłonie znajdą ukojenie pełne jak nigdy wcześniej
    6 punktów
  8. Ten dziwny, obcy świat podkradnie się Do ciebie nie wiadomo kiedy. Obudzisz się już w pieluchach I z krzykiem zaprotestujesz, Wymachując rękami, nogami, A krzyk ten z czasem przekształci się Mimowolnie w słowo „mama”. Twoim najlepszym przyjacielem Będzie butla z mlekiem i kołyska rozbujana. Jeśli coś cię połaskocze w policzek, Nie, to nie wilk, to rodzeństwo Pochyli się nad tobą, berbeciem, Kruszynką: „tyrli, tyrli, buju, buju” Następnym słowem, które poznasz, będzie „tata” To ten, co będzie robił głupie miny I gimnastykował cię hopsasa na kolanie. To na jego plecach będziesz cwałować Wkoło stołu, a siwy pan i siwa pani Będą bić brawo – twoi dumni dziadkowie. Pojawi się też w twoim świecie Puszek, którego z chęcią przytulisz, A on w odwzajemnieniu obliże ci nos. Przyjdzie czas, że pierwszy ząbek Da o sobie znaki, a wtedy nastanie syreni śpiew. Nauka chodzenia będzie bolesna – ojoj, A odebranie smoczka na długo zapamiętasz, Knując zemstę na rozbójnikach. Przed tobą jeszcze tylko rajtuzy Do podziurawienia, kilka zabawek, Co proszą o modernizację niezbędną, Tort urodzinowy, a na nim świeczka dziwna, Która na złość nie zechce zgasnąć…
    4 punkty
  9. zanim zatańczy świat barwami morza złocistej jesieni pejzażem wyzłacane kwieciste Tulipany i róże wschodzące obudzą się w morzu mgły nad ranem nim październik do snu ułoży swe dłonie chmurami zasłoni jedyne słoneczko na niebie przefrunę niczym ptak po złocistej zorzy z bukietem cudów i marzeń dla ciebie w przepięknej jesieni zanim zima przybędzie i śnieg zasypie dookoła nas przyjmij ten wianuszek ode mnie w miłości w podzięce zaczaruj go nim przybędzie na dłuższy czas niech zajaśnieją serca ozdobione płatkami co sypię ci w nadmiarze róż bo gdy znów przyjdą zimowe głody wszędzie zakwitną kwiaty czułości w innym wymiarze już
    4 punkty
  10. Nie polubisz mnie. Bo ja lubię myśleć i rozwiązywać. Planować i dociekać. Od bezsensownej piłki, wolę mecz curlingu czy snookera. Partię zaciętego tenisa. Nie polubisz mnie. Bo ja lubię, skąpany w świeżej ciszy dzień. Samotny spacer, wśród nagich, wichrowych szczytów. Odseparowanie od poznania ludzkiego myśli. Odpoczynek na leśnym zboczu z widokiem na stada rozciągnięte, wśród pastwisk. Dorodne konie, jaki i kozy. Nie patrz. Nie dotykaj. Nie krzywdź. Ja się cofam i kurczę przed ludzkim dotykiem, jak listki bezbronnej mimozy. Nie polubisz mnie. Bo ja obcuję ze starymi bóstwami i demonami Chodzę ścieżkami umarłych poza ziemskimi eonami. Dzięki składam Matce Mokoszy a krew z mych ran spływa do ust, śpiącego pod ziemią Welesa. Ty potrzebujesz oparcia w męskiej skale, której wichry i tajfuny losu nie straszne. Na cóż Ci oblicze marsowe i milczenie złote, ociosanego surowo czasem okrutnym, porośniętego mchem i bluszczem dzikim, posągu o kamiennym spojrzeniu i sercu. Porzuconego na pastwę wściekłych biesów. Zimnego i na żale i na płacze dźwiękochłonnego. Dorosłem, by osiąść w swej oddalonej od blasków dusz samotni. Przeczekam miłość i śmierć, jak wiekuiste, wieczne dęby. Nie ma na mój żywot kosy, dość sprawnej i ostrej. Czemu tak patrzysz na mnie góro śnieżna i samotna? Nie widziałaś nigdy duszy utraconej? Ześlij lawinę. Któż będzie szukał posągu w przepaść strąconego.
    3 punkty
  11. Człowiek gaśnie. W jednej sekundzie ciało traci prawo do własnej historii i staje się przedmiotem, który nie odpowiada już na dotyk świata. Ostatni wdech jest ciężki, mętny, brudny, jakby zaciągał się powietrzem z piwnicy, w której kurz i milczenie żyją dłużej niż ludzie. Płuca zapadają się powoli, jakby chciały schować w sobie ostatni strzęp ciepła przed zimnem pewnym swojej wygranej. Serce nadal próbuje - uderza krócej, słabiej, jak pięść waląca w pustą ścianę, która już nie oddaje echa. I nastaje jedno nic - nic, które kończy wszystko. Krew staje. Skóra traci połysk i zwraca się ku ziemi. Człowiek w tej chwili jest już tylko ciężarem, który gleba przyjmie bez pytań. I właśnie wtedy to się rozrywa. Niewidzialna klamra, trzymająca go w środku istnienia, puszcza nagle, jak pękająca sprężyna. Śmierć zabiera wszystko : imię, gest, oddech, cień pod powieką, ostatnie słowo, którego nie zdążył nadać światu. Zostawia tylko to, czego nie potrafi wziąć. To, co jest istotą. Duszę. Tyle co sól po wyschniętej łzie. Ciężar tak lekki, że mógłby ulecieć z pierwszym ruchem kurzu, a jednak jedyny, który pozostaje człowiekiem do końca. Wypływa z ciała wolno, jak światło uciekające z przepalonej żarówki w środku nocy - ostatni błysk czegoś, co nie było ani corpus humanum, ani pamięcią, a jednak było sensem istnienia. Nie wzbija się. Nie opada. Przechodzi. Prosto w ciemność, która niczego nie oddaje i która - cicha, bezimienna - jest Bogiem.
    3 punkty
  12. Och…te cudowne chwile zawieszenia.! Szeptem tęsknoty czas upływa i muszę lekko oszukiwać, bo nie potrafię być cierpliwa. Kroplami pragnień sycąc zmysły żądza zakrzywia czasoprzestrzeń sekunda doba czy godzina.? Nie wiem co czuję i gdzie jestem.!? Namiętny księżyc pełnią nocy spełnionym blaskiem żaru płonąc rozświetla czerwień obietnicy wciąż liczę z tobą w nieskończoność.! ;) Inspiracja : „Igraszki z czasem” Wędrowiec.1984 dziękuję :)
    3 punkty
  13. samotność z czasem wciąga w związek
    3 punkty
  14. bliżej Ciebie jesteśmy lepsi albo udajemy obecność jak to dobrze że Jesteś nieoczywisty i większy od naszych małych słów
    3 punkty
  15. Cień się przykleił do drogi, Czernią dając znak że nie wstał. Przeciągał się choć względnie późno, Fizycznie bez względu na miejsca. Wtem zaczął maleć mi w oczach, Choć ledwie minęła dwunasta. Za krótki był widocznie w piętach, Kurcząc się od zgiełku miasta. Co wzrastał to spadał w ciemności, Dławiąc się jej oczu odmętem. Zwiał zagubiony w uczuciach, Od Białej Damy gry wstępnej. Bez szans na chwile w zenicie, Brązem chcąc wszystkich omamić, Liście aż spadły z wrażenia, Horyzont przewracał oczami.
    3 punkty
  16. Wszystko płynie i się rusza a ja stoję i się wzruszam na myśl o tym co było nostalgicznie wspomninam minone chwilę i zamiast biec ze światem siedzie i myślę może to mi się wszystko śni a jednak tu jestem i to jest dziwne i piękne
    3 punkty
  17. @Sylvia @Berenika97 @wierszyki @Rafael Marius @Leszczym @huzarc dziękuje :)))
    3 punkty
  18. wyłoniły się z posypanych śniegiem gór same wierzchołki
    2 punkty
  19. przemijanie to poezja umiejąca łzy obudzić i uśmiech to piękno w którym ukryto cierpienie oraz ulgę przemijanie to cud ozdobiony tym co już było to nie tylko próżnia w niej tli się iskierka przemijanie to sens był obecny i będzie to kraina drzwi których już nie otworzymy
    2 punkty
  20. 🍀 kap kap kapie deszczyk fajnie uroczo na wdzianku szeleści za kołnierzem kolejna kropla tak ich wiele że aż sucha nitka zmokła a słoneczko nie może wyjrzeć biedne przez śliczne chmurki no gdzie tam ciemne chociaż czasami promienie złotawe lśnią wokół ślicznie ogrzeją nawet wirują liście z drzew oderwane szybują na ziemię no niezbyt chętnie a jednak szeleszczą że kiedyś powrócą te same lecz nowe jeszcze piękniejsze lecz jeszcze trochę jeszcze w nich chwilka tego ich życia popłynie w żyłkach roześmiany w deszczu wciąż moknę wtem liść mnie walnął w ciemię okropnie tak szaro buro uroczo przepięknie aż zobaczyłem gwiazdy jesienne e tam co z tego chociaż mam guza to na przyrodę jaźni nie wkurzam no może trochę gdy błota do izby niebawem naniosę ciekawie wokół złotawa i plucha strumyczki piorą skarpetki w butach no nie inaczej ładna ojczyzna cud widoczkami umysł użyźnia jesień szara złota co za różnica patrzę chłonę gębę zachwycam 🍀
    2 punkty
  21. Idziesz gdzieś i wcale nie najdalej i łapie cię sążnisty deszcz, więc masz taką małą ochotę, żeby ten deszcz był czymś milowym, przesądzającym i determinującym, że oto odtąd los potoczy się naprawdę odmiennie, znaczy się dużo lepiej. A po tym deszczu w wielkim na ogół, pod którym nieprzyjemnie przemokłeś i tak kołaczą i kotłują się stare historie i przewlekłe sprawy. Warszawa – Stegny, 22.10.2025r.
    2 punkty
  22. łzy nie potrafią się uśmiechać smutek nie umie na harfie grać tęsknota tkliwie patrzy w dal wspomnienie ma w sobie to coś wesele nauczyło się pić i tańczyć pogrzeb zawsze budzi minione tak to wszystko działa nie zmieni tego żaden ból ani żal
    2 punkty
  23. nieobecny popatrzałem w dal budził się świt zatrzymałem myśli na wczoraj czas przestał płynąć niedopowiedzenia zniknęły chociaż ... zapanował spokój jak na Kolobrzeskiej plaży w zimny poranek słońce korzysta z przerwy zastanawia się czy warto wstawać jest okazja dłużej pospać w innej rzeczywistości patrzę za horyzont nie jest obojętnie co się dzieje w chwilach nieobecnych ma to swój urok można się bawić czasem tasować jak talię kart by potem wyciągnąć atu i tak zacząć ranek 11.2025 andrew
    2 punkty
  24. Wiatr huczał na dworze, jakby się żalił na brak ciepła i słońca. Pod koniec listopada, babcia Ania miała zwyczaj częstego szperania na strychu. Segregowała ozdoby świąteczne, przestawiała stare przedmioty z jednego miejsca na drugie, czasem coś odkurzyła. - Was oddam wnuczkom. Są już wystarczająco duzi aby mogli się wami bawić. - Uśmiechnęła się pod nosem, odgarniając niewielkie pudełeczko ze starą kolekcją samochodzików. Z paroma innymi rzeczami spakowała je do torby i zeszła dół. - Jak zawsze, wszystkich widziała, pogadała, przygarnęła, chociaż odkurzyła, oprócz mnie...-Jęknął przy suficie, na sznurku mały wełniany sweterek. Niebiesko-beżowy, z sympatyczną buzią niedźwiadka i kawałkiem żółtego szalika. - Pff, pewnie zjedzą mnie tutaj mole...- Westchnął z żalem, zerkając na małe okienka. Pamiętał, jak powiewał dawniej susząc się w ogrodzie. Chłodne powietrze nie przeszkadzało mu nawet o tej porze roku. Przez długi czas, szczelnie zamknięty w plastikowym worku, zeszłego roku, wylądował na tym sznurku. Najwidoczniej, babcia, kiedy wyciągnęła go z worka, powiesiła go tam na chwilę i kompletnie o nim zapomniała. - Cześć Wełniaczku! Czemu tak się smucisz? - Z zamyślenia wyrwał go Michałek. Wróbelek wkradał się czasami na strych, jemu tylko znanymi sposobami. - Babcia nie chrupała dzisiaj herbatników do herbatki? - Zapytał rozglądając się po podłodze. - Dzisiaj nie było herbatki. - Odpowiedział bez entuzjazmu wełniany sweterek. - No trudno...A co tobie jest? Zbliżają się święta, radosny czas, a ty taki jesteś smutny... - - No właśnie... Radosny czas się zbliża, a ja kolejny raz, sam będę zbierał kurze...Rok temu Ania zawiesiła mnie tutaj na chwilę i o mnie zapomniała. Z pewnością grzałbym się teraz w szafie jej wnuczka. - O tam... Nie przejmuj się. Wnuczkom pewnie nie brakuje sweterków a Ty masz tutaj ciszę i spokój. Nikt cię nie plami, nie rozciąga ani nie podgryza twoich rękawków. Poza tym, na pewno w końcu cię tutaj zobaczy. -Chcę być plamiony, rozciągany, wiatrem w ogródku na suszarce dmuchany. Chcę być znowu potrzebny...Zanim mnie znajdą, będę już dziurawy a wnuczek wyrośnie...-- - Po pierwsze, nie widziałem tak czystego strychu jak u babci Ani, więc nie bardzo wiem kto miałby cię tutaj podziurawić...Po drugie, nawet jeśli wnuczek wyrośnie, na pewno oddadzą cię innym potrzebującym ciebie dzieciom. Wiesz Wełniaczku, widziałem tyle smutnych buziek, którym brakuje wielu rzeczy w domach...- - Ale ja nie chcę innych dzieci. Chcę podtrzymać rodzinną tradycję przekazywania zabawek, sukienek i sweterków następnym pokoleniom...- Grymasiła niedźwiedzia buzia na sweterku. - Skoro się upierasz, pomogę Ci. Jesteś gotowy na przygodę? - Zatrzepotał skrzydełkami Michałek. - Jestem gotowy na wszystko, aby tylko się stąd wydostać..- Uśmiechnął się w końcu, nieco ożywiony Wełniaczek. - Zaraz wracam. - Rzekł wróbel, znikając w zaciemnionym poddaszu strychu. Po niedługim czasie, wełniany sweterek, usłyszał z daleka świergotanie kilku ptaszków. Spod dachu sfrunęło gromadka wróbli. - Oto moi przyjaciele. Plan jest bardzo prosty: Zdejmiemy cię stąd naszymi łapkami, prześliźniemy przez okienko i zawiesimy w ogródku, albo położymy na parapecie..Tam gdzie wolisz. Wtedy na pewno Cię zobaczą i zabiorą do domu na prezent dla wnuczka babci. -Zachwycony pomysłem Wełniaczek, od razu się zgodził. Ptaszki delikatnie złapały go za ramiona i podfrunęły z nim do okienka. -Zamknięte...- Sweterek próbował popchnąć okno swoim rękawkiem, lecz był zbyt miękki aby podołać temu zadaniu. -My trzej uchylimy okienko, a ty z pozostałymi wyśliźniesz się przez szparę. Przyjaciele szybko cię złapią w powietrzu. - Doradził Michałek. Plan by się niemal udał, gdyby nie silny wiatr...Kiedy Wełniaczek przedostał się na zewnątrz, wiatr tak szybko go porwał, że wróbelki nie zdążyły go złapać. - Wełniaczku!... Trzymaj się przyjacielu, frunę za tobą!- Krzykną za nim Michałek, dzielnie machając skrzydełkami aby go dogonić. Tymczasem Wełniaczek, oddalony od domu babci Ani, zatrzymał się na gałęzi wielkiego orzecha. Choć nie tak to sobie wyobrażał, odetchnął z ulgą, szczęśliwy że w końcu odkurzyło go świeże powietrze. Zmęczone wróble już prawie do niego dotarły, lecz wiatr znowu lekko go poderwał, tak że spadł na ziemię. Michałek usiadł na chwilę na gałązce aby odpocząć. Kiedy jego przyjaciele chcieli sfrunąć na ziemię, zatrzymał ich. - Stójcie. Znam to miejsce, tutaj będzie w dobrych rękach, możemy go zostawić. - - Do zobaczenia przyjacielu. -Kiwnął sweterkowi główką na pożegnanie i odleciał. Wełniaczek, widząc to, nie rozumiał zachowania Michałka. Poczuł się zdradzony i opuszczony. Nie miał jednak zbyt dużo czasu aby użalać się nad sobą. Po krótkim leżeniu na pachnących suchych liściach, z drewnianego domku, zaskrzypiały drzwi. Ktoś podszedł i ostrożnie go podniósł. - Ale jesteś piękny...- Starsza kobieta strzepnęła z Wełniaczka przyczepione liście, oglądając go uważnie z każdej strony. Sweterek od razu polubił jej głos. Łagodny i miękki, jak babci Ani. Miała na imię Małgorzata, żyła sama w skromnym, lecz bardzo schludnym domku. - Skąd się tutaj wziąłeś...Zaraz cię wypiorę. Będziesz idealnym prezentem dla mojego wnusia. - Dodała zadowolona, zabierając Wełniaczka do domu. Ponieważ nie miała za wiele pieniędzy, wnuczkowi co roku, kupowała tylko czekoladki, ulubione ciasteczka bądź małą zabawkę. Wyprany, wysuszony, a nawet wyprasowany, mały sweterek czuł się jak nowy. Ładnie zapakowany, z czerwoną kokardką, w towarzystwie apetycznych czekoladek, dwudziestego czwartego grudnia, czekał podekscytowany pod choinką na swojego nowego nosiciela. Tak bardzo polubił nową babcię, że niemal zapomniał o pragnieniu podtrzymywania rodzinnych tradycji w domu Ani...Wnuczek Małgosi miał na imię Antoś. Na widok jego uśmiechniętej buzi, Wełniaczek nie tylko nie żałował dawnego domu, lecz był wdzięczny za to, że może teraz ogrzewać Antosia. Przepychany na stosie wielu podobnych sweterków, nigdy wcześniej nie czuł się tak doceniany. Po świętach, kiedy kiedy pierwszy raz poszedł z Antosiem do szkoły, podszedł do nich pewien chłopiec. - Popatrz! Mamy podobne sweterki, tylko mój nie ma takiego fajnego miśka...- Uśmiechnął się do Antosia, łapiąc za malutki szalik na Wełniaczku. Był to Wojtek, wnuczek babci Ani. Od tej pory, chłopcy szczerze się zaprzyjaźnili, znajdując mnóstwo wspólnych zamiłowań...Łącznie z wełnianymi sweterkami, rzecz oczywista.
    2 punkty
  25. Łzy Łzy płyną, znalazły ujście Trzymałam je wewnątrz, bym potem mogła umrzeć Żyję, łzy płyną litrami A ja wciąż czuję pustkę, idąc alejami. Bliskich nie ma, dawno zmarli Zniknęli i ślady po sobie zatarli Więc święto te obchodzimy W listopadzie na cmentarze też chodzimy. To ja ich opłakiwałam I w ten sposób o nich wszystkich wspominałam Dusiłam się mymi łzami Nocami i dniami znikałam, czułam, pali To puste w sercu miejsce Zalepione powinno być po wielkiej męce. "Czas leczy rany" kłamstwem jest Czas nie pomaga, przyzwyczaja, prawdy to gest.
    2 punkty
  26. @KOBIETA Bardzo się cieszę, że mój wiersz aż tak Ci się spodobał i zainspirował. Jest mi naprawdę niezmiernie miło.
    2 punkty
  27. Kropka, kreska i ogonek pokryły cztery strony trzeciej planety i miesiąc piąty Bezrun Słowo w rozsypce pogłoski same łoskot i logowanie Virtute Virtuali i mózg się pali
    2 punkty
  28. @Laura Alszer Tuli tuli Pan :) no ale słodki jest:) niczym brat z Wenus;)
    2 punkty
  29. @KOBIETA Miło Cię widzieć Kobieto z Wenus :) ja też pozdrawiam @violetta a może Tuli Pan? ;)
    2 punkty
  30. @Migrena Leśne elfy … Wilgotnym, mglistym lasem podążam, gdzie serpentyny strumyków szumią, czerwienią szeleszczą liście a dzikie ścieżki, wyznaczają mi drogę prosto do Ciebie. Ochronią mnie leśne elfy spełnionej jesieni, zapamiętam orzechowy smak kasztanów, by być blisko, być przez chwilę z Tobą, oddam prawdziwy okruszek siebie… w pocałunkach. Okruszkowi :) oczywiście :) pozdrawiam Migrenko :)
    2 punkty
  31. Z sennej otchłani promień światła refleksem ciszy, lśnieniem ciał rozświetla ciemność przenikając noc, która kruszy ciężar gwiazd. Dryfując lekko zmysłem lotu miękkością skrzydeł wzruszam czas, a może ze mną zamkniesz oczy by znaleźć w sobie światła blask.!?
    2 punkty
  32. @violetta Może to Tulipan.? ;))) Doskonały wiersz Lauro z Wenus;) pozdrawiam ( z Wenus;)
    2 punkty
  33. @MigrenaKwiaty nie są dla facetów, no chyba, że bardzo chorych, ale do szpitali od dawna nie można przynosić, bo kto ma tym kwiatkom zmieniać wodę, a później wyrzucać. A może być kogucik? Ma ładne kolorowe piórka - no chyba, że Ci się nie podoba, to poszukam czegoś innego.
    2 punkty
  34. @violetta kwiatem wiśni - sakura. 桜の花 made in Japan.
    2 punkty
  35. @violettaViolka, zawsze pisałam rymem, to teraz mi się czasem odwidzi i mocuję się z piórem - z różnym skutkiem, pozdrawiam :)
    2 punkty
  36. @Laura Alszer u mnie kryształy w rozpaczy domu:) @Migrena agent jesteś:)
    2 punkty
  37. Twoja krew Morze wspomnień Twoje ciało Zaproszenie do tańca Twój ból Tak szybko świta Twój krzyk Ulice nocą nigdy nie są puste Bez ciebie...
    2 punkty
  38. delikatny chrobotaniec za ścianą zaśnięcia pazury wydziergane z nieznanej przyczyny lęku ranią podświadomość zrywają ostatnią nitkę łączącą z zewnętrzem pod sklepieniem umysłu gniją kolorowe gwiazdki spadają strzępki zwęglonego lśnienia inny dźwięk stukających trupiocegieł ze spleśniałym nalotem nieuniknionych zdarzeń tworzy ciemną jamę z rozkładem cieni nie możesz uciekać strach wycisnął całą tubkę na katafalk z twardych grudek popiołu leżysz rozkrzyżowany przyklejony dodatkowo przebity szpilką jak martwy motyl z urwanym szybowaniem przeszła miękko przez calutki wczorajszy obiad *** to wychodzi z otworu szelest i darcie materiału szmaciana lalka trzyma igłę z nawleczonym oślizgłym jelitem bardzo cienkim różowawym jak krem ciastka tortowego pocerowany uśmiech ze skrzepłej krwi ukazuje resztki dziąseł czujesz nurkujące ostrze w galaretce źrenicy jakby chciało zaszyć widzenie wspomagane chichotem ciemnej plamki gałkę wyjmuje łyżeczką wydzierganą z włóczki utwardzonej krochmalem ze sproszkowanych zadów starych ropuch ściekają z niej warkoczyki spazmów bólu po dyndającym nerwie wzrokowym kolejny uśmiech skrzypi trelem białych i czerwonych krwinek z nutką ob uplecioną z wianuszka wiolinowych żył słyszysz ciche bulgoczące melodie kiszki grają żałobnego marsza w karawanie brzucha a serce pulsuje hymnem ostatniej chwili to szmacianek koordynator wymierza karę za niewłaściwą ścieżkę snu owszem podążasz ale nie tak i nie teraz barwne gałganki są nagle sztywne stężeniem pośmiertnym skalpela słyszysz trzaski usztywniania w pustej cuchnącej jamie wyrastają ostre zęby zaostrzone ideą drapieżnika czujesz słodki odór stęchłych zbutwiałych szmat rozwierają twoją szczękę wpełzają pod kopułę podniebienia dławią oddech przygniatają ciężarem klaustrofobii i duszności większość szmaciozwłoka wygryza lepki czerwony tunel znika w czeluściach torsu mlaskając rytmicznie krwawe kawałki we wilgotnych flakach rozedrganych wnętrzności wywraca żołądek na lewą stronę nabija sobie guza o żebrowany sufit dureń chciał rozprostować gałganki stając nieroztropnie słupka dodatkowo charczy wierszem niech to szlag durny świat gdyż niewielka kostka z treści utkwiła mu w przełyku ostatkiem sił grzebie w szmacianym gardle jednocześnie rozszarpując nikłą szansę przebudzenia
    2 punkty
  39. pochmurny ranek słońce coś kombinuje mgła nie pomaga
    2 punkty
  40. Umieram na czas na pewność grawitacji na oko wiary na słowo prószy kurz na szkielet kalendarza niewłaściwe przywiązanie czekać
    2 punkty
  41. tyle tego! wszystkiego że nie narzucaj bo ktoś nie zdąży zjeść swojego kawałka tortu
    1 punkt
  42. @Migrena Urokliwa, ciepła aura wiersza, opowieść prawie bajkowa, sielanka - można się długo zachwycać. Las Cię oczarował a Ty czarujesz wierszem. * Pod wierszem też tropikalny klimat, tak trzymać 🙂
    1 punkt
  43. @Simon Tracy :((( proszę nie myśl tak ! świetnie piszesz ! A to już bardzo wiele !
    1 punkt
  44. @KOBIETA skoro tak mówisz ;)
    1 punkt
  45. @Migrena Fajnie w tym lesie :)
    1 punkt
  46. 1 punkt
  47. @Berenika97 Ten zawód tak ma generalnie na mój ogląd :)Pzdr. M. @violetta Ja już się staczam, niech pomyślę, od 21 lat generalnie. @violetta W ogóle gdzieś kiedyś myślałem, że na górę da się wejść. No że wejść to jeszcze możliwe. Że kłopot bardziej z zejściem. Ale życie mi zrewidowało poglądy, przekonania i zamierzenia.
    1 punkt
  48. Ja z tych co mają zawsze parasol. Z torebki już dawno przerzuciłam się na plecaczek :) Zmoknę i owszem, ale nie doszczętnie. Pzdr 🌼
    1 punkt
  49. @Czarek Płatak... mnie także trudno w to uwierzyć... Asia była fantastyczna, dla mnie, czaaasem słucham ich na YT. Dzięki za słowo.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...