Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 25.10.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
Zwinięte w kłębek szare myśli i szara twarz w lusterku straszy szarych osiągnięć nikt nie liczy w szarej kryjówce chcę się zaszyć banalne słowa tlą szarością szare ubranie aż po szyję rozdarte serce szare płacze i z bezsilności szarej wyje tak pragnę wzlecieć ponad szarość i żyć nadzieją od tej pory że szarość przegra z moją wolą bo moim celem są... kolory7 punktów
-
Zwiędłe marzenia i zasuszony czas w pustej przestrzeni chyba drwią z nas, lecz z przeproszeniem, że to nie drwiny, a najzwyklejsze życiowe kpiny. To bez różnicy, bywa i tak. Na linii życia sznurowy szlak. Przędzie się, przędzie, ciągle się przędzie wszechświata czas i bez różnicy z nami, czy bez nas. Październik 25, 2024 ******************************6 punktów
-
Pewna staruszka z wsi Kaczek, straciła werwę, więc płacze, bo czemu jej - też stara - sunia, wciąż jeszcze może się "niuniać"? Już wiem - ja też się odrobaczę!4 punkty
-
siedzę w fotelu wtulony w siebie nienamalowany kot śpi pod obrazem późny październik drapie w gardle na półce z książkami zaspy zeszłorocznej poezji czytam mniej więcej to samo nachalnie w mętnych godzinach prognoza pogody ulega zmianie4 punkty
-
Mówił raz kowal w stanie Dakota, jak chciał się podkuć Mruczek niecnota. Potem wylał swoje żale, bo od czego są kowale ? A to kłamał koń, okłamał kota.*** Bazyli, wędkarz pod wsią Polaną, nie czekał nigdy gdy koty wstaną. Zawsze łowił wieczorami, ale nie razem z kotami.* O, na ryby… to koty by rano*** Babcia Kamela spod wioski Błota, nigdy nie miała futra i złota. Raz była w mysiej sukience i wzięła kota na ręce… A to Kamela - ale ma kota!*** ---------------------------------------------------------------------------- ***Autorem palindromów w 5 wersie jest pan Tadeusz Morawski.4 punkty
-
Tyle już czasu było mi dane, i tyle win zapomnianych, a ja się ciągle budzę nad ranem i błądzę w mrokach nieznanych. I nie potrafię siebie zrozumieć, i tego, że ciagle błądzę, że mówie kiedy wypada milczeć i mniej kocham niźli sądzę. Ile mi jeszcze zostało dane szans oraz dni na naukę nie wiem, o czyny swoje niemądre jak kruche szkło wciąż się tłukę. A przecież przyjdzie dzień niczym złodziej pęknę jak bańka mydlana, i żadna siła mnie nie poskłada odlecę do domu Pana. A Pan mnie będzie sądził z miłośći nie spyta: jesteś gotowa? Czy będę wówczas dumna i piękna, czy też ze wstydu się schowam? Czasu mi raczej mało zostało, tak jak każdemu na ziemi. Oby nas tylko Bóg miłosierny przyjął z wadami naszymi…4 punkty
-
porą pełną czaru tam gdzie blask Da Vinci rzeźbi tajemne struktury skrzypię piórem po papierze i z powolnym wdziękiem układam formułę szczęścia z czarno-białych kadrów... ...w kredensie babuni czas we śnie pogrążony podobny do okruchów w magiczne runy ułożonych a przy nim laska z drewna kasztanowego zmęczona ciężarem dziadka oparła się o wspomnienia i stoi na straży miłości splecionej pajęczynami tak na wszelki wypadek4 punkty
-
las wychodzi z głowy podczas spaceru z pracusiem dzięciołem co stuka jak w bajce i stoi w blasku wrześniowego słońca tuż po obiedzie czipsach oraz grzybkach tak stoi pewnie nie do przepędzenia świeży rezerwat który dobrze rosły że myślą bobrom pomagam budować tamę i kaczki już puszczam na wodzie a drzewa karnie w szeregu gdy mijam bo jak kukułki jaja sobie robią las mi wyszedł z głowy podczas spaceru bo pewnie wcześniej go zasadziłem3 punkty
-
*** może się uda ? może się nie uda ? a może trzeba ? morze w swej obfitości przyjmie każde twoje chcenie każdy twój ściek czasu tylko mu potrzeba by się uporać a ty dalej będziesz zatruwać zadzierać ? nic nie szkodzi po prawdzie możesz . . . od autora: Utwierdź moje kroki w twoim słowie, niech nie panuje nade mną żadna nieprawość. Psalm 119:1333 punkty
-
a może nie zostawiać? nie ciążyć stopą i nie spadać po każdym kroku w dół musnąć tylko ziemię leciutko tu i tam naprawdę nic nie odciskać bo gdy ziemia cała w odciskach gdzie wzrośnie trawa? więc musnąć tu i tam scałować krople rosy a potem związać ręce opróżnić głowę i porzucić stopy3 punkty
-
Lekarski Mniszku Braciszku (Najmniejszy bracie!) Zerwę cię Twe liście kwiaty W nich miód do herbaty Zjadłem raz twoje liście Smaczne Soczyste I wolę się żywić twymi liśćmi Aniżli Kupować głowę sałaty Tyś lekiem na podłość nawet! Ani cię dobrzy nie spisali na straty Ani źli3 punkty
-
czas nas rozumie ma racje - jest zwieńczeniem tego co było jest będzie on nie jest pustką w nim ciągle coś się dzieje - on nie umiera nigdy nie jest nieporozumieniem tylko prawdą która nie kłamie to cząstka człowieka który z nią przegrywa oraz stopień wtajemniczenia tylko ci co umierają wiedzą o nim więcej czas to tykająca bomba - kiedy wybuchnie tylko ciemność wie3 punkty
-
Pożyczka To jest wszystko pożyczone, Tylko chwilkę w ręku masz, W wielkiej grze nieznaczny pionek, Dwie sekundy, krótki czas. Nie na zawsze dumne żniwa, Tymczasowych dążeń las, Już Atropos nić przerywa, Zapomnienia toczy głaz. Pożyczona moc istnienia, Pożyczony każdy kęs, I nie ważne, jak się mieni, Lecz świadomy chwili sens. Marek Thomanek 21.10.20243 punkty
-
obrazek poznawczy, w samym sercu galerii. taki, na który patrzysz, by dowiedzieć się (bo już nawet nie: upewnić), że istnieje świat. w centrum płótna — pani, całkiem rozskrzydlona, okrywana spieszczeniami (jaśniejący otok, jakim jest otulona, zdaje się szeptać czułe zdrobnienia). nieco poniżej: niwa pełna przerywanych linii (dłoń trzymająca pędzel musiała być rozdygotana i cała w pęknięciach, znaczy — artysta nie śmiał stworzyć żadnej nieprzyzwoitości, namalować choćby włoska, odkrytego grama, boidudek!). mimo pozornej pruderii — to również pejzażyk dzikości. uwodzicielskie barwy buzują w środku (nie wiedzieć czemu przypomina mi się oburzenie dziewczyn na mój żart o sztandze i hantlach do ćwiczeń mięśni Kegla), łagodnie przechodząc od świetlistych złoceń do najgłębszej, nieprzenikalnej czerni. syć wzrok, nie krępuj się, ani nie wyrzucaj sobie, że nie chwytasz od razu wszystkich niuansów. nie trzeba się spieszyć. wykupiłem wszystkie bilety wstępu. galeria — tylko dla nas.3 punkty
-
przyznaję ze wstydem: po wyłowieniu złotego rybsztaka (to takie żelaznowkrętne, ołuskowane żyjstwo, jakiego nie zeżre ni pies, ni wydra) — ego rozrosło mi się do rozmiarów budynku Varso. postawionego na iglicy Pałacu Kultury. zamiast jednożyczeniowo zlikwidować całe zło na Ziemi, postanowiłem własnoręcznie, a raczej własnomyślnie naprawić społeczeństwa, zostać oczyszczającym ludzkość z zamordystów skakunem-superherosem, zyskać umiejętność teleportacji umysłu, wychodzenia ciała i wcielania się w innych ludzi. "wyrywałem się" więc z głowy, wnikałem w psychiki satrapów, przejmowałem je. moje ciało leżało grzecznie na łóżku (zapewne w stanie wegetatywnym, ale nie wiem tego na sto procent), podczas gdy świadomość lokowała się, kompletnie pasożytniczo, pod czaszką jednego czy drugiego watażki trzymającego za pysk którąś z bananowych republik. moment po zagnieżdżeniu rozglądałem się za jakąkolwiek bronią palną (nie będę przecież wypruwać sobie-nie sobie flaków, chlastać żył, czy wyskakiwać oknem!), nie znalazłszy jej na podorędziu nakazywałem podać sobie pistolet. ochroniarze spełniali życzenie bez sekundy ociągania. natychmiast przykładałem lufę do skroni, przeładowywałem — i bum! — glob stawał się wolny od jakiegoś tyrana (nie zaprzątałem sobie myśli tym, że na pewno na jego miejsce przychodził gorszy, wprowadzał bardziej krwawą dyktaturę), a moja świadomość wracała właściwe sobie miejsce, wstawałem z wersalki jakby nigdy nic, lekko oszołomiony i szczęśliwy, że spełniłem dobry uczynek względem braci w człowieczeństwie (z taką emfazą o tym myślałem, serio!). nie pamiętam, ilu autokratów udało mi się wyeliminować, po piątym-szóstym straciłem rachubę. im więcej ich było, tym bardziej dumny się czułem. a pycha, jak wiadomo, kroczy przed upadkiem. i upadło mi się dosyć boleśnie, prosto na szybę nie do przeniknięcia, zostałem uwięziony niczym mucha pomiędzy dwiema ramami starych, drewnianych okien. spodobałaś mi się, kochana, internetowa, poznana na jednym z forów, kumpelo. zmęczony poniewieraniem się po głowach okrutników postanowiłem "wskoczyć" w ciało twojego męża. i kochać się z tobą, udając go. będąc nim, w pewnym sensie. ledwie skoncentrowałem się, by opuścić własny łeb — czar znarowił się, uznał, że tego już za wiele, że "hola hola, to bajka dla dzieci, miałeś być wyłącznie dobry, główny bohaterze, a ty tu wyskakujesz ze szmaciarsko-kutasiarskim prawie gwałtem, oszustwem (sic!) seksualnym, zniewoleniem nieświadomej kobiety?!". i pokarała mnie rybsztakowa magia, zostałem zawieszony przed tobą w, jak to nazywam, "bańce niewidzialności". nie wleciałem pod dekiel kolesia, z którym jesteś związana małżeńskim powrozem. bezumysłowe ciało "mechanika remontującego cywilizację" zapewne kiśnie w jakimś ośrodku, hospicjum, może w klinice Budzik, podczas gdy umysł, jaźń, unosi się przed tobą. przy tobie. stałem się czymś na kształt niestróżującego anioła. nie mogę nic, zwłaszcza: wrócić "do siebie". zamykam bezoczy gdy korzystasz z wucetu, albo kochasz się z tamtym. gapię się nieprzytomnie gdy sobie golisz, rozchylasz. wiję się wtedy niespełniony, niewysłowiony.3 punkty
-
„ Pragnienie spojrzenia “ On nie wie, jak serce drży Gdy spojrzenie błękitne spotykam Złote włosy w słońcu lśnią jak złoto A uśmiech jego rozjaśnia każdy dzień Gdy się śmieje, czas staje w miejscu A świat wokół czarem się wypełnia Lecz nie wie, że pragnę jednego By również w duszę spojrzał mą3 punkty
-
Natury apteka Las pole a na nim Lekarstw Bujna i piękna łąka Dziś podagrycznik Nie męka Pełno zieleni Na rękach Podagryczniku! Ty cenny kwiatku! Brzydszy lecz bardziej praktyczny Bławatku Leczysz leczone Ciało karmione W lecie ziołami (W jesień grzybami) I nawet w zimie letnia apteka W sobie cię mieści choć czas ucieka I znów rozkwitniesz na szczerym polu Aż mnich cię porwie w mury klasztoru2 punkty
-
budzi mnie jasna toń pod powieką tańczy nadzieja że zasłona nieba odsłoni dziś przede mną nowe ścieżki przeznaczenia2 punkty
-
Neuropozytywni lawirantki i lawiranci każdej natury i wszelkiej maści łączmy się choćby aby być (dobrze, dobrze, nie mieć) w ważnej opozycji wobec twardych i bezwględnych a nawet niewyględnych zmów osiłków (tfu tfu). Warszawa – Stegny, 25.10.2024r.2 punkty
-
ramionami dostojnego drzewa chwiejność kroku zatrzymuję, i jasność dnia z gorzkim smakiem czerwonego wina mieszam, dalej gęste zarośla i krwawe pola dzikich maków - ... szumią, ziemia pod księżycem jak step chropowata i sucha, a we mnie cisza zastyga, scalam się z tłem oceanu niby z błękitem rozgrzanego nieba, odlatuję...skrzydeł wątłych nie łamiąc2 punkty
-
Chodziarza, gdy ćwiczył chód pod Międzychodem, wabiły dziewczyny swych bioder obwodem. Pomimo iż nęcił czar ciał, kadrowe pobierać też chciał. Więc brał je zazwyczaj, ot tak, mimochodem.2 punkty
-
słów za nami niewiele znów sami roztrząsamy w swoich głowach od nowa stare sprawy dla świata smutne twarze na szybach maże deszcz i burza zanurza w czerni łez dla nas nadzieja maluje serce i słońce za chmurami2 punkty
-
Jesteśmy do siebie podobne, lubimy przeglądać się w brązach. I w łanach lirycznych wrzosowisk, za myślą ulotną podążać. W spojrzeniu nosimy zadumę, nad światem, w pór drugiej połowie. A kiedy zanadto pochmurne, miękniemy, jak kartka pod słowem. Pragniemy wyzłocić wspomnienia, po wiośnie i lecie zdyszanym. Ja w wierszu skrojonym ze wzruszeń, ty w liściu co spadł rozszeptany. Z tęsknotą patrzymy w obłoki, gdzie ptaki się w drogę szykują. By chciały powracać to trzeba, pozwolić im teraz odfrunąć.2 punkty
-
dzisiaj odchodzę z ulgą westchnęła moja samotność gdy do tej drugiej nie bacząc wcale że to jest nietakt puk puk z niewinną prośbą o cukier o szczyptę soli albo najlepiej bez słów bez wstępów jak umówieni zamieszkaj u mnie lub ja u ciebie przecież bym nigdy się nie ośmielił nie mów nic więcej wiem chcesz osłodzić naszych jesieni zbyt kwaśne grona a ja nabrałam na nie ochoty z wrzosowym miodem będą smakować2 punkty
-
gdzie leżą prawdy jak je odnaleźć w jakich zakamarkach ludzkich tkwią wiem wiem powiecie spójrz za siebie przeszłość wszystko o nich wie i chociaż milczy wyraźnie mówi prawdy to nie tylko piękny sen one nas otaczają czasem wymuszą łzy po których jest nam lepiej2 punkty
-
życie to odwieczna maskarada która przebiera w księcia lub żebraka a czasem w głupca bądź mędrca w zależności od tego jakie jest zapotrzebowanie więc nie narzekajmy że taki czy inny przypadł nam strój tylko w nim z uśmiechem tańczmy2 punkty
-
2 punkty
-
na początku nie glissando z Błękitnej Gershwina zanikająca cisza narastający szum długie ukośne kreski w żółtym świetle latarni i białe nocne motyle tuż na gałęzi w gęstym listowiu para grzywaczy przytulona do siebie liście drzew zmęczone upałem i suszą grają pierwsze skrzypce nagła sekundowa jasność przyćmiła światło lamp dopiero co mezzo piano a już forte pomruki z chmur i falujący szelest rozbudzonej ciemności improwizacja milknie ćmy odfruwają jeszcze tylko lecą świetliki, lecą, lecą... ukośne kreski coraz krótsze orzeźwiający chłód ptactwo zasnęło batuta legła na partyturze 2–5.07.20242 punkty
-
@Sylwester_Lasota Jeden wędkarz (Bug) na łodzi, pośród syren wzbudza podziw. Bo, gdy moczy kija, czy nie boli szyja, pyta wciąż. I… nie odchodzi. wersja II Wędkarz Grzegorz (Szumin) bywa, że wśród syren głupka zgrywa. I... gdy moczy kija, czy nie boli szyja, pyta i... całkiem odpływa.2 punkty
-
2 punkty
-
Aż cztery razy! – tyle źrenica, Ujrzawszy porty, Zechciała przyjąć wianuszek eskorty. Jej z rzadka w tłumie spada kotwica, Dla niej na kursie są jarzmem lica.2 punkty
-
Na hucznym wiecu rzeką proroki: “Przestać seplenić!”, Żeby stan wody kamieniem ocenić. Cóż po tym nawet, żeś orlooki, Jeżeli w studni panują mroki?2 punkty
-
Słyszysz? – Nie słyszysz! Ta cisza głucha, Bezszumne pola. Łączy nas przeto pospolita dola – Kiedy gospodę trawi posucha, Ścichło szczekanie, zastygła mucha. Czerwiec 20242 punkty
-
2 punkty
-
Wędkarz Henio ze Szprotawy łowił płocie, a dla wprawy stawał żonie okoniem, aż mu rzekła tak: O nie! Znajdę leszcza do zabawy.1 punkt
-
Lawir po lazur górą. A może to tylko czcza pisanina? A może na lawetę z tymi słowami nieatrakcjami? Warszawa – Stegny, 25.10.2024r.1 punkt
-
Odwiedziłem szuwary, by napisać scenariusz. Ostrożnie robiłem zdjęcia ptakom. Poskładam je dowolnie. ( Pomoże mi „rysownik”.) Film musi być wiarygodny, żeby przekłamywał pięknie; natchnę go poezją.1 punkt
-
okruchy minionych chwil raczą uśmiechem i łzą są mi bliskie okruchy tego co było do szkatułki i albumu chowam kiedyś je obudzę wrócę do nich przypomnę a potem podziękuję za to że były czymś czego nie żałuję1 punkt
-
świat jest porąbany ma krzywe zakręty nie wstydzi się dziwek w Boga nie wierzy ale to mój świat muszę go szanować nie mogę wyśmiewać bo może w pysk dać świat jest jaki jest trzeba płakać i się śmiać jedyny w kosmosie nie powtarza się jedyny taki gdzie można pluć i kraść wulgaryzmem się cieszyć grzechu się nie bać1 punkt
-
1 punkt
-
@Rafael Marius Racja. Tylko u mnie ten termin lawirantów i lawirantek dotyczy jakby to ująć braci artystycznej. A ta wręcz chyba musi tak robić.. A robi się niespokojnie i już każdy to widzi...1 punkt
-
-Mistrzu, w temacie marzeń, jakie twoje zdanie? -Dla tych, co motywują, mam wielkie uznanie, lecz jest niemało takich, co sensu nie mają i człowieka od świata całkiem odrywają. a żyjąc w mrzonkach traci cały swój dorobek, co do życiowej klęski doprowadzić może.1 punkt
-
@Klip Jak zwykle bardzo dobry. Pozdrawiam. Duży kłopot skoczka. Młody lekkoatleta z Sieradza wielki talent do skakania zdradza, lecz jego organ duży w tych skokach mu nie służy, o poprzeczkę nim ciągle zawadza.1 punkt
-
@Poetry from DAD Kotwica dla źrenicy i jej jarzmo, lica? W twarzy też jest kość jarzmowa, pod oczami. Niegłupie zatem. Pozdrawiam :)1 punkt
-
@Amber O o to też mega ważne. Wiesz gdzieś umieć się jednak orientować, a inf mega dużo i to różnych... @piąteprzezdziesiąte Oj nie miałem zamiaru ciebie do niczego zmuszać... @iwonaroma Możliwe że niniejszym też nie wiedziałem :)1 punkt
-
@Rafael Marius często jesteśmy tak zagonieni, że nie zauważamy tych małych piękności w naszym życiu. Pozdrawiam1 punkt
-
spójrz w lustro naucz się siebie na pamięć nie będziesz błądzić w snach będziesz dniem dziejszym dniem w którym będzie miejsce i dla... razem milej śnić 10.2024 andrew1 punkt
-
1 punkt
-
kremowa rewolucja ptysie i ptifurki bita śmietana opada falami w dół jak na wiosnę chmurki! wirują ramiona galaktyki Drogi Mlecznej i mleko na śniadanie wrze w rondelku co powiesz mój druhu Wróbelku- elemelku? kiedy przyjdzie wiosna?1 punkt
-
Spójrz! Spójrz… Tak wiele razy. Tak w i e l e r a z y… Zegar wybija którąś tam znowu pełną godzinę. Czy ty. Czy ty… Dziwne to wszystko. Dziwne bardzo. Zagmatwane. Czy ty mnie widzisz? Spójrz, ja nie mam oczu. Noc mi je zabrała. Noc. Noc... Te jarzące się piksele pełgające w mroku opuszczonego pokoju. Te mikroskopijne cząsteczki mżącego kurzu. Płynące dostojnie. Idą, przedzierają się przez cementowe spojenia cegieł. Poprzez tynk. Przez beton. Żelbeton… Stal... Popatrz na to wszystko. Na te kołyski pajęczyn, w których usychają ćmy. Które znalazły tutaj swoje spełnienie. Ktoś tu kogoś kochał, wiesz? Teraz walają się tu sterty porzuconych rzeczy. Jakieś foliały w podartych, płóciennych okładkach. Pożółkłe roczniki dawno zapomnianych treści... Chrzęszczące szkło. Pod stopami. Rozbite. Słyszę szepty. Wiesz? Słyszę szepty. Coraz częściej doskwierają mi szeptane słowa. Słyszysz? Słyszysz? Nic nie słyszysz. Albowiem twoje milczenie. Przeogromne jak wszechświat. Ale jednak słyszę. Te oto szepty w gongach stojącego zegara. I coś, co do mnie mówi w natłoku utajonych słów. Coś spoza czasu. W nocy. W obskurnej nocy. W zapachu kurzu i pleśni. W bezwonnej woni uschniętych kwiatów w wazonie. W wazonie pękniętym na wpół. W tym oto wazonie na stole, przy którym stoi odsunięte krzesło. Jakieś takie odrapane i chwiejne. Rozkołysane. Wiesz, nawiedzają mnie fantomy, wskrzeszone przez nie wiadomo co widma... Czy ty mnie słuchasz? Idą powoli, jakby z ograniczoną zdolnością ruchową. Ich oblicza oświetlają takie niebieskawe płomyki bardzo lekkie i nikłe. Idące od spodu. Pełgające w szczelinach podłogowej klepki. Od ziemi… Nie. To tylko zmory. Znikają, kiedy zamykam je powiekami. Zaciskając je mocno, aż do bólu. Siedzę zakopany w stosie papierów, takich niedzisiejszych. Z uchem przy radioodbiorniku, w którym szum miesza się ze szmerem. Z piskliwą chropowatością dalekich sinusoidalnych dźwięków. W mdlącym świetle wiszącej lampy odkurzam pocztówki. Wyblakłe. z życzeniami, na któreś tam święta. Zapisane odręcznie papiery, wystukane na maszynie telegramy. Wycinki z gazet. Pozostałości po ojcu, po matce. Kalendarzyk z podstawką. Tekturowy. Pamiątkowa moneta z zatartym wizerunkiem twarzy. Stary telefon. Czarny. Wiesz, taki ebonitowy z tarczą. Zakurzony. Kurz wniknął do głębi. Ciężka słuchawka z urwanym kablem. (Ja do ciebie mówię. Ach, no tak. Więc, mówię do nikogo. Do siebie samego jedynie) Maszyna do pisania. Fioletowa bibuła. Wyblakłe wnioski, podania... Bibułka z tytoniem po ojcu. W drewnianym pudełku. Nie dopalił do końca. Nie zdążył. Zeszyt z podstawówki ze szlaczkiem, z dziecinnym opowiadaniem o niczym. Świadectwa ze stopniami (próżno tu szukać czerwonego paska) Wiesz? Dobra, nieważne. Mówię do siebie samego. I mówię jakimś podziemnym szeptem, co się wydobywa z moich trzewi. I wydobywa się ze ścian wilgotnych i zimnych. Jakbyśmy byli jednością. Ja i dom mój. W jeden organizm splątani. Poprzez rury żeliwne i ciężkie. Pogłos idzie kaskadą, co rezonuje z powrotem na membranach moich uszu. Kaskadą ziemistą i mroczną, idącą z zakamarków opuszczonych pokoi. W których dopalają się świece. Poustawiane gdziekolwiek: na podłodze, parapetach, krzesłach... W dzienniczku ucznia -- liczne uwagi. Kto był tym uczniem? Ktoś mało aktywny na lekcjach. Z czytanek, z wierszy: dwója. Z pisania: niedostateczny. Pani wychowawczyni wypisała to pięknym, zamaszystym pismem. Takim barokowym. Z licznymi zawijasami osoby mściwej. Takie małe Schadenfreude, że dwója za całokształt. Za krzyki. Za gonitwy na przerwach z samym sobą… I za granie na flecie, na trąbce. Ponoć Miles Davies nie przeszedł do następnej klasy. Bo grał jakoś tak nie po kolei. I jakby od tyłu, mając gdzieś pasaże i gamy. Wolał mroczne speluny. Podziemne bary. Jimmy Hendrix, ech, ten, to już w ogóle... Pani od muzyki dostawała histerii. Wzywała ojca do szkoły. Ojciec walił potem pasem po tyłku… I jakie to ma teraz znaczenie? Rozpadające się od dotyku szczątki. I wszystko jest jakieś mżące. Drgające w dłoniach eterycznym blaskiem. W otwartym szeroko oknie czarny prostokąt kosmosu. Gwiazd dalekich roje. (Włodzimierz Zastawniak, 2024-10-22)1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne