Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 18.03.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. Dom. Sufit i podłoga. Wielość form pomiędzy. Czasem hałas. Niekiedy cisza - chciana, niechciana, miła i złowroga. Blisko. Daleko. My - nierzadko razem. Dom nasz. Z Bogiem i bez Boga. Żal. Radość. Lament. Jakie szczęście że jest... Do nieba. Do piekła. Do naszych bram. Dom. Droga. Wciąż jest. W nas trwa.
    7 punktów
  2. -Mistrzu, w czym widzisz wyższość sztuki nad nauką? -Nauka jest narzędziem, dobre życie – sztuką.
    4 punkty
  3. 1.Egzamin na ornitologię już od dzieciństwa Czesiek z Wrocławia do ptaków wielką miłość przejawia wszak frrr studia koło nosa ściągał wprawdzie lecz z ukosa a mógł zapuścić przecież żurawia 2.Polska cecha narodowa z wrzodem żołądka malarz z Wrocławia wreszcie talentem miasto rozsławia gdy mu wielka cudza chwała trzewia żółcią wprost zalała puścił na płótno cudnego pawia 3.Bratnie dusze wprost się zakochał wędkarz z Wrocławia gdy mu nad Odrą rzekła Oktawia czyż poeta tu nie duma ani płotki ani suma pan tylko z wody szmer fal wyławia 4.Słodki biznes zgorzkniały cukiernik z Wrocławia wypieki wciąż żółcią zaprawia z goryczką łakocie przyniosły mu krocie odbiorcą jest ponoć Mołdawia 5.Nauka odmawiania zawsze się zgadza Ewka z Wrocławia gdy ją do grzechu facet namawia chce choć raz powiedzieć nie więc codziennie wprawia się i przed zaśnięciem pacierz odmawia 6.Bezowocna tresura siadać na zadku pchełkę z Wrocławia chciała nauczyć w cyrku Oktawia choć ćwiczyły przez rok cały to treningi nic nie dały bo i tak wszędzie się usadawia 7.Antypody i wredna żona chcąc życie zmienić z żoną z Wrocławia Piotr do Australii bilet zamawia bo gdzie dół to u nich góra a choć wredna jej natura niech znów tam wszystko na głowie stawia 8.Ta śmierdząca polityka nie metalowe rzeźbiarz z Wrocławia ale kamienne pomniki stawia bo stop miedzi oraz cyny Bóg wie z jakiej to przyczyny wcale nierzadko ktoś odbrązawia 9.Odrzańscy flisacy na pniach sosnowych flisa z Wrocławia siedzi śliczniutka z Greenpeace Oktawia te zerżnięte ciężkie kłody wrzuca w fale siłacz młody ale panienki jakoś nie spławia 10.Plany młodej urbanistki znów urbanistka rajcom Wrocławia wraz z Przemysławem plany przedstawia domy sklepy i fabryki nie powstaną w sposób dziki i sama też się uprzemysławia
    4 punkty
  4. Nie pięta Achillesa, ale serce…
    3 punkty
  5. Skończyła się w nas zmęczona, znużona noc. Skończyło się niedowierzanie, przypuszczenia, nawet namiętność... Cóż jest teraz? Czas, życie, samotność, lęk. Tłamsi nas los, nieoswojony i przepełniony wiarą. Mój Miły, pragnę wręczyć Ci gwiazdę mojego serca; niech lśni na niebie melancholii. Nie, nie uciekaj przed pasją - przekonasz się, ile szczęścia potrafi ofiarować, ile krnąbrnej samotności może odebrać. Kochany, przytul się do mojego oddechu, do serca, do moich marzeń; niech poczuję na policzkach zaniedbane łzy, niech odrodzę się w Twojej duszy. Kocham Cię, choć ta miłość nie zna ani formy, ani treści. Kiedy zagubiłam się w sobie, kiedy utraciłam ostatni podryg skamieniałego powietrza - podałeś mi swoją dłoń, aby wydostać mnie z przepaści cienia, aby pokazać kierunek, w którym bije moje serce. A teraz? Moje sny uciekają przed wiecznością, przed sentymentalną rzeczywistością. Dlatego też wołam Cię... Wzywam Twoje serce, wzywam bezgrzeszne niebo znad głowy. Lubię ciepło Twojego purpurowego spojrzenia, lubię przytulne, lecz tak niebezpiecznie silne ramiona. I tak błogo jest mi w tych objęciach, tak cudnie... Zrzuć z siebie te łańcuchy, odłóż broń - teraz bronią jest nadzieja, paroksyzm szczęścia, spazm wiodący do bram raju. W tym raju zaczeka na nas przeznaczenie; miłość niedokończona niby ostatnie uderzenie serca, niby ostateczny oddech. *** Po więcej zapraszam tutaj: https://the-dark-messiah.blogspot.com/
    3 punkty
  6. Przechodząc koło supermarketu, głaszczę pomnik Boga Żądam od Niego cudów - a nie zapomogi. Pasjami żuję gwiazdy, bo ziemskie żywoty to nudy Konkluzję, że jest mi ''zbyt łatwo'' - przyjmuję z wielkim trudem Zatrzymać się? Jedynie - gdzieś poza atmosferą, gdzie kosmos się otwiera, pewnie ... Jakim cudem?! Oddaj mi moją część świata Wszystkie moje wymysły, pamiętnik z dnia narodzenia, marzenia, które gdzieś prysły... Oddam ci, bardzo proszę - i berło i koronę! Obicie - wspólnie zedrzemy z tronu Bo ''razem być'' ... to iść osobno - w dokładnie tę samą stronę ...
    3 punkty
  7. ja stoję sama ty stoisz sam ja biała dama ty biały pan ja śmierci w oczy spoglądam, hen ty już spojrzałeś odszedłeś w cień nie ma już nocy nie ma już dni białe małżeństwo ja i ty ja stoję sama ty stoisz sam ja biała dama ty biały pan ja stoję rankiem ty stoisz w nocy już niepotrzebny nam nasz lniany koc płótnem żałobnym okryli nas będziemy razem po wieczny czas nie ma już nocy nie ma już dni białe małżeństwo ja i ty
    2 punkty
  8. Andy Fishlock, zwany przez kolegów Patyczkiem, wracał z nadmorskiego kurortu, gdy jego niedużą awionetkę pociągnęło coś w dół. Kompas kręcił wskazówką na wszystkie strony: lecieli nisko nad górską krawędzią, później długim, najeżonym ostrzami skał wąwozem, omal nie uderzając w zbocze góry o zarysie foremnego stożka. Za ostatnim wzniesieniem wzlecieli nad płaską równinę, a wówczas igła kompasu wróciła na miejsce i pokazała właściwy kierunek: południowy-wschód, zaznaczony gdzieniegdzie kępami kuflików i jeszcze rzadziej konarami przyschniętych akacji. Nazajutrz Patyczek wysłał w to miejsce geologa zaopatrzonego w magnes o kształcie końskiej podkowy. Do magnesu przylegały grudki ziemi w każdym miejscu na drodze zataczającej szeroki krąg. — Ile tego jest? — zapytał Patyczek po przylocie geologa do bazy. — Cała góra. — Duża? — Gdyby wydobywać sto milionów ton rocznie, to nawet przez stulecie nie wykopiemy wszystkiego. Patyczek wstrzymał oddech. — Żeby jeszcze może było przewidzieć cenę rudy… — Aktualnie pięćdziesiąt dolarów za tonę i zwyżkuje. Przez cały dzień i następny, Patyczek zamknięty w gabinecie wykonywał rachunki. Trzeciego dnia wezwał prawnika w celu sporządzenia aktu zakupu dużego obszaru ziemi. — Jest jeden problem. — Prawnik próbował ostudzić entuzjazm Patyczka. — Ta ziemia to święte miejsce dla czarnuchów. Patyczek nie lubił gdy go zniechęcano przeszkodami. Tupnął nogą i oświadczył zdecydowanym tonem: — Ta ziemia należy do śmiałka, którego stać na poniesienie ryzyka! Tydzień później prawnik i główny księgowy, prowadzeni przez czarnoskórego tropiciela dotarli na święte miejsce. Był wczesny poranek, ale słońce wzeszło żwawo i wypełniło pustkowie gorącym powietrzem, zmuszając mężczyzn o bladej cerze do głębokich oddechów i ocierania potu z opuchniętych twarzy. — Dziadku, ile chcecie za tę górkę? Siedzący naprzeciwko obrzucił ich spojrzeniem, nie wykonując najmniejszego ruchu. Był to przedstawiciel starszyzny, człowiek o ciemno-brązowej, porytej bruzdami twarzy, szerokim nosie i przenikliwych oczach. — Ile? — powtórzył pytanie księgowy, na co starzec potrząsnął zmierzwioną czupryną siwych włosów. — Góra nie na sprzedaż. — Naprawdę? A pomyśleliście, na co wam taka kupa piachu? — Księgowy poruszył czubkiem buta czerwony kamień. — W mieście będziecie mieć chłód i wodę, telewizję i wszelkie wygody. Tutaj tylko skwar i robactwo. — Wykrzywił usta z niesmakiem. Zapytany wstał z ławki i drżącymi rękami położył kopnięty kamień na poprzednie miejsce. — Kamień ma leżeć tutaj, tak samo my, lud Yindjibarndi… — Człowieku, nie gadaj głupot. Oto czek. — Księgowy wyrwał kartkę z wąskiej książeczki. — Więcej nikt nie da, bo to wprawdzie kawał gruntu, ale ziemia nieurodzajna. Starzec słuchał go cierpliwie, lecz słowa nie robiły na nim żadnego wrażenia. — Pokolenia przychodzą, pokolenia odchodzą… Ziemia jest dla wszystkich. — A to jeszcze zobaczymy — rzekł prawnik i na tym zakończono bezowocne pertraktacje. Na wieść o odmowie, Patyczek wpadł przed członkami zarządu w histerię, zasiewając wątpliwości w powodzenie misternie opracowanego planu, gdy szalę sukcesu na korzyść przedsiębiorcy przechylił szczęśliwy zbieg okoliczności: do miasteczka przywędrował kuzyn starca. Jego słowo było równie dobre, co tego, który odrzucił wspaniałomyślną ofertę i wkrótce w biurze Patyczka doszło do historycznej wymiany: sto tysięcy dolarów, czyli równowartość trzyletniej pensji za podpis na dokumencie własności, otwierającym wrota do niewyobrażalnego bogactwa. Odtąd zdarzenia pobiegły w błyskawicznym tempie: podczas gdy mistyczna góra była ogołacana przez buldożery i koparki z trawy i krzewów, kiedy układano tory dla super-ciężkich pociągów z przyszłej kopalni do oddalonego o czterysta kilometrów portu nad oceanem, prawowici właściciele sanktuarium wraz z rodzinami wysiadywali przed parterowymi segmentami na nowo wybudowanym osiedlu. Otrzymali wszystko, co jest potrzebne do życia i co im obiecano, z wyjątkiem jednej rzeczy: połączenia z krainą przodków i przeszłością. Przez pięćdziesiąt tysięcy lat był to ich dom, a zostali potraktowani z wrogością typową wobec przybyszów. Oderwani od tradycyjnych obrzędów, zdezorientowani i rozdrażnieni, nadaremnie szukali sposobu, żeby przeżyć kolejny dzień. Byli ludźmi kontemplującymi każdy moment życia: wody uwięzione w starorzeczach i odbijających światło półksiężyca, ptaki śpiewające miłosną pieśń, kropkowane ślady pustynnych węży, lecz teraz nie było na co patrzeć, bo jak okiem sięgnąć otaczały ich betonowe chodniki i płoty ze stali — takiej samej stali, którą niebawem zaczną wytapiać z ich góry. Patyczkowi było przykro, że sprawy przybrały tak niefortunny obrót. Nie żeby martwił go los rdzennych mieszkańców, lecz nie cierpiał być przedstawiany w negatywnym świetle. — To nieuniknione przy operacjach na taką skalę — pocieszała go przyjaciółka, której mąż również widział ogromne możliwości w eksploracji i górnictwie. — Tak, ale Zieloni oskarżają mnie o grabież cudzego majątku i dewastację środowiska naturalnego. Czemu nie napiszą, że daję pracę tysiącom ludzi? — Zainwestuj część pieniędzy w projekty rządowe, żeby podbudować nadszarpniętą reputację — radziła mu Rita. — Może nawet otrzymasz z tego tytułu ulgę podatkową. Patyczek nic nie odrzekł i patrzył zamyślony na kwiaty wrzosu oplatającego poręcze przy schodach. — Żyjemy tutaj na wyspie skarbów… — westchnął, nie podnosząc głowy. — Pomyśl tylko, jak wspaniałe miasta moglibyśmy wznieść pośrodku pustyni, gdyby nie te czarne moczymordy i anarchiści. Resztę popołudnia spędzili na werandzie, popijając whisky i grając duo: mąż Rity na skrzypcach, Patyczek na mandolinie, jego ulubionym instrumencie. Melodia wsiąkała delikatnie w niczym niezmąconą ciszę i uroczy krajobraz… Uwięzionym w getcie niewiele to pomogło. Tylko krewny przywódcy potrafił znaleźć chwilowo ukojenie: pił alkohol od świtu do utraty świadomości, a kiedy używki zabrakło, wąchał klej, a gdy klej stracił moc, wdychał opary benzyny, a jednak każdego dnia budził go strach w sercu i przez to jeszcze bardziej nienawidził siebie. — Jebać to! — wrzeszczał na całe mieszkanie i okładał pięściami swoją kobietę. Wyrwał umywalkę w łazience i potłukł ją o posadzkę. Kiedy próbowali go uspokoić, złapał za jakiś drąg i pobiegł do pobliskiego sklepu demolować wystawę. Prędko nadjechały trzy radiowozy, z których wypadli gliniarze uzbrojeni w broń palną i tasery. Czarny kamrat skoczył na nich niczym wściekły pies, a policja wolała nie dyskutować — obalili go na ziemię i porazili prądem z trzech paralizatorów jednocześnie, aż jego ciało wyglądało na bezwładne i pozbawione życia, a mimo to nadal aplikowano śmiertelne napięcie i zaciskano dłonie wokół szyi, aż przestał oddychać. Dopiero gdy nadjechała karetka pogotowia, policjanci zostawili na placu nierozpoznawalną postać, która jeszcze przed chwilą była przystojnym młodzieńcem. Zanim ambulans dojechał do szpitala, stwierdzono zgon. Wieść o wypadku szybko obiegła okolicę. Współplemieńcy zabitego wyszli na ulice, a wioskę spustoszyły zamieszki, prowadzące do starć z policją. Wielu wichrzycieli zostało aresztowanych i deportowanych do odległych więzień. Tam nierzadko padali ofiarami przemocy, co w kilku przypadkach doprowadziło do samobójstwa. Następnie miał miejsce pogrzeb. Rytualna ceremonia przyniosła tymczasowy spokój i zjednoczyła Aborygenów w żałobie. Chłopiec został pochowany w kłębach dymu ze spalonych liści na ceglastej, zasobnej ziemi, która rok temu skierowała niepozorny samolot do pamiętnego celu. — Teraz chadza z duchami przeszłości — obwieściła obecnym starsza osoba, stojąca nad grobem. — Wyprowadzi nas wkrótce z niedoli.
    2 punkty
  9. Pewnego sprzyjającego dnia wygodą obojga dobra prozaiczka i niezły poeta poszli głębiej w tete – a – tete. Padły za nimi słowa, a ścieżynka obrosła w czyny i na kilka chwil przybrała na wadze, idąc w dwuosobową drogę z fragmentami nawet asfaltu. Powstała niejako przy okazji niezła proza i czas urodził niezłe wiersze. Prozaiczka miała przemożny wpływ na poetę. Poeta z kolei udzielił prozaiczce ogrom wsparcia i miał dla niej niejedną radę. Potok przeróżnych zaplecionych w cztery dłonie czynów poszatkowany został zatem przez niejeden tekst i wiadomo również, że oboje lubili pisać do siebie listy, więc w klu sprawy wtrąciła się również ładna i ujmująca epistolografia. Nie zmienia to jednak faktu, że złośliwa klepsydra z odejmującym piaskiem po dłuższym czasie przebywania na którejś z komód, postanowiła ich rozdzielić. Jako że oboje zachwycali gremia swoją niewymuszoną tendencją ku byciu znającymi się na rzeczy skrybami ich rozstanie przemieniło się z czasem w trudny do rozstrzygnięcia spór, w skrócie o tym, które z nich lepiej ten fakt opisze. Zresztą z początku oboje wcale nie mieli pisać na temat jednakże ich zmowę milczenia przełamał sam poeta, ubierając ich rozejście w całkiem subtelny i delikatny wiersz. W dodatku wiersz okazał się nośny, choćby dlatego że zawierał całkiem niezłe przenośnie. Potem dobra prozaiczka wpadła nieco w żal i machnęła niezły fragment prozy - a jakże o ich rozstaniu. Tekst miał powodzenie z uwagi na fakt, że zdania były tam głębokie, rozumiejące i znaczyły. Następnie popłynęli już oboje w zgrabną kobiecą książkę i niesforny męski tomik wierszy. Powstało spore zamieszanie, kto, co, na temat, ale to wcale nie ono stanowiło największą oś sporu. Największy bowiem ból głowy w środowisku literackim i okołoliterackim rozgorzał od z pozoru bardzo niewinnego pytania... Pytanie brzmiało, które z tych dzieł jest bardziej wiarygodne, bardziej godne pochwały lub ewentualnie nagany i które de facto jest bardziej literacko wysublimowane. Krótko mówiąc co jest lepsze – zgrabna kobieca książka, czy niesforny męski tomik wierszy? Prawdę mówiąc niewiele złagodziła ten spór okoliczność, że przecież po rozstaniu prozaiczka i poeta byli sobie w gruncie rzeczy życzliwi. Ktoś zajrzał do zgrabnej kobiecej książki tylko dzięki niesfornemu męskiemu tomikowi wierszy i na odwrót... Warszawa – Stegny, 17.03.2024r.
    2 punkty
  10. inne światy żyjemy w różnych światach szczęśliwie równoległych można się więc spotkać nawet nie zabiegając o to tak było ostatnio wracałaś z szóstego wymiaru tuż obok mojej ścieżki uśmiechy uległy synchronizacji połączone pasma powiodły w rejony urojone nie byłaś w moich myślach spotkanie mimo to się odbyło połączyła sieć 3.2024 andrew
    2 punkty
  11. ~~ wizyta mewy na parapecie okna - pora przedwiośnia ... (..) bladozielone muśnięcia kolorów przedwiośnia, wyrastających z zimowej szarości roślinek, niesie z sobą dla reszty przyrody podnietę, by siłą witalności zachwycić świat cały (..) ~~
    2 punkty
  12. między nami cisza a na zewnątrz harmider... lepki kurz ponad ziemią w myślach brud - minionych zdarzeń
    2 punkty
  13. Rumcajs kochał Hankę i synka Cypiska a ja lubię Dorotkę na procent prawie trzysta srebrzyste szlaki Drogi Mlecznej wiodą do rajskich planet czy w obłoku Oorta znajdę zapomnienie? Charon i Hades coraz bliżej więc kładę obola pod język dwa serduszka jak Phobos i Dejmos wirują nad czerwoną planetą myślę więc jestem... a jakże wiosennym poetą !
    2 punkty
  14. moje ciało nie świętość a jednak świątynia - dla ciebie każda linia zagięta każda rysa i gładkość każdy spełniony dźwięk... gdy rozkwitam w tobie ciężar trosk tkwi płytko w pobliżu cienkiej powłoki skroni moje ciało wciąż jak pomnik - wewnętrz bogactwo ocean wspomnień wspólnych doświadczeń rzeka i czas który naszą młodość trwoni
    1 punkt
  15. Drogi Czytelniku. Powieść, którą oddaję do Twoich rąk, jest zapisem podróży jej Autora. Podróży fizycznej, intelektualnej - i przede wszystkim duchowej. Jest zaproszeniem do miejsc, które odwiedziłem. Zachętą do przeczytania powieści, które cytuję; do posłuchania piosenek, które przytaczam i do obejrzenia filmów, które wspominam - rzecz jasna celowo. Stanowi też - co najbardziej istotne - propozycję podjęcia własnych duchowych poszukiwań. Poszukiwań azależnych od jakiejkolwiek religii, chociaż mogą one stanowić przestrzeń, z której wyruszamy. Świat bowiem duchowy jest uprzedni do materialnego. Istniejącego, ponieważ NadIstota - Wszechświat, Osobowy Absolut czy też Pierwsze Ja - wykreowała wspomniany wcześniej świat duchowy, który nasz materialny świat - a właściwie światy - odzwierciedlają. Zwracam się więc do Ciebie słowami jednego z moich Mistrzów - Michaiła Bułhakowa - "(...) Za mną, Czytelniku! (...)". "Tam (...), tylko tam! (...)" - jak powiedział Woland, diabeł przecież bardzo ludzki - z zachętą do świadomego podjęcia własnej duchowej drogi. Do kroczenia Ścieżką Światła ku Wyższej Świadomości. Gdy wkroczysz na nią, nie będziesz chciał zawrócić. Wiele rozdziałów napisałem z myślą o Belli - towarzyszce z dwóch wcieleń z Przeszłości, i z myślą o Siostrze; osobach obecnie żyjących. Jednak, ku być może Twojemu, Czytelniku, zaskoczeniu - powieść tę dedykuję Gabrysi. Cóż: Osobowy Wszechświat potrafi nas zaskakiwać. Także osobami, które nam podsuwa. I miejscami lub przestrzeniami, w których je poznajemy. Jej spotkanie stanowi dla mnie jedno z potwierdzeń słów Mistrza Nad Mistrzami: "Zobaczysz jeszcze więcej, niż to". Zobaczysz i poczujesz. Jeśli zechcesz. Wszystkiego pozytywnego Michał Bojar "(...) Pamiętajcie wy o mnie co sił, co sił - choć przemknąłem przed wami jak cień. (...) Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień." Jacek Kaczmarski, "Epitafium dla W.W." Voorhout, 17. Marca 2024
    1 punkt
  16. Pięciolatek, przedszkolak z Załomu krętki blade raz przyniósł do domu, wenerolog jego dziadek, by uniknąć dalszych wpadek. nakazał używanie kondomów. Załom – wieś w gm. Goleniów Facetowi z wioski pod Czytą, a że był on również kobitą, z panną co męskość też miała, reprodukcja się udała, dziecko jest bihermafrodytą. Czyta –miasto w Rosji.
    1 punkt
  17. Wszystko potrafię! I wszystko mogę! Każdą mam zdolność, prócz... kredytowej.
    1 punkt
  18. znowu nieprzespana noc uderzam w piano jak opętana tylko przez chwilę uderzam w pianino opuszkami palców koty szaleją, miauczą krzykliwie kotki miauczą melodycznie i rytmicznie już smutek nigdy mnie nie zostawi, już smutek nigdy mnie nie uśpi na wieczność bo ono jest...odwiecznie współistniejące zjem chleb w nocy spróbuję zasnąć moje sny są coraz.. silniejsze jawa zblizająca się z sekundy na sekundę kołysze biodrami idąc w moją stronę idzie uśmiechając się... plącze swe długie włosy w powiewach wiatru idąc nago i boso, woła! niemymi ustami melodie zagubionej miłości jakiejś syreny wydobywa echo ukryte w jaskini serc...
    1 punkt
  19. nie warto żyć byle jak lepiej doceniać co jest tęcze góry zaćmienie rechot żab ćwierkanie nie warto żyć boleśnie smucić kuleć płakać lepiej się uśmiechać cieszyć tym co dzień da bo jutro może być inne nie tak wesołe - ciemne może zerwać się wiatr który je popsuje lepiej cieszyć się tym czym życie w danej chwili nasze zmysły uraczy np. wschód lub zachód które nigdy nie nudzą są zawsze inne - mimo że do siebie bliźniaczo podobne
    1 punkt
  20. poezja przenika przestrzeń... ktoś paznokciami wydłubał na ceglanym murze ...w zaciemnionych ogrodach bazar naszych osobliwości w prawej dłoni trzymam pistolet z ostatnim nabojem na nieszczęście na ulgę i na koniec a lewą dłoń włożyłem w postrzępioną sukienkę i wskrzeszam z nocy przestrzeń do zaistnienia
    1 punkt
  21. Cós to, cós to za placusek, Spytał mały Tadeusek. Cyz to socek wysoncony z pomidola? Nie... To nas tatuś ukochany, Pzes tlamwajek psejechany.
    1 punkt
  22. Urodziłam się... - Nie! - bo przecież to matka mnie urodziła. I nic tu moją zasługą, że żyję. Jak ptak, grzyb, pleśń, wesz, ameba. Jaki sens ma to, że jestem, skoro nic sensownego nie stworzę? Ameryki dawno odkryte, moje myśli... ech, uchowaj Boże! Po cóż więc wdycham powietrze, którego ciągle za mało, i zajmuję na Ziemi miejsce bardziej niebieskiemu ciału? Żyję. I muszę przeżyć do czasu, aż śmierć nadejdzie. Czy jestem, czy może mnie nie ma - bez znaczenia. Dla świata, dla ciebie. 02.04.2022
    1 punkt
  23. hałas - czasami bywa, że często ale zawsze mija cisza jest zawsze wtedy gdy jest cicho a kiedy trwa hałas czeka cierpliwie w tle aż się hałas wywrzeszczy
    1 punkt
  24. O, miło że się w tym punkcie zgadzamy :) A co do rozmnożenia bytów - no trudno, zdarzają się trolle i "rozszczepieńcy", chociaż (mam na myśli ten portal), Admin próbuje z takimi walczyć. A tak prywatnie, z mojego punktu widzenia - jestem na tym portalu 7 lat (niedawno stuknęła mi rocznica) cały czas pod tym samym nickiem, zdarzyło mi się też wydać parę wierszyków pod imieniem, nazwiskiem i zdjęciem (wewnątrz książki, ale chyba się liczy :)). Znam też wiele osób, które piszą tu pod pseudonimami, ale ich twarze i nazwiska są mi znane :) Czyli -innymi słowy - ta społeczność ma raczej silne charakterki :) A co do emotek - mnie zbytnio nie wadzą, o ile się ich nie używa w nadmiarze. Lubię np., dać ludziom do zrozumienia, że żartuję :) Ale jeśli ktoś wstawia od góry do dołu choineczki, piłeczki, gwiazdeczki itp. nie formułując przy tym wypowiedzi tekstowej to faktycznie, wtedy zastanawiam się, po co ja się pisać i czytać uczyłam ;))) Pozdrawiam, dziękuję, miłego również :) Deo
    1 punkt
  25. I zobacz. Umarł Ernest Bryll.
    1 punkt
  26. a życie wciąż kołem się toczy we dwoje zapewne jest raźniej z czułością zaglądasz w te oczy czasami ze złością wrzaśniesz a Boga odrzucasz niekiedy lecz On jest a stale przy tobie bez szwanku pomoże wyjść z biedy bo dobroć niezmierną ma w Sobie :)
    1 punkt
  27. @Leszczym bardzo się cieszę, że to co piszę przypada Ci do gustu. Ja mogę powiedzieć to samo o Twoich tekstach:) To zawsze miłe mieć odbiorców:))
    1 punkt
  28. @Leszczym Wybitni naukowcy są artystami w swoim zawodzie, bo ten artyzm to zdolności premium, czyli szczególny dar od Boga.
    1 punkt
  29. Anioł nie ma zapiętych skrzydeł, a diabeł przytwierdzonych rogów.
    1 punkt
  30. spuszczone ze smyczy iluzje żywią i bronią och łap 13.03.2022
    1 punkt
  31. @iwonaroma Pytanie - kto kogo zmoże ;))
    1 punkt
  32. kropla mądrości czasem może powstrzymać falę głupoty niestety kroplę mądrości ciężko dostrzec w morzu głupoty
    1 punkt
  33. Szczęście? - zależy od tego, w jakim przeglądasz je lustrze ...
    1 punkt
  34. Prośba Zerwij ze mną zanim oplotę Cię lepką siecią pożądania utkaną z deficytu matczynej miłości. Pozbądź się mnie zanim zacisnę na szyi szkarłatny sznur zazdrości spleciony ze wszystkich zdrad mojego ojca. Zapomnij o mnie zanim zalęgnę się w Tobie na dobre miłością chorą, gwałtowną, zaborczą. Zrób to zanim wygłodniałe demony przeszłości zatańczą nad naszą przyszłością.
    1 punkt
  35. @Łukasz Jasiński Dziękuję za wyjaśnienie :) A co do reszty to... zwroty per Ty są akceptowane przez netykietę, więc nie wydaje mi się jakieś wielce chamskie. Na ulicy się tak do ludzi nie mówi, wiadomo, ale sieć, a zwłaszcza fora internetowe to jednak trochę inne struktury, na których ludzie się zbliżają do siebie, ale jednocześnie pozostają wolnymi jednostkami, trochę tak jak w wolnomiłościowych klanach Hipisów :) W kwestii danych osobowych i facjaty mam jednak nieco inne zdanie. Od dawna literaci pisali pod pseudonimami, nie każdy ma ochotę zostać zidentyfikowany bez problemu przez przypadkowe osoby przeglądające forum, więc dlaczego miałby się ujawniać? Ludzie wstawiają tu różne teksty, czasami obawiają się przy tym konsekwencji z zewnątrz, bywały przecież sytuacje, gdzie ktoś (pod swoim imieniem i nazwiskiem) opublikował w sieci swoje rozważania na jakiś temat, często nikogo nie obrażając i stracił pracę. Oczywiście ze strony pracodawcy takie zachowanie to zamach na wolność słowa, ale takie sytuacje się jednak dzieją, i można z dnia na dzień zostać z niczym. Co do wizerunku zaś, to również nie jest moim zdaniem równoznaczne z brakiem kultury, zwłaszcza że żyjemy w czasach, w których niektórzy pozwalają sobie (bezprawnie oczywiście) na wykorzystanie czyjegoś wizerunku, nie dziwię się więc, iż wiele osób swoich zdjęć nie upublicznia. A poza tym, ja na przykład nie lubię zbytnio na siebie patrzeć, mam lustro w domu, w pracy, czasami nawet w torbie :) Co do poprawnej polszczyzny się natomiast zgodzę - sama nie lubię niechlujstwa językowego, ale trzeba mieć na uwadze, że ludzie błędy popełniają najczęściej nieświadomie, czasami nowoczesna technologia płata figle, a i niekiedy nie mają możliwości naniesienia poprawek. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz Deo @staszeko Ale chociaż jestem szczera! :D Jak zwykle, wszędzie tylko te znajomości :))) W sumie to jest przykre i niesprawiedliwe. Dziękuję za komentarz i obecność :))) Deo
    1 punkt
  36. Witam - jestem na tak - Pzdr. serdecznie.
    1 punkt
  37. "Powiadali, że wyszedł wprost z fal Północnego Morza i że zrodził go ich lodowaty, wściekły bezmiar, a powiła zapłodniona przez morze topielica. Powiadali, że wyszedł z Pustkowi Trwogi, gdzie powstał jako płód czyichś nieczystych myśli, inny niż pozostałe Cienie. Inny, bo we wszystkim podobny do człowieka. Mówili, że był synem Hinda, boga wojów, spłodzonym ze śmiertelną kobietą podczas jednej z wędrówek boga pod postacią włóczęgi po świecie. Mówili, że zrodził go piorun, który zabił stojącą na wydmach Sikranę Słony Wiatr, córkę wielkiego żeglarza Stiginga Krzyczącego Topora. Stała samotnie podczas burzy na klifie, wypatrując na horyzoncie żagli statku swojego ukochanego. Martwa, powiła płomienie i wojownika. Mówili, że pojawił się wprost z nocy, jadąc na wielkim jak smok koniu, z jastrzębiem siedzącym na ramieniu i wilkiem biegnącym obok. Mówili różne bzdury. Było całkiem inaczej. Prawda jest taka, że wypluły go gwiazdy. "
    1 punkt
  38. @Łukasz Jasiński O Warszawie mam ponad 160 limeryków. W Warszawie studiowałem na AWF-ie sto lat temu; a jestem rodem z Torunia, lecz mieszkam już kilka dekad w Częstochowie.
    1 punkt
  39. „Małżeństwo to samotność we dwoje” — przyszło mi na myśl po przeczytaniu tego oryginalnego wiersza.😊
    1 punkt
  40. @Ewelina Tak, to nie to. U Ciebie jest coś takiego co naprawdę cenię, że ciągle jest u Cb jakiś smaczek. Że w pewien szczery sposób wnikasz w swoje realia i wyłapujesz jakąś bardzo interesującą myśl... i robisz to w sposób czytelny i nie przesadnie zawaluowany ;)) Jeśli miałbym podsumowywać, a trochę lubię tak robić, to jest jakieś duże co płynie z Twojej poezji ;))
    1 punkt
  41. leżę odkryta jak czysta karta której gładzisz powierzchnię nic już nie powiem bo na nic zdadzą się słowa choćbym chciała coś rzec nie mogę to zbyt głębokie i poważne by niebu to obnażyć okrajam kolejne perswazje nie chcąc już niczego niczego nie pragnąc o niczym nie myśląc jedynie zdaję się na ingerencję dotyku w przestworza mojej neszamy operacja na otwartym sercu nic już nie powiem tylko leżę odkryta mając na sobie jedynie Twoje spojrzenie Klaudia Gasztold
    1 punkt
  42. Chyba wielu odczuwa to samo: piszemy przede wszystkim dla siebie. A idea doskonałości jest przewrotna, gdyż właśnie dzięki rozmaitym niedociągnięciom i ułomnościom jesteśmy jedyni, niepowtarzalni. Krótki wiersz, za to wielce wymowny. 😊
    1 punkt
  43. Dobre, bo to trochę jak z pijakiem :) czasem się upija a nawet gdy często na drugi dzień mumija cicho wielkie wtedy jakby Tur Now sprzyjał i choć kac choć chryja już w powietrzu czyjaś dobra rączka piwko da mu albo w ryja. Pozdrawiam.
    1 punkt
  44. a od kamienia jest tylko rzut i słowo zamienione w pięść ułamki sekund dzielimy na nowo wulgaryzmy unieważniamy po drugiej stronie w maślanej przestrzeni trójkolorowe ptaki malują niebo zachodzi nieistniejące dziś słońce wiatr rozrywa pejzaż trójmiasta
    1 punkt
  45. To nic że umarł kolejny dzień Że serce pękło jak balonik (Robiąc dużo hałasu a potem ciszy) To nic że słońce wychodzi zza chmur Dopiero pod koniec dnia I nastaje ten jakby późny świt I że po prostu lepiej dla nas późno Niż wcale
    1 punkt
  46. trzeba zamieszać, by rozpuścił się cukier.
    1 punkt
  47. Już strzelano w imię pokoju Palono w imię Boga Stawiano piramidy dla wieczności I słowa jak bicz Zamieniały miłość w nienawiść Kopano bezimienne groby Ręce brały ślub z kajdanami Kolumne trupòw szły w niepamięć Zapomniane przez Aniołòw. I tak Fortuna kołem się toczy.
    1 punkt
  48. @Radosław .. gdy przyjrzeć się twórczości.. @Wędrowiec.1984 ... to tych naj.. uzbiera się cały koszyczek.
    1 punkt
  49. Wszystkie krufki i kocorki w porne i upolne ftorki opalają się na asfalt, żeby f skurę słońce zassać. Gdy już porność ich porazi, gdy już kolczyk w zęby włazi, gdy już udar tuż przy ziemi, wtedy w pochwę sunie penis. Tak mijają wakacyje młódzi szkolnej i niczyjej, bez opieki, bez kochania, wśród wilgoci rozbierania. Pozdrawiam. ;-)
    1 punkt
  50. „Wyglądam jak antyk” stwierdziłam przyglądając się swojemu odbicu, w oknie średniowiecznej kamienicy. Na zabłoconym szkle moja i tak brzydka twarz wyglądała znacznie gorzej niż w rzeczywistości. Czarne smugi przypominały rozmazany tusz do rzęs, a krople deszczu były niczym łzy. Dotknęłam ciepłego policzka i poczułam, że to nie deszcz spływa po szybie, a łzy sączą się z moich oczu. Kiedyś ktoś powiedział że oczy są oknami wnętrza człowieka, teraz muszę z przykrością stwierdzić, że to prawda. Kiedy szef wywalał mnie z roboty, patrzył na mnie jak wilk na owcę. Poniżenie, smutek, bezradność, ale także gniew targały moim wnętrzem. „Kicuś, mruczuś- idiota” nasunęło mi się wtedy na język. To chyba nie przypadek, że w mojej torbie, gdzieś miedzy chusteczkami higienicznymi „odpoczywał” tomik poezji Andrzeja Bursy (myśli i słowa tego poety są zawsze w mojej główce). Teraz kiedy nie jestem już pracownikiem firmy „ Blum” mogę zdradzić, że ten tomik był mi szczególnie przydatny w godzinach pracy. Fakt, może i jestem podobna do leniwców z lasów równikowych, ale poza wadami mam także dużo zalet. Anna, koleżanka ze szkolnej ławy wpisała mi kiedyś do pamiętnika słowa: „miła, sympatyczna jak gitara elektryczna”. Na wstępie zaznaczę, że była ona osobą niezwykle prawdomówna i prostolinijną. Dosyć o mnie, przejdźmy do sedna. W tym pesymistycznym humorze wybrałam się w odwiedziny do babci. Jaki miałam cel? Oczywiście pożyczka pieniężna. Nie myślcie tylko, że jestem pazerna, po prostu znalazłam się w trudnej sytuacji materialnej i potrzebowałam pomocy. Miałam nadzieję, że staruszka jest nadal tak hojna jak wtedy, kiedy byłam dzieckiem. Teraz niestety nie mam różowej sukienki, dwóch kucyków i noska umorusanego kremem czekoladowym, mimo to liczyłam na dofinansowanie. Stanęłam blisko poręczy umocowanej do ściany. „Pewnie miała ona służyć jako podpórka dla zmęczonych staruszek” pomyślałam. Nie miałam jednak na myśli mojej babci, gdyż ona od kąt pamiętam była kobieta pełną młodzieńczego wigoru. Pomijając fakt, że nie widziałam jej od przeszło roku, zawsze przecież mogłam powiedzieć, że miałam dużo pracy. I wcale bym nie skłamała. Biuro-praca, dom-praca. Z biegiem czasu ten wir stał się całym moim jestestwem. Wielu znajomych nazywało mnie pracoholiczką lub pracusiem. „Teraz to wszystko uległo zmianie” rozważałam. Cały ten wir zatrzymał się i kazał mi wysiąść. Zostałam sama z moimi problemami. Stałam się biedną, bezrobotną dziewuchą. Tak! Myślę że dziewucha to znakomite określenie, bo jak taką nieudacznicę jak ja nazwać dziewczyną? To zbyt pobłażliwie. Kiedy to już puściłam się tej przeklętej poręczy, weszłam po schodach na pierwsze piętro. Stanęłam u drzwi mieszkania babci. Wystukałam takt przypominający pukanie Milagros do starej babki Ancheliki w „ Zbuntowanym Aniele”. Poprawiłam fryzurę i z uśmiechem na twarzy czekałam, na otwarcie. W tym czasie wpatrywałam się w metalowe drzwi, na których wisiał numer mieszkania i nazwisko właściciela. Ku mojemu zdziwieniu nie były to dane mojej babci. „A. Niebieski” tak brzmiało nazwisko, które było napisane na drzwiach. Sama nie bardzo wiem dlaczego, ale ta cała sytuacja bardzo mnie rozbawiła. „A. Niebieski” sprawił, że dostałam napadu tzw. głupawki, która objawia się parskliwym śmiechem.. Nagle drzwi otworzyły się, a moim oczom ukazała się postać, która bynajmniej nie była moją babcią. Przede mną stała młoda kobieta ubrana w niezbyt modną kieckę. Zrobiło mi się jej żal. „Taka ładna, a nawet ją na porządne ciuchy nie stać” pomyślałam. Jednak zaraz się zreflektowałam, gdyż przypomniałam sobie o własnym, niezbyt licznym stanie konta. Dosłownie minutę później spostrzegłam, że pensjonareczka ma skrzydła jak Anioł. Stała bokiem do mnie, a więc dokładnie obejrzałam tę oryginalna część ciała. Dziwne było również to, że jej oba skrzydła były odmiennej barwy. Jedno było w kolorze przeczystej bieli, a drugie miało czarne zabarwienie. Dziewczyna w delikatnej dłoni ściskała purpurową chustę, którą ocierała kryształowe łzy. Na kilka chwil jakaś, nieziemska siła odebrała mi mowę. Po pewnym czasie z gardła wydostał się dźwięk, który w niczym nie przypominał mojego naturalnego głosu. - Co ci jest? -Nic. Dziewczę spojrzało na mnie przekrwionymi oczami. -Jak to nic, przecież płaczesz? -Widzisz jak ja wyglądam? Już nie jestem aniołem… -Jak to nie? Masz skrzydła, a to atrybut aniołów. - Jakie to skrzydła, gdy jedno z nich jest jak z piekła rodem? Dziewczyna płakała coraz bardziej. Jej łzy spływały po nagim dekolcie, jak woda z górskiego potoku, chwilami meandrowały tam gdzie jej kości wydawały się być bardziej wypukłe. Razem z mokrymi łzami pozbywała się całego smutku jaki tłumiła w sercu. Pragnęłam stać się dla niej pomocą w smutku, podać dłoń i pomóc powstać, jednak gdzieś w głębi serca czułam niewytłumaczalny lęk. -Pozwól, że spytam, dlaczego twoje lewe skrzydło jest czarne? Anielica wzięła głęboki oddech i zaczęła snuć opowieść. -Jakiś czas temu zostałam wygnana z Nieba. Właściwie to Najwyższy wysłał mnie na misje, abym upatrzyła sobie tutaj na Ziemi dobrą duszyczkę, którą będę prowadzić przez jej ziemskie życie. I tak natrafiłam na twoją babcie, dla której postanowiłam być Aniołem Stróżem. Siedziałam i wpatrywałam się w błękitne oczy dziewczyny, w których odbity był przepiękny krajobraz Boskich Niw. Jej blond włosy wyglądały jak utkane z promieni słońca, a ich blask sprawiał, że cały ponury korytarz nabierał świetlistych barw. Tymczasem dziewczyna mówiła dalej. -Zlecono mi, abym prowadziła twoją babcię przez dalsze życie, ucząc ją „świętości”. Jednak nie udało mi się zrealizować tego wspaniałego planu, gdyż mnie samej nie udało się być dobrą. - Czemu? Przecież jesteś Wszechmogącym Aniołem. -Tak ci się tylko zdaje Irmino. Dziewczyna zaśmiała się, a ironia w jej głosie wzbudziła we mnie podejrzenia, co do jej Niebieskiej Tożsamości. -Skąd znasz moje imię? Spytałam ozięble. -Anioły wiedzą wszystko. Jej głos zaczął mnie nie tyle drażnić, jak prowokować do wybuchu agresji. -Widzę, że niespokojne twe serce zaczyna się denerwować. W ten właśnie sposób odróżniam dobre dusze od złych. -Denerwują mnie osoby takie jak ty! Nie znam cię i nie wiem czego ode mnie chcesz. Przyszłam w odwiedziny do babci, tymczasem zamiast niej spotykam Anioła. - Pewnie chcesz wiedzieć gdzie w takim razie przebywa twoja babcia? - Gdzie? Ton w jakim mówiłam sprawił, że dziewczyna odsunęła się gwałtownie. - Hermenegilda wyszła wczoraj rano do piekarni po bułki. Była zdenerwowana, przeklinała. - Moja babunia? To niedorzeczne. - Ja Anielica załamałam się i tym samym zrezygnowałam z posady Anioła Stróża. Rozumiesz o co chodzi? - Tak. Babcia nie jest już dobra, bo odeszłaś od niej ty-źródło miłości. Powiedz tylko co takiego się stało, że przestałaś ją prowadzić? -Nie udało mi się zrealizować Boskiego planu, gdyż dosięgła mnie szatańska moc grzechu. Nie mogłam być dobra w tym przeklętym świecie…nie potrafiłam. -Co zrobiłaś? -Jeśli ci powiem potępisz mnie. Słowa dziewczyny budziły we mnie coraz większą ciekawość. -Co uczyniłaś złego? Proszę powiedz. -Zabiłam życie, które było poezja i sztuką zarazem. Anielica stanęła tyłem do ściany, abym nie widziała jej smutnych oczu. Jednak ja nie bałam się jej „trądu”- jej wewnętrznego cierpienia. -Kogo? Podeszłam do niej, wtuliłam twarz w jej skrzydła i spytałam… a moje słowo było zaledwie szeptem. -Motyla. Odpowiedziała drżącym głosem, jakby bała się odrzucenia. Kiedy tak stałyśmy, poczułam jakby tchnienie morskiego wiatru, który wdarł się do moich puc przez lekko rozchylone usta. Moje ludzkie problemy rozpłynęły się jak pod dotykiem Boskiej Dłoni. Zrozumiałam, że w życiu nie pieniądze, nie uroda są ważne, a miłość. Czułam, że Niebo stoi teraz przede mną otworem. Muszę tylko nieustannie szukać dobra i czynić dobro. To jest cel, to sens mojego życia! Dzięki Anielicy pojęłam, że „Anioły są wśród nas, a każdy z nich to każdy z nas” Na koniec wypowiedziałam jedno zdanie, które stało się balsamem na duszę Anioła. -Możesz wracać, misja spełniona. Anielica wiedziała, że są to słowa Boga.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...