Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 12.10.2025 w Odpowiedzi
-
„Miłość" okazała się ciężka, bo trzeba ją nieść we dwoje. „Prawda" - tak lekka, że przeszła niezauważona. „Nic" nie ważyło prawie wcale, a jednak przechyliło szalę. „Przepraszam” ciążyło na języku. „Dziękuję” miało swoją wagę. A „kocham”? Leciutkie jak piórko, dlatego tak łatwo rzucane jest na wiatr. Chciałam dalej ważyć słowa. Położyłam je na szali - nikt już nie patrzył, nawet czas się oddalił.13 punktów
-
zimno. brudne powietrze. ona pali papierosa, obojętna, on stoi obok, nieobecny. spod paznokci czarny pył. na rękach zaschnięte ślady po nocy. idą gdzieś. schody skrzypią. metal drzwi zimny. cisza. oddech blisko. dźwięk kościelnego dzwonu. na parapecie leży pióro, ktoś kiedyś pisał list. ciało wchodzi w ciało jak fakt. bez muzyki, bez znaczenia. jej włosy w ustach. jego dłoń na biodrze. ból. zgrzyt zębów. pot. uderzenie w ścianę, nie mocne, wystarczające. nie ma miłości. nie ma muzyki. jest napięcie, jest dotyk, tylko ciało, tylko rytm, tylko teraz. potem cisza. ona odchodzi pierwsza. jego oczy puste. świat dalej istnieje. obcy. bez nich.8 punktów
-
pragnę cię do końca wyśnić wyoddychać przedrzeć krew by wreszcie poczuć siebie deszczowe grzyby jesienniejącego ogrodu obezwładniasz opuszczam liniowe wskazówki wszystkie Saturny prowadzona czasem duszy piękniejących tobą chwil jasnej obecności zaślepiasz wysycona słońcem serca7 punktów
-
nauczyć się rozmawiać o tym co było jest będzie nie chować za parawan strachu i nieprawdy mój drogi miły czytelniku niby nic prostszego a jednak bardzo trudne czasem do spełnienia ponieważ wydaje się nam że lepiej się wycofać nie wdawać w trudne zamieść je pod dywan7 punktów
-
Doskonałość to wieczny sen Boga my - budzimy się niedoskonali obdarowani prezentem istnienia śnimy kawałki prawdy chodząc cicho po doskonałej ziemi płaczemy perfekcyjnie że los co nam pisany nie jest prosty a jednak kochamy życie zakochani w tej niedoskonałości łatwo budzimy anioły miłości do drugiego brzegu rzeki ludzi niedoskonałych ale kiedy już pokochamy to co brzydkie pęknięte złamane widząc w tym obraz piękny sercem co pęka na dwoje niedoskonałe życie doskonale się wypełni7 punktów
-
Zniszczcie mnie, spalcie, bo w tych bezkresach całe życie jest. Aresztujcie myśli i słowa, w żadnej kaźni nie pomińcie, bo to ma sens. Życiorysy też zniszczcie, wtedy nie będzie mnie, tak jak ich. Na rusztowania też nie wschodźcie, tu nie "Campo di Fiori". Nie. Kwiatów nie wolno nosić na grób, ani wydeptywać na cmentarz dróg. Ich nie ma, ale to nieprawda, są. We mnie, ze mną, bo pamiętam. Żyją w nas. Sny odbite, szlaki łez aż po Horizon Road. Świat jak zasuszony uczuć kwiat. Nie trzeba ciąć róż na ich grób, nic nie jest winien kwietny ród. Skałę też można pokruszyć, zrzucić, a potem strzepnąć z rękawa odłamki martwe. Ich już nie ma. Są tylko krajobrazy pomalowane krwią. - cdn-6 punktów
-
nieprawda — wszystko jest nieprawdą. mogę patrzeć na ciebie i nie znać cię, mogę omijać twój cień jak obcego w tłumie, ale po słowach nie pomylę się nigdy. nawet gdy mówi setka ust, setka masek, bezbłędnie wskażę: to ty. ty jesteś prawdziwy, a wszyscy inni kłamią. jego też — twojego znajomego — rozpoznam pod twoim imieniem, tak samo jak poznałam twój głos kiedy dzwoniłeś z jego telefonu, z cudzego życia którego dotknąłeś może dłużej niż na chwilę. bo prawda nie leży w twarzy, w rękach, w numerach telefonów. prawda mieszka w tym, co drży na końcu słowa, nim spadnie cisza.6 punktów
-
Pogoda dziś nie na zmartwychwstanie Liście czerwienią się w błogosławionym stanie A dla mnie? Krótki postój w krzywym lustrze. Słońce kolebie się - w październikowej chuście. Korytarz pełen rupieci: to błędy, których nie można już naprawić. Naiwnie pytam Boga: czy da się przez nie zbawić ...?6 punktów
-
w mchu zieleni kruchość księżycem osrebrzona drży w kroplach rosy między konarami starych buków i świerków zastygłem w bezruchu nie zauważyłem kiedy ptaki zbudowały sobie na mnie gniazda stoję i słucham porannych treli a konsumpcję sprowadziłem do poziomu korzeni całe życie szukałem kodu w prostym przekazie nie zdołałem przyznać się do miłości wiatr przenosi moje liście do miejsc których nie ma (Lifting 2025)6 punktów
-
Kto by pomyślał, Że o to, co ma matka ziemia, Przyjdzie nam się bić I mordować – wartko, równo iść w szeregu Za mogiłą czyjąś po mogiłę swoją? Kto by pomyślał, Że o to, jak naszpikowany ideologią, Masz kręgosłup – jam ten prawy! I pouczać – dziarsko, z werwą – tłumy Za wolę czyjąś za niewolę swoją? Kto by pomyślał, Że ani kroku dalej – tylko zamęt, Zawierucha: padnij, spocznij, napnij ducha I zresetuj, skoro dychasz, Za straceniem kogoś – zatraceniem siebie? Kto by pomyślał, Że dopadnie nas to wszystkich Bez wyjątku: kamień, pięść i znieczulica I jużś gotów – by wymierzyć cios Za nienawiść czyjąś, w tym nienawiść swoją6 punktów
-
Poszum lasu przegarnia żywiczną cięciwą Chmurne luki powietrza nad atramentem pól, Łamiąc lamentem znaczeń pieśń w ustach kłamliwą… Rdzawy promyk krwi buja się w szeleście trawy Biegnie, ucieka, kryje się, oddech, strach, pada… W szmer stłumiony, podskórną struną śmierci - jak ból Odurzony, jak widok namacalny zjawy Nad jakim wisi bezkresny blask kanonady… Nadchodzi… przez krzyk, pręgą twardego skowytu Zamazując kontury z dogasających gwiazd, Tam dokąd wciąż pytanie ginie z niedosytu… Siny powój karni woń słonecznej wikliny Pod zmrużona powieka na drodze ku wieczności, Gdzie próżno dla ptaków szukać lazurowych gniazd I cienia pod listowiem trującej rośliny. Lecz co my wiemy- ludzie naiwni i prości.5 punktów
-
-Mistrzu, ona mnie lubi, lecz innego bardziej. -W tych sprawach drugie miejsce jest niewiele warte.5 punktów
-
niektóre listy pisze się w myślach - nie po to, żeby wysłać do kogoś, ale po to, żeby były. tak jak są rzeczy, do których lepiej wzdychać niż je mieć. to także forma posiadania - lżejsza, bardziej z duszy - i tylko w niej się pięknie zapodziewa. więc je chowam, a wspomnienie przewraca kartki.4 punkty
-
Tak naprawdę nie ma wcale tego pająka ani jego nici. Pajęczyna utknęła w sznurowadłach wiatru, chce wpleść się miastu w jego nieporadność. Chodnik próbuje osłonić się liściastymi kałużami przed miarowym stukaniem obcasów; ale my jesteśmy zawsze szybsi i bardziej uparci w drodze do celu. Znowu przechowuję dar wymowy na inny czas, może mniej porywisty. Pająk cierpliwie tka własne ulice, torowiska, tunele, by zagłuszyć każdą wyrwę po zbędnym słowie. We wszystkich kierunkach rozpełzają się dźwięki, na które oczywiście bez uprzedzenia wciąż się rozpadamy. Krzyżak - Tie-break/wrzesień 2025 r.4 punkty
-
w środku nocy ktoś zapukał do drzwi kto tam? Chrystus chcę umrzeć za twoje grzechy otwórz za moje grzechy umrę sam spadaj rano wychodząc do pracy zobaczyłem faceta leżącego na schodach lekki uśmiech na twarzy poza czasem poza światem ponad wszystkim na ścianie wydrapany napis w domu ojca mego jest mieszkań wiele a ja jak ten Hamlet z telefonem w dłoni dzwonić czy nie dzwonić psia jego mać4 punkty
-
Wiesz doskonale, że jesteś ładna i z każdej części twojego ciała kobiece piękno wrzeszczy wręcz o tym. Powiedz więc czemu, co wiesz tak dobrze, trzeba ci jeszcze ciągle powtarzać?4 punkty
-
(próba prozy poetyckiej) Ten czas już nastał. Albowiem jest. Jest… I wkrótce uderzy. W nas. A więc ta korelacja zdarzeń nastąpiła już wcześniej, tylko nikt nie wiedział. Nikt… Nawet my. Drżały płomienie świec w tej ciszy wielkiego oczekiwania. I drżały moje usta. I gdybyś je dotknęła, gdybyś pocałowała, to poczułabyś zimno i drżenie. I zawarty w nim lęk o przetrwanie -- naszej miłości) Wiesz, to mnie obserwuje spoza przeszłości na klucz zamkniętej. I owiewa puste pokoje tchnieniem białej ciszy szumiącej piskliwie i smętnie. (zawsze wtedy, kiedy gorączka rozsadza umysł...) I owiewa stropy, ściany, podłogi. I wiruje wokół sęków na deskach, na klepkach, na pozłacanych ramach obrazów, na brzegach kryształowego wazonu, który zdaje się być epicentrum wydarzeń… Płomienie dopalających się knotów tańczą jak oszalałe, jak w halucynogennych zwidach. W delirium… Nie widzę za wiele i widzę wiele… Wyostrzone obrazy. Wyostrzone zmysły... (I dzień jakiś. Dzień późnej zimy, bądź wczesnego przedwiośnia. Ten dzień słoneczny i mżący kroplami skapujących z sopli. I mżący jakoś tak perliście. Wszędzie. I wszędzie… Wiesz… Matka mi wtedy umarła. W ten dzień marcowy. Wilgotny i tkliwy. Choć, nie. To było w przeddzień jej śmierci, kiedy szedłem ulicą z książką pod pachą.) Wracając z antykwariatu, niosłem Sołżenicyna. Jego „Przełomy” I uczestniczę w tym pędzie nadal. Jak wtedy, kiedy byłem. I kiedy jestem… Bądź kiedy jestem w tej zgorzkniałej iluzji dawnych wyobrażeń. I jestem tutaj. I jestem… Przy stole odsunięte krzesło... (Bo widzisz… -- ja ciebie kocham...) Na stole talerz z okruchami czerstwego chleba. I szklanka, pusta butelka… W wazonie suche patyki jakichś kwiatów. Co to za kwiaty? Nie wiem. Nie znam się. Kwiaty, jak kwiaty. Ty, wiedziałabyś, bo wiem, że wiesz. Ale czy zaakceptowałabyś je? Może rzuciłabyś nimi o ziemię i odwróciłabyś się ze wstrętem? I odeszła? Nie wiem… Ale miały być dla ciebie. Wtedy, kiedy niosłem je dla ciebie, jedyna. Pamiętasz? Deszcz zastał mnie samotnego o zmroku. Pisałem. Pisałem wtedy wiele do ciebie,. Telefon grzał mi się w dłoni. I w tej dłoni drżącej. W tej scenerii osamotnienia. W tej dziwnej twojej nieobecności. i w tej… Chmury szły wysoko. Niosły sklepienia smutku. Szare bardzo. Coraz bardziej mroczne. Wiem. To było dawno. W innym czasie. W innej przestrzeni. Na innej planecie… Na innej… Nie spotkaliśmy się wówczas z powodu dziwnego splotu zdarzeń. I wiersz niosłem spisany na kartce odręcznie… Dla ciebie... To mnie zabiera. To wspomnienie. Tak powoli. Po kawałku… Więc podchodzę nagi do ściany. I całuję ją. Liżę lubieżnie. Zlizuję gorzki kurz i pajęczyny. I te grudki. Te drobinki maleńkiego kwarcu. I patrzę w górę, kiedy przywieram w kącie pokoju. Kiedy przywieram,,, I patrzę w ten punkt zbiegających się ścian i sufitu. Wyciągam rękę, by go dosięgnąć. Wyciągam… Wyciągam… Wysoko. To jest zbyt wysoko… Za mną tańczące cienie. Kolebią się między płomieniami świec puszyste ćmy. I tańczą wokół. Wirują… Wiem, że już jest. Jest blisko. Za firanką, za otwartym oknem noc. I ta noc zimna. Ta noc nieskończona. Ona trwa i trwa we mnie. (Włodzimierz Zastawniaqk, 2025-10-12)4 punkty
-
ciepły, milutki jak facet kotek albo nawet lepszy tylko zimą kopie, iskry lecą - dramat w futrze! a i tak go kocham leży jak ulał, patrzy z przekorą kto zrozumie kobietę?4 punkty
-
Na brzegu ciszy rodzi się słowo, jak oddech świtu po ciężkiej nocy. Papier szeleści, chłonąc krople mocy. Litery układają moje ścieżki na nowo.4 punkty
-
Pomylił wolność słowa z roztrząsaniem, a zatem trząsł się jak galareta, która tkwi na niebotycznie chybotliwym stole. Warszawa – Stegny, 12.10.2025r.3 punkty
-
O metale ziem rzadkich Śnicie mi się po nocach Oceaniczne, polaryczne Księżycowe – wszystkie Jesteście niezbędne Do tego, co powiem Chcę was, pragnę, potrzebuję Snapdragon, Gorilla Glass Jakże intuicyjnie się scrolluje Moja Tesla, solar panel, robovacuum Sam się wspina i mopuje O metale ziem rzadkich Przyjdzie nam się pozabijać Ultrasonicznie, dronicznie Z video przekazem 24h na dobę W 4K, Ultra Dolby Surround – i tak powiem: Imperialne zachcianki znów sprowadzą Na świat trwogę3 punkty
-
Nie zbieram już dłonią wiatru, nie proszę o deszcz, uczę się patrzeć, jak ptaki odlatują, choć skrzydła zostają we mnie. Zazdrość była jak mróz, zostawiła biel, barwy otuliła swetrem. Nie podejmuję walki z losem, on płynie niczym rzeka, mi pozostał brzeg. Serce, które pękło, stało się jedynie echem.3 punkty
-
Przetarłem knykciami, zaczerwienione, przekrwione oczy. Nie pamiętam już do końca czy spałem poprzedniej nocy. Sennie, letargiczne obrazy mar. Snuły się ospale po marmurowych zdobieniach, kremowego sufitu. A może były to jedynie twory mej bujnej ostatnio wyobraźni. Mile połechtane i zbudzone do działania, wydarzeniami, które miały ostatnio miejsce. Właśnie te wydarzenia, dały początek pewnej dozie rozkładu zdrowego rozsądku w mych dotąd nienagannie uporządkowanych i racjonalnych myślach. Sprowadziły pod ten dach nieszczęsny, coś więcej niż tajemniczą niepewność. Zadomowił się tutaj strach i groza. Atakowały one jednak nie za dni, wesołych i pełnych entuzjastycznych uniesień. Lecz czekały na zachód tarczy, krwistego słońca ku falom bezkresnego, stalowoszarego morza. Dało się łatwo wyczuć jak ciepło wczesno letnich wieczorów, zagarniają pod swe skrzydła, blade jak śmierć suchotna, ćmy. Jak biesiadują, wirując i kołując u bierwion salonowego kominka. Jak furkoczą w szale uniesienia o rozgrzane, szklane osłony naftowych lamp. Po krzywych gzymsach i wybrakowanych, ceglanych murach, zagłuszane koncertem świerszczy, wspinały się ku rozwartym na oścież okiennicom, wydłużone w postaci nieziemskich, złudnych bestii, cienie. Poczęte od mgieł przedświtu. Osiadłe za dnia skwarnego w taflach skarlałych kałuż. Ukryte w załamaniach krzewów piwonii i róż. Przycupłe wśród, zroszonych żywicą konarów, w sadach i podleśnych, krętych scieżyn, zarośniętych dzikim powojem, ostrą trawą i młodym mchem co kobiercem swym zielonym wyszedł z kniei ku oczom ludzkim. Cienie te nie niepokoiły zmysłów, dopóki wyczuwały choć odrobinę życiodajnego światła u granic okien. Szeptały jednak raz głośniej, raz ciszej do ptaków, które zlatywały ku swym gniazdom na nocny spoczynek. Widać podniebni przyjaciele bali się ich niecnych zamiarów bo czasami do późna w noc niosły się wśród bukowych gałęzi i lipowych konarów ich podniecone i zwiastujące niebezpieczeństwo świergoty. Pierwsze gwiazdy, żegnały migocząc. Ukołysane w falach słońce. Przejmowały straż nad nieboskłonem. Musiały radzić sobie w poważnym osłabieniu bo księżyc nieśmiało wychynął jedynie spoza chmur. Był u schyłku żywota. Dziś noc ostatniej kwadry. Domostwo cichło. Mury i ściany wyłapywały coraz to mniej słów i poleceń tak domowników jak i służby. Tam ostatni raz zabrzęczała srebrna taca z serwisem do herbaty, Na korytarzu ostatni jęk wydały sypialniane drzwi. Z cicha przez nikogo już nie podjęte dopaliło się cygaro, pozostawione w kryształowej popielnicy. Ostatnie życzenie dobrej i spokojnej nocy. Dmuchnięcie, gaszące ostatnie zarzewie lampy. Jeszcze tylko powolne kroki na głównej drodze. To tylko stróż, idący ku bramie wjazdowej by zamknąć jej zamki aż do zbawczego rana. I jeszcze szczek niosący się w tą niespokojną, irlandzką noc. To owczarek stróża. Rad temu, że wypuszczono go z pomieszczeń kuchennych ku bezkresowi ogrodowych trawników i leśnych duktów. Tak słuchałem wsparty o poduszki, tych narodzin kolejnej nocy. Sen był tak samo odległy jak wtedy, kiedy ległem u Twego boku w tym łożu przed godziną. Wychynąłem przez ramię. Spałaś w najlepsze. Twe czarne włosy, rozsypały się wokół lica, turmalinowym zachwytem. Błyszczały refleksami fioletowych iskier, to znów lekko rudawym zabarwieniem przy lini skóry. Skóra Twa była idealnie blada, poetycko, erotycznie zabarwiona różem. Nie mąciła jej żadna skaza ani niedoskonałość. Dłonie zsunęłaś ku linii bioder. Były dziewiczo delikatne. Kremowoperłowe i podobnie do nosa usiane niesymetryczną linią piegów. Pierś Twoja opadała i wznosiła się miarowo. Sen był spokojny. Oddech Twój ciepły wionął na mój bark z nieprzymknietych warg. Na nocnym sekretarzyku od Twojej strony, nadal spoczywał Twój grzebień, lusterko z kości słoniowej i taca z winem i owocami. Butelka miała nietknięty nawet korek. Zasnęłaś dziś wreszcie bez pomocy wina i leków. Wtuliłem się w Ciebie i złożyłem pocałunek na Twe rozchylone usta. Objęłaś mnie przez sen i docisnęłaś się całą sobą do mnie. I choć wiem, że powinienem równie spokojnie odpłynąć w sen. To jednak męczył mnie od środka ten robak którego zwą sumienie. A chciałem tylko wrócić do tego co było. Co było moim sensem i szczęściem przez całe lata. Życie bez miłości i sensu w niej zawartym. Nie ma celu. Dlatego zrobiłem wszystko by Cię odzyskać. I teraz od tych trzech dni i nocy, czuję że odzyskałem moc i prawo do istnienia. A mury te odzyskały prawowitą i jedyną panią. Boję się nie tego co zrobiłem a tych cieni się lękam. Myślę że to Ci którzy przychodzą tu z cmentarza. Upominają się o swoją zgubę. Wtuliłem się mocniej w Twe rozorane rozkładem ciało. Niech spróbują zaprowadzić Cię do grobowca po raz wtóry. Wolę w miłości trenie, tutaj z Tobą gnić. Niż w żałobnym płaczu, przebitego stratą serca. Wołać Twe imię po wieczność. Na zimne i głuche ściany grobowca. W hołdzie E.A.Poe za ukazanie mi piękna, cmentarnych mgieł i cieni. Za mrok i grozę ukryte w poetyckim słowie gotyckiego piękna. Za wszystkie te długie lata spędzone pod mistrzowską protekcją jego dzieł.3 punkty
-
październikowy poranek powitałam kichaniem już nawet flanelowe skarpety nie chronią przed chłodem za oknem plucha w luźnym splocie swetra odnajduję zagubiony supeł nic tylko pociągnąć rozpleść węzeł gordyjski a później włosy tak niedawno wplatałam dłonie w twoje włosy gdzieniegdzie poprzetykane siwymi pasmami babiego lata dziś chowam je po kieszeniach poniewierają się między kluczami a miętusem3 punkty
-
Nad rzeką Strawą wpośród kilku zbrojnych obozów gdzie fighterzy napinają mięśnie i piłują i piłują i walczą o swoje chodzi mi tylko o kąpiel w rzece i o melodię traw i o uroki zaułków dam oczywistą zadość swoim słabościom zagubię się w drodze i jak tutejszych bardzo wielu spróbuję nazwać co nienazwane spróbuję napisać znów to co dawno napisane spróbuję ponownie nie dać odpowiedzi próba nie będzie wcale a wcale złotem najwyższego lotu i klasy zatem mi ulży ulży doprawdy i ulży wcale nieprzesadnie Wiersz napisał ten, który niczego nie wiedział. Ten który domyślał się tylko po łebkach. Ten który nie opanował techniki między wierszy. Warszawa – Stegny, 11.10.2025r.3 punkty
-
,,Pan Bóg okazał ludom swe zbawienie,, Ps.98 zmartwychwstał zmierzamy tam drogami często niezrozumiałymi zapominamy o… nie wierzymy …w piękne zbyt odległe jutro codzienność wystarcza o nią walczymy poświęcając życie siebie swoje imię zbyt gorliwie z nadmiarem przyroda … byliny i nie tylko już dziś tu na ziemi doświadczają powrotu z nicości zmartwychwstają wiosną cieszą maki a my nam ta prawda nie wystarcza Miłosierdzie Boże dla wszystkich o wiarę musimy zawalczyć z pokusami świata zobaczyć siebie w świetle prawdy to nie sen Jezu ufam Tobie 10.2025 andrew Niedziela, dzień Pański Przegląd od AI Byliny to wieloletnie rośliny zielne, których nadziemna część (pędy, kwiaty i liście) obumiera zimą, a wiosną odrasta z trwałej części podziemnej, takiej jak korzenie, cebule czy kłącza. Ludzie także już na ziemi zmartwychwstają… wyjście z nałogów to nowe życie3 punkty
-
Skóra biała niczym papieru ryza. Dłoń moja po jej udzie niby łódź płynie. Zakochałem się w jej zimnych oczach. Zakochałem się w zimie. Włosy z czoła na plecy prowadzą, niby ściółka leśna. Znaczą drogę mym palcom. Chwytam ją za nie i znów zimnym oczom daję wiarę. Mówią: „chodź do mnie, kocham cię skarbie”. Niby urok co rusz rzucany, niby woda opadająca z przelanej wanny. Widać, że emocji w tych słowach za dużo, aby lód oczu mógł je wypowiedzieć. Widzę, że zwabić mnie chce i w potrzasku zimnych ramion trzymać. Zakochałem się w jej zimnych oczach. Płynąc ręką po jej udzie, zakochałem się w zimie. Patrząc w lód otchłani oczu jeziora, zakochałem się w ułudzie. I płacić mi przychodzi za to. Po zimie rozstopy, dziś mamy lato, a ja dalej mrozu wypatruję. Bo zaufałem jej oczom Bo poczułem zimno ramienia Bo pocałowałem usta, w których tyle cierpienia Bo pogładziłem ją po skórze Bo w talii objąłem Bo za włosy złapałem Płakałem, a łzy w lód na moich policzkach się zmieniały. Ona się śmiała, a ja stałem oniemiały. Ni dźwięku z siebie nie wydałem. Zamarzłem wpatrzony w nią tam, gdzie stałem. I tak czekałem do lata, ale nic mi to. Czekałbym nawet do końca świata, bo... Zakochałem się w jej zimnych oczach. Płynąc ręką po jej udzie, zakochałem się w zimie. Patrząc w lód otchłani oczu jeziora, zakochałem się w ułudzie. I płacić mi przychodzi za to. Po zimie rozstopy, dziś mamy lato, a ja dalej mrozu wypatruję.3 punkty
-
kółka kółeczka koła... kto zdoła objąć cały świat? nie mając przy tym żadnych strat...2 punkty
-
Dintojra od misjonarzy Wchodzą jak splendor pomiędzy drzwi Srebrne tłumiki brody i pejsy Nie drgnie powieka ni ręka po kwit Żydom co przyszli zrobić tu Meksyk Mimo intencji to błogosławieństwo Bracha od braci prosto ze wschodu Za wspólne zimne ziemiste piekło I by przed śmiercią zaufać Bogu2 punkty
-
Zgubiłam się — nie w lesie, nie w mieście, lecz w sobie. Miłość — słowo zbyt głośne na codzienność, zbyt kruche, by nie pękło w dłoni. Wokół chłopcy — każdy trochę z plakatu, trochę z marzenia, trochę z reklamy szczęścia. Jeden mówi pięknie, drugi — milczy poprawnie. A ja — słucham... i nie słyszę. Rozum doradza: ostrożnie. Serce szepcze: spróbuj. I żadne nie ma racji. Więc zostanę z moimi wierszami, z kubkiem herbaty, i ciszą, która nie kłamie. Bo może — to właśnie ona jest najwierniejsza. A jednak... czasem w tej ciszy coś drgnie, jakby liść, który — mimo jesieni — nie chce spaść.2 punkty
-
Schło już lepiej. Dziś jednak nieźle się prasuje. Z ubrań ze cztery warstwy składam z dołu do góry. Chopin, Chopin. Gwiazda ta jedna — perfekcjonizm. Czy łatwo na to i sam wpadasz, jeśli też czujesz? A pan może deszczem, strugami, pamięcią ze łzami nie przerwać? Pauzę nie nutami, lecz interpretacją śmiertelność odegrać? Zmniejszyła objętość już liści zasłona. Na pierwszym miejscu uplasowana jesień w staccato sikorkom do szyby — Żelazowa Wola.2 punkty
-
Nasze usta — jak dwóch różnych rzek brzegi. Idąc wzdłuż nich, błądzimy. Znajdujemy się tam, gdzie ich zbiegi.2 punkty
-
2 punkty
-
@Bożena De-Tre mogę się wtrącić? Czasy jak czasy wiadomo jakie były. Nie przepadam za M. Hłaską- i przepraszam że nie, bezwzględny był.2 punkty
-
@violetta wiem, nie było dawno piosenki. to w nawiązaniu to basisty i wokalisty The Moody Blues Joha Lodge`a. niedawno odszedł, a ta piosenka chodzi za mną...2 punkty
-
Loreznzo de Medici zwany „il Magnifico” ( Tłumaczenie Marcin Tarnowski © ) DAJCIE MI JUŻ SPOKÓJ, WESTCHNIENIA NAMIĘTNE, Dajcie mi już spokój, westchnienia namiętne, [1] o myśli wciąż tkwiące w twarzy pięknej, ażeby zstąpił jakiś spokojny sen na moje oczy obolałe, smutne. Lecz ludzie jak zwierze mający pilne sprawy i trudne myśli ścichły i uszły [tuż], [2] a białe konie [3] w chomąto zaprzęgnięte już prowadzą febowe wschodu promienie. O! Spiszmy rozejm, Miłości, mogę przysiądz ci, że w snach dojrzę tylko kochaną twarz, [tych] [4], które ona wypowiada słuchał słów, imał białą dłoń, co serce ściska mi! O Miłości moja zazdrosna nadto aż, pozwól mi przynajmniej być szczęśliwym pośród snów. [Oryginał po włosku:] Loreznzo de Medici „il Magnifico” DATEMI PACE OMAI, SOSPIRI ARDENTI, Datemi pace omai, sospiri ardenti, o pensier sempre nel bel viso fissi, ché qualche sonno placido venissi alle roranti mie luci dolenti. Or li uomini e le fere hanno le urgenti fatiche e dur pensier queti e remissi, e giá i bianchi cavalli al giogo ha missi la scorta de’ febei raggi orienti. Deh! facciam triegua, Amor, ch’io ti prometto ne’ sonni sol veder quell’amoroso viso, udir le parole ch’ella dice, toccar la bianca man che ’l cor m’ha stretto. O Amor, del mio ben troppo invidioso, lassami almen dormendo esser felice. Ilustracja: Peter Paul Rubens „Lorenzo de Medici”, XVI wiek, (1577-1640), (bo na tym portrecie Wawrzyniec jakiś taki śpiący, choć bezsenny). PRZYPISY [1] Och tłumaczenie bywa doskonałym sposobem nauki, tu np. natykamy się na niezbyt częsty w literaturze polskiej tzw. „petrarkizm”: „Datemi pace omai, sospiri ardenti,”, nb. podobne do wersu Petrarki ze zbioru pieśni – „Canzoniere” „(Rerum vulgarium fragmenta)”: „Datemi pace, o duri miei pensieri” („Dajcie mi spokój, o ciężkie moje myśli”). Petrarkizm charakteryzuje: – petrarkowskie „ja” – egotyczność podmiotu, zwłaszcza wybijanego własnego „ja” poety, oraz – rozdarcie „petrarkowskie – niepewność i rozterki podmiotu, zmaganie się z sobą samym sobą i ze światem, powiązanie życia ze śmiercią, przy jednoczesnej prezentacji ich przeciwstawności. [2] Lepiej by było wers „fatiche e dur pensier queti e remissi,” tego sonetu przetłumaczyć na „sprawy oraz trudne myśli scichły i ustąpiły,” [3] „bianchi cavalli”'' – ''„białe konie”'' jest porównaniem do białych chmur, które jednak w tym wersie nie występują, bo „białe chmury” lub „białe obłoki” to „nuvole bianche” lub „nubi bianche”. Ale w języku polskim funkcjonuje podobne porównanie, choć do innego zwierzęcia: „białe baranki na niebie”. Ale nie mogłem go zastosować jako synonimu, bo w wierszu dalej o zaprzęganiu, co trudne w przypadku baranków. [4] Pozwoliłem sobie uzupełnić wers do ilości sylab w oryginale. PS. Oryginał sonetu „Datemi pace omai, sospiri ardenti” opublikowano m.in. w: Lorenzo de Medici „Opere”, a cura di Attilio Simioni (tzn. „Dzieła”, pod redakcją Attilio Simioni), Bari, Laterza, 1914, tom I, str. 77.2 punkty
-
@Migrena "Marność nad marnościami i wszystko to marność" Pyłem jesteśmy i w pył się obrócimy. Tu nawet pyłu po miłości nie ma- bo jej nie ma i nigdy nie było. są tylko żądza zaspokojenie i to wszystko Jest tylko fizyczność i nic. Dobry wiersz bez nadmiernego wzruszenia. Podoba mi się pozorna "suchość" wiersza.2 punkty
-
2 punkty
-
Pośród ciszy zachowanej głęboko w zaroślach pomiędzy słowami wypowiedzianymi bez celu. Szukam sensu pośród twoich słów i nie chcę wiedzieć co one zawierają. Głęboko ukryty sens w środku roślinności schowanej gdzieś daleko od ludzi. Księżyc rozświetla budzące się uczucie wtedy gdy wokoło wszyscy zasnęli. Wysoki kwiat wyrośnięty bardziej niż inne lśni w blasku i wszyscy go widzą. Mówimy do siebie cicho tak że ledwie słyszymy w naszych słowach ukryliśmy sens. Po co tu idziemy i co chcemy zrozumieć coś co nie da się tam gdzie zawsze jest hałas. Pomiędzy słowami schowaj Twoją dłoń twój dotyk wyzwala milczące uczucia. Mów do mnie więcej i trzymaj za rękę moje serce bije i chce jeszcze głośniej.2 punkty
-
Życie nowym tchnieniem wraca, Gdy siwe włosy nabierają koloru. Czas cofa się, już figlami nie nęka, Z twarzy zmarszczki zanikają powoli. W lustrze już odbicie nie jest obce, Znów patrzy na mnie Jadwisia, rumiana podlotka. Zniknął świat, który zszarzał, zbladł, A teraz nasyca się barwą, jak poranek letni. Z ust uśmiech tryska, czysty, mleczny ząb wyrasta. Yyy, niedowiarkom pokazuję. I ciało, które niegdyś słabło, Łamliwe, kruche, skrzydeł dostaje. Czuję, jak mięśnie się regenerują, Żwawość wraca, wnet na dancing się wybiorę. Włos bujny wiatr rozwiewa, A w sercu młodość rozkwita na nowo. Pamięć wróciła, każdy szczegół, słowo i kłamstwo, Jak dawny, wierny przyjaciel, Co sto złotych pożyczył na weksel. I tak się staje cud odmłodzenia, Gdy krok żwawy wybija takt nadziei. A największą tajemnicą jest to, Że wspomnienia odrastają z lat dziecinnych. Eliksir młodości to hasło, cudowny znak, Że w jesieni życia przychodzi wiosna, A z nią zapomniane aromaty, Smaki owoców ze starych grusz i jabłoni. Bose stopy znów biegają po łące. Lasu poznaję zapach, igieł, grzybów i mchu, I pierwszy raz od lat naprawdę oddycham. Aż w kąciku oka łza się kręci, Jakby historia zaczęła się od nowa.2 punkty
-
poezja poezja pochłania czasami zastanawiałem się czy istnieję poza nią czy ja jestem w niej czy ona we mnie takie tam rozmyślania twórcy tak było do wczoraj bo bo zaczęło mnie zachwycać malarstwo namalowałem na sztywnej dykcie obraz wspaniały podoba mi się bardzo obawiałem się pokazać żonie bo co myśli o moim pisaniu nie nadaje się na forum tutaj mnie zaskoczyła stwierdziła że obraz super nie tyłko można zawiesić na nim wzrok znakomicie nadaje się jako podstawka pod garnek do zasłonięcia dziury w oknie i farba solidna nie jak te w muzeach zupa się wylała przetarła i nic jest jak był spytała czy to dla niej trochę ze smutkiem ale pożegnałem się z dziełem niech jej dobrze służy namaluję nowy cieszę się wreszcie znalazłem u niej zrozumienie dla mojej sztuki 10.2025 andrew Sobota, już weekend2 punkty
-
Siedzę na dachu, pod nami miasto. Czas płynie powoli, choć powinien zaśpiewać presto. Niebo ma barwę rozlanej kawy, jakby samo szukało w nas dawnej sprawy. Myślę o życiu, o tych, co odeszli, zostawiając pytania w szumie powietrzy. Wszystko, co mamy, to wczoraj i dzisiaj, a jutro jak kartka, co wciąż się zapisze. „Dlaczego ja? Dlaczego teraz?” To pytanie jak ból, co rwie cię od nerwów. Czy życie to żart, czy poważna rozmowa? Może jesteśmy tylko kroplą w morzach słowa.2 punkty
-
Szpilko, szpileczko czym ja zawiniłam, innym cię oddać musiałam sama w balerinach zostałam. Ja tak cię lubiłam gdy gdzieś wychodziłam z pośród wielu par i modeli wybór był niezmiennie ten sam. Ty i ja, ja i ty jak to znajomo brzmi nie istotna barwa, model, cholewki ważne by każdy bucik go miał obcasik w słupek lub szpileczkę. Szpileczka to jest to o co szło nóżka zgrabniejszą się staje, kobietka elegancko się prezentuje na co każdy mężczyzna reaguje. Niestety mnie dopadł pewien Pan niedobre ci to chłopisko szpileczki na "hiszpanki" zamieniło wiele innych problemów dostarczyło. Niesprawiedliwy dla mnie ten los wiem o tym coś co mi daje pokornie biorę szpileczki po kryjomu ubiorę. K.W.2 punkty
-
Witam - dokładnie - po prostu życie - miło że czytasz - dziękuje - Pzdr. Witam - cieszy mnie że wiersz pogodny - że nie nudzi - dziękuje - Pzdr.niedzielnie. @Nata_Kruk - @huzarc - uśmiechem wam dziękuje -2 punkty
-
Jeszcze chwila. Jeszcze westchnienie utkwi w powietrzu - jak dźwięk harfy, co nie może przestać drżeć. Twoje dłonie, ciepłe i drżące, rysują po mojej skórze mapę z gwiazd i ciepła, a każdy dotyk otwiera niebo. Cisza między nami - gęsta jak wino, które dojrzewa w głębi serca. W niej słyszę bicie Twego ciała, które zna moje imię lepiej niż wszystkie słowa. Twoje włosy pachną nocą, która jeszcze nie zdecydowała się odejść, a w spojrzeniu tańczy ogień - ten, co spala wszystko oprócz miłości. Nie mów nic. Niech milczenie zakwitnie, niech czas zapomni, że istnieje, bo teraz - jesteśmy wodą, jesteśmy ciepłem, jesteśmy światłem, które śni samo siebie. A gdy poranek rozchyli powieki, świat znów stanie się światem - lecz w jego środku, cicho jak modlitwa, będzie tlić się nasz szept: Byliśmy miłością.2 punkty
-
@Pan Ropuch To nie jest tekst o wojnie w sensie historycznym, ale o codziennej wojnie człowieka z samym sobą – o tym, jak łatwo powielamy schematy przemocy, ideologii, nienawiści, często nie zauważając, że stajemy się własnymi ofiarami.2 punkty
-
@Alicja_Wysocka Dzięki:). Pozdrawiam @iwonaroma Tak, to jest możliwe, nic nie jest na zawsze. Pozdrawiam @Berenika97 W tym świetle jest to bardzo satysfakcjonujące, to takie zwycięstwo niemal nad całym światem:). Pozdrawiam1 punkt
-
Gdy jesień zapuka do twych drzwi nie wahaj się otwórz je szeroko ona umili ci krótkie dni uśmiechnij się do niej miło ona ubarwi ci twoje sny odkryj w niej ukryte piękno babiego lata liści i mgieł1 punkt
-
@Leszczym Rozumiem intencję – chciałeś podkreślić tę różnorodność, bogactwo możliwych odczytań. Daje asumpt do najprzeróżniejszych rozważań i otwiera szerokie spektrum interpretacji.1 punkt
-
@Pan Ropuch kto by pomyślał- anafora- bardzo piękna i mądra obyśmy nigdy nie musieli tego sprawdzać.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne