Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 30.10.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. najprostsze rzeczy nabierają barwy jak liść jesienny na wietrze gdy drży czy zdąży się słońcem nasycić nim spłynie z kolejnym deszczem
    7 punktów
  2. Znad rozbujanej przez rodziców kołyski za małego dzieciaka łypnęło na mnie przeznaczenie (mawiają że wszechmocne i wszechwiedzące) Lewe oko błyszczało wyrozumiałością prawe pomrokiem, ponurością jakąś i zaplanowało mi tor przeszkód z mnóstwem większych i mniejszych detali (niezborne zwyczaje przeznaczenia) No a potem ciągle zmieniało zdanie raz wte innym razem wewte aż człowiek sam się pogubił (brakowało czasu by choćby przemyśleć) Na mój ogląd przeznaczenie popełniło dużej klasy grzech niestałości i tym samym zbliżyło się w swojej istocie niebezpiecznie do ciągu przypadków rzecz jasna uczyniło tak nie tylko wobec mnie (wiem bo rozmawiam z różnymi ludźmi) I nawet jeśli opowiem wam cały życiorys ze wszystkimi szczegółami i tak nikt mi w to nie uwierzy... Warszawa – Stegny, 30.10.2024r. Inspiracja - poetka Paulina Murias (poezja.org).
    5 punktów
  3. miłość podobnie złoto nie znajdują ziemskiego rodowodu nad fioletem jesiennego wieczoru przepływam strugą myśli ubrana jedynie w kolczyki z chalcedonu przez płynne godziny nocy dotykamy swoich ciał całuję ramiona dłonie w wężowych drżeniach niskiej energii śnię twój zapach spotykamy się intensywnie zbliżeni w niewidocznych pomiędzy nie musisz być od zawsze jesteś
    5 punktów
  4. może jestem już za stary na miłości sie nie znam ale widząc jak niektórzy z miłości biją w twarz to w kieszeni otwiera mi się strach że owe kochanie na pierwszym zakręcie będzie pełne łez a przecie miłość to miłego i ciepłego ma być kram mamy ją podziwiać a nie smutni obok stać może jestem już za stary ale ale serce mam otwarte które wstydzi się miłości bać
    3 punkty
  5. - Stworzyli nas na obraz i podobieństwo swoje. - *Bogami jesteśmy. - Z wszystkimi cechami i zaletami. - Z wadami także? - Bogami z wadami, a jakże! - *To ten obraz? - *I podobieństwo! A potem zapanowała zgoda i zrozumienie. Osądźcie sami. Zapanowała cisza, a potem chaos. Dobro zło wymieszało, a potem już wiecie co się stało. Niestety, wciąż wiemy za mało. *Psalm 82:6, Ew. Jana 10:34 *Ksiega Rodzaju 1:26 *************************************************
    2 punkty
  6. -Czy piszą, jak cię widzą, co mistrzu rzec możesz? - A mnie się wydaje, że piszą jednak gorzej.
    2 punkty
  7. Nad ranem, w miejscowości Czyste, dzban jakiś wziąć z ziemi chciał glistę. Nie rosówkę, nie larwę, tylko glistę. I w garnek. Wszak glisty są gdzie indziej… Chryste!
    2 punkty
  8. Pogrzeb na cmentarzu tak jak każdy inny, lecz tłum żałobników dziś całkiem niewielki, gdyby nie incydent pozornie niewinny każdy by zapomniał, a wszystko przez szelki. Utknęły pod trumną w murowanej krypcie, bo grób trzypiętrowy, na zaś budowany i jeden z grabarzy musiał oczywiście wskoczyć do środka - chociaż był zawiany. Gdy już wyswobodził spod trumny materiał, nim się wygramolił, wycedził te słowa: krematorium ruszy, pogrzeby pozmienia, w tak obszernych kryptach setki się pochowa. Cisza się zrobiła przy grobie okrutna. Zagubiły sensy dysputy o sprawach, nawet mina księdza byłą bardziej smutna, bo wraz z nim zarobek straci nędzny grabarz. No bo jaki biedak będzie grzebać urny? Taki mały mieszek i brzdąc unieść może. Już na nic laweta, czterech chłopów chmurnych, odpadnie spacerek - gdy siąpi na dworze. A trumny zakopać nie wolno w ogródku. Zaś z mosiądzu urna może zdobić regał, albo wśród pamiątek na kominku utknąć. Tylko proch z niej znika - lecz nie z woli nieba. Życie jak sportowiec biegiem pomknie dalej, domowe imprezy stałą kreślą listę, a dorosły wnusio właśnie się nawalił i mieszkiem z kominka doprawia pieczyste. Miły czytelniku ten morał cię ruszy. Lecz łzawiących oczu ze wzruszenia nie trzyj. Zapamiętaj proszę, że jeśli już musisz, patrz nie tylko jak, ale i czym pieprzysz!
    2 punkty
  9. Bezszelestnie przeszła się po polach. Białą falbaną sukni omiotła suche liście, by mogły po raz ostatni zalśnić w świetle księżyca. Smukłą brzozę utuliła do snu. Położyła jej policzek na poduszce blednąc jeszcze bardziej. Rozmazując rzeczywistość. Przecięła wszystkie drogi. Zasłoniła okna. Ciszą zaczęła gładzić włosy, a te spadły kaskadą na całą okolicę.
    2 punkty
  10. „Przyroda” Miasto na mieście i miastem podpiera, Wszędzie jakieś budynki, zabytki kultury, Długie drogi z samochodami wielkimi, A na tych drogach kładno jakieś rury. I ciężko teraz znaleźć takie miejsce, Gdzie dookoła przyroda jedyna, Spokojna, zielona, rzeczka płynie cicho, Rodzina sarenek pojada malina. Bo w takim miejscu trzeba odpoczywać, Rozesłać pled, herbatka z kanapkami, Natura słuchać, wąchać, opatrywać, Pejzaż ładny namalować pędzelkami. No ludziom ciągle jest za mało, Chcą więcej miejsca, „villy” i „kotedży”, Gdzie równa ziemia, tam kolejny dom, Jak tylko starcza im pieniędzy? I morał wiersza tego prosty do ustarczki, Że lat za dziesięć, ta nowoczesna kasta, Co na przyrodę budować się uciekła, W przyszłości będą centrum tego miast.
    2 punkty
  11. Wyruszyliśmy z wioski „Pięknieje”. Jechaliśmy lirycznym szlakiem. Odwiedziliśmy cudowne miasta. Zjechaliśmy na drogi przyjaźni. Poznaliśmy powiaty : „Współczucie”, „szlachetność”, „wyrozumiałość”, „łaskawość”… W końcu trafiliśmy do stolicy – „Zamiłość”.
    2 punkty
  12. żurawi klangor niczym rdzenny śpiew przodków z czasów w których słońce było jeszcze bogiem rozbrzmiewa pod niebieskim stropem gdzieś nad suchym wrzosowiskiem otocznym mglistym nimbem słodki zapach kwiatów i cichy szum skrzydeł tu dusze szukają swojej własnej nieskończoności a człowiek staje się bliższy aniołom
    1 punkt
  13. w bloku różne odgłosy wiertarki muzyczka! :) kłótnie i wrzaski winda seks ( ;)) tłuczenie kotletów głośne tv lecz tuptusie zawsze miłe moim uszom ich igry piłką perliste śmiechy a nawet gdy płaczą i krzyczą są takie kochane...
    1 punkt
  14. Życie nauczycielem co dzień uczy swoje wie Jest wyzwaniem dźwiga to co mu dane Życie to droga zakręty ma nie boi się ich Nigdy nie kłamie prawdę zna wie co to ból Życie to nie wstyd fajnych chwil dużo ma Jest pięknem pełnym bram za którymi czeka lepsze Życie to świat zna uśmiech i płacz Ma niebo ma piekło jest w sam raz
    1 punkt
  15. Nieco inna wersja Z miasta zostało tylko to, na czym można wzrok zawiesić. Widok budynków pozostawia wiele do życzenia. Powybijane szyby, obrośnięte dachy, zarośnięte rynny… no i wszechobecne zwierzęta, biegające tak sobie dla jaj i w poszukiwaniu pokarmu. Fetor dokuczliwy i gęsty, pełznie nisko nad ulicami. Można maczetą wycinać kawałki skunksów. Przybyli są bardzo wyczerpani, a nawet bardziej. Prawie cały pot z nich wypłynął. Człowiek upada na szarą kość udową. Obgryziona, ale nie do końca. Padnięty wspiera na niej wychudzone ciało, pragnąc wstać. Ręce oblepione jakąś zielonkawą, cuchnącą mazią i kawałkami mięsa, nie wyglądają ładnie. Wyciera o spodnie. Upodobnił do reszty. Upał gorąco doskwiera. Słońce ucieka przed samym sobą, za ciemną chmurę. Na pobliskim cmentarzu, niektóre zwłoki leżą nieruchomo na wierzchu. To po ulewie, która była wczoraj. Płytko kopano, stąd taki rezultat. Skołowane wiewiórki, biegają po mieście, lecz inne niż zazwyczaj. Coś rozbłysło na niebie. Jakby specjalnie dla nich. Mają w dupie orzechy i bieganie po drzewach. Są teraz nad wyraz drapieżne i myślące. Chodzą twardo po ziemi. W obłokach niech sobie bujają ptaki. Zwłoki bez domieszki, przestały im smakować. Wolą świeże mięso z dodatkiem, lecz ono trudno dostępne. Reglamentowane przez sytuacje. Jednak w małych sercach błyszczy iskierka nadziei. Tam idą dwa zwierzęta. Chude nie tłuste, ale to nic. Poobgryzać warto. Tylko jeszcze nie teraz. Nie wszystkie są przeobrażone. A poza tym, te cholerne koty i psy. Są duże, a one małe. Całym stadem muszą zaatakować. Podobno ciała ludzkie lepiej smakują. Trochę jakby słodkie. To jednak nie ten smak, co orzechy, ale cóż. Bez przesady. Byle przeżyć i nie dać przeżyć innym. Będzie więcej dla nas. Martwe pożywienie nie ucieka. ~ –– Cudne twe lico na strumyczka tle, aż kochać bardzo, cię chcę. –– Cię chcę? No wiesz. To ma być poezja? –– Dobre i to, na takim świecie. Cóż nam pozostało. –– Tam jest miasto. Pójdziemy? –– Czemu nie… w słońca promieniach... –– … lecz co to zmienia… –– … gdy przyszło żyć… –– … by przetrwać tylko… –– … to co kiedyś… –– … minęło wszystko. ~ Pokrwawiony pies, biegnie z ludzką głową w pysku. Trzyma jak największy skarb. Długie włosy, zamiatają ulicę. Inne psy biegną za nim. Chcą dorwać kulistą, włochatą zdobycz. Głowa nie miała szczęścia. Została odgryziona od tułowia. Najtrudniej było z kręgami szyjnymi. Nie trafiła jednak na byle kundla. Poradził sobie. Trzask pękniętej kości, odbiło cuchnące echo, od ścian budynków. Jednak rozumu psu zabrakło. Zamiast jeść ciepłe flaki i pożywne różowe mięso, mlaskając w krwi, to biegnie z częścią w pysku. Ale cicho… a jednak ma plan. Zatrzymuje gwałtownie łapy na krawędzi urwiska i odbija w bok. Pozostałe z rozpędu lecą w przepaść. Pies im mordę lizał. Porzuca głowę i spokojnie wraca do reszty ciała. Małe kundelki ma w dupie. Co one zjedzą? To raczej on ich. Nie wie, że kiełkuje coś groźniejszego. O puszystych, pomarańczowych futerkach. Plamy krwi będą pasować. Podobna tonacja kolorystyczna. ~ –– Zrobić ci wianek z polnych kwiatków. Takie normalne… jak kiedyś. –– No zrób. Spocznę na chwilę na miedzy, bom deczko drogą studzona. –– Kochanie… co z tobą… że tak dziwnie mówisz? –– Och, jam płocha trochę. To miasto nie wygląda miłosiernie. –– No coś ty. Będzie świetnie. — Pleciesz bzdury. –– A gdzie tam. Wianek plotę. ~ Wiewióry urosły w zastraszającym tempie. Siedzący na łące jeszcze o tym nie wiedzą. Natomiast dwóch przybyszów, którzy są tutaj... jakoś też nie. Stoją właśnie na środku placu. Coś w rodzaju rynku. Małe uliczki rozwidlają chodzenie. Patrzą właśnie w jedną z nich. Oświecona z tyłu przymglonym blaskiem słońca, nie wygląda na pustą. Podłużne wielkie cienie, idące po jeszcze mokrych kamieniach, przykuwają uwagę. Nie wiedzą do jakich żywych ciał należą. Uliczka jest wąska i trochę łukowata. Słyszą natomiast głośne stukanie pazurów o bruk. Nagle dostrzegają coś, w co im trudno uwierzyć... ale wierzą, że trzeba wiać. ~ –– Zobacz. Ślimaczka znalazłem. Jaki ładniusi. –– Zostaw go. Musimy iść. W mieście coś nie tak. Słyszysz? –– Taa… –– Przestań marzyć o świecie, którego już nie ma. –– Przestań mnie pouczać. Tu jest łąka. Pasikoniki słyszą. –– Kochanie. Idźmy już, bo jeszcze mnie zacznie odwalać. –– To miasto ma zły wpływ. –– Ciebie też dopada? –– A co? Nie słychać? –– Pogniotłeś wianuszek. Daj mi choć takiego. –– Proszę. Ładnie wyglądasz. ~ Futrzane bestie są ogromne jak na wiewiórki. Mają od około metra, do dwóch, nie licząc ogona. Pazury większe i bardziej ostre. Kły wystają na zewnątrz pyska. Futro skudlone z wilgotnymi plamami, nieskazitelnie pomarańczowe. Niespieszno wychodzą ze przylegających uliczek. Ludzie wyraźnie słyszą, odgłosy ocierania kłaków o ściany budynków i głośne popiskiwania. –– Cholera! Uciekajmy –– wrzeszczy drugi biegając w kółko, bo nie ma gdzie uciec. –– No co tak patrzysz. Wymyśl coś. Ty zawsze byłeś szefem –– nadal biega a wiewiórki coraz bliżej. –– Bo cię stuknę w ten głupi łeb –– tym razem podskakuję niczym pajac w krwawym teatrzyku. –– Cholera! Niedługo zjedzą nam dupy! –– Nie tylko dupy. Zamknij wreszcie jadaczkę –– pierwszy wierci dłonią na głowie, bo mu nasrał przestraszony ptak. –– Tam jest pusta uliczka i otwarte drzwi. Biegnijmy w tamtą stronę. Ale już –– wymachuje rękami, ale tylko jedną wskazując kierunek. ––Szybciej palancie, bo za plecami masz wiewiórę. Dobrze, że nie są takie szybkie. –– Ta jedna ma coś w pysku. Co to może być? –– Jelito grube… sorry… chyba chude… jakie to ma teraz znaczenie. Ocipiałeś zupełnie. Nagle pierwszy upada. Bestie są coraz bliżej. Leżący czuje smród wilgotnych futer. Włażą na niego. Wyżerają wnętrzności z przestraszonego brzucha. Jedna odgryza ręce, druga nogi a trzecia głowę. Słychać twarde odgłosy łamanych kości i wilgotnego rozdzierania. Podział obowiązków. Są solidarne. Każda zabiera część i niesie do wspólnej spiżarni na cmentarzu. Powracają tam jako odmienione. Lubią mieszać mięsa. Trupie z świeżym. Mają wyrafinowany gust i coraz więcej świadomości. Rozumnodajne coś, zmienia ich mózgi, na jeszcze bardziej wydajne. ~ Drugi nawet nie patrzy co wokół. Biegnie do budynku jakiegoś mieszkania na parterze. Potyka biegnącą nogę, o zdechłego kota i ląduje twarzą na cuchnących zwłokach. Wstaje jednak, opiera ręce o kolana i rzyga chwilę, lecz prawie niczym. Za długo nie jedli. Nagle dostrzega nos wiewiórki w drzwiach. Wali ją pogrzebaczem. Stał akurat przy kominku, ze szczątkami pieczeni z otwartymi ustami. Wiewióra skrzeczy jak zarzynana świnia. Wyłupuje jej oczy. Przebija gardło. Wypija trochę krwi. Długo nie miał płynu w ustach. Musiał sobie łyknąć. Może nawet setkę tego wypił. ~ –– Kochanie. Nie zdejmuj wianka. Tak uroczo wyglądasz. –– Nie marudź. Pospieszajmy. Do miasta już kawałek. –– Czerwonawy kolor tam migocze. –– O… to na pewno wiewióreczki. Jak byłam mała, to karmiłam orzeszkami. One są fajne. –– Nie mów tyle, bo dostaniesz zadyszki. Chociaż taka spocona wyglądasz zachęcająca. –– Tobie tylko jedno w głowie. –– A gdzie tam. O… już peryferie... szczątek miasta. Spójrzmy do tyłu. Ostatni raz na łąkę. ~ Zauważa, że w mieszkaniu są schody na dach. Wbiega po nich, po drodze zdziwiony, że ma jeszcze tyle sił. Rozezna z góry sytuację. Musi jakoś przetrwać. Podnosi klapę i wychodzi. Wiewióra stoi na skraju, obrócona tyłem do niego. Wielki ogon faluje przed nim poziomo, zgrzytając miękko o zapaskudzony dach. Podchodzi trochę bliżej. Nie zauważa go. Spycha ją na ulicę. Widzi jak upada z dziwnym mlaśnięciem na plecy. Skrzeczy głośno, omiatając ogonem ścianę. Miał szczęście, że trafił na mały okaz. W przeciwnym wypadku, byłby daniem na cmentarzu. Spogląda na miasto. Co z pozostałymi mieszkańcami. Być może siedzą w piwnicach. Nie widać ich na mieście. Oczywiście kolorem przeważającym jest kolor śmierci. Nagle dostrzega dwoje ludzi. Idą w kierunku rynku. Nie widzą wiewiórek. Czekają przyczajone w uliczkach. Macha do nich i krzyczy, żeby uciekali. Nie słyszą go. A on już dostrzega za nimi, wystają między domami pomarańczowe pyski. Zmiana decyzji. Wrzeszczy, żeby biegli do budynku, na którym stoi. Póki co, jest tu pusto na ulicy. Wiewióra co spadła, dołączyła do tamtych. Chyba go wreszcie słyszą… i dostrzegają zagrożenie. Biegną co sił w nogach do tych samych drzwi, co on przed chwilą. ~ –– Mamusiu. Co tak głośno nad nami. Słyszysz jak mi ze strachu, puka serduszko? –– Niepotrzebnie. Do piwnicy nie wejdą. Urosły za duże. –– Pójdą sobie kiedyś? –– Oczywiście. Nie płacz już. –– Jestem głodna. –– Wiem kochanie. Masz tu trochę mięska. Tylko dobrze pogryźć. –– A co to jest? –– Jedzonko. –– Nie smakuje mi. –– Mnie też nie. Ale musimy coś jeść. Tatuś przyniesie więcej. –– Bo nas kocha? –– Tak. –– Dał mi wczoraj niebieską wstążeczkę. Powiedział, że spadła z nieba? –– Jest śliczna. Taka jak ty. –– Mamusiu. Tak cię kocham. ~ Uciekają co sił w nogach. Już wiedzą, co z tym kolorem. Doganiają ich. Na szczęście wiewióry nie biegną za szybko. Jakby zyskały coś, tracąc coś. Uciekinierzy słyszą ten sam szelest, ocieranych futer o ściany budynków, a czasami dziwny zgrzyt, gdy jakaś bestia zahacza kłem o ścianę, żłobiąc głęboka bruzdę. –– Cholera szybciej –– z całych sił wrzeszczy do nich z krawędzi dachu. –– Dwie macie po lewej a jedną z prawej –– wskazuje rękami jak tylko umie. –– Są tuż za wami. Niedługo odgryzą wasze dupy. Co tak wolno. No nie… dziewczyno… nie wracaj po wianek… to w tej chwili nie istotne… a tobie co dolega…. nie biegnij z nią… o w mordę. –– Kochanie… one cię gryzą… mnie też… po co ten wianek pierdolony plotłem… mogłem pleść bzdury… zostawcie… ~ Z dachu widzi o wiele więcej. Znowu rzyga. Tym razem na ulicę. Słyszy mlaskanie i rozszarpywanie. Popatrują na niego z dołu. Chcą wiedzieć, że jeszcze tu jest. A niby gdzie ma iść. Są jeszcze bardziej krwiożercze. Nie biorą już na wynos. Zjadają na miejscu. Dopiero teraz dostrzega to, co nie widział z dołu. A może wtedy jeszcze tego aż tyle nie było, kiedy tu przyszli. Ludzkie szczątki widać wszędzie. Jednak w jakiś sposób ich wywlekli z piwnic. W powiewach wiatru, na urwanej rączce, widzi niebieską kokardkę. Odróżniona od tła, lśni błękitem. Nie do pomyślenia. Jest czysta. Ani śladu krwi. I dlaczego widzi tak dokładnie? Na ścianie przeciwległego budynku dostrzega cień. Wie, że stoi za nim. Czuje mokry zapach kłaków i cuchnącego trupem zwierzęcia. Podejmuje szybką decyzję. Skacze z dachu. Roztrzaskuje głowę o bruk. Strumyczek krwi zwabia wiewiórki. Nie czuje bólu, gdy rozszarpują ciało. *** Z niebieskiej wstążeczki wylatują zwierzątka. Takie małe, że aż niewidoczne. Lądują w pomarańczowych futrach. A stamtąd pełzną w głąb ciał.
    1 punkt
  16. @Adaś Marek Kosmos pod wieloma względami jest niesamowicie pociągający. Fizyczny i metafizyczny. Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie.
    1 punkt
  17. Wyobraźnia jest astronomiczna i anatomiczna:-)) Te księżycowe promienie słońca mnie poruszyły, bo to takie prawdziwe a rzadko się tak myśli o klimacie księżycowego blasku.Czasem spoglądam w niebo wieczorem, przeleci satelita ISS, Starlinki lub inna mniej znana świetlistość rozsiewając marzenia... Spoko, jutro nadejdzie najdalej jutro... czego z przekonaniem życzę. Pozdrawiam Adam
    1 punkt
  18. @Jacek_Suchowicz :) fakt, tuptusie z jeżykami związane, ale one tuptają prawie bezgłośnie w przeciwieństwie do ludzkich tuptusiów :) Z tą dwudziestą drugą to różnie bywa;) Nie wszyscy przestrzegają:( (ale tuptusie tak, bo już śpią:)) @kollektiv :)) Dzięki @andreas :D Dobrze, że tłuczenie kotletów na ogół nie trwa zbyt długo:) Dzięki i również pozdrawiam @agfka ... A mnie czasem brakuje ciszy jaką miałam w domu jednorodzinnym... No cóż, ale tuptusie zawsze miłe:) Dzięki, również pozdrówka 🌞 @Rafael Marius @Marek.zak1 Podziękowania:)
    1 punkt
  19. @piąteprzezdziesiąte Nie rozumiem o co Ci chodzi. Może nie zrozumiałeś/łaś wypowiedzi wiersza? Więc informuję. To nie jest krytyka wiary czy tego podobnym ale ludzi którzy w imieniu wiary sieją nienawiść i wykorzystują ją do swoich celów. Często widzę coś takiego. Nawet na tych stronach tutaj. Mam nadzieję, że przyznasz mi rację, że to nie jest zachowanie godne szacunku.
    1 punkt
  20. @Starzec ooo, faktycznie, taki agnostyk to gość dość nieźle zrównoważony :))
    1 punkt
  21. @Rafael Marius Rafał, akurat tutaj Ty bardziej o mnie pamiętasz niż ja o Tobie. Ale zawsze chętnie wymienię się na komenty ;))
    1 punkt
  22. 1 punkt
  23. @Rafael Marius A mi się zdarzyło przeczytać z przyjemnością ;))
    1 punkt
  24. @Leszczym to nie był zarzut:))
    1 punkt
  25. @Leszczym w sumie, to wygodne, bo brak wiedzy, to jednak jakaś wiedza......:) Pozdrawiam:)
    1 punkt
  26. Cela, pięta, kolei cargo. Ogracie lokatę i palec? Cela Kazi. Nara... To na rympał złapmy rano taran i zakalec.
    1 punkt
  27. @violetta Dysze na hydromasażu są dla mnie za mocne, ja delikatna jestem 😊 Gratuluję, promyczka w rodzinie 🙂
    1 punkt
  28. @jan_komułzykant Limeryki są trudne- nie piszę. Brawo 5+
    1 punkt
  29. Jam kameleon! – Patrz na kolory Barwiące tęczę, Którym kolejne zwycięstwo zawdzięczę! Zawsze dostrajam się do barw flory – W byle biosferze tworzę walory!
    1 punkt
  30. Na rok opon im, Amino po Koran.
    1 punkt
  31. @Marek.zak1 Twoim zdaniem! Tekst o.k
    1 punkt
  32. @violettaŚwietnie, nigdy za dużo ludzi dobrej woli. Czy Twoja filnatropia należała do kategorii światowej czy raczej lokalnej?
    1 punkt
  33. @violetta Tytuł wiersza sugeruje nazwę piosenki z płyty i wnusię. Pozdrawiam! 😎
    1 punkt
  34. @violettaCzy to jest pytanie, czy swierdzenie? @violettaJeśli to jest pytanie to odpowiedź brzmi: nie. Jeśli stwierdzenie to napewno: tak, lecz nie w światowym zasięgu, raczej rodzinnym, w miarę możliwości oczywiście. Pozdrawiam serdecznie!
    1 punkt
  35. Ma tik? A... Lilko rudawa, za wad urok lilaki tam.
    1 punkt
  36. 1 punkt
  37. @Jacek_Suchowicz każdy ma swoje smaki:) Dziękuję i pozdrawiam:) @Adaś Marek bo szarlotka, to całoroczna kotka:) Dziękuję i pozdrawiam:) @andreas wiadomo, że stare odmiany, to stare odmiany:))) Dziękuję i pozdrawiam:) @iwonaroma no jakżeby inaczej:) Dziękuję i pozdrawiam:) @Waldemar_Talar_Talar bo prawda sama się obroni:) Dziękuję i pozdrawiam:) @agfka no tak, bo pamięć sensoryczna jest pojemna:) Dziękuję i pozdrawiam:) @poezja.tanczy Dziękuję i pozdrawiam, a co do kupy, to w przypadku szarlotki nie szedłbym w tym kierunku:)) @Kwiatuszekno taki wyjątek zrobiłem dla niej, bo w zasadzie, to nie moje klimaty:))
    1 punkt
  38. a gdy słowa wyrwą się do tańca walc płonie w palcach
    1 punkt
  39. Brak mi często odgłos9w z bloku. Ale mojego bloku, w którym wszystkie one były mi znane. Pzdr 🌞
    1 punkt
  40. Na Podlasiu mała wioska, Moja młodość tam radosna Upłynęła szybko mi, Piękny czas, szczęśliwe dni. Wrzawa trwała tam od rana, Cała wioska rozbiegana, Każdy coś tam musiał zrobić, Każdy wokół czegoś chodzić. Trzodę trzeba ponakarmiać, Trzeba krowy powyganiać, Koniom trzeba dać obroku, Nie zapomnieć też o drobiu. Dzieci wysłać trza do szkoły, Pozamykać trza stodoły, Chomonta włożyć dla koni, W pole ruszać, bo czas goni. Pomyślałem raz...daj Boże Jeszcze raz zobaczyć może, Me rodzinne dawne strony…. Jadę tedy… jak szalony, By zobaczyć wioskę z rana, Mleka może wypić z dzbana… Aby zobaczyły dzieci, Me rodzinne stare śmieci. Już jesteśmy więc na miejscu, Jedziemy po bruku wiejskim, Oglądamy małe chatki, Przy tych chatkach dzikie kwiatki. Lecz jak światło w oczy kole Dziwna pustka na padole. Nikt nie krząta się w podwórzu, Krów nie widać też na smugu. Gdzie ci ludzie się podziali? Czyżby jeszcze sobie spali? Hej pobudka gospodarze! Wszak już ósma na zegarze! Trzodę trzeba ponakarmiać, Trzeba krowy powyganiać, Koniom trzeba dać obroku, Nie zapomnieć też o drobiu. Dzieci wysłać trza do szkoły, Pozamykać trza stodoły, Chomonta włożyć dla koni, W pole ruszać, bo czas goni. Ot ja głupi, może oni W polu wszyscy, bo czas goni. Żniwa może, sianokosy, I nadążyć z tym nie sposób. Lecz na polach również cisza, Wiatr tam pięknie kładzie żyta. Tak jak morze łan faluje, Pięknem swym hipnotyzuje. Jadę więc do wsi z powrotem, Może ktoś opowie o tem, Co się dzieje tu dziwnego, Co się stało i dlaczego? Chodzę po swej starej ścieżce, Krzyczę, szukam…. bezskutecznie. Jakieś dziwne te podwórka, Nie widać żadnego Burka. Trawą gumna zarośnięte, Wszystkie drzwi są tu zamknięte. Tu nikogo chyba nie ma, Czyżby jakaś epidemia…? Smutno w sercu się zrobiło, Czyżby wszystko przeminęło? Czas tu chyba zrobił swoje, Są tylko….wspomnienia moje. Lecz rozglądam się nie wierząc, Z prawdą smutną się nie godząc. Chcę by wszystko znów ożyło, Tak jak kiedyś się toczyło. Trzodę trzeba ponakarmiać, Trzeba krowy powyganiać, Koniom trzeba dać obroku, Nie zapomnieć też o drobiu. Dzieci wysłać trza do szkoły, Pozamykać trza stodoły, Chomonta włożyć dla koni, W pole ruszać, bo czas goni. Coś skrzypnęło na podwórzu, Krzyczę -hej tam, gospodarzu! Echo mi odpowiedziało..... Powiał wiatr, znów zaskrzypiało. ...To nie ludzie w swym mozole, Wiatr drzwi gania, tam w stodole….
    1 punkt
  41. Tuptusie nade mną już podrosły i z piętra wyżej słyszę głównie ubijanie kotletów... Pozdrawiam.
    1 punkt
  42. Już nie mam tego i tamtego I pewnie to stracę też No i co z tego mój kolego Ty sobie z życia co chcesz Bierz Nie oglądaj się za siebie Za bardzo na boki też Dopókiś młody wierz w siebie I tej wiary pilnie strzeż
    1 punkt
  43. @iwonaroma Pocałunek, tej rozpusty Na znikanie, bo łeb pusty Jest tak jak mówisz Tylko mój komentarz głupi :) M.
    1 punkt
  44. @iwonaroma Bo co cudów, na przestrasza Więcej ludów, czyja pasza Tak to wszystko się mieli :) M.
    1 punkt
  45. tu tuptuś zapewne dzieciak a mi się z jeżem kojarzy łapkami tupie a echo w lesie robaki waży a w bloku jest mnóstwo odgłosów zgrzytów szurnięć i radia po dwudziestej drugiej spokój by śpiącym nie przeszkadzać :)
    1 punkt
  46. 1 punkt
  47. Roman u Lili, i lun 'amor. As, pomyłka na kły mopsa. O, ten dom; i modne to.
    1 punkt
  48. @agfka tak, na szczęście Nie wszystkie piękne wiesze mają szansę zaistnieć w ksiazkach- na nieszczęście.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...