Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 20.03.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. Kosmicznie Chciałbym uciec gdzieś daleko, Dotknąć blasku młodych komet, Nieskończoną stać się rzeką, Pędzić w czasie w każdą stronę. Chciałbym zabrać cię ze sobą, Patrzeć w to, co nieodkryte… Chodź! Odkryjmy się na nowo, Zapomniany wzbudźmy wicher. I zatańczmy, tak jak kiedyś, Pośród mgławic, słońc i planet. Wiem, że ciągle ci zależy, Uczuć przecież nie okłamiesz. Wiem, że marzysz o wszechświecie, Stwórzmy kosmos, tylko dla nas. Nie rozumiem… Dawniej przecież, Wciąż ode mnie tego chciałaś. Pragniesz odejść znów bez słowa? Pustą przestrzeń mi zostawić? Nie rób tego, chodź i zobacz, Tam dla ciebie lśnią Plejady. Świecą światłem wciąż tym samym, Roztaczając piękną łunę, Taką, która przed wiekami, Czasu była wehikułem. W niej zaklęto nasze światy, Chcesz ją zdławić, barwy zmieniać? Nic nie zyskasz przecież na tym, Czemu przy mnie cię już nie ma? Ależ jestem, mój kochany, Zamknij oczy i już zaśnij. Zaraz znowu się spotkamy, We śnie, skarbie, w wyobraźni. ---
    8 punktów
  2. autor ma siwą brodę myśli dość pogodne dla tego kto chłonął — dłonie — dłonie co piszą lecz ciężkie acz nadto by ciszą się parać ciszą wić gniazdo bo dłonie dla sprzętów dłonie z mozołem więc kręgi swe czynią w rzeźbę pokoleń dziadów, Jankieli mizernych strapień w przedmiot sędziwy — poezji czarę autor ma siwą brodę myśli raczej pogodne „Podaj mi rękę. Tylko tyle mamy Ciepła co w sobie jak kubek podamy" Ernest Bryll, *** (Podaj mi rękę…)
    3 punkty
  3. fajnie jest się obudzić ujrzeć znajomy krajobraz udekorowany bliskim którego od nowa kochasz fajnie jest zasypiać mając przed oczami wszystko co było miłe co się dziś wydarzyło fajne jest takie życie które się nie ukrywa ozdobione tylko tymi co łzy i uśmiech cenią
    3 punkty
  4. Jasność zachwyca pachnącym swoim powiewem Tworzy obrazy gorące by dłonie kusić By mocno mnie rozpalić, i olśnić, i wzruszyć Otulić swoim ciepłem, okryć uczuć niebem Tęsknota za Imieniem co barwą swą pieści Opisać mój nim zachwyt wręcz niemożliwością Grzmi w sercu, w umyśle, wymawiane z czułością Potęgi jego piękna ma marność nie pomieści Więc wołaj mnie wartko głosem swoim cudownym Wtedy skrzydła przez przestrzeń uniosą ku tobie Powitam tulipanem i słowem kunsztownym Czułym pocałunkiem w zachwytu osnowie Szarmancki, rycerski w ukłonie porządnym By wyznać wszystko swej drugiej połowie ____ Witajcie ponownie. Wracam po półrocznej przerwie. Przyjemnie znów tu z Wami być
    3 punkty
  5. Dom. Sufit i podłoga. Wielość form pomiędzy. Czasem hałas. Niekiedy cisza - chciana, niechciana, miła i złowroga. Blisko. Daleko. My - nierzadko razem. Dom nasz. Z Bogiem i bez Boga. Żal. Radość. Lament. Jakie szczęście że jest... Do nieba. Do piekła. Do naszych bram. Dom. Droga. Wciąż jest. W nas trwa.
    2 punkty
  6. Gdyby tak światłowody doprowadzały światło byłoby wcale nie najgorzej. A tam zwyczajowo dużo mroku płynie po kablach, co z drugiej strony ma swoje plusy i minusy niczym prąd, bo świat nigdy nie był, nie jest i nie będzie tylko i wyłącznie jasny i nienaprzemienny. Warszawa – Stegny, 19.03.2024r.
    2 punkty
  7. -Mistrzu, w czym widzisz wyższość sztuki nad nauką? -Nauka jest narzędziem, dobre życie – sztuką.
    2 punkty
  8. Powiedz "kochaj'' Czy to tak wiele znaczy? (Tonę w morzu rozpaczy) Gdy błądzę tak po omacku Szukając cię w nocnej mgle Bo zniknęłaś tak szybko W niewyraźnym tle A pocałunek był tylko wspomnieniem I został w sercu chłód (Już nie liczę więcej na żaden cud)
    2 punkty
  9. Oddychamy aż do bólu życiem, żeby nim nasiąknąć, jak sweter w deszczowy dzień, wtedy nie widzimy już nic ponad to, co czujemy i malujemy to: rozciągnięte i zdeformowane, wyblakłe i wzmocnione przez niespokojny umysł. Oto refleksje, wywołane Twoim wierszem.😊
    2 punkty
  10. poruszam się prawie od niechcenia - między chęcią a niechęcią do Ciebie - moje Drogie Powietrze tyle zmian wokół a nic się nie zmienia... sekundy umykają jak puch w babie lato i tylko słodkie chwile sączę jak Chardonnay bez odrobiny tlenu nie przeżyję - to jasne na ogół przedziwnie słabo staram się mieć sensu garść na krótkie zawsze
    1 punkt
  11. Czas płynął. Czas bowiem ma to do siebie, że płynie. Co w praktyce oznacza, iż przemieszcza się naprzód całym swoim awidzialnym istnieniem. I że czyni to od chwili, w której zaistniał. Oznacza to także, iż czyni to wszędzie - bo czy we Wszechświecie znajduje się fizyczna przestrzeń bez czasu? Spoglądając jednak z długiej strony, czy można wykluczyć istnienie takowej? Skoro Bóg - Absolut, Osobowy Wszechświat - jest w stanie uczynić wszystko? Stworzyć wszystko? Zatem taki świat - taki wymiar albo taka przestrzeń - może istnieć. A może dopiero zaistnieje? Za minutę, godzinę? Za tydzień, miesiąc albo rok? Może. Być może tak samo jak to, że Absolut mógł stworzyć czas według innej koncepcji. Chociażby takiej, iż w każdym stuleciu zatrzymywałby się on na rok. W jednym wieku na ten, w kolejnym na inny. Na bezpośrednio następny lub na bezpośrednio uprzedni. Lub jeszcze inaczej: ilość koncepcji możnaby powiększać w askończoność. Koncepcji regularnych i aregularnych. Koncepcji opartych o pewien system i tych, które - by tak rzec - działają losowo. Na przyslowiowe "trafił-chybił" wybierając rok, w którym czas nie płynie. Tym samym chwilę, w której zatrzymuje się on i moment, w którym znów rusza naprzód. Czas bez czasu. Czas płynął. Nasi bohaterowie cieszyli się nim i kreowanymi w jego sferze wydarzeniami. Zwykłymi codziennymi czynnościami. Posiłkami. Polowaniami. Spacerami. Wycieczkami do otaczającej zamek Amazonii. Wzajemnymi uczuciami i przyjaźniami. Kochaniem się ze sobą, tym samym kontaktem ciał i zbliżeniem dusz. I - oczywiście - postępowaniem w Mocy. Duchowym treningiem i nabywanymi w jego trakcie - a więc wskutek tegoż - umiejętnościami. Podróżami po światach i po wymiarach z Jezusem jako przewodnikiem. Radowały ich także odpoczynek, zarówno dzienny, jak i nocny. Wspomnienia ślubów i oczekiwanie na dzieci. Które, jak wiemy, mają to do siebie, że są poczynane lub - ujmując to zagadnienie trochę inaczej - "się poczynają". Rosną. Rodzą się i znów rosną. Albo, spojrzawszy na kwestię z punktu widzenia przemijania, czyli upływu czasu właśnie - starzeją się od momentu poczęcia. Czas płynął. Poczęte dzieci rodziły się stosownie do czasu zaistnienia. Ludzko i wampirzo. Przysparzając rodzicom zajęć oraz, oczywiście, radości i trosk. Jak to dzieci. Przysparzając również, jednak co oczywiste w późniejszym czasie - dumy z sukcesów i z osiągnięć. * * * - Czas płynie - powiedział Jezus do Belli i do Mila, zjawiając się jak to On - raz spodziewanie, a raz bez zapowiedzi. Tym razem zjawił się azapowiedziany. - Nie byłam pewna, jak ci to, ukochany, powiedzieć... - zaczęła Bella z widocznym wahaniem. - Tak jednak sobie ustaliliśmy... Każda podróż ma swój początek, dobiegając zarazem kiedyś - w ustalonym wcześniej momencie - swojego końca. "Tutaj nasze drogi się rozchodzą." * Ale spotkamy się jeszcze - uśmiechnęła się. Smutno na poły, na poły radośnie. - Będę czekała, myślała i tęskniła. Co powiedziawszy, ucałowała go czule. Po czym szybko odwróciła się, aby nie zobaczył łez w jej - anielskich już teraz - oczach. I znikła, zanim zdążył zareagować. - Jak to tak, Mistrzu? - zapytał Mil, walczący z emocjami. - Czy to na pewno tak miało być? Przecież... - Cóż mam ci powiedzieć? - pytająco zaczął odpowiadać Jezus. - Tak, mój padawanie, sobie ustaliliście. Tak zdecydowaliście. Wszystko dzieje się według waszych decyzji. "Wszystko jest tak, jak ma być" ** - jak napisał jeden z twoich ulubionych autorów w jednej z twoich ulubionych powieści. - Tak ma być? - Mil zadał następne pytanie, wciąż pokonując emocje i duchowe rozterki. - Tak właśnie - odrzekł Jezus po stosownej chwili odczekania, czy Jego uczeń zechce coś dodać. - Wszystko zgodnie z waszymi - czyli także twoimi - decyzjami. A to, czego teraz nie rozumiesz, zrozumiesz wkrótce. Bo ona już czeka na ciebie. - Czeka na mnie, Mistrzu? Kto? Gdzie? - Mil zadał kolejne pytania. - Zaraz sam zobaczysz. Chodźmy, a właściwie skaczmy - roześmiał się, widząc spodziewaną przecież minę padawana i biorąc go za dłoń. * * * - Tutaj - wskazał Jezus drzwi, przed które przemieścili się w przestrzeni z wymiaru do wymiaru. Skokiem duchowym i fizycznym jednocześnie. - Wejdź. Otwórz je - pokazał ponownie drzwi - i wejdź. Ona już czeka, powtórzył. - Kto czeka? - teraz Mil.powtórzył pytanie. - I co to za miejsce? - chciał zadać kolejne, ale zmienił zamiar, widząc w umyśle obraz świadczący dobitnie, że już tędy kiedyś przechodził. Że już tu stał, zastanawiając się nad wejściem. - Wchodź - Jezus zachęcił go kolejnym uśmiechem. - I baw się dobrze. Mil nacisnął klamkę szerokich, solidnie wykonanych z jasnego drewna drzwi. Wszedł i postąpił kilka kroków, zdejmując kapelusz. Z wysokiego krzesełka, jednego ze stojących w rzędzie wzdłuż długiej, barowej lady, zsunęła się zgrabna, młodziutka blondynka. I uśmiechnęła się - naturalnie i ujmująco, jak od razu skonstatował - wargami pomalowanymi żywoczerwoną szminką. Wyciągnęła ku niemu dłoń - małą, prawie dziewczęcą. - Cześć - powiedziała melodyjnym, równie naturalnym jak jej uśmiech głosem. - Jestem Gabrysia. KONIEC * To zdanie wypowiedział Obi Wan Kenobi do Luke'a Skywalkera - patrz "Gwiezdne Wojny", Epizod IV, zatytułowany "Nowa Nadzieja". ** To zaś jest cytatem z "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa. Voorhout, 15. Marca 2024.
    1 punkt
  12. 1.Czy tylko w Polsce? zawiść miotała Cześkiem na Woli cieszył się z każdej cudzej niedoli takich samych widział wszędzie a że chciał być na urzędzie więc został szefem zrzeszenia trolli 2.„Wesele” ciut inaczej Wyspiański ujrzał róże na Woli bez ocieplenia choć na pergoli więc mu smutno się zrobiło pod zaborem czy tak miło kto tu wykona taniec chocholi 3.Herbarz polski ponoć się hrabia na Mariensztacie gorzej na herbach znał się niż na skacie choć gdy zgrał się w karty do cna żyła w nim tradycja mocna bo herbatniki maczał w herbacie 4.”Ludzie bezdomni” gryzł się Żeromski widząc w Radości że służba zdrowia wręcz w upadłości mógł zapobiec temu przecie łez by było mniej na świecie tworząc Judymów w większej ilości 5.Prawy mańkut? szlachetnie Zdzichu rozpalił w Hucie wyłącznie ręką u Luśki chucie i to lewą osobliwie tak więc tkwi dziś w głowie dziwie że się zakocha w prawym mańkucie 6.Podwójny Nelson mistrz świata zapaśnik z Radości zakończyć chciał życie z miłości choć problem to stary wziął z nim się za bary w uściskach połamał jej kości 7.Trudny orzech do zgryzienia meblowy stolarz Jan z Białołęki w gotowym stole odkrył trzy sęki rozgryźć problem nie uciecha bo mebelek jest z orzecha szczęśliwie w kinie znów grają „Szczęki” 8.Propozycja nie do odrzucenia gryzła się Mańka czy pod Aninem nie pójść na całość z chętnym Murzynem bo dwa krycia obiecane a to drugie wprost cacane stołowy pokój ciemnym bursztynem 9.Historia prawie kolejowa mieszkał przy torach Kazik z Olszynki dlatego pociąg czuł do kuzynki choć stronili od kolei w jej przedziale się spiknęli wzmacniając słabe więzy rodzinki 10.Chciwością i pracą… bogaty biznesmen z Żerania pyrami opędza śniadania i w głowę zachodzi coś chyba mu szkodzi bo licząc miliony się słania
    1 punkt
  13. - dla Belli i dla A. Nim ją zobaczył, poczuł obecność. Poczuł, że zbliża się. Że nadchodzi. Poprzedzona znaną mu przecież aurą osobistej energii. Chociaż teraz znaną mu tylko częściowo, czego jednak jeszcze nie wiedział. Pojawiła się kilkanaście metrów od miejsca, w którym stał. Tak dobrze znana mu postać. Tak dobrze, a obecnie trochę jakby inna, przyobleczona w delikatne światło. Jakby miękkie, prawie awidoczne w świetle... właśnie: czego? W świetle dnia? Nie był tego pewien; i nie mógł być, nie widząc - jak przedtem wspomniano - Słońca. Prawie awidoczne, jak pomyślał w pierwszej chwili, a jednak dające się zobaczyć, jako kontrastujące z wokołoblaskiem. A może z wszechblaskiem, jak w pewnej chwili - właśnie tej - pomyślał, pytając sam siebie. Bardziej poczuł niż zobaczył, co dokładnie zmieniło się w jej kształtach. Zawsze - odkąd ją znał - miała doskonałą figurę, jakby zwieńczoną prześliczną buzią z pełnymi łagodności oczami i idealnymi wargami. Teraz - dokładnie takie odniósł wrażenie - przenikająca z jej wnętrza jasność uczyniła jej ciało jeszcze doskonalszym. Uczyniła figurę jeszcze bardziej idealną, spojrzenie jeszcze bardziej łagodnym uśmiech zaś - jeszcze bardziej ujmujący. Gdy podeszła bliżej, zobaczył tę inność bardzo wyraźnie. Nie tylko dlatego, że była całkiem naga. Nie tylko dlatego, że przedostający się z niej i promieniujący na zewnątrz blask był tym, co metafizycznie odrożniało ją obecną od niej dawnej. Ale także z powodu skrzydeł, widocznych ponad linią ramion. Ten widok zaskoczył go całkiem. Do tego stopnia, że ledwie zdążyła go przytrzymać, z kolejnym krokiem podszedłszy dokładnie o trzy. - Milu... - wyszeptała na poły zawstydzenie, na poły dumnie. - Jak podobam ci się po zakończeniu przemiany? Nadal mnie chcesz? - Ale... - pomimo zadziwienia pamiętał, o co chciał zapytać. Chociaż teraz mógł być prawie pewien - tak odpowiedzi, jak i miejsca. A właściwie - przestrzeni. - Nadal cię kocham i nadal cię chcę - odpowiedzial. - Ale skoro jesteśmy w bezpośredniej obecności Absolutu, to znaczy, że umarłem. Jak więc?... - zawiesił odpowiedź, wiedząc dokładnie, o co Bella pyta. - To przecież stan i przestrzeń - zaczęła, a słowa pojawiały się w jego umyśle tuż przed tym, nim je wypowiedziała - gdzie możliwe jest wszystko. A jesteśmy tu, chcąc przecież począć aniołkę... Cdn. Gdańsk, 9. Marca 2024
    1 punkt
  14. ja stoję sama ty stoisz sam ja biała dama ty biały pan ja śmierci w oczy spoglądam, hen ty już spojrzałeś odszedłeś w cień nie ma już nocy nie ma już dni białe małżeństwo ja i ty ja stoję sama ty stoisz sam ja biała dama ty biały pan ja stoję rankiem ty stoisz w nocy już niepotrzebny nam nasz lniany koc płótnem żałobnym okryli nas będziemy razem po wieczny czas nie ma już nocy nie ma już dni białe małżeństwo ja i ty
    1 punkt
  15. jutro może nie otworzyć drzwi zostaniemy na zawsze tylko z wczorajszym snem niespełnionym marzeniem myślami zatopionymi w nieskończoności jutro może nie zaczekać nie spóźniajmy się 3.2024 andrew
    1 punkt
  16. ~~ To już kolejną wiosną z pamięcią swą, bezlitosną się zmagam .. Dawniej tańce, hulanki; częste zmiany kochanki - dziś blaga .. Jak tu żyć - więc się pytam; spanko, żłób - no i kwita?! .. ratunku!!! Jestem za eutanazją - to dla starszych okazją obrony wizerunku .. ~~
    1 punkt
  17. rześka fala wiosennego powietrza pierwsze wzruszenie srebrzy czubki traw dziewiczą pościelą gdzie kobiecość nierozerwalnie łączy się z naturą i odmierza porcje życia ulotne smugi rozgrzane złotą źrenicą słońca roztaczają dostojną woń tajemnicy
    1 punkt
  18. pytasz mnie... a ja dłońmi jak szkielet, włosy rozczesuję po siwych końcach się gładzę... po co mi twoje troski i ciągłe o przeszłość pytanie? nie chcę, nie mogę już więcej... na drżące kolana rzucam głowę - szlochając i myśląc że zrozumiesz... milczenie brzmi tak mądrze przecież... o dziś i o jutro pytasz uporczywie rozkładasz nas na czynniki pierwsze a ja nie wiem... nie wiem co odpowiedzieć
    1 punkt
  19. Wieszanie mostu ponad przepaścią To gwałt przeciwko natury prawu - Zbyt gęsto sieci szlaków się jawią Tym, co się godzą z naturą własną. Ona im każe błądzić na pamięć, W potknięciach kroki naprzód sposobić, By pokłonili się instynktowi, Gdy na swej drodze spotkają krawędź. I płacą wtedy za garść nicości Rwącym do tańca krótkim momentem, W dół prostującym wszelkie zakręty. Pospacerujmy jeszcze po moście.
    1 punkt
  20. Niebłyskotliwy był gość z Tirany i towarzysko nieobeznany. Żona dość mając roli niańki, spuściła chłopu cięte bańki. Lubi gdy mąż jest otrzaskany.
    1 punkt
  21. Andy Fishlock, zwany przez kolegów Patyczkiem, wracał z nadmorskiego kurortu, gdy jego niedużą awionetkę pociągnęło coś w dół. Kompas kręcił wskazówką na wszystkie strony: lecieli nisko nad górską krawędzią, później długim, najeżonym ostrzami skał wąwozem, omal nie uderzając w zbocze góry o zarysie foremnego stożka. Za ostatnim wzniesieniem wzlecieli nad płaską równinę, a wówczas igła kompasu wróciła na miejsce i pokazała właściwy kierunek: południowy-wschód, zaznaczony gdzieniegdzie kępami kuflików i jeszcze rzadziej konarami przyschniętych akacji. Nazajutrz Patyczek wysłał w to miejsce geologa zaopatrzonego w magnes o kształcie końskiej podkowy. Do magnesu przylegały grudki ziemi w każdym miejscu na drodze zataczającej szeroki krąg. — Ile tego jest? — zapytał Patyczek po przylocie geologa do bazy. — Cała góra. — Duża? — Gdyby wydobywać sto milionów ton rocznie, to nawet przez stulecie nie wykopiemy wszystkiego. Patyczek wstrzymał oddech. — Żeby jeszcze może było przewidzieć cenę rudy… — Aktualnie pięćdziesiąt dolarów za tonę i zwyżkuje. Przez cały dzień i następny, Patyczek zamknięty w gabinecie wykonywał rachunki. Trzeciego dnia wezwał prawnika w celu sporządzenia aktu zakupu dużego obszaru ziemi. — Jest jeden problem. — Prawnik próbował ostudzić entuzjazm Patyczka. — Ta ziemia to święte miejsce dla czarnuchów. Patyczek nie lubił gdy go zniechęcano przeszkodami. Tupnął nogą i oświadczył zdecydowanym tonem: — Ta ziemia należy do śmiałka, którego stać na poniesienie ryzyka! Tydzień później prawnik i główny księgowy, prowadzeni przez czarnoskórego tropiciela dotarli na święte miejsce. Był wczesny poranek, ale słońce wzeszło żwawo i wypełniło pustkowie gorącym powietrzem, zmuszając mężczyzn o bladej cerze do głębokich oddechów i ocierania potu z opuchniętych twarzy. — Dziadku, ile chcecie za tę górkę? Siedzący naprzeciwko obrzucił ich spojrzeniem, nie wykonując najmniejszego ruchu. Był to przedstawiciel starszyzny, człowiek o ciemno-brązowej, porytej bruzdami twarzy, szerokim nosie i przenikliwych oczach. — Ile? — powtórzył pytanie księgowy, na co starzec potrząsnął zmierzwioną czupryną siwych włosów. — Góra nie na sprzedaż. — Naprawdę? A pomyśleliście, na co wam taka kupa piachu? — Księgowy poruszył czubkiem buta czerwony kamień. — W mieście będziecie mieć chłód i wodę, telewizję i wszelkie wygody. Tutaj tylko skwar i robactwo. — Wykrzywił usta z niesmakiem. Zapytany wstał z ławki i drżącymi rękami położył kopnięty kamień na poprzednie miejsce. — Kamień ma leżeć tutaj, tak samo my, lud Yindjibarndi… — Człowieku, nie gadaj głupot. Oto czek. — Księgowy wyrwał kartkę z wąskiej książeczki. — Więcej nikt nie da, bo to wprawdzie kawał gruntu, ale ziemia nieurodzajna. Starzec słuchał go cierpliwie, lecz słowa nie robiły na nim żadnego wrażenia. — Pokolenia przychodzą, pokolenia odchodzą… Ziemia jest dla wszystkich. — A to jeszcze zobaczymy — rzekł prawnik i na tym zakończono bezowocne pertraktacje. Na wieść o odmowie, Patyczek wpadł przed członkami zarządu w histerię, zasiewając wątpliwości w powodzenie misternie opracowanego planu, gdy szalę sukcesu na korzyść przedsiębiorcy przechylił szczęśliwy zbieg okoliczności: do miasteczka przywędrował kuzyn starca. Jego słowo było równie dobre, co tego, który odrzucił wspaniałomyślną ofertę i wkrótce w biurze Patyczka doszło do historycznej wymiany: sto tysięcy dolarów, czyli równowartość trzyletniej pensji za podpis na dokumencie własności, otwierającym wrota do niewyobrażalnego bogactwa. Odtąd zdarzenia pobiegły w błyskawicznym tempie: podczas gdy mistyczna góra była ogołacana przez buldożery i koparki z trawy i krzewów, kiedy układano tory dla super-ciężkich pociągów z przyszłej kopalni do oddalonego o czterysta kilometrów portu nad oceanem, prawowici właściciele sanktuarium wraz z rodzinami wysiadywali przed parterowymi segmentami na nowo wybudowanym osiedlu. Otrzymali wszystko, co jest potrzebne do życia i co im obiecano, z wyjątkiem jednej rzeczy: połączenia z krainą przodków i przeszłością. Przez pięćdziesiąt tysięcy lat był to ich dom, a zostali potraktowani z wrogością typową wobec przybyszów. Oderwani od tradycyjnych obrzędów, zdezorientowani i rozdrażnieni, nadaremnie szukali sposobu, żeby przeżyć kolejny dzień. Byli ludźmi kontemplującymi każdy moment życia: wody uwięzione w starorzeczach i odbijających światło półksiężyca, ptaki śpiewające miłosną pieśń, kropkowane ślady pustynnych węży, lecz teraz nie było na co patrzeć, bo jak okiem sięgnąć otaczały ich betonowe chodniki i płoty ze stali — takiej samej stali, którą niebawem zaczną wytapiać z ich góry. Patyczkowi było przykro, że sprawy przybrały tak niefortunny obrót. Nie żeby martwił go los rdzennych mieszkańców, lecz nie cierpiał być przedstawiany w negatywnym świetle. — To nieuniknione przy operacjach na taką skalę — pocieszała go przyjaciółka, której mąż również widział ogromne możliwości w eksploracji i górnictwie. — Tak, ale Zieloni oskarżają mnie o grabież cudzego majątku i dewastację środowiska naturalnego. Czemu nie napiszą, że daję pracę tysiącom ludzi? — Zainwestuj część pieniędzy w projekty rządowe, żeby podbudować nadszarpniętą reputację — radziła mu Rita. — Może nawet otrzymasz z tego tytułu ulgę podatkową. Patyczek nic nie odrzekł i patrzył zamyślony na kwiaty wrzosu oplatającego poręcze przy schodach. — Żyjemy tutaj na wyspie skarbów… — westchnął, nie podnosząc głowy. — Pomyśl tylko, jak wspaniałe miasta moglibyśmy wznieść pośrodku pustyni, gdyby nie te czarne moczymordy i anarchiści. Resztę popołudnia spędzili na werandzie, popijając whisky i grając duo: mąż Rity na skrzypcach, Patyczek na mandolinie, jego ulubionym instrumencie. Melodia wsiąkała delikatnie w niczym niezmąconą ciszę i uroczy krajobraz… Uwięzionym w getcie niewiele to pomogło. Tylko krewny przywódcy potrafił znaleźć chwilowo ukojenie: pił alkohol od świtu do utraty świadomości, a kiedy używki zabrakło, wąchał klej, a gdy klej stracił moc, wdychał opary benzyny, a jednak każdego dnia budził go strach w sercu i przez to jeszcze bardziej nienawidził siebie. — Jebać to! — wrzeszczał na całe mieszkanie i okładał pięściami swoją kobietę. Wyrwał umywalkę w łazience i potłukł ją o posadzkę. Kiedy próbowali go uspokoić, złapał za jakiś drąg i pobiegł do pobliskiego sklepu demolować wystawę. Prędko nadjechały trzy radiowozy, z których wypadli gliniarze uzbrojeni w broń palną i tasery. Czarny kamrat skoczył na nich niczym wściekły pies, a policja wolała nie dyskutować — obalili go na ziemię i porazili prądem z trzech paralizatorów jednocześnie, aż jego ciało wyglądało na bezwładne i pozbawione życia, a mimo to nadal aplikowano śmiertelne napięcie i zaciskano dłonie wokół szyi, aż przestał oddychać. Dopiero gdy nadjechała karetka pogotowia, policjanci zostawili na placu nierozpoznawalną postać, która jeszcze przed chwilą była przystojnym młodzieńcem. Zanim ambulans dojechał do szpitala, stwierdzono zgon. Wieść o wypadku szybko obiegła okolicę. Współplemieńcy zabitego wyszli na ulice, a wioskę spustoszyły zamieszki, prowadzące do starć z policją. Wielu wichrzycieli zostało aresztowanych i deportowanych do odległych więzień. Tam nierzadko padali ofiarami przemocy, co w kilku przypadkach doprowadziło do samobójstwa. Następnie miał miejsce pogrzeb. Rytualna ceremonia przyniosła tymczasowy spokój i zjednoczyła Aborygenów w żałobie. Chłopiec został pochowany w kłębach dymu ze spalonych liści na ceglastej, zasobnej ziemi, która rok temu skierowała niepozorny samolot do pamiętnego celu. — Teraz chadza z duchami przeszłości — obwieściła obecnym starsza osoba, stojąca nad grobem. — Wyprowadzi nas wkrótce z niedoli.
    1 punkt
  22. @Leszczym Światłowód to Światło Wód lub światło z wód, można też: Światowid lub Świata Widz - według własnej woli, a zresztą: czym się mamy martwić? Tym, iż nasze bogactwa naturalne są zablokowane i nie możemy ich wydobywać? Nie, nie tym, a tym: aby się udało do końca zrealizować zamówienia wojskowe z Korei Południowej, USA i Wielkiej Brytanii i sprowadzić 100000 amerykańskich żołnierzy - to będzie podstawowe zabezpieczenie, niech sobie inni własne bogactwa naturalne doją i eksportują, pazerność nie popłaca, kiedy już nic nie będą mieli - nie dotkną Polski palcem - będziemy wtedy mieli blisko 600000 żołnierzy (z sojusznikami) i bogactwo naturalne, mamy jeszcze bardzo dużo wód podziemnych - mineralnych, słowem: blisko siedemdziesiąt procent naszych bogactw naturalnych nadaje się na eksport - jesteśmy krajem samowystarczalnym, dokładnie: mamy wszystko - góry, morze, lasy, jeziora, pustynię, wygasłe wulkany w Sudetach, prehistoryczne Góry Świętokrzyskie i doskonale położenie jako szlak handlowy, turystyczny i gospodarczy, prócz: położenia geopolitycznego - wszystkie argumenty są po naszej stronie. Łukasz Jasiński
    1 punkt
  23. @Łukasz Jasiński No ale nie płynie po tych kablach, a szkoda :)
    1 punkt
  24. Pewnego sprzyjającego dnia wygodą obojga dobra prozaiczka i niezły poeta poszli głębiej w tete – a – tete. Padły za nimi słowa, a ścieżynka obrosła w czyny i na kilka chwil przybrała na wadze, idąc w dwuosobową drogę z fragmentami nawet asfaltu. Powstała niejako przy okazji niezła proza i czas urodził niezłe wiersze. Prozaiczka miała przemożny wpływ na poetę. Poeta z kolei udzielił prozaiczce ogrom wsparcia i miał dla niej niejedną radę. Potok przeróżnych zaplecionych w cztery dłonie czynów poszatkowany został zatem przez niejeden tekst i wiadomo również, że oboje lubili pisać do siebie listy, więc w klu sprawy wtrąciła się również ładna i ujmująca epistolografia. Nie zmienia to jednak faktu, że złośliwa klepsydra z odejmującym piaskiem po dłuższym czasie przebywania na którejś z komód, postanowiła ich rozdzielić. Jako że oboje zachwycali gremia swoją niewymuszoną tendencją ku byciu znającymi się na rzeczy skrybami ich rozstanie przemieniło się z czasem w trudny do rozstrzygnięcia spór, w skrócie o tym, które z nich lepiej ten fakt opisze. Zresztą z początku oboje wcale nie mieli pisać na temat jednakże ich zmowę milczenia przełamał sam poeta, ubierając ich rozejście w całkiem subtelny i delikatny wiersz. W dodatku wiersz okazał się nośny, choćby dlatego że zawierał całkiem niezłe przenośnie. Potem dobra prozaiczka wpadła nieco w żal i machnęła niezły fragment prozy - a jakże o ich rozstaniu. Tekst miał powodzenie z uwagi na fakt, że zdania były tam głębokie, rozumiejące i znaczyły. Następnie popłynęli już oboje w zgrabną kobiecą książkę i niesforny męski tomik wierszy. Powstało spore zamieszanie, kto, co, na temat, ale to wcale nie ono stanowiło największą oś sporu. Największy bowiem ból głowy w środowisku literackim i okołoliterackim rozgorzał od z pozoru bardzo niewinnego pytania... Pytanie brzmiało, które z tych dzieł jest bardziej wiarygodne, bardziej godne pochwały lub ewentualnie nagany i które de facto jest bardziej literacko wysublimowane. Krótko mówiąc co jest lepsze – zgrabna kobieca książka, czy niesforny męski tomik wierszy? Prawdę mówiąc niewiele złagodziła ten spór okoliczność, że przecież po rozstaniu prozaiczka i poeta byli sobie w gruncie rzeczy życzliwi. Ktoś zajrzał do zgrabnej kobiecej książki tylko dzięki niesfornemu męskiemu tomikowi wierszy i na odwrót... Warszawa – Stegny, 17.03.2024r.
    1 punkt
  25. wyrzeczenie orzeczenia do rzeczy rzecze rzeka w dorzeczu wydarzenie niedorzeczne przeczenie poprzeczne
    1 punkt
  26. @Leszczym Naturalnym Światłem jest Słońce - daje energię i jest źródłem witaminy - D. Łukasz Jasiński
    1 punkt
  27. na dnie szuflady stygną wiersze niedokończone, niedojedzone kotlety niestety nie wyjdą same nie trafią do nikogo prędzej je coś trafi nic nie mogą zżółkną papiery wyblakną litery czasem szmery poczynią i przeminą żałosne i zapomniane nawet przez wieczne pióro na dnie szuflady jak w grobie z aurą ponurą a przecież mogły być pokochane autorze - skuś się na zmianę sięgnij głęboko przymruż oko na niedoskonałości przepędź słabości i daj im szanse na życie ukrycie niech się schowa do góry głowa! Na dnie szuflady niech kurz pozostanie a każdy wiersz niech co dzień sycącym daniem się stanie.
    1 punkt
  28. Unosząc znad akt oczy stwierdził skromnie świadek; mym życiem rządzi głowa z sercem, a nie zadek.
    1 punkt
  29. @Ewelina Coś z wewnątrz..., tak lubię. Pozdrawiam.
    1 punkt
  30. Spokojnie płynę jak rzeka łagodnie podążam w dal, spoglądasz na mnie z daleka najbliższy - jedyny Pan. Choć sztormy, wiatry i burze ja zawsze bezpiecznie się czuję, bo cała w Twej boskiej naturze modlitwą Cię obejmuję. Spoglądasz wciąż na mnie łagodnie przytulasz do Serca Świętego i chociaż grzechami się dławię wciąż kochasz, nie pytasz: dlaczego ? Ja ufam bez lęku, bez granic bezpiecznie przymierzam to życie, i chociaż mnie mają tu za nic miłością mnie karmisz obficie. Bezpieczna jest droga do Ciebie chociażby świat cały się walił, bo kochać Cię, to jak być w niebie Tyś Sobą każdego ocalił. Więc wdzięczność mi serce unosi bo skrzydła jak orzeł dostałam i o nic nie muszę już prosić na wieki Ci zaufałam.
    1 punkt
  31. @Wędrowiec.1984 zazdrość niepotrzebna. Pan Bóg odpowiada na pragnienie każdego serca, trzeba je tylko otworzyć 🙂
    1 punkt
  32. ...może zanim się przeleje, uda się dodać coś od siebie... :) Pozdrawiam.
    1 punkt
  33. Jedni dorobili kutasa na czole Inni aureolę Nikt nie wetknął kwiatka do lufy Jem dżem Słucham kocham Żrę nienawiść Sram nią jak Budda i Jezus Nie brałem ciężkich narkotyków Przestałem pić alkohol Z używek tylko kawa i tytoń A jakby dość było wrażeń Oddaję mocz i spermę Tam gdzie ich miejsce
    1 punkt
  34. @Klip mam wrażenie, że Tirana cieszy się względami w limerykach. U Ciebie już po raz drugi, u mnie teraz też. Pewien ichtiolog w Tiranie na obiad jadał lasagne gdy były za słone, zawsze winił żonę, za karę karmiła piranie. Pozdrawiam. P.S. wymyślony naprędce.
    1 punkt
  35. @jan_komułzykant Świetne!
    1 punkt
  36. Nie sądzę, że wiedzieć wszystko to właściwa droga; nie sądzę, że wiedzieć oznacza być szczęśliwym, bo nawet jeśli wiemy to i owo, i tak nie będziemy do końca usatysfakcjonowani, nadal będziemy zadawać pytania, więcej pytań, na które nie ma odpowiedzi. Jest w tym wierszu prawda o życiu i to mnie porusza.👍
    1 punkt
  37. @Wiesław J.K. bardzo się cieszę 😊 ja też lubię:) Pozdrawiam słonecznie:)
    1 punkt
  38. @Ewelina Tak lubię i lubię burzę i szumiący delikatnie deszcz.
    1 punkt
  39. @viola arvensis Pamiętam, że kiedyś ktoś mi powiedział, żebym nie pisał do szuflady, ponieważ to kompletnie bez sensu. Miał rację. Wiersze w szufladach są martwe, nie mają czym oddychać, nikt ich najprawdopodobniej nie przeczyta. No, może ktoś przy przeprowadzce, przenosząc biurko.
    1 punkt
  40. To mnie ujęło najbardziej :-) Och, słowa ;-) Pzdr :-)))
    1 punkt
  41. @jan_komułzykant Od Macieja, do Macieja A i tak, zhandlowana nadzieja I się dzieje... fajnie Pozdrawiam miło, M.
    1 punkt
  42. Kiedy już formę pochwalono, To i za treść chwalić należy. Poezja rozumu obroną, Niech się tandeta nie szerzy.
    1 punkt
  43. @Andrzej146 rymy np: a b a b druga strofa identycznie Rozsądek odszedł dziś na bezrobocie 5/6 I łkania dźwięk odbija się echem 4/6 Za każdym mrugnięciem i każdym oddechem 6/6 Zły smak, brud polotem nakrywa się złotym 6/6 Ciąg myśli w korowód się pcha wyuzdany 6/6 Pluje po piętach, ogłasza niniejszym 5/6 Że na nic hamulce, zerwane kajdany 6/6 I każda następna chwila nikczemniejszą 6/6 przepraszam drugie wersy w zasadzie winny mieć identyczną ilość sylab niekoniecznie 6/6 rym przypadkowy wyuzdany - kajdany? Pozdrawiam
    1 punkt
  44. Witaj - kiedyś dawno temu też chowałem wiersze w szufladzie - lecz się odważyłem by ujrzały światło dzienne - nie żałuje tego - niech oddychają - niech cieszą albo nie bo tak to działa - Pzdr.serdecznie.
    1 punkt
  45. Łąki przeżytych lat: wychnięte tataraki, puste kłosy i mak ... wszyscy jesteśmy narkomanami życia. Niby chcemy popełniać samobójstwa, walczyć na wojnach "na śmierć" - niekoniecznie, bardziej "na przeżycie." Z nudy wirujemy w lejach skandali, narzekamy, że nie ma dobra i miłości, wciąż za mało zarabiamy, nie warto się starać ... Piszemy poematy o trumnach, regularnie co kilka dni tracimy z oczu sens życia ... ... Ale! Niech no tylko nas zabiją! Nie, nie! Nie pozwalaj sobie! Mam kredyt do spłacenia, syn za chwilę będzie pisał samogłoski, córka już potrafi siedzieć, chcę zobaczyć Istrię, dostać fundusze na rozwój mentalności rezurekcyjnej w rzeczywistości postpandemicznej, kupić małe pastwisko w Górach Sowich, no i przede wszystkim - jestem bez makijażu, bez spowiedzi i bez sakramentów! Dlatego nie mogę teraz umrzeć. Sumienie to krzesło elektryczne pod słabym, ale stałym napięciem. Bywa, że pulsuje jak rwący ból, przerywa połączenie, miewa braki sygnału Ale to wszystko tylko przez sekundy: całkowitości mojego istnienia, kropli w kosmicznym oceanie ... Pustość! Pustka! Pustota! Spustoszenie! Co do tego nie mam złudzeń. Pełnia! Przeżywam ją bardziej, niż ktokolwiek inny. W białych pokojach, kąpielach z wody kolońskiej i róż, przy świecach o zapachu belgradzkiej czekolady ... Czy to romantyzm?! Młody mężczyzna, który dał mi sporo cielesnej miłości, z determinacją oznajmia, że musi mnie posiąść przez otwór duszy. "Zejdź do Żabki, może mają korkociąg." Idąc do domu liczę latarnie i klomby róż, mijam kościoły, pomijam "dlaczego." Tym razem to nie żarty. To już samobójstwo. Połykam cały listek leku o nazwie Laremid. Zdążyli mnie odratować. Na kolację pożeram własne ciało. W testamencie zostawiam tylko kawałek duszy. I potrzebuję się skupić.
    1 punkt
  46. to jest właśnie cisza którą potocznie zwą wodą na młyn wyobraźni czas w którym wiatr włada oceanem ja ciebie pamiętam znam tylko skąd i to wypełnia moją myśl
    1 punkt
  47. @Somalija Nie musisz. Dla mnie sygnał wystarczająco jasny. Dzięki. @Tectosmith Rozumując w taki sposób trzeba by było mówić, że hitlerowcy byli rycerzami Chrystusa ...
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...